rozwiń zwiń

Traumy, lęki, obyczajowy półświatek. Wywiad z Piotrem Matysiakiem, autorem książki „Patożycie”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
16.02.2024

Piotr Matysiak, autor książki „Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego”, zabiera nas w wyjątkową podróż po mrocznej stronie rzeczywistości. Opisując realia swojej pracy, nie szczędzi szczegółów, kreśląc bardzo przejmujący, niekiedy wulgarny, ale przede wszystkim autentyczny obraz związany z działaniem w sferze podwyższonego ryzyka i moralnych niejednoznaczności. Czy praca kuratora to społeczna misja? Czy tragedia człowieka to faktycznie tylko statystyka? Zapraszamy do rozmowy z autorem książki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM.

Traumy, lęki, obyczajowy półświatek. Wywiad z Piotrem Matysiakiem, autorem książki „Patożycie”

[Opis – Wydawnictwo RMZ biegiem lat uodporniłem się w tym zawodzie. Nie na krzywdę dzieci, ale na patolę i ich tryb życia. Skoro jesteś dorosły, to chlej, ćpaj, żyj w syfie albo na dworcu. To w sumie twój wybór, a ja jedynie mogę ci powiedzieć, że można inaczej. […] Ale jeżeli prowadząc taki tryb życia, masz pod opieką dzieci – zabiorę ci je. I zrobię to z przepięknym uśmiechem na ustach i satysfakcją, bo wiem, że twoje dzieci, które hodujesz, dostaną szansę na inne życie. Czy z niej skorzystają? Nie wiem, ale przynajmniej będą miały wybór.

Jak wygląda praca kuratora sądowego? Kim są ludzie, z którymi styka się każdego dnia?

Na kartach notatnika kurator opisuje realia swojej pracy. To popegeerowskie wsie, brudne dzielnice i stare kamienice, świat alkoholików, meneli, sprawców i ofiar przemocy, rozwodników wszelkimi sposobami walczących o dzieci i ludzi, których los ich dzieci obchodzi mniej niż butelka wódki. To także urzędowe absurdy, bezsensowne sprawy, papierologia, lekceważenie pracy kuratora. Świat, w którym krzywdzone dziecko jest statystyką i problemem dla służb, a kolejny patol przestał wzbudzać już jakiekolwiek emocje.

Na książkę składa się nieco ponad dwadzieścia obrazów, opisanych subiektywnie, żywym, dosadnym językiem, pozbawionych upiększeń. Autor nazywa swoich bohaterów i sytuacje po imieniu. W unikalny sposób przedstawia świat, który większości z nas jest nieznany, od którego odwracamy wzrok, a jednak stanowi on zaskakująco szeroki margines życia w Polsce.

Wywiad z Piotrem Matysiakiem, autorem „Patożycia. Z notatnika kuratora sądowego”

Marcin Waincetel: „Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego” przypomina swoistą spowiedź – a już z całą pewnością prywatno-zawodowe zwierzenia. Co skłoniło pana do tego, aby podzielić się kulisami swojej pracy? 

Piotr Matysiak: Myślę, że wszystko po trochu złożyło się na chęć założenia najpierw bloga, a potem, po jego sukcesie (zwycięstwo w konkursie Blog Roku 2012 w kategorii Polityka i społeczeństwo), wydanie książek, które ukazują niejako od środka pracę kuratora sądowego. Złożyły się też na to moje doświadczenia, gdyż w przeszłości prowadziłem zajęcia i szkolenia ze studentami pedagogiki czy resocjalizacji, a także miałem praktykantów. Okazało się, że ci młodzi ludzie tak naprawdę nie mają pojęcia, z czym będą musieli się mierzyć w przyszłej pracy zawodowej, a studia, przynajmniej wtedy, nie przygotowywały do pracy z osobami z marginesu społecznego czy z dziećmi doznającymi przemocy.

Teoria często nie wytrzymuje zderzenia z praktyką, zwłaszcza w tak specyficznym zawodzie.

Oczywiście do tego wszystkiego doszedł ogrom tragedii, jakiej byłem świadkiem, szczególnie w stosunku do dzieci, brak skutecznych narzędzi do oddziaływania na rodziny, w których źle się dzieje, a także rosnący zakres obowiązków, a niewywiązywanie się z nich groziło postępowaniem dyscyplinarnym, a nawet prokuratorskim. To wszystko powodowało też, że chciałem pokazać innym osobom, niezwiązanym z branżą, że urzędnik państwowy to też człowiek, też ma uczucia i nie zawsze zgadza się z zastaną rzeczywistością, a ma związane ręce przepisami. I chciałem, aby to wybrzmiało, nieubrane w piękne literackie słowa, ale żeby czytelnik poczuł ten brud, tak jak ja go czuję, gdy dotykam brudnej, oblepionej poręczy, wchodząc na piętro kamienicy. I jest jeszcze coś, co wzbudzało we mnie wtedy wściekłość. 

To znaczy?

Media, głównie telewizja. Obrzydzenie mnie brało, jak dziennikarze przedstawiali meliny, w których sugerowano, że dzieci z biedy zabrano przez kuratora do domu dziecka, a płaczące matki z opuchniętymi od alkoholu twarzami wypowiadały się o swojej miłości do swych pociech. To też był jeden z powodów, dla których zdecydowałem się ukazać ten świat, niewidoczny z okien ładnych osiedli.

Z  jednej strony jestem empatyczny i  niosę pomoc. Mam pomagać. Mam wpływać na rodzinę tak, aby zmieniło się u niej na lepsze. Mówię miłe słowa, pocieszam, wzmacniam, podbudowuję. Z drugiej – bezwzględnie muszę podjąć decyzję o tym, co zrobić z dzieckiem, gdy jest coraz gorzej. Nie zważać na prośby, na lamenty, na ciągłe obietnice poprawy. Nie zważać na przestraszone buźki patrzące w moją stronę i zadające pytania: „Czy przyszedł nas pan zabrać?”

Z pana książki dowiadujemy się, jak wygląda praca kuratora sądowego, określone środowisko pracy, ale też kim są ludzie, z którymi styka się pan niemal każdego dnia. To nie tylko biurokracja, ale też praca terenowa – popegeerowskie wsie, brudne dzielnice i stare kamienice. Wspomina pan o uodpornianiu się na różne, czasami ekstremalnie trudne sytuacje. Ale czy taki pancerz pozwala jeszcze na to, aby w tej pracy zobaczyć człowieka?

Człowieka zawsze musisz umieć zobaczyć i starać się mu pomóc. Nawet kiedy z pijackiej meliny zabierasz dzieci, to ich rodzic kiedyś wytrzeźwieje i przyjdzie do ciebie. I wtedy starasz się pomóc odzyskać mu dzieci, tłumacząc zawiłości sądowe oraz to, jakie kroki powinien podjąć. Są chwile, kiedy emocje w tobie buzują i trzymasz mocno język za zębami, ale gdy ochłoniesz, musisz przejść do wykonywania swoich obowiązków – a tym jest praca z ludźmi z marginesu, którym możesz tylko tłumaczyć i których możesz tylko motywować, aby zmienili swoje postępowanie. Oczywiście przychodzi moment, że masz dość, gdy po raz kolejny cię oszukają albo okłamią, a gdy im to udowodnisz – wyładowują na tobie także złość, ale na zewnątrz musisz być profesjonalistą. W tej pracy możesz się uodpornić na widok pijanych rodziców, na widok meliny, ale nie uodpornisz się na widok krzywdzonego dziecka. Zresztą każda sytuacja, z którą się spotykasz, jest inna, często zaskakująca i dynamiczna. A ty musisz skutecznie działać, jeszcze martwiąc się o siebie.

Czy możemy spróbować przywołać konkretne wspomnienie, które ukazałoby to, o czym pan mówi?

Pamiętam zdarzenie, gdy pijana matka leży przede mną i błaga, by nie zabierać dzieci, a obok dwóch policjantów skuwa w kajdanki agresywnego konkubenta, jednocześnie pytając mnie, co robić z matką i dziećmi. I wtedy musisz mieć ten pancerz, by z zimną krwią podjąć właściwe decyzje, ale jednocześnie buzuje w tobie adrenalina. I gdy potem wracasz do domu i siadasz na kanapie, to okazuje się, że przez godzinę nie jesteś w stanie się ruszyć. To wyczerpuje psychicznie, ale następnego dnia znów do tego wracasz, bo musisz sporządzić szczegółowe sprawozdanie z interwencji, a w międzyczasie wypływają kolejne niecierpiące zwłoki sprawy. Mam takie wrażenie, że system traktuje cię jak maszynę, zapominając, że jesteś człowiekiem czującym i przeżywającym ogrom tragedii, z którą się spotykasz. I to chciałem ukazać w książce. Kontrowersyjnie? Trochę tak, ale jeśli chcesz przebić się do ogółu świadomości, musisz zastosować taki zabieg.

„Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego” to zbiór historii, które przytrafiły się panu w życiu zawodowym. Ich głównym tematem są dzieci i środowiska, w których żyją. Pisze pan o tzw. Polsce C, gdzie człowiek jest statystyką, a kurator bywa uwięziony w systemie biurokracji. Czy swoją pracę pojmuje pan w kategorii specjalnej profesji, a może nawet powołania? Czy to jednak zbyt romantyczny obraz, biorąc pod uwagę niełatwą codzienność, z którą mierzy się pan niemal każdego dnia?

Jeśli nie lubisz pracy z ludźmi, to po prostu się do niej nie nadajesz. To oczywiste, że musi być jakaś forma wewnętrznego powołania, bo przecież bez problemu – przynajmniej ja, ze swoim wykształceniem – mógłbym znaleźć pracę jako urzędnik czy specjalista w jakiejś firmie. Ale moja droga zawodowa zawsze szła w kierunku związanym z resocjalizacją, bo czułem, że ten rodzaj aktywności zawodowej sprawia mi przyjemność. Romantyzmu za wiele tu nie ma, bo co romantycznego może być w rozmowie z podpitym alkoholikiem, który za wszelką cenę próbuje wmówić ci, że na terapię uzależnień chodzi, ściemnia, że zapach z ust to przez leki, jakie przyjmuje, i jednocześnie chowa za plecami butelkę z alkoholem? Ale czasami jest satysfakcja, że komuś naprawdę pomogłeś i go zmotywowałeś, dzięki czemu już kilka lat utrzymuje abstynencję. I właśnie takie sytuacje, gdy ktoś skorzystał z szansy, pozwalają ci wierzyć, że jednak ta praca ma sens.

W posłowiu swojej publikacji wspomniał pan: „nie oszukujmy się – nie lubimy patrzeć na patoli. Gardzimy nimi, gdyż nie żyją tak, jak powinni, a przynajmniej nie według naszych norm…”. Pisze pan o roszczeniowym podejściu, o oszustwach, życiu w kłamstwie. Ale czy nie uważa pan, że czasami – zwłaszcza w soczewce mediów goniących za sensacją – jest jednak trochę inaczej? Że ludzie (oczywiście uogólniając) chcą oglądać świat toksycznej patologii, aby poczuć się lepiej?

Ależ to chyba w naturze człowieka leży podglądanie innych, szczególnie tych, którzy mają gorzej. Programy Elżbiety Jaworowicz, programy interwencyjne, reportaże ukazujące przemoc, biedę i meliny… Nawet w internecie filmy nagrane amatorsko, z pijanymi osobami, mają miliony wyświetleń. Skąd też popularność pseudodokumentów pokroju „Trudne sprawy”? Lubimy patrzeć, że ktoś ma gorzej, że ktoś ma podobne problemy, jak my, a wręcz czujemy się lepiej, że nas taki los nie spotkał. To jest chyba natura ludzka, której się nie pozbędziemy, bo chyba jesteśmy ciekawi tego, co nas otacza.

Widziałem, jak pracujący dorywczo człowiek pisze oświadczenie, w którym twierdzi, że nie ma żadnego dochodu, tylko po to, by otrzymać dodatkowy zasiłek w wysokości kilkuset złotych, i śmieje się z ciebie, że zarabiasz na etacie mniej niż on w  ciągu tygodnia. Nie ma żadnych skrupułów, by kłamać, i nie przejmuje się tym, czy poniesie jakieś kon- | 7 sekwencje, bo w tym kraju jeszcze nikogo nie skazano za nieprawdziwe oświadczenie związane z  wyłudzeniem zasiłku w wysokości kilkuset złociszy (albo ja o tym nie słyszałem)

Odtwarzając rzeczywistość, z którą mierzy się pan zawodowo, nie nakładał pan żadnych dodatkowych filtrów, na przykład w sferze języka. Nie unika pan zatem wulgarnych określeń. Czy zależało panu na tym, aby zwykły czytelnik poczuł ten brud, ciężki, duszący niekiedy klimat?

Słowa mają podkreślić ciężar chwili, co staram się przekazać w reportażach. Powiemy, że to słownictwo rynsztokowe, które nie powinno być używane, szczególnie w literaturze, a już na pewno nie przez urzędnika państwowego. Ale wystarczy stanąć na korytarzu szkolnym w podstawówce, by usłyszeć jeszcze bogatsze przekleństwa. Przecież większość z nas używa tych słów, i to nawet publicznie. Przyjąłem w książce, że nie będę pudrował rzeczywistości, bo jest ona brudna i często naznaczona zgnilizną moralną, ale słowa są adekwatne do tych środowisk, które rządzą się swoimi prawami, gdzie królują przemoc, wulgaryzmy i brak szacunku do innego człowieka. Nie wyobrażam sobie, by melinę i odgłosy z niej dochodzące opisać inaczej, jak słowami, które są w niej używane. Oficjalnie, sporządzając dokumenty sądowe, takich słów nikt nie używa, ale wystarczy usiąść z policjantami, strażnikami więziennymi. W prywatnej rozmowie nikt nie gryzie się w język – i właśnie w ten sposób, z użyciem takich wyrazów, nazywa rzeczy po imieniu. Używane przekleństwa są często wyrazem złości, gniewu, frustracji, i tak zostały użyte w mojej książce. Jedni będą odsądzać mnie od czci i wiary, inni uznają je za całkowicie zasadne.

Jaki element pracy nad książką był dla pana najbardziej satysfakcjonujący, a co stanowiło największe wyzwanie w czasie pisania? Pytam, ponieważ „Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego” to obraz bardzo toksycznych zachowań i ekstremalnie trudnych sytuacji.

Największą satysfakcją jest dla mnie fakt, że książka trafia do szerszego odbiorcy. Czytelnicy, niekoniecznie związani z branżą, mogą poznać od środka pracę z osobami żyjącymi na marginesie, a jednocześnie zobrazować sobie, że świat „patoli” to także świat oszustów, kombinatorów, kłamców, którzy wielokrotnie żerują na systemie i naszej naiwności, a urzędnik państwowy, jakim jest kurator, jest tylko człowiekiem – ze swoimi słabościami, emocjami, ograniczony dodatkowo masą przepisów i w większości wypadków mogący niewiele zrobić, nawet jak jest jawnie przez swoich nadzorowanych wprowadzany w błąd. Wiem też, że czytają mnie politycy i osoby mające wpływ na stanowione prawo, i (może naiwnie) liczę po trosze, że mając w pamięci tę książkę, inaczej spojrzą na pewne kwestie. Z kolei największym wyzwaniem był umiejętny dobór historii, by były zróżnicowane, a jednocześnie przedstawiały zakres pracy kuratorów sądowych, w wielu aspektach ukazując także absurdy, z jakimi się stykamy. No i najważniejsze, jak ukazać emocje, które tobą targają w zderzeniu z tragicznymi sytuacjami, których jesteś świadkiem, jednocześnie nie pozbawiając siebie profesjonalizmu i człowieczeństwa. To nie było łatwe, jednakże myślę, że mi się udało

W swojej opowieści odnosi się pan do tego, że praca kuratora jest często na cenzurowanym, ba, że to profesja lekceważona. Skąd się to bierze? Działa pan przecież w słusznej sprawie, prowadząc dosyć istotną społecznie walkę o sprawiedliwość. Proszę wybaczyć, jeśli nadużywam tak mocnych słów, ale zastanawiam się, dlaczego zawód kuratora bywa tak negatywnie postrzegany. Nie tylko, choć oczywiście zwłaszcza, przez środowiska patologiczne.

Wpływ na to mają, jak sądzę, dwie kwestie. Pierwsza to przekaz medialny, a także oczekiwania przełożonych. Kurator jest osobą na pierwszej linii, to on sporządza opinię i on najczęściej zastaje podczas swoich wizyt skrajne zachowania patologiczne. Kiedy słyszymy w mediach o tragedii w rodzinie, znęcaniu się nad dziećmi, i otrzymujemy przekaz, że rodzina była pod nadzorem kuratora, to bardzo łatwo nam przychodzi myślenie, że system zawiódł. Ale w tym przypadku system ma twarz kuratora, więc łatwo jest zrzucić na niego winę, że nie dopilnował, że źle sprawował nadzór, że może coś przeoczył. W książce ukazuję, że ludzie kłamią, oszukują, manipulują i ukrywają prawdę, a kurator jest tylko człowiekiem z niewielką ilością narzędzi oddziaływania na swoich nadzorowanych. Nie chcę też bronić wszystkich kuratorów – tu też zdarzają się osoby lekceważące swoje obowiązki albo tacy, którym sugeruje się, żeby nie odbierać dzieci, bo na przykład nie ma miejsc w domach dziecka i brakuje rodzin zastępczych, więc może warto jeszcze trochę poczekać z tą decyzją.

Opisuje pan bardzo problematyczne zdarzenia, które nierzadko wiążą się z balansowaniem na granicy prawa, dostrzegania człowieka, społecznej wrażliwości.

Należy też zwrócić uwagę na to, że opinie kuratora powinny być obiektywne, ale tak naprawdę często są subiektywne – bo na przykład czym jest brudne mieszkanie? Dla jednej osoby będą to nieumyte od kilku dni naczynia w zlewie i niepomalowana ściana, dla innego kuratora będą to dopiero gnijące śmieci na podłodze, karaluchy i fetor dochodzący z łazienki oraz myszy, które zalęgły się w stercie starych ubrań. Stąd bardzo łatwo jest powiedzieć, że kurator zbyt późno reagował, że mógł wcześniej zabrać dzieci czy poinformować sąd o nieprawidłowościach. To samo zresztą dotyczy sędziów, którzy najczęściej do wydziałów rodzinnych lądują „za karę” – także mają swoje subiektywne podejście do każdej rodziny. W razie tragedii zawsze musi się znaleźć ten chłopiec do bicia i w wymiarze sprawiedliwości z reguły to jest kurator.

Druga kwestia to postrzeganie kuratora przez środowiska patologiczne. Jednakże, co muszę przyznać, nie wszyscy podsądni traktują cię lekceważąco. Wiele osób naprawdę stara się współpracować, doradzać, jest tobie życzliwa. Przy czym trzeba też uniknąć kolejnej pułapki, aby nie być zmanipulowanym przez te osoby, które potrafią traktować kuratora jak kogoś, kto będzie ich wyręczać w obowiązkach, np. w kontaktach ze szkołą czy próbach załatwienia dodatkowego zasiłku z pomocy społecznej. Kurator wchodzi do rodziny, która często od pokoleń funkcjonuje w specyficzny sposób, ze swoimi normami, np. co do czystości czy ilości spożywanego alkoholu. I nagle obcy facet czy kobieta z legitymacją sądową wchodzi do ich domu i zaczyna wymagać, kontrolować, pouczać, straszyć sądem itp. Logiczne jest, że rodzi to bunt u tych osób, że bardzo trudno zmienić im swoje postępowanie. Kurator to czepliwa osoba, więc na potrzeby jego wizyty udajemy, że coś robimy, a tak naprawdę mamy go głęboko w poważaniu. Chyba nie ma co się dziwić, że osoba, która nagle wtrąca się w sprawy rodziny, kontroluje różne aspekty jej życia i nakazuje żyć inaczej, jest negatywnie postrzegana.

Czy jesteś, czytelniku, gotowy na Polskę „C”, gdzie krzywdzone dziecko jest statystyką i problemem dla służb, a kolejny patol przestał wzbudzać już jakiekolwiek emocje

Przeczytaj fragment książki

Książka „Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [10]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Zasada 22.02.2024 17:33
Czytelnik

Wywiad z autorem zachęcił mnie do pokonania uprzedzeń do wydawnictwa. Po trzech pierwszych rozdziałach wiedzialem, że to było źle ulokowane zaufanie. Najbliższa z przeczytanych (Antyspołeczny) zdecydowanie lepiej napisana, lżej i z bardziej lotnym humorem.
Nie wiem czy skończę bo o ile znam życie przynajmniej trochę to epatowanie i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Simon Undervin 21.02.2024 03:15
Czytelnik

Swoją drogą - dedykacja Autora o treści "Przyjemnej lektury" w zderzeniu z treścią książki jawi się jako zabieg iście surrealistyczny. A może świadczy o poczuciu humoru Autora ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nimbra 20.02.2024 09:48
Czytelniczka

Temat ważny i potrzebny, ale mam wrażenie, że wykonanie zawodzi. Z takim wulgarnym językiem będzie się trudno czytało. Przynajmniej mi. Ja rozumiem, że przy silnych emocjach, człowiekowi się nie raz ulewa. Ale między wulgaryzmami a eleganckim językiem jest baardzo szeroka przestrzeń neutralnego języka. Zamiast patol/menel, patolka/menelka wystarczy zwykłe - mężczyzna,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
AleksandraK 19.02.2024 11:37
Czytelniczka

Ja po prostu nie mam słów. To jest straszne.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Moki 19.02.2024 11:13
Czytelniczka

Oby jak najmniej takich książek powstawało. Oby czytelnik zrozumiał że wydając na takie coś pieniądze wspiera chory system. System który zamiast wspomóc rodziny niszczy je. Promujcie autorów którzy piszą o tych co te szkody później naprawiają.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WL1960 17.02.2024 21:12
Czytelnik

Narracja bardzo prymitywna. Rozumiem, że klientela kuratora posługuje się wulgarnym językiem. Dlatego wulgaryzmy jako cytaty byłyby dla mnie okej. Nie wiem, zakłada autor, że jego czytelnicy to takie same prostaki, jak ci, z którymi on pracuje? Tłumaczenie autora, że robi tak gdyż knajackim językiem posługują się dziś uczniowie albo policjanci jest żenujące. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zena 17.02.2024 09:18
Czytelniczka

Ta książka jest jak kubeł zimnej wody. Pokazuje, że większość ludzi nie chce zmienić swojego życia, a tylko pogrąża się w odziedziczonej patologii.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WL1960 18.02.2024 05:45
Czytelnik

Wypadałoby doprecyzować, większość jakich ludzi masz na myśli i napisać chociażby „większość tych ludzi”. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Marcin Waincetel 16.02.2024 15:30
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WL1960 18.02.2024 05:50
Czytelnik

Dlaczego nie zareagował Pan na wygłaszane przez autora farmazony? Czy to, że autor stosuje takie chwyty usprawiedliwiałoby mnie, gdybym w komentarzu napisał, że autor p******* od rzeczy? Naprawdę tak mamy teraz robić?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się