Najnowsze artykuły
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Biblioteczka
Filtry
Książki w biblioteczce
[1]
Generuj link
Zmień widok
Sortuj:
Wybrane półki [1]:
Średnia ocen:
7,9 / 10
21121 ocen
Ocenił na:
7 / 10
Na półkach:
Zobacz opinię (8 plusów)
Czytelnicy: 36821
Opinie: 3091
Zobacz opinię (8 plusów)
Popieram
8
Kya, główna bohaterka powieści Delii Owens, ma coś z Mowgliego z „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga, coś z Robinsona Crusoe – mniej zresztą z jego wczesnoosiemnastowiecznym pierwowzorem, wykreowanym przez Daniela Defoe (1719-1720), więcej z jego późnodwudziestowiecznym wcieleniem z adaptacji filmowej Robinsonka (1974), czeskiego reżysera Karela Kachyny. Z Mowglim łączy ją środowisko naturalne, pośród której przyszło jej dorastać: przyroda w stanie czystym – tyle że nie dżungla w Indiach, lecz – mokradła Karoliny Północnej, oddzielające ten wschodni stan od Atlantyku; a z Błażeną – konieczność radzenia sobie w niemal całkowitej samotności z okolicznościami życiowymi mało sprzyjającymi przetrwaniu. Tych nawiązań – raczej mimowolnych niż świadomych – do wielokształtnej tradycji literackiej i filmowej w „Gdzie śpiewają raki” dałoby się zapewne znaleźć więcej. Mnie te przede wszystkim rzuciły się w oczy.
Kya, a właściwie Catherine Danielle Clark, przyszła na świat 10 października 1945 roku. Nie ukończyła jeszcze siedmiu lat, kiedy dom opuściła jej matka, nie mogąc znieść brutalności swojego męża. W ślady matki zaraz poszło rodzeństwo dziewczynki: Mary, Murph, Amanda i najbliższy jej brat, Jeremy. Na krótko została sama z ojcem, ale i on pewnego dnia się gdzieś zapodział. Wątlutka socjalizacja, jaka za sprawą najbliższej rodziny stała się wcześniej udziałem Kyi, właściwie straciła wszelkie podstawy. Tym bardziej, że kolejne jej próby – przy udziale Tate’a i Chase’a – nie przeszły pozytywnie weryfikacji. Jednocześnie w jej życiu uruchomił się proces naturalizacji – oczywiście, nie w prawniczym, lecz biologicznym – i to nie w ścisłym, ale tylko przybliżonym – sensie tego słowa, jako przystosowanie się jednostki do naturalnych praw rządzących w jej otoczeniu. Ich uwewnętrznianie przez Kyę Delia Owens odnotowuje dość skrupulatnie. Oto tylko trzy – i to dość wczesne – z całej serii świadectw postępowania tego procesu: „Jakaś duża mewa przysiadła obok na piasku. – Dziś są moje urodziny – oznajmiła jej Kya”; „Dziewczynka wsunęła dłoń w oddychającą wilgotną ziemię i od tej chwili jej matką stały się mokradła”; „Nie zostawię mew, czapli i chaty. Te mokradła to moja jedyna rodzina”. Na wyodrębnienie w tej serii zasługuje scena pieszczot o charakterze niemal seksualnym, w której w roli kochanka wystąpił ocean: „Przetoczywszy się w pobliże fal, czuła całym ciałem huk oceanu i zadawała sobie pytania: Kiedy mnie dotknie? Gdzie najpierw? […] Ogarnęło ją podniecenie” itd. Najważniejszy jest jednak efekt procesu naturalizacji, opartej na nieustannej obserwacji najróżniejszych stworzeń zamieszkujących mokradła, choćby świetlików, bo to właśnie wiedza Kyi o sposobie zachowania ich samic i samców stanowiła filtr, przez który zaczęła patrzeć na świat ludzi: „Kłamliwe sygnały świetlne – to wszystko, co wiedziała o miłości”.
Zasygnalizowany kilkoma cytatami – tak a nie inaczej rozumiany – proces naturalizacji Kyi odegra zasadniczą rolę w przebiegu akcji właściwej powieści, toczącej się w latach 1969 i 1970, koncentrującej się wokół śmierci Chase’a Andrewsa, śledztwa w tej sprawie i procesu sądowego, w którym na ławie oskarżonych zasiadła Kya. Można powiedzieć, że to, co wydarzyło się w nocy z 29 na 30 października 1969 roku na wieży obserwacyjnej, da się zaklasyfikować do dwóch różnych kategorii, w zależności od tego, czy nasz punkt widzenia umieścimy w Barkley Cove czy na mokradłach. W pierwszym przypadku będziemy mieli do czynienia ze zbrodnią, w drugim tylko z pewnym zjawiskiem o charakterze organicznym. „Bagna wiedzą o śmierci wszystko i niekoniecznie uznają ją za tragedię, a już na pewno nie za grzech”. A jeśli dla bagien, współegzystujących z mokradłami, śmierć Chase’a nie była problemem moralnym, to tak zapewne było też dla Kyi. Sąd reprezentuje tradycyjną moralność – nazwijmy ją judeochrześcijańską, natomiast Dziewczyna z Bagien uosabia naturalistyczny immoralizm. Immoralizm wymyka się kategoriom moralnym – trudno na przykład poddawać ocenie etycznej zachowanie godowe owadów. Nic więc dziwnego, że Kya wymknęła się sprawiedliwości, na straży której stali szeryf Ed Jackson, sędzia Harold Sims, prokurator Eric Chastain, mecenas Tom Milton i dwanaścioro przysięgłych. Co prawda, wcale nam nie zależało, aby sprawiedliwość ją dosięgła – Chase był wszak wyjątkowo wrednym młodzieńcem. Niemniej problem pozostaje. Kiedy to bowiem zabójstwo różnej maści nieokrzesańców przestało być kwestią moralności? Czy oznacza to więc, że sami już staliśmy się częścią tego nowego wspaniałego świata, w którym zew natury znaczy więcej niż Dekalog, byle tylko przemawiał przez uroczą, inteligentną, wrażliwą dziewczynę – i to w scenerii malowniczych mokradeł?
Kya, główna bohaterka powieści Delii Owens, ma coś z Mowgliego z „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga, coś z Robinsona Crusoe – mniej zresztą z jego wczesnoosiemnastowiecznym pierwowzorem, wykreowanym przez Daniela Defoe (1719-1720), więcej z jego późnodwudziestowiecznym wcieleniem z adaptacji filmowej Robinsonka (1974), czeskiego reżysera Karela Kachyny. Z Mowglim łączy ją...
więcej Pokaż mimo to