Wszystkie teściowe Alka Rogozińskiego. Wywiad z autorem książki „Teściowe w tarapatach“

LubimyCzytać LubimyCzytać
25.11.2020

Czas na kontynuację przygód Mai i Kazimiery! Alek Rogoziński napisał kontynuację powieści „Teściowe muszą zniknąć” i choć plan zakładał, że tym razem stateczne bohaterki wyruszą na urlop w Świętokrzystkie, to i tam zostają wplątane w morderstwo.

Wszystkie teściowe Alka Rogozińskiego. Wywiad z autorem książki „Teściowe w tarapatach“ ©Paweł Płaczek

[Opis wydawcy] Najlepszy prezent dla teściowych? Relaksująca wyprawa w Świętokrzyskie. I choć każda z pań ma inny plan podróży – Kazimiera pragnie zwiedzić wszystkie sanktuaria maryjne, a Maja skosztować trunków w lokalnych winnicach i zrelaksować się w tamtejszych SPA – to szybko okazuje się, że połączy je wspólny cel: ratowanie życia.

Wplątane w morderstwo, za którym stoją członkowie tajemniczej organizacji znanej od wieków jako zakon Smoka, uciekające przed polującymi na nie bandytami, niemogące liczyć na pomoc policji, Kazimiera i Maja będą musiały wykazać się umiejętnościami godnymi agentek służb specjalnych. A przede wszystkim – nauczyć się współpracować. 

Marcin Olgierd: Tęsknił pan za swoimi książkowymi teściowymi?

Alek Rogoziński: Nie miałem na to czasu! Ten rok był dla mnie prawdziwym literackim rollercoasterem. Kiedy w maju w księgarniach pojawiła się pierwsza część przygód teściowych („Teściowe muszą zniknąć”), pisałem już „Babkę z zakalcem” i zbierałem pomysły na świąteczny kryminał „Nieboszczyk sam w domu”. I na tym planowałem zakończyć tegoroczne prace. W czerwcu okazało się jednak, że „Teściowe” stały się hitem sprzedaży i w związku z tym pojawiło się nieśmiałe pytanie, czy nie dałbym rady napisać kolejnego tomu na Mikołajki. Najpierw trochę się przeraziłem, bo zgoda na tę propozycję oznaczała, że kolejne cztery miesiące spędzę non stop przez komputerem od rana do wieczora, świątek, piątek i niedziela, ale potem dotarło do mnie, że i tak nie mam nic innego do roboty. Z pracy na etacie w redakcji zrezygnowałem na początku roku, bo nie dawałem już rady łączyć jej z pisaniem książek, pandemia zamknęła mnie w domu, nie mam właściwie żadnego życia prywatnego, tras autorskich i tak w tych dziwacznych czasach nie będzie, więc... mogę pisać! Przyznam jednak, że trochę przeholowałem z mierzeniem sił na zamiary, bo kiedy we wrześniu postawiłem kropkę po ostatnim zdaniu „Teściowych w tarapatach”, poczułem się mniej więcej tak, jakbym wspiął się na Mount Everest, w dodatku podczas burzy śnieżnej, bez odpowiedniego oprzyrządowania i przy okazji chorując na koklusz. Razem z wydaną na początku roku powieścią „Miłość ci nic nie wybaczy” napisałem pięć książek w dziewięć miesięcy! Obłęd. Obiecałem sobie: nigdy więcej podobnego szaleństwa!

To fakt, że od premiery pierwszej części książki „Teściowe muszą zniknąć” minęło ile? Pół roku? Tempo pojawienia się drugiej jest ekspresowe. Spodziewał się pan, że bohaterki tak szybko powrócą?

Nie spodziewałem się, że nastąpi to aż tak szybko, ale po napisaniu „Teściowe muszą zniknąć”, miałem przeczucie, że to jeszcze nie koniec przygód moich bohaterek. Kwestia o tyle dziwna, że nie planowaliśmy z W.A.B., że będzie to seria. Mało tego! Początkowy nakład książki, ze względu na nieprzewidywalność rynku księgarskiego w czasie lockdownu i pandemii, był o wiele mniejszy niż to bywało w przypadku moich poprzednich powieści. Potem jednak okazało się, że dodruk goni dodruk i ostatecznie jest to w tej chwili jeden z moich największych bestsellerów. Często bywa tak, że kiedy jakaś książka ewidentnie przypadnie czytelnikom do gustu, a można zrobić z niej serię, to gdzieś w tyle głowy pojawia się pokusa, aby pisać kolejne tomy. Najważniejsze, żeby mieć pomysł i chęć do pisania, bo w literaturze nie da rady nic zrobić na siłę. To znaczy – da radę, ale efekt wyjdzie opłakany. Na szczęście w przypadku „Teściowych w tarapatach” był i pomysł, i chęć.

Autorzy, z którymi rozmawiam mawiają, że drugie tomy są trudniejsze do napisania niż te pierwsze, bo są już pewne oczekiwania i wobec autora, i wobec bohaterek. Jakie jest pana zdanie?

Widać jestem wyjątkiem, bo drugie tomy serii i o Joannie Szmidt („Morderstwo na Korfu”), i o Róży Krull („Lustereczko, powiedz przecie”) pisało mi się o wiele łatwiej niż pierwsze i uważam je za bardziej udane. Istnieje za to inna reguła: niezależnie od tego, czy są lepsze, czy gorsze od swoich poprzedniczek, drugie części serii prawie zawsze gorzej się sprzedają. U mnie się to, niestety, sprawdza. „Morderstwo na Korfu”, które sam uważam za jedną z moich najlepszych książek, rozeszło się w bardzo małym nakładzie, a i wyniki „Lustereczka...” raczej nie powodują chęci otworzenia szampana. Trzymam kciuki za to, żeby „Teściowe w tarapatach” stały się wyjątkiem od tej reguły. Tym bardziej, że jestem z tej książki bardzo zadowolony i dumny, a to nie zdarza mi się znowu aż tak często.

Pamiętam, że do napisania „Teściowe muszą zniknąć” zainspirowała pana zasłyszana w tramwaju rozmowa dwóch kobiet, które były w opozycji totalnej do siebie, dopóki… nie doszło do tematu ślub ich dzieci. A co stanowiło inspirację do historii zawartej w „Teściowych w tarapatach”?

Pojechałem kiedyś na spotkanie autorskie do liceum w Opatowie. Nauczycielka języka polskiego wpadła tam na kapitalny pomysł organizowania raz do roku „Nocnego maratonu czytania”. Rok wcześniej licealiści wybrali na „lekturę pod gwiazdami” moją powieść „Jak Cię zabić, kochanie?” i w związku z tym pojawiła się idea, abym wziął udział w kolejnym maratonie. W ramach „bonusu” dostałem możliwość zwiedzenia słynnych podziemnych piwnic, czyli trzech kondygnacji pomieszczeń i korytarzy, znajdujących się pod opatowskim rynkiem. Dodatkowego dreszczyku dodawał temu fakt, że owe podziemia otwarto dla mnie o północy, byliśmy tam razem z moim agentem jedynymi zwiedzającymi, a oprowadzali nas ludzie, którzy to miejsce i związane z nim legendy znali tak dobrze, że przez moment zastanowiłem się nawet, czy oby nie mają gdzieś tam ukrytego wehikułu czasu. Opowiadali bowiem o wszystkim tak drobiazgowo, jakby byli świadkami powstawania tego jedynego w swoim rodzaju podziemnego labiryntu. To przy tej okazji dowiedziałem się o istnieniu XVI-wiecznego Zakonu Smoka, czyli działającej w sekrecie organizacji, zrzeszającej europejskie koronowane głowy i możnowładców, która potem stała się dla mnie inspiracją do wymyślenia zagadki kryminalnej w „Teściowych w tarapatach”.

Ponownie pojawia się także wątek historyczny. Teraz dużo bardziej zamierzchły. Skąd pomysł, żeby cofnąć się aż sześć wieków?

Wcale nie aż tak dużo bardziej zamierzchły! W „Teściowe muszą zniknąć” cofnęliśmy się przecież do Potopu Szwedzkiego, czyli do wieku XVII. A teraz do czasów ledwie dwieście lat wcześniejszych, kiedy to narodziła się legenda o Władysławie Warneńczyku. Według niej młody, bo ledwie dwudziestoletni władca nie zginął w bitwie pod Warną, a dożył słusznego wieku jako obywatel Portugalii, niejaki don Henrique Alemão, mieszkając na Maderze, w posiadłości podarowanej mu przez króla tego kraju. Historia ta oraz dokumenty i wydarzenia świadczące o jej autentyczności (a przynajmniej domniemaniu takowej) zafascynowały mnie do tego stopnia, że wykorzystałem je w swojej książce.

Katarzyna Pakosińska, która poleca pana książkę na IV okładce, piszę, że ma pan śmiech na rękach. W ustach tej satyryczki to ogromny komplement.

Za który z całego serca pani Kasi dziękuję! To nie jest nasze pierwsze spotkanie, bo pani Kasia nagrała dwa lata temu audiobook mojej powieści „Zbrodnia w wielkim mieście” i zrobiła to po prostu fenomenalnie! Słuchając jej interpretacji, zapominałem momentami, że sam to napisałem! W ogóle mam ogromne szczęście do osób, które nadają życie moim postaciom. Od Pauliny Holtz, która czytała książki o przygodach Róży Krull, poprzez Joannę Kołaczkowską, Anetę Todorczuk (to jej głosem „mówią” teściowe!), Tomka Ciechorowskiego czy Macieja Radla, moje książki dostają się w ręce wyjątkowo utalentowanych, charakterystycznych, a przy okazji też przesympatycznych ludzi. Na liście moich audiobookowych marzeń jest jeszcze pani Krystyna Janda, ale nie znalazł się póki co nikt odważny, żeby jej to zaproponować. A ja sam jestem skończonym gamoniem, bo miałem ku temu idealną okazję i równie idealnie ją zmarnowałem. Rok temu jechaliśmy z panią Krystyną tym samym pociągiem na berliński koncert Cher i nawet wysiedliśmy na tej samej stacji, a potem w tym samym miejscu czekaliśmy na taksówki. I co? Zamiast się przedstawić i opowiedzieć o swoim marzeniu, przez dwie minuty perorowałem przed panią Krystyną o tym, że debiutancki koncert Cher w jaskini przerwało wtargnięcie tam mamutów. I że mając dziesięć tysięcy lat, też chciałbym się tak dobrze trzymać, jak ona. No, po prostu debil!

Przyznam, że czytając perypetie Mai i Kazimiery, niejednokrotnie wybuchałem śmiechem – często w miejscach, w których mogłem zostać wzięty za wariata. (śmiech) Ale przyznam, że sięgając po pana książki, tego właśnie oczekuję – ubawu po pachy, relaksu, oderwania się od tu i teraz. Ciekawi mnie jednak czy nie męczą pana te oczekiwania czytelników?

Nieee… Bo to nie jest tak, że siadam do komputera i myślę „a teraz koniecznie ma być śmiesznie, bo ludzie tylko na to czekają”. Nie! Książka powinna być dobra, wciągająca, w przypadku kryminałów logiczna i sprawić, aby podczas jej czytania zapominało się o całym świecie. Aspekt komiczny jest równie ważny, ale w przypadku komedii kryminalnych nie może być ważniejszy niż sama akcja. Dlatego mniej koncentruję się na wymyślaniu gagów i zabawnych dialogów, a bardziej na stworzeniu wciągającej i oryginalnej zagadki kryminalnej. A że styl mam, jaki mam, to i tak nie wyjdzie mi tak do końca poważnie. Ale to dobrze, bo – jak zgodnie twierdzili Monteskiusz i Joanna Chmielewska – „powaga jest tarczą głupców”.

Zastanawiał się pan nad napisaniem książki w innym gatunku niż komedia kryminalna?

Tak. Pracuję nad powieścią historyczną, której akcja toczyć się będzie w III wieku naszej ery w Cesarstwie Rzymskim. Nic więcej na razie nie zdradzę. A ponieważ czuję, że będzie to jedyna taka książka w moim życiu, a przy okazji ukłon w stronę małego brzdąca, który w latach 80. wystawał w sobotę pod kioskami „Ruchu” od czwartej nad ranem, aby kupić „Przekrój” z kolejnym odcinkiem „Pocztu cesarzy rzymskich” pióra pana profesora Aleksandra Krawczuka, to przygotowuję się do tego powoli, ale wyjątkowo skrupulatnie. Na sam research dałem sobie jakieś dwa, trzy lata.

Niedługo święta. Czego życzyć Alkowi Rogozińskiemu-autorowi i Alkowi Rogozińskiemu-zwykłemu/niezwykłemu człowiekowi?

Zwykłemu, zwykłemu… Nie ma we mnie nic niezwykłego. No chyba że skleroza. Ostatnio po tym, jak udało mi się zapomnieć, jakie imię wybrałem na bierzmowaniu i upierałem się, że było to „coś długaśnego na M”, po czym okazało się, że chodziło o Dariusza, zacząłem się nawet zastanawiać, czy oby nie przeszedłem już COVID-u i nie cierpię w jego następstwie na mgłę mózgową. Życzmy mi więc, żebym znalazł w końcu swój mózg. A tak serio – wszystkim nam przyda się dużo zdrowia, bo jak pokazują ostatnie miesiące, bez niego ani rusz, oraz rozsądku w tych wyjątkowo nierozsądnych czasach. Pozdrawiam serdecznie odwiedzających lubimyczytać.pl, czyli portal, który i ja sam lubię czytać!

Fragment powieści „Teściowe w tarapatach”

– Czy to jest…? – zapytała, wpatrując się w stojący obok łóżka Niedzielskiej nocny stolik,
a właściwie w mały, leżący na nim przedmiot.

– Gnat – oświadczyła ponuro Kazimiera.

– Co? – Maja wytrzeszczyła oczy.

– Rewolwer – rzekła Kazimiera jeszcze smętniej.

Maja z wolna zaczęła odzyskiwać trzeźwość umysłu.

– Sama jesteś rewolwer – powiedziała z politowaniem, zrywając się z łóżka i mając wrażenie, że kamień w jej głowie ewoluuje w wyrzutnię rakiet, która w dodatku zaraz eksploduje. – To jest pistolet. – Podeszła do stolika i przyjrzała się broni. Niewielki czarny pistolet miał na lufie napisy „Glock”, „26”, „Austria” i „9x19”. Ze względu na rozmiar sprawiał wrażenie bardziej dziecięcej zabawki niż śmiercionośnej broni. – Skąd się tu wziął?

Książka jest już dostępna do kupienia w księgarniach internetowych


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Renialubiczytać  - awatar
Renialubiczytać 25.11.2020 21:58
Czytelniczka

Czytałam kilka książek Rogozińskiego, są super. Humor i lekkość pióra niesamowite, a do tego ciekawa fabuła i akcja to przepis na sukces. Niestety żadnej części o teściowych. Mam nadzieję że może Mikołaj coś przyniesie☺

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 25.11.2020 13:37
Czytelnik

Tak historia to coś pięknego/

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 25.11.2020 12:37
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post