rozwiń zwiń

Pożeglować do Sothoryos

Michał Cetnarowski Michał Cetnarowski
01.04.2015

Kiedyś literatura wzbudzała zdrową tęsknotę za poznawaniem świata: zapełnić te białe plamy na mapach, pełne Zaginionych Światów i Tajemniczych Wysp, to było marzenie, wyzwanie i wyczyn. Dziś beletrystyka spełnia podobną funkcję – tyle że miejsce podróży w przestrzeni zajęły podróże w czasie i między światami.

Pożeglować do Sothoryos

Komu nie marzył się trekking pod Orodruinie, etnoturystyka w Rivendell, safari z aparatem na Pandorze niech pierwszy rzuci kamieniem. Albo inaczej. Kto nie chciał wybrać się na Świat Dysku (spoczywaj w pokoju, sir Terry!), zwiedzić Szerer (inna rzecz, że w odpowiedniej obstawie), pożeglować przez Ziemiomorze, każdą noc spędzając w innej marinie? Objechać Imperium Malazjańskie i Meekhan, wraz z jego południowymi, północnymi, wschodnimi i zachodnimi rubieżami, wreszcie odwiedzić Cintrę, Kovir czy Rivię? Komu nie śniły się światy Zjednoczonej Federacji Planet, Imperium Ludzkości, znów – obowiązkowo pod mocną eskortą, diuny Diuny czy odległa Galaktyka, w której obowiązkowo trzeba by się zatrzymać na słitfocie z Naboo, Tatooine i Endoru? Najpopularniejsze fikcyjne kreacje mają to do siebie, że po skończeniu śledzenia fabuły można je dalej zgłębiać, poszerzać, eksplorować, nawet (zwłaszcza) jeśli zapuszczamy się w rejony niedotknięte wcześniej stopą bohaterów.

Podobne „worldbuildingi” – kiedy dobrze wykonane przez autora-architekta, to stanowiące osobną artystyczną wartość – dominują w fantastyce, ale nie tylko tam rzucają się w oczy. Dzięki dobrej robocie researcherskiej twórcy i jego znajomości epoki możemy zwiedzić kryminalny Wrocław (Krajewski) czy Lublin (Wroński) z okresu międzywojnia, a potem cofać się coraz dalej w przeszłość w kolejnych kryminałach czy powieściach historycznych, dla których próba rekonstrukcji rzeczywistości materialnej i sposobu myślenia dawnych ludzi jest wyzwaniem samym w sobie. Jak inaczej zanurzyć się w tamte czasy, poczuć ich smak i klimat? Obok książek po części umożliwia to kino: „Apocalypto”, „Gladiator”, „Królestwo Niebieskie”, „Troja” czy serialowe „Rzym” bądź „Deadwood” – przedstawiciele dającego się zauważyć w popkulturze od dłuższego czasu boomu na wielkie widowiska historyczne – nawet jeśli nie są wolne od przekłamań i anachronizmów, pozwalają dotknąć tego, co było. Dopóki nie odkryjemy innego wehikułu czasu, musimy się zadowolić takim rozwiązaniem. Wyzwaniem z podobnej półki jest podróż do światów, które się nie wydarzyły.

Od początków literaturze spod znaku magii i miecza towarzyszy mocne zacięcie światotwórcze. Obok opowiadań o Conanie Barbarzyńcy Robert E. Howard szedł w quasi-historyczną teoretykę i kreślił całą historię barbarzyńskiego świata w eseju o Erze Hyboryjskiej, w której miał żyć nasz ulubiony pirat, złodziej i bukanier. Fritz Leiber wykreował Nehwon, sztandarowy neverland fantasy, z którego garściami czerpali potem naśladowcy. Znany z innego rodzaju twórczości H.P. Lovecraft w zasadzie tyle samo czasu co beletrystyce poświęcał teoretycznym rozważaniom o Wielkich Przedwiecznych i zimnej grozie, czającej się w kosmicznej pustce. Najbardziej znany jest oczywiście J.R.R. Tolkien, którego sukces wydawniczy w ogóle ugruntował przekonanie, że dobra fantasy bez mapy się nie obejdzie. (Drugim z przykazań, pod którym Tolkien zapewne by się nie podpisał, jest przeświadczenie, że „jak fantasy, to od razu trylogia”, które to przekleństwo od czasów publikacji „Władcy Pierścieni” ciąży nad większością ksiąg spod znaku orka i elfa).

Kolejną cechą łączącą te kreacje, w których opisane neverlandy wylały się poza ramy oryginalnego dzieła, jest ich umiejętność do skłaniania czytelników, by sami weszli w buty twórców. Z jednej strony owocuje to „oficjalnymi kontynuacjami” skończonych przez autorów tekstów, z drugiej – amatorskimi fanfikami pisanymi przez rzesze rozkochanych w oryginale czytelników. Stało się to widoczne zwłaszcza po rozpowszechnieniu internetu: fanfictions ze świata Tolkiena, Sapkowskiego, Gwiezdnych Wojen czy cyklu o Harrym Potterze idą dziś w miliony i rozmiarami wielokrotnie przerosły pierwowzory.

Obie tendencje unaocznia i skupia jak w soczewce Świat Lodu i Ognia E.M. Garcii juniora i L. Antonsson LINK – fenomenalna łże-kronika zgłębiająca zakamarki i sekrety Westeros wraz z przyległościami.

Stylizowana na kronikę historyczną praca pozwala jeszcze raz zanurzyć się w świecie z opus magnum George’a R.R. Martina, zanim ten dokończy swoją niekończącą się historię. Jak w każdej dobrej kronice, miłośnicy westeroskich dziejów będą mogli cofnąć się w niej w okrytą mgłą niedopowiedzeń mityczną starożytność, w czasy, kiedy po ziemi chodziły olbrzymy i dzieci lasu; poznać dzieje smoków i ich jeźdźców; odwiedzić Siedem Królestw i poznać ich dzieje, ale też zaglądnąć w historię i geografię ziem leżących poza Królestwami Zachodzącego Słońca. Co istotne, publikacja ta nie jest jedynie odpowiednikiem „wikipedii ze świata”, spisanej z serwerów i przeniesionej na papier. Stylizacja na kronikę jest tu tak udana, że całość czyta się jak utrzymaną w specyficznej formie beletrystykę, kronikę pisaną nie z zewnątrz, ale z wnętrza tej fikcji, która czasem celowo wprowadza w błąd, milczy o tym, o czym napisał Martin w Sadze, albo snuje własne spekulacje i przypuszczenia tam, gdzie autor zachował milczenie. Wszak w naszych historycznych annałach też często dochodziło do niedomówień, przekłamań, błędnych interpretacji zasłyszanych z trzeciej ręki faktów.

Skąd napęd do tworzenia takich „upgreade’ów”, podpinania się przez nowych twórców pod cudzą kreację? Jeśli odrzucić cyniczną motywację finansową, wychodzi, że to najlepsze potwierdzenie sukcesu autora oryginalnego kanonu i najwyższy rodzaj uznania: mocny znak „zawirusowania wyobraźni”, dowód na stworzenie wyjątkowo skutecznego memu, który sam z siebie propaguje się w twórczości fanów-kontynuatorów.

Kiedy się zastanowić, to jakby o to właśnie chodziło w całej literaturze spod znaku wyzwolonej fantazji.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
doliwaq 07.04.2015 22:35
Czytelnik

Ktoś zna i może polecić jakieś powieści fanfiction ze świata Śródziemia? Nie raz myślałem, żeby samemu dla siebie napisać coś takiego - wszak dzięki temu ponownie ożywiłbym dawne krainy, bohaterów, moce! Lecz pierwej chciałbym poznać wysiłki innych podobnych ludzi.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Sillie 02.04.2015 16:18
Czytelniczka

Prawda jest też taka, że ukazuje się cała rzesza powieści fantasy, które jako dodatek do tekstu mają mapki, ale historie te są bardzo płytkie, odtwórcze, wtórne i nie zapadają w pamięć. Nazwy własne też nie powalają oryginalnością.
Tolkien stał się prekursorem tego typu kreacjonizmu nie bez powodu. Poświęcił w jakiś sposób swoje życie na to by ten świat stworzyć. Jak to...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
KotzCheshire 01.04.2015 16:43
Czytelniczka

Widziałam Świat Lodu i Ognia i to co mogę powiedzieć o tej kronice to to, że ma piękne ilustracje. Myślę, że jak tylko fan Martina to zobaczy od razu weźmie do ręki, zacznie obmacywać, wąchać a w końcu czytać. I raczej nie zwróci uwagi na dwa dodatkowe nazwiska na okładce ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marta 03.04.2015 20:04
Czytelnik

miałam dokładnie tak jak napisałaś ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Michał Cetnarowski 01.04.2015 15:46
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post