rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

„Opowieści z Narnii” nadal są moją ulubioną książką z dzieciństwa, do której często powracam. Jednak nigdy nie miałam okazji sięgnąć po twórczość tego pisarza, przeznaczoną dla starszych czytelników. „Dopóki mamy twarze” było więc świetną okazją, aby to zmienić.

Ciężko mi jest określić gatunek powieści – ma w sobie coś z fantastyki, literatury psychologicznej, ale to jeszcze nie do końca trafne określenie. Podczas lektury, przenosimy się do starożytnej krainy, zwanej Glome. Jej mieszkańcy żyją w strachu przed boginią Ungit, która nieustannie żąda kolejnych ofiar. Zastraszani ludzie bez żadnych sprzeciwień, starają się wypełniać jej rozkazy, bowiem kara za nieposłuszeństwo może być naprawdę straszna.
Gdy choroby i nieurodzaj dotykają Glome, bogini ponownie żąda zapłaty. Tym razem ma to być jedna z córek samego króla. Która z nich zostanie wybrana? Piękna, lecz niegrzesząca inteligencją Rediwal, szkaradna Orual, czy może Psyche – porównywana przez lud do bogini?

Historię poznajemy z punktu widzenia Orual, najstarszej córki króla Glome. Bohaterka często wspominała o okrutnym zachowaniu ojca. Dla bezlitosnego władcy liczyło się tylko jego własne dobro, a Orual była przez niego często bita i poniżana. Z największym bólem przyjęła jednak wiadomość, że król postanowił złożyć w ofierze Psyche. Zakochana w siostrze Orual, za wszystko obwinia bogów, zadaje sobie pytania, dlaczego tak musiało się stać.

Autor porusza między innymi temat miłości, wiary, samotności. Choć są to niezwykle ważne kwestie, wielokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę na półkę. Może nie miała to być żadna sensacja, trzymająca w napięciu, ale odrobina akcji z pewnością by tu nie zaszkodziła.

Najbardziej zaintrygował mnie wątek bogini Ungit. Tajemnicza, przypominająca wyglądem kamień, żądna krwi. Bezradni mieszkańcy, którzy boją się jej postawić. Bardzo polubiłam postać Lisa, niezwykle mądrego i wrażliwego człowieka, który często zastępował Orual rodziców.

Mimo wielu pozytywnych recenzji, książka niekoniecznie do mnie trafiła. Może za jakiś czas, w ciszy i spokoju, znów zagłębię się w lekturze? Może wtedy odkryję jej sens, lepiej ją zrozumiem? Nie chciałabym zniechęcać nikogo do tej powieści. Nadal uważam, że Clive Staples Lewis to niesamowity pisarz. I jeśli nadarzy się okazja, sięgnę po jego kolejne dzieła, może nawet autobiografię?

„Opowieści z Narnii” nadal są moją ulubioną książką z dzieciństwa, do której często powracam. Jednak nigdy nie miałam okazji sięgnąć po twórczość tego pisarza, przeznaczoną dla starszych czytelników. „Dopóki mamy twarze” było więc świetną okazją, aby to zmienić.

Ciężko mi jest określić gatunek powieści – ma w sobie coś z fantastyki, literatury psychologicznej, ale to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przyznam się bez bicia, że zasiadając do lektury „Sosnowego dziedzictwa” miałam mieszane uczucia. Oglądałam już wcześniej wywiad z autorką, Marią Ulatowską, która od razu wydała mi się być osobą ciepłą, sympatyczną – miałam więc nadzieję, że taka będzie również jej debiutancka powieść. Jednocześnie obawiałam się, że pisarka zaserwuje nam starego, odgrzanego kotleta; może coś w klimatach Małgorzaty Kalicińskiej?

30-letnia Anna, mieszkanka Warszawy, pewnego dnia dowiaduje się, że odziedziczyła po rodzinie – rozstrzelanej podczas powstania warszawskiego – uroczy dworek na Kujawach, zwany Sosnówką. Towiany to malutkie, lecz piękne miasteczko, pełne życzliwych ludzi, którzy starają się jak najlepiej ugościć bohaterkę. Irena Malinka, energiczna pomoc domowa; mecenas Witkowski oraz jego pomocnik; Grzegorz, który przyjechał na zastępstwo do lecznicy dla zwierząt; a także Dyzio – parkingowy, w którym drzemie ukryty talent… Oni wszyscy będą mieć wpływ na życie Anny, która już po kilku dniach spędzonych w Towianach, jest pewna, że zostanie tam na stałe.

„Sosnowe dziedzictwo” wciąga od pierwszych stron. Niby zwyczajna obyczajówka, a jednocześnie pełna ciepła i nadziei, której brakuje tak wielu ludziom. Od zawsze interesowała mnie historia Polski, więc spodobał mi się podział książki na dwie części – wydarzenia z teraźniejszości, oraz okres powstania warszawskiego.

Całym sercem pokochałam styl Marii Ulatowskiej, dzięki której przeniosłam się do Sosnówki. Przewracając kartki, mogłam usłyszeć szum jeziora, radosne szczekanie psa, oraz poczuć zapach lasu i świeżo zaparzonej kawy. Nagle zapragnęłam wyrwać się z mojego szarego, głośnego miasta. W Towianach mogłabym skryć się przed gwarem i pośpiechem, nacieszyć się błogim spokojem.

A co z tym wyidealizowanym światem, bohaterami? Można odnieść wrażenie, że fabuła jest trochę podkoloryzowana, przesłodzona. Nie jest to jednak dla mnie żaden minus, wręcz przeciwnie. W te deszczowe dni potrzebowałam czegoś na pokrzepienie duszy, a „Sosnowe dziedzictwo” doskonale się w tej roli spisuje. Co z tego, że wszystko jest zbyt idealne, by mogło być prawdziwe? Czasami miło jest pomarzyć, poczytać o życzliwych ludziach, których – niestety – w dzisiejszych czasach coraz mniej.

Żeby już nie przeciągać, chciałabym w imieniu swoim oraz autorki, gorąco zaprosić wszystkich do Sosnówki, w której drzwi dla każdego stoją otworem :)

Przyznam się bez bicia, że zasiadając do lektury „Sosnowego dziedzictwa” miałam mieszane uczucia. Oglądałam już wcześniej wywiad z autorką, Marią Ulatowską, która od razu wydała mi się być osobą ciepłą, sympatyczną – miałam więc nadzieję, że taka będzie również jej debiutancka powieść. Jednocześnie obawiałam się, że pisarka zaserwuje nam starego, odgrzanego kotleta; może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niebezpieczne używki, gwałty i nastoletnie matki - to problemy, o których nieustannie głośno w telewizji, i pozostałych środkach masowego przekazu. Za każdym razem, słysząc szokujące wyznania dzieci oraz ich rodziców, kręcimy z niedowierzaniem głową. Krytykujemy, nawet nie dopuszczamy tak przerażających myśli do głowy; to jedyne, na co nas stać. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad przyczynami takich sytuacji?

Wiktoria niespodziewanie zjawia się w małej, nudnej mieścinie, w której rywalizują dwie grupy: młodzież z normalnych rodzin, oraz wychowankowie domu dziecka. Ślicznotka – bo tak nazywają dziewczynę – i jej luksusowe Porsche, od razu robią furorę wśród mieszkańców. Ale pojawienie się tej uroczej, bystrej studentki, może też przynieść wiele kłopotów.

Andrzej Klawitter podjął się bardzo trudnego zadania. Napisać książkę dla nastolatków – w dodatku o ich problemach – jest nie tak łatwo, jak się wydaje. Zawsze zastanawiałam się, jak ja chciałabym o takich „przypadkach” opowiedzieć. Na pewno musiałoby być ciekawie i zachęcająco, jednocześnie niezbyt moralizatorsko. Wierzcie mi, ambitne gadki szkolnego psychologa wcale nie pomagają młodym ludziom zrozumieć, że coś jest złe. Nikt nie lubi zakazów i nakazów, czasem by się o czymś przekonać, trzeba tego doświadczyć na własnej skórze…

Na początku zaczyna się dość niewinnie. Mamy miejscową młodzież, która wychowuje się w normalnych, szczęśliwych rodzinach. Żeby było ciekawiej, są też wychowankowie domu dziecka – często poniżani, wyśmiewani. W społeczeństwie zazwyczaj budzą strach, bo przecież to dzieci z patologicznych rodzin! No tak, przecież na większość spraw patrzymy stereotypami. Tak jest najłatwiej, nie trzeba się wysilać, ani nad niczym zastanawiać. Niedaleko pada jabłko od jabłoni – i koniec, kropka.

Potem mamy do czynienia z trudniejszymi buntownikami, pojawiają się alkohol i narkotyki. Poznajemy również historię związku dwójki gimnazjalistów, Beaty i Marcina. Ona jest z porządnej rodziny, on mieszka w „bidulcu”. Są zakochani, chcą sobie tę miłość okazywać. Do czego to doprowadza? Seks, a potem standardowo: wpadka. Dziewczyna boi się powiedzieć o swojej ciąży rodzicom, zażartym katolikom. Oczywiście reakcję łatwo przewidzieć - Beata, coś ty narobiła? Z Marcinem? Jak to: z domu dziecka? Pomyślałaś o konsekwencjach? A ojcu jak o tym zamierzasz powiedzieć?
Dowiadujemy się też, jak Wiktoria zyskała przydomek ślicznotki. Jak się okazuje, na jego dźwięk powracają straszne wspomnienia…

Zawsze zastanawiało mnie, jak to jest z młodzieżą, bo sama do tej grupy należę. Mogę śmiało powiedzieć, że w domu nie sprawiam kłopotów i nigdy nie przyszło mi na myśl, by zrobić coś nieodpowiedzialnego. Czy te niebezpieczne nałogi i niechciane ciąże, pojawiają się tylko w rodzinach patologicznych – jak często nam się wydaje? Tak też sądziła moja rodzina, w której zawsze dzieci wyrastały na porządnych, mądrych ludzi. Nawet nie było mowy o alkoholu, czy też narkotykach. Do czasu, gdy okazało się, że mój brat cioteczny pierwszy kontakt z trawką miał w wieku 13 lat. Za późno było na poważne rozmowy, pouczanie. Chłopak - kiedyś tak zdolny i ambitny – wylądował na odwyku. Jeden z bohaterów książki, Roman Stankiewicz, bardzo przypomniał mi o moim bracie. Gdzie więc leży problem? Może gdzieś zastosowało się złe metody?

Pan Klawitter nie boi się pisać o problemach, i robi to naprawdę niesamowicie. Nie mówi szeptem, nie ma dla niego tematów tabu, wszystko nazywa po imieniu. Nie poucza czytelników, żeby zawsze bezmyślnie słuchali starszych. Daje nam wolną rękę, ale mówi o konsekwencjach podjętych przez nas decyzji. W ten sposób sami uczymy się trochę, jak odróżniać dobro od zła.

Myślę, że po „Ślicznotkę” powinni sięgnąć zarówno młodzi, jak i rodzice. Książka z pewnością pomoże im zrozumieć nastolatków, ich psychikę, skłoni do przemyśleń. Będzie też podpowiedzią, jak porozmawiać ze swoim dzieckiem – tak, by zawsze zwierzało się mamie i tacie (którzy przecież chcą dla swoich pociech jak najlepiej) ze swoich problemów i wiedziało, że można na nich liczyć w każdej sytuacji.

Choć książka może się na pierwszy rzut oka wydawać lekturą nużącą, jest zdecydowanie pozycją godną uwagi. Nie mówmy o sprawach bolesnych szeptem… Serdecznie polecam.

Niebezpieczne używki, gwałty i nastoletnie matki - to problemy, o których nieustannie głośno w telewizji, i pozostałych środkach masowego przekazu. Za każdym razem, słysząc szokujące wyznania dzieci oraz ich rodziców, kręcimy z niedowierzaniem głową. Krytykujemy, nawet nie dopuszczamy tak przerażających myśli do głowy; to jedyne, na co nas stać. Ale czy kiedykolwiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Nie poszłam na pogrzeb Alicji. Byłam wtedy w ciąży, wściekła i oszalała z rozpaczy. Ale to nie po Alicji rozpaczałam. Nie, wtedy już nienawidziłam Alicji i cieszyłam się, że umarła. To Alicja zniszczyła mi życie, odebrała najlepsze, co kiedykolwiek miałam, i roztrzaskała na milion kawałków, których nie dało się posklejać. Nie płakałam po Alicji, ale przez nią."

Tak rozpoczyna się opowieść o toksycznej przyjaźni, miłości i cierpieniach. Prawa do książki australijskiej pisarki, Rebecci James, zakupiły wydawnictwa w 38 krajach. Sama ta informacja powinna zachęcić mnie do zapoznania się z twórczością autorki, lecz mimo wszystko, nie spodziewałam się czegoś fenomenalnego. Podchodziłam do niej raczej sceptycznie, z dużą rezerwą, żeby nie rozczarować się tak bardzo. W końcu jednak pani James udało się zdobyć moje serce.

W książce można wyodrębnić trzy części, które przeplatają się ze sobą. W trakcie lektury poznajemy więc po kawałku historię śmierci młodszej siostry Katherine, uczestniczymy w spotkaniach z Alicją, a także obserwujemy późniejsze życie bohaterki, oraz jej córki.

Tragiczne morderstwo Rachel, które wstrząsa całą rodziną, zapoczątkowuje lawinę kłopotów. Właśnie dzięki temu, jej starsza siostra poznaje przebojową Alicję, która ma sprawić, że dziewczyna na chwilę zapomni o przeszłości.

Katherine ma pełną świadomość, że to przez nią jej rodzina przeżywa teraz piekło. Gdyby nie poszła na imprezę, gdyby lepiej zaopiekowała się Rachel… Pogrążeni w smutku rodzice, tak zapatrzeni kiedyś w swoją najmłodszą pociechę, nie są w stanie pomóc Katie. Dziewczyna nieustannie przywraca w pamięci minione zdarzenia, uważa siebie za tchórza. Jest przekonana, że już zawsze będzie cierpiała, i nie zasługuje na szczęśliwe życie. Boi się wziąć sprawy w swoje ręce, zrobić coś w tym kierunku. Czy słusznie? Nie. Przecież nie wolno się poddać, nawet w najgorszej chwili. Nie można pozwolić, aby sparaliżował nas strach, stanął nam na przeszkodzie – odbierając tym samym marzenia, plany na przyszłość. Trzeba starać się, by pod koniec swojej wędrówki śmiało, z przekonaniem powiedzieć „jestem spełnionym, szczęśliwym człowiekiem – starałem się, i wykorzystałem każdą chwilę, tak jak tylko umiałem”.

Przez całą lekturę zastanawiałam się nad postępowaniem Alicji. Najpierw uważałam ją po prostu za szaloną dziewczynę, lecz wkrótce otrzymałam odpowiedzi na wszystkie, nurtujące mnie pytania. To wydarzenia z przeszłości wpłynęły na bohaterkę, zostawiły po sobie ślad. Jej matka, uzależniona od heroiny, nigdy nie interesowała się dziećmi. Nie istniała pomiędzy nimi żadna więź, nie było poważnych, szczerych rozmów i wzajemnego szacunku. Pieniądze, luksusowe ubrania i nowocześnie urządzone mieszkanie, miały wynagrodzić Alicji brak prawdziwego domu. Nic dziwnego, że dziewczyna stała się zadufaną w sobie, bezlitosną jędzą. Katherine przekonała się, że przyjaźń z taką osobą to nie przelewki. Każdego dnia patrzyła, jak Alicja knuła nowe intrygi. Owijała sobie wokół palca kolejne ofiary, żeby potem je zniszczyć, zranić i wyśmiać. Nie liczyła się z ludzkimi uczuciami do tego stopnia, że postanowiła odebrać Katie szczęście, tak długo przez nią poszukiwane.

Rebecca James to moim zdaniem bardzo obiecująca pisarka. Sprawiła, że po nieprzespanej nocy z Alicją, w mojej głowie zaroiło się od wielu myśli, luźnych refleksji. Wszystkie uczucia bohaterów, które przelała na papier, opisała tak prawdziwie i realistycznie, że momentami czułam się nie tylko obserwatorką zdarzeń, ale również ich uczestniczką. Przewracając w napięciu kolejne kartki, kręciłam z niedowierzaniem głową, a na mojej twarzy malowały się gniew, smutek, rozpacz.

Nie zostaje mi nic innego, jak tylko szczerze polecić tę książkę. Gwarantuję, że niejednokrotnie Was zaszokuje.

"Nie poszłam na pogrzeb Alicji. Byłam wtedy w ciąży, wściekła i oszalała z rozpaczy. Ale to nie po Alicji rozpaczałam. Nie, wtedy już nienawidziłam Alicji i cieszyłam się, że umarła. To Alicja zniszczyła mi życie, odebrała najlepsze, co kiedykolwiek miałam, i roztrzaskała na milion kawałków, których nie dało się posklejać. Nie płakałam po Alicji, ale przez nią."

Tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zapewne każdy miał do czynienia – mniej lub więcej – ze sławnym Sherlockiem Holmesem. Opowiadania o przygodach detektywa nadal są chętnie czytane, a niektóre z nich zostały także przeniesione na ekran. A co byście powiedzieli na piękną, bystrą śpiewaczkę, która rywalizuje z Holmesem podczas dochodzeń?

Carole Nelson Douglas, amerykańska pisarka, swoją pierwszą powieść o Irene Adler wydała w 1990 roku. Na polskie tłumaczenie musieliśmy więc trochę poczekać. Czy było warto?

Penelope Huxleigh, córka zmarłego pastora, wędruje ulicami Londynu w poszukiwaniu schronienia. Pewnego dnia, poznaje przez przypadek tajemniczą kobietę, która przygarnia ją pod swój dach. Irene – bo tak ma na imię - prowadzi śledztwa na zlecenia takich sław jak Oscar Wilde, czy jubiler Tiffany. Brylantowy pas Marii Antoniny, podejrzana śmierć czeskiego króla; z tymi sprawami będzie się musiała zmierzyć nasza bohaterka. Już wkrótce będzie rozchwytywana przez światowej sławy opery, a zwykła znajomość z Penelope przerodzi się w prawdziwą przyjaźń.

Gdy dowiedziałam się, że „Dobranoc, panie Holmes” została wydana przez Bukowy Las, wiedziałam, że muszę ją mieć. I choć towarzyszyły mi obawy, że autorka nie sprosta zadaniu, od razu zabrałam się za czytanie.
Pani Douglas świetnie poradziła sobie z postacią Irene, która cały czas zadziwia i czaruje – nie tylko głosem! Aż czuć bijącą od niej elegancję, blask i wykwintność, a także niesamowitą inteligencję i spryt. To kobieta, która potrafi zwrócić na siebie uwagę, a jej miejsce jest tylko na samym szczycie. Jednocześnie bardzo polubiłam postać Penelope, nazywanej pieszczotliwie Nell. Z pozoru cicha, szara myszka, a jednak odgrywa dużą rolę w całej historii. To właśnie dzięki niej, Irene poznaje smak przyjaźni.

Autorka świetnie przelała na papier klimat Londynu – podczas lektury wydawało mi się, że wraz z bohaterami znajduję się w tym wspaniałym mieście. Eleganckie panie i przystojni dżentelmeni, zasnute mgłą uliczki, przejażdżki omnibusami i spotkania śmietanek towarzyskich. Do tego mnóstwo spisków i intryg, które czają się na nas w ciemnych zaułkach.
Akcja powieści toczy się szybko, bez zbędnych przeciągań. Chciałoby się jak najdłużej zostać na Saffron Hill, w tym doborowym towarzystwie, jakie zapewnia nam pisarka.

Uważam, że wydanie „Dobranoc, panie Holmes” było dla Bukowego Lasu świetną decyzją. Ja już mogę się zdeklarować, że z wielką przyjemnością przeczytam kolejne tomy.

Zapewne każdy miał do czynienia – mniej lub więcej – ze sławnym Sherlockiem Holmesem. Opowiadania o przygodach detektywa nadal są chętnie czytane, a niektóre z nich zostały także przeniesione na ekran. A co byście powiedzieli na piękną, bystrą śpiewaczkę, która rywalizuje z Holmesem podczas dochodzeń?

Carole Nelson Douglas, amerykańska pisarka, swoją pierwszą powieść o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Złamane serca” to debiutancka powieść amerykańskiej pisarki, Pameli Wells. Za granicą została bardzo dobrze przyjęta przez czytelniczki, które niebawem będą mogły poznać dalsze losy bohaterek, opisane w trzeciej już części cyklu.

Jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się, czy książka nie okaże się wielkim rozczarowaniem. Nastoletnie miłości, zerwania i problemy, które w rzeczywistości są błahostkami… Miałam w rękach już wiele takich opowieści ‘na jeden wieczór’, i żadna z nich nie zrobiła na mnie większego wrażenia. W tym przypadku było jednak inaczej…

Raven, Alexia, Kelly i Sydney zawsze były jak papużki nierozłączki – dzieliły się swoimi tajemnicami, problemami. Wydawało się, że nic nie jest w stanie je rozdzielić. Wkrótce w życiu dziewczyn pojawiają się chłopcy, pierwsze randki. Więź łącząca nastolatki zaczyna stawać się coraz słabsza, nie ma już czasu na spotkania, szczere rozmowy.
Przykre rozstania z powrotem zbliżają do siebie przyjaciółki, które czują się porzucone, niechciane. W akcie desperacji postanawiają spisać zasady, według których powinny postępować, i tak powstaje Kodeks Zerwań. Choć nie zawsze udaje im się przestrzegać reguł, chcą zapomnieć o przeszłości i na nowo ułożyć sobie życie. Czy im się to uda?

„Złamane serca” to wbrew pozorom całkiem przyjemna lektura. Opowiada o przyjaźni, miłości i podejmowaniu trudnych decyzji. Pojawiają się w niej także inne problemy, które łatwo jest zaobserwować w dzisiejszym świecie. Zapracowani rodzice, którzy nie mają czasu dla swoich pociech, i często nie wiedzą, że ich dziecko boryka się z jakimś problemem. Jest również nadopiekuńcza matka Raven, która już dawno zaplanowała córce przyszłość i chce podejmować za nią decyzje.

Myślę, że każda czytelniczka – młodsza, czy starsza – będzie mogła utożsamić się z głównymi bohaterkami. „Złamane serca” zyskują właśnie dzięki temu, że opowiadają o tym, co spotyka nas – ludzi z całego świata – każdego dnia. Jest to miła odskocznia od zjawisk nadprzyrodzonych i niesamowitych historii miłosnych, gdzie głównym obiektem westchnień są wampiry.

Podsumowując – „Złamane serca” to jedno z moich ostatnich pozytywnych ‘odkryć’. Czyta się je w błyskawicznym tempie; nawet nie zorientowałam się, kiedy dotarłam do końca. Przystępny, prosty język to zdecydowanie kolejny plus. Jeśli doczekamy się kolejnych tomów, z przyjemnością po nie sięgnę.
Polecam! Idealna lektura na nudne wieczory, i nie tylko.

„Złamane serca” to debiutancka powieść amerykańskiej pisarki, Pameli Wells. Za granicą została bardzo dobrze przyjęta przez czytelniczki, które niebawem będą mogły poznać dalsze losy bohaterek, opisane w trzeciej już części cyklu.

Jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się, czy książka nie okaże się wielkim rozczarowaniem. Nastoletnie miłości, zerwania i problemy, które w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gemma Malley mieszka w Londynie, jest szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Przed rozpoczęciem kariery dziennikarskiej, studiowała filozofię. „Deklaracja” to jej pierwsza powieść, która doczekała się już kontynuacji.

Jest 2140 rok, a ludzie dzielą się na dwie grupy: legalnych i nadmiary. Ci ostatni, to dzieci, które potajemnie przyszły na świat. Ich rodzice zbuntowali się przeciwko władzom, i pomimo deklaracji, która stanowczo zabrania rodzić potomstwo, postanowili żyć w ukryciu. Jednak nie wszystkim uchodzi to na sucho, ponieważ łapacze potrafią odnaleźć każdego...

W chwili, gdy poznajemy Annę, ma piętnaście lat i przebywa w Grange Hall. To przerażający ośrodek, gdzie szkoli się nadmiary, aby w przyszłości mogły służyć innym. Od najmłodszych lat dzieci żyją ze świadomością, że nie powinny istnieć, że Matka Natura nie chciała ich na ziemi. Ciężka praca jest jedynym sposobem, aby zapłacić za grzech, jaki popełnili ich opiekunowie.
Pewnego dnia do Grange Hall przybywa Peter, który jest zażartym przeciwnikiem deklaracji, i jak się później okazuje – członkiem tajnej grupy, nazywanej Podziemiem. Chłopak stara się przekonać Annę, że ziemia jest dla wszystkich ludzi, i każdy ma takie samo prawo do życia.

Nie oceniaj książki po okładce, to bardzo słuszna rada. Choć sama przestrzegam tej zasady, w tym przypadku nie udało mi się. Muszę przyznać, że pewnie kupiłabym „Deklarację” w ciemno, bez przeczytania chociażby małego fragmentu. Okładka jest naprawdę niezwykła – w pięknych kolorach, z mieniącymi się elementami i wypukłościami… Cud, miód i orzeszki!

Bardzo spodobała mi się oryginalna, niebanalna tematyka; jeszcze nigdy nie spotkałam się z podobną fabułą. Gemma Malley porusza niezwykle ważne tematy, a jej powieść jest pewnego rodzaju apelem do ludzi. Świetnie potrafi przedstawić czytelnikom, do czego może dojść w dalekiej przyszłości, jeśli społeczeństwo nadal będzie bezmyślnie postępować. Podczas lektury nieustannie dziwiłam się, jak można tak okrutnie traktować dzieci. Młodzi, kreatywni ludzie to przecież przyszłość całego świata, to oni są największą nadzieją. A tymczasem pozbawia się ich wszystkich praw!

Śmiało mogę powiedzieć, że wykreowani przez autorkę bohaterowie są barwni, ciekawi. Choć może się wydawać, że niektórzy z nich nie są zdolni do żadnych ludzkich odruchów – tak jak na przykład przełożona Grange Hall, Margaret Pincent – przeszłość skrywa wiele bolesnych doświadczeń i przeżyć, które odcisnęły piętno na ich psychice.
Pisarka umiejętnie przechodzi z narracji trzecioosobowej, w pierwszoosobową; wplata do fabuły refleksje Anny, które bohaterka zapisywała w swoim sekretnym pamiętniku.

„Deklaracja” ma w sobie wszystko, co powinna posiadać dobra, wciągająca lektura. Trzyma w napięciu i sprawia, że nie chcemy odkładać jej na półkę. Mnie osobiście dała wiele do myślenia, i jestem przekonana, że na długo zostanie w mojej pamięci.

Gemma Malley mieszka w Londynie, jest szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Przed rozpoczęciem kariery dziennikarskiej, studiowała filozofię. „Deklaracja” to jej pierwsza powieść, która doczekała się już kontynuacji.

Jest 2140 rok, a ludzie dzielą się na dwie grupy: legalnych i nadmiary. Ci ostatni, to dzieci, które potajemnie przyszły na świat. Ich rodzice zbuntowali się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zakręty Losu” to kolejna – zaraz po takich tytułach jak „Bez Przebaczenia” czy „Szósty” – powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, debiutującej polskiej autorki. Książka jest początkiem trylogii o losach braci Borowskich. Już od dłuższego czasu zamierzałam po nią sięgnąć, a pozytywne opinie bloggerów coraz bardziej mnie kusiły. Nie mogłam jednak znaleźć jej w żadnej księgarni ani miejscowej bibliotece, i na jakiś czas dałam sobie spokój. Gdy okazało się, że mam ją zrecenzować dla wydawnictwa, moja radość była naprawdę wielka.

Licealistka Katarzyna Matczak od trzeciego roku życia wychowuje się bez matki. Jest dobrą uczennicą, najlepszą koszykarką w całej szkole i ma niewyparzony język, przez co często wdaje się w konflikty z nauczycielami. Piotr Matczak wie jednak, że może jej zaufać i zawsze stoi po stronie córki.
Pewnego dnia – chcąc na nowo ułożyć sobie życie – postanawia przeprowadzić się z nią do swojej nowej partnerki, Anny Filipiak. Mężczyzna zapewnia Kasię, że zmiana ta dobrze na nich wpłynie, ale czy na pewno?

W nowym domu dziewczyna nie czuje się dobrze, a ciągłe sprzeczki z przyszywaną siostrą – która wcale nie wygląda na takie niewiniątko, jakie udaje przed swoją matką i ojczymem - nie pomagają jej w zaklimatyzowaniu się. Wszystko zmienia się, gdy w lesie poznaje Krzysztofa Borowskiego, przystojnego rowerzystę. Mimo usilnych prób, naszej bohaterce nie udaje się o nim zapomnieć.

Tak zaczyna się historia wyjątkowej, i zarazem bardzo niebezpiecznej miłości. Zakochani nie zdają sobie sprawy z tego, że ich wybory mogą przynieść fatalne konsekwencje. Do czasu… Wkrótce zaczynają dziać się rzeczy, których nie są w stanie zatrzymać.

Miłość głównych bohaterów – Katki i Krzyśka – wydaje się być niemalże idealna. Są młodzi, szaleńczo się kochają. I jak sami uważają, nie jest to jedynie głupie, nastoletnie zauroczenie. Mają plany na wspólną przyszłość, chcą razem zamieszkać i zdawać na prawo. O takim związku marzy każda kobieta. Każda z nas chce przeżyć coś wspaniałego, każda chce posiąść serce mężczyzny, który skoczyłby dla niej w ogień.
Jednak spokój zakochanych burzy Łukasz, brat Krzysztofa, który zajmuje się handlem narkotykami i jest szefem groźnej grupy przestępczej. Jak bumerang powraca do życia Małgorzaty, córki Anny i wywraca je do góry nogami. Czy uczucie Katarzyny i jej ukochanego na pewno zdoła to przezwyciężyć, czy będą musieli się poddać?

Los Małgosi kończy się tragicznie – zarówno dla niej, jak i jej bliskich. Z „pomocą” Łukasza stacza się na samo dno, jest już za późno na jakiekolwiek sposoby ratunku. Najgorsze jest, że muszą przez to cierpieć niewinni. Matka zmarłej dziewczyny nie radzi sobie z tym, co ją spotkało. Uważa, że to Katarzyna i Krzysztof są winni całemu zajściu, że gdyby nie oni, Gosia nadal by żyła – co jest oczywiście zwykłą bzdurą!

Katka bierze całą winę na siebie, i postanawia wyjechać z Wrocławia. Poświęca się pracy, stara się zapomnieć o przeszłości i naprawić swoje błędy. Mimo wszystko nie może zapomnieć o swoim ukochanym, nie może załagodzić bólu, który towarzyszy jej każdego dnia. Czy była to dobra decyzja, i co najważniejsze: czy jeszcze kiedyś dostanie drugą szansę, odnajdzie prawdziwe szczęście?

„Zakręty Losu” to niewątpliwie jedna z najlepszych powieści, jakie w swym krótkim życiu przeczytałam. Wzbudza w czytelniku mnóstwo emocji: od zaskoczenia, przez strach, aż po rozpacz i smutek. Pani Agnieszce świetnie udało się „ożywić” swoje postaci – spod jej pióra wyszli realistyczni, barwni bohaterowie. Zauważamy u nich wady i zalety, możemy się z nimi utożsamić.
Akcja toczy się szybko, podczas czytania nie było ani chwili, w której mogłabym się nudzić. Wręcz przeciwnie, z każdą stroną chciałam coraz więcej, i więcej.

Wszystkie sceny erotyczne zostały naprawdę dobrze opisane. Przez moment bałam się, że może wyjść z tego jakiś tani harlequin, ale szybko wyrzuciłam z głowy taki pomysł.

Na końcu książki znajdziemy playlistę - czyli piosenki, które były inspiracją do napisania poszczególnych rozdziałów. Wśród nich znaleźli się tacy wykonawcy jak Metallica, Nirvana, Within Temptation, czy Goo Goo Dolls. Moim zdaniem świetnie oddają klimat powieści.

http://recenzje-selene.blogspot.com/2010/12/zakrety-losu-agnieszka-lingas-oniewska.html

„Zakręty Losu” to kolejna – zaraz po takich tytułach jak „Bez Przebaczenia” czy „Szósty” – powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, debiutującej polskiej autorki. Książka jest początkiem trylogii o losach braci Borowskich. Już od dłuższego czasu zamierzałam po nią sięgnąć, a pozytywne opinie bloggerów coraz bardziej mnie kusiły. Nie mogłam jednak znaleźć jej w żadnej księgarni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ewa Barańska udowodniła, że w Polsce także mamy wielu świetnych autorów. "Z kim płaczą gwiazdy" to piękna, wzruszająca książka. Opowiada o miłości Weroniki i Michała, oraz o przeszkodach, jakie stają na ich drodze. O tym, jak w jednej chwili może zmienić się całe nasze życie - czego niestety nie wszyscy jesteśmy świadomi. Pod koniec powieści akcja nagle zatrzymuje się. Nie ma zakończenia, autorka sama każe czytelnikom dokończyć historię zakochanej pary. Nie dowiadujemy się, czy stan Michała poprawił się. Z jednej strony jest to dość ciekawe, ale pozostaje lekki niedosyt... Mimo wszystko, szczerze polecam! ;)

Ewa Barańska udowodniła, że w Polsce także mamy wielu świetnych autorów. "Z kim płaczą gwiazdy" to piękna, wzruszająca książka. Opowiada o miłości Weroniki i Michała, oraz o przeszkodach, jakie stają na ich drodze. O tym, jak w jednej chwili może zmienić się całe nasze życie - czego niestety nie wszyscy jesteśmy świadomi. Pod koniec powieści akcja nagle zatrzymuje się. Nie...

więcej Pokaż mimo to