rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Piękna historia świętego Józefa, autor w poetycki sposób przedstawia emocje, przemyślenia a nawet wątpliwości opiekuna Świętej Rodziny, możemy zajrzeć w głąb serca tego niezwykłego człowieka, który jak mówi tytuł, stał się cieniem ojca dla małego Jezusa. Dowiadujemy się, jak św. Józef przeżywa swoją sytuację i jak się w niej odnajduje, obserwujemy z bliska życie rodzinne Maryi, Józefa i Jezusa. Warto przeczytać zwłaszcza w roku poświęconym świętemu Józefowi, ale również wracać wielokrotnie do tej książki, zawierających sporo wartych zapamiętania i rozważania przemyśleń. Na pewno nieraz jeszcze po nią sięgnę. Autor opisuje również przyrodę z wielką wrażliwością.

Piękna historia świętego Józefa, autor w poetycki sposób przedstawia emocje, przemyślenia a nawet wątpliwości opiekuna Świętej Rodziny, możemy zajrzeć w głąb serca tego niezwykłego człowieka, który jak mówi tytuł, stał się cieniem ojca dla małego Jezusa. Dowiadujemy się, jak św. Józef przeżywa swoją sytuację i jak się w niej odnajduje, obserwujemy z bliska życie rodzinne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Steffana Mollera da się lubić :) Jako początkująca germanistyka sięgnęłam po ten tytuł, aby lepiej poznać niemiecką mentalność i trochę Niemców polubić ;)A przez to znaleźć większą sympatię także do ich języka. Książka ma niewątpliwie walory poznawcze, jako że przedstawione są między innymi różnice pomiędzy Polakami i Niemcami, w tym również różnice w sposobie myślenia i zachowania. Nie jest to jednak lektura drętwa, przeciwnie, czyta się lekko i przyjemnie. Widać duże poczucie humoru autora, a także jego dystans do samego siebie, jak i swoich rodaków. A porównania najczęściej wypadają na korzyść Polaków.Niektóre spostrzeżenia są oryginalne i dosyć trafne. Książka spełniła moje oczekiwania i czas spędzony na lekturze nie był czasem straconym. Rzeczywiście dowiedziałam się sporo o sposobie myślenia Niemców, a także odkryłam w sobie pewne niemieckie cechy ;)A przy tym czytanie było dobrą zabawą, zwracając również uwagę na rzeczy, których my Polacy sami nie spostrzegamy na co dzień, jak np. trudność języka polskiego dla obcokrajowców. A jeśli mowa o lubieniu, to można po przeczytaniu trochę polubić Niemców. Może wystarczy tego lubienia na tyle, aby nauczyć się ich języka?

Książka Steffana Mollera da się lubić :) Jako początkująca germanistyka sięgnęłam po ten tytuł, aby lepiej poznać niemiecką mentalność i trochę Niemców polubić ;)A przez to znaleźć większą sympatię także do ich języka. Książka ma niewątpliwie walory poznawcze, jako że przedstawione są między innymi różnice pomiędzy Polakami i Niemcami, w tym również różnice w sposobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pewnie się narażę swoją oceną tej książki, ale to że wszyscy się nią zachwycają, nie znaczy, że powinnam przyłączyć się do tego chóru wbrew swoim odczuciom. Sam pomysł jest dosyć ciekawy, niestety gorzej z wykonaniem.
Choć opowiadana historia może zaciekawić, i tak też stało się w moim przypadku, styl pisania Martina zupełnie mi nie odpowiada. Tekst powieści jest pełen niepotrzebnych moim zdaniem scen erotycznych oraz bardzo często używany jest niecenzuralny język, co skojarzyło mi się z twórczością Andrzeja Sapkowskiego, który również chętnie zamieszczał te elementy w swoich utworach. Sprzeciw wobec takich części składowych utworu wynika po części z mojego chrześcijańskiego światopoglądu, ale również uważam, iż powieść nie zyskuje na załączeniu tych składników, więc przeciwnie, raczej na tym traci. Opisu gwałtów, przemocy są niepotrzebne z punktu widzenia fabuły, wydaje mi się, że zamiast opisywać wszystko ze szczegółami, możnaby delikatnie naprowadzić czytelnika na właściwy trop, co ma się wydarzyć. Nie zawsze podawanie „kawy na ławę” jest lepsze niż pisanie nie wprost. Co do przekleństw, również jestem przekonana, iż w większości przypadków są one niepotrzebne (gratuitous) i zastąpienie ich cenzuralnymi odpowiednikami lub całkowite ich pominięcie nie wpłynęłoby negatywnie na sens i fabułę. Jest ich zdecydowanie za dużo. Książkę czytałam po angielsku i były one do przeżycia, może dlatego, że do niecenzuralnych słów w obcym języku ma się pewien dystans. Ale wolę nie myśleć, jak wyglądałoby to w polskim tłumaczeniu. Na pewno nie sięgnęłabym po książkę tak „upstrzoną” niecenzuralnymi słowami. Nie dlatego, że jestem pruderyjna w negatywnym tego słowa znaczeniu. Po prostu uważam, że literatura powinna prowadzić nas ku pięknu, którego nieraz tak niewiele jest w życiu codziennym, a nie strącać nas, czytelników, do rynsztoka. Odniosłam wrażenie, że często przekleństwa są jakby sztucznie wepchnięte w dany kontekst, tak jakby autor chciał nam pokazać, że wcale nie boi się używania wulgarnych słów i nie jest to dla niego powód do wstydu. W moim odczuciu jest to dosyć naiwna postawa, przynosząca na myśl zachowanie nastolatków, przeklinających w nadziei, że będą wtedy bardziej „dorośli”, gdy prawda jest dokładnie odwrotna.
Kolejnym problemem są liczne powtórzenia w opisach postaci, niemal przy każdym pojawieniu się Jona jest podkreślane, że to bękart. Martin trochę traktuje tu czytelników z pobłażaniem, jakby po jedno- lub dwukrotnie podanej informacji nie byli w stanie zapamiętać, jakie jest pochodzenie Jona. Podobnie jest z innymi bohaterami, gdzie też powtarzają się podane już wcześniej ich określenia.
Pozytywnie utkwił mi w pamięci motyw wilkorów – tak chyba nazywają się po polsku te zwierzęta? Angielskie słowo direwolf, jak odkryłam w Internecie, to jednocześnie nazwa wymarłego gatunku wilka; polski termin określający to stworzenie brzmi wilk straszliwy i stwór rzeczywiście był większy od zwykłego wilka, tak jak w powieści Tworzy to element nawiązujący do naszego świata, i wywołuje wrażenie, że „to się już kiedyś wydarzyło na ziemi ;)” Wydaje się, że wielu czytelników chciałoby mieć takiego obrońcę w postaci wilkora :)

Podsumowując:dzieje postaci zainteresowały mnie, jednak styl literacki tej książki rozczarował, i raczej nie sięgnę po pozostałe tomy, a dalsze losy bohaterów poznam ze streszczeń :)

Pewnie się narażę swoją oceną tej książki, ale to że wszyscy się nią zachwycają, nie znaczy, że powinnam przyłączyć się do tego chóru wbrew swoim odczuciom. Sam pomysł jest dosyć ciekawy, niestety gorzej z wykonaniem.
Choć opowiadana historia może zaciekawić, i tak też stało się w moim przypadku, styl pisania Martina zupełnie mi nie odpowiada. Tekst powieści jest pełen...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudna, ale bogata w głębokie i ważne dla każdego chrześcijanina treści.Warto zadać sobie trud przeczytania tej książki.

Trudna, ale bogata w głębokie i ważne dla każdego chrześcijanina treści.Warto zadać sobie trud przeczytania tej książki.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby książeczka dla dzieci, ale zawiera również poważne rozważania na temat wiary i niewiary. Zaczynają dochodzić do głosu szczególnie począwszy od rozdziału 20. W swoim zachowaniu Irene przejawia całkowite zaufanie nici otrzymanej od babci, nawet gdy z pięknej i radosnej łąki nić prowadzi ją w mroczne i niebezpieczne góry. Postępowanie Irene jest obrazem zaufania człowieka do Boga. Łąka to czas radości, spokoju, szczęścia, gdy łatwo jest ufać, natomiast wydarzenia we wnętrzu góry to czas zagrożenia, cierpienia, kiedy łatwo jest zacząć wątpić; Irene jednak cały czas ufa nici; dopiero gdy ją upuszcza, traci wiarę i czuje się bezradna. Droga, którą nić prowadzi księżniczkę, może być też porównana do próby wiary.
Z kolei rozmowa Irene z Curdiem jest jak rozmowa wierzącego z ateistą. Dla chłopca to, co opowiada księżniczka, to bzdury, nonsens, co najwyżej jej fantazja. Podbobnie wiara drugiego człowieka jest dla ateisty zbiorem nic nie znaczących zabobonów. Scena w pokoju babci, kiedy księżniczka widzi swoją babcię i rozmawia z nią, a Curdie nic nie widzi, przynosi mi na myśl podobne wydarzenie z mojej ulubionej książki CS Lewisa, “Dopóki mamy twarze”, gdzie Orual również nie jest w stanie dostrzec pięknego pałacu, w którym mieszka Psyche i uważa siostrę za obłąkaną. W obu przypadkach jedna osoba widzi coś ważnego, czego nie może ujrzeć druga, i ta jej niezdolność staje się przyczyną rozłamu pomiędzy nimi. Podobnie Curdie, odchodzi do domu obrażony na Irene. Zresztą te podobieństwa to chyba nic dziwnego - MacDonald był inspiracją dla CS Lewisa, i właśnie dlatego sięgnęłam po tą książkę - poznać bliżej ulubionych autorów mojego ulubionego autora ;)

Niby książeczka dla dzieci, ale zawiera również poważne rozważania na temat wiary i niewiary. Zaczynają dochodzić do głosu szczególnie począwszy od rozdziału 20. W swoim zachowaniu Irene przejawia całkowite zaufanie nici otrzymanej od babci, nawet gdy z pięknej i radosnej łąki nić prowadzi ją w mroczne i niebezpieczne góry. Postępowanie Irene jest obrazem zaufania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam, bo akurat miałam wakacje,a okazało się że w ramach promocji autorka umieściła tą książkę na swojej stronie do darmowego przeczytania przez miesiąc. Książeczynę przeczytałam w jakieś dwa dni, było to z rok temu, więc większości szczegółów już nie pamiętam, po prostu raczej nie było tam nic wartego zapamiętania. Słownictwo też niespecjalnie zaawansowane, więc nawet tego nie wyniosłam z lektury :( Można by polecić tą książkę osobom uczącym się angielskiego, które jeszcze nie próbowały swoich sił w czytaniu po angielsku. Książeczka nie powinna sprawić im problemów.

Przeczytałam, bo akurat miałam wakacje,a okazało się że w ramach promocji autorka umieściła tą książkę na swojej stronie do darmowego przeczytania przez miesiąc. Książeczynę przeczytałam w jakieś dwa dni, było to z rok temu, więc większości szczegółów już nie pamiętam, po prostu raczej nie było tam nic wartego zapamiętania. Słownictwo też niespecjalnie zaawansowane, więc...

więcej Pokaż mimo to