-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-02-07
2019-11-22
2019-04-13
2018-09-19
2018-09-18
2018-09-15
Nie zaprzeczę że całość brzmi jak broszura propagandowa, jak sugerują niektóre opinie. Obawiam się jednak że niektórzy czytelnicy, za mało myśleli nad tym, czym jest propaganda. Niestety, powszechną dziś praktyką wrzucanie osób i rzeczy, do - tak zwanego - jednego worka.
Po rozpruciu naszego "worka", możemy dojść do wniosku ze książka Thomasa E. Woodsa Jr. jest propagandą. Ale jeśli już przeszywamy do niej tę łatkę, należny poczynić pewne rozróżnienie. Stawianie tej pozycji w jednym rzędzie z kłamliwymi paszkwilami Trzeciej Rzeszy lub ZSRR, jest wręcz karygodne.
Propagandę należy potępiać przede wszystkim dlatego ze jest fałszywa, a nie dlatego że coś propaguje bez dodatku krytyki. Książka pana Woodsa nie jest polemiką z przeciwnikami Kościoła, lecz jedynie pouczeniem katolików co do dokonań Kościoła. Po przeczytaniu należy zadać pytanie, "jak brzmiałoby pytanie, na które ta książka jest odpowiedzią?".
W omawianym przypadku, jeśli dojdziemy do wniosku, że pytanie brzmiało "co zrobił Kościół Katolicki dla cywilizacji zachodniej?", zrozumiemy że nie można autorowi zarzucić nierzetelności. Gdyby pytanie brzmiało "jak kształtowała się cywilizacja zachodnia, oraz jaką rolę odegrał w tym procesie Kościół Katolicki?", powinniśmy oczekiwać szerszego spojrzenia. Jednak przy krytyce literatury, należy brać zazwyczaj stronę autora. Jeśli zaś chodzi o jego intencje, podejrzewam że gdyby chciał opracować odpowiedź na drugie pytanie, musiałby napisać opasłą encyklopedię, a nie lekkostrawną dla umysłu książkę, która z łatwością mieści się w plecaku. Ponadto gdyby potraktował temat dogłębnie, nie przyciągnąłby oczekiwanej ilości czytelników, a przecież książkę kierował do zwykłego Kowalskiego, dla którego temat jest już dość zawiły, a nie zapalonego bibliofila czy krytyka.
Co do samej treści: zachowanie dziedzictwa antyku, zorganizowanie i formalizacja nauki, utworzenie uniwersytetów, prawo międzynarodowe, sformułowanie teorii oczekiwań na trzysta lub nawet pięćset lat przed ekonomistami nowożytnymi, postęp w rolnictwie, te i kilka innych rzeczy można tu znaleźć. Ale Josip Bošković i jego wkład w rozwój fizyki atomowej został niemal całkowicie pominięty. Ale naprawdę wielkim nieobecnym jest Georges Lemaître, który jest twórcą teorii Pierwotnego Atomu (Znanej nam jako Wielki Wybuch). Jego teoria została początkowo odrzucona przez Einsteina, ale dwa lata potem na skutek obserwacji Hubble'a spowodowała zmianę jego zdania. Pominięcie Lemaîtrea to wręcz nieporozumienie, którego nie jestem w stanie pojąć.
Ostatecznie jednak autor zasłużył na pochwałę, za dobrze udokumentowaną a pracę, podana w formie przystępnej dla laika. Nie jest to jednak książka dla ludzi z uprzedzeniami, gdyż jak już pisałem, jest wolna od jakiejkolwiek polemiki.
Nie zaprzeczę że całość brzmi jak broszura propagandowa, jak sugerują niektóre opinie. Obawiam się jednak że niektórzy czytelnicy, za mało myśleli nad tym, czym jest propaganda. Niestety, powszechną dziś praktyką wrzucanie osób i rzeczy, do - tak zwanego - jednego worka.
Po rozpruciu naszego "worka", możemy dojść do wniosku ze książka Thomasa E. Woodsa Jr. jest propagandą....
2018-08-02
2018-07-25
W zdecydowaniej większości jest to raczej obrona wiarygodności Biblii, choć znajdą się dodatki od Lewisa czy kilka innych dygresji filozoficznych na końcu. Tak czy inaczej jest to ogromna dawka wiedzy, bardzo rzetelnej, i posiadającej siłę przekonywania. Zostaje tu obalonych wiele kłamstw, a wiele spraw zostaje rozjaśnianych.
Problem w tym że jest to wiedza dość słabo przyswajalna, trudno powiedzieć co jest temu winne, inny niż w większości książek układ tekstu, podział tematyczny, styl pisarski, ogromna mnogość informacji których nawet nie próbujemy zapamiętać (jak na przykład dziwaczne imiona). Nawet mając dużo wolnego czasu, oraz nie mając wielu zmartwień, strasznie się męczyłem przy czytaniu. Pomimo że czytałem obszerniejsze dzieła, to żadne nie pochłonęło aż tyle mojego czasu.
Podejrzewam że dla kogoś kto ma zamiar się solidnie przygotować do debaty na wysokim poziomie, ta pozycja będzie wprost idealna. Lecz dla kogoś kto akurat nie ma problemów z historycznością Starego Testamentu, będzie to wątpliwa zdobycz intelektualna.
Z większości zawartych w książce informacji, prawdopodobnie będę miał mniejszy użytek niż z harpuna na rekiny. Ale i tak się ciesze że zaznajomiłem się z tą wiedzą.
Podejrzewam że wyciągnąłbym z siebie o wiele więcej zaangażowania, gdybym odczuwał naglącą potrzebę zdobycia arsenału argumentów służących mi do obrony tego w co wierzę. Ale że sięgnąłem po tę książkę prewencyjnie, z obawy że mogę jej wkrótce potrzebować (lecz nie mając żadnych sprecyzowanych oczekiwań), bardzo szybko się zmęczyłem. Jednakże nie mam zamiaru zostawiać jej na półce aby zbierała kurz, gdyż na pewno jeszcze do niej kiedyś wrócę.
W ogólnym rozrachunku mamy do czynienia z niezwykle bogatym złożem wiedzy, ogromnym, tak ogromnym że zarówno zachwyca, jak i przytłacza. Jednak dla tych którzy pilnie poszukują rozumowego odparcia ataków na Biblię, Chrystusa, Kościół, Cuda i wiele, wiele innych, lektura z całą pewnością będzie nadzwyczaj wciągająca i owocna.
W zdecydowaniej większości jest to raczej obrona wiarygodności Biblii, choć znajdą się dodatki od Lewisa czy kilka innych dygresji filozoficznych na końcu. Tak czy inaczej jest to ogromna dawka wiedzy, bardzo rzetelnej, i posiadającej siłę przekonywania. Zostaje tu obalonych wiele kłamstw, a wiele spraw zostaje rozjaśnianych.
Problem w tym że jest to wiedza dość słabo...
2018-07-17
2018-05-18
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż okrucieństwa. Kiedy czytamy o grupach ludzi zdziczałych, dopuszczających się rozbojów i morderstw w nadzwyczaj bestialski sposób, wnioskujemy że dopuszczają się również gwałtów, choćbyśmy nie czytali o wprost. Kiedy widzimy kogoś nadzwyczaj zepsutego, raczej nie kłócimy się odnośnie tego czy dopuszcza się również innych pomniejszych i pospolitych aktów zła, nie potrzebujemy ultra-dokładnej analizy każdego aspektu życia złoczyńcy aby go potępić.
Jednak kiedy autor próbuje pokazać wizję Dobra, sprawa się komplikuje po tysiąckroć (albo więcej). Jeżeli ukazywana nam postać przedstawia najszlachetniejsze cechy charakteru, które pragniemy kształtować u samych siebie, oraz dokonuje wyraźnych aktów cnoty i heroizmu. Zapewne uznamy że jest taka osoba godna naśladowania. Tyle że jeśli chodzi o drobiazgi takie jak stosunek do zwierząt, dyscyplina w wypełnianiu obowiązków domowych, sposoby spędzania czasu wolnego, wypoczynek po pracy, możemy w większości przypadków tylko snuć domysły.
Przedstawienie wartości, oraz ludzi reprezentujących te wartości, jest o wiele łatwiejsze w przypadku ukazywania Zła niż Dobra. Sfera rzeczy których nie należy robić, jest o wiele szersza niż sfera rzeczy które należy robić. Ukazanie zaś całego świata, rzeczywistości mającej reprezentować sobą Dobro jest wręcz niewykonalne dla człowieka. Chyba że zastosuje on pewien manewr który ocali całość wywodu przed nie kończącym się kwestionowaniem aspektów ukazanej wizji. Ponadto, manewr ten pozwala na uniknięcie przypisywania sobie niesamowitej wiedzy i autorytetu. Manewrem tym w książce "Świt nowej ziemi" jest prolog i epilog.
O zasadności jego użycia wiedział również C.S. Lewis kiedy pisał książkę "Podział Ostateczny".
Co do zaś treści samej książki, to trudno się utożsamiać z głównym bohaterem, pomimo że w wyniku utraty pamięci świat w którym się znajduje jest mu tak samo obcy jak czytelnikowi. Kolejną przeszkodą, za którą nie możemy winić autora, jest niezgodność jego wizji przyszłości z tym jak ją widzieliśmy jako przeszłość (książka została napisana ponad sto lat temu).
Opisy są wystarczające a czasem nawet męczące, lecz nie o nie chodzi. Rozterki głównego bohatera są na całe szczęście nadal aktualne, a odpowiedzi na pytania jakie stawia, w większości satysfakcjonujące.
Całość czyta się szybko, choć miejscami trzeba przystanąć. Ostatni rozdział zamyka sprawę bardzo sprawnie, gdyż tuż przed nim odniosłem wrażenie że akcja jest niedostateczne rozwinięta. A epilog działa jak środek ułatwiający trawienie po obfitym i ciężkim posiłki. Pozostawiając nas ubogaconych o kolejne wartościowe doświadczenie.
Gorąco polecam.
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-21
2018-04-05
2018-03-23
2018-03-20
Lekko, szybko i przyjemnie. Czytając da się rozpoznać obszerną wiedzę autora,czego świadectwem są liczne wtrącenia z poza dziedziny (na przykład wspomnienie góry Tajget) lub też pewne rzadko spotykane pojęcia jak acedia czy anamneza. Wszystko to doprawione inteligentnym humorem, lecz nie prześmiewczym. Autor co nieco ośmiesza wrogą ideologie, ale samych ateistów nigdy nie miesza z błotem, a argumenty ad personam są obce jego wywodowi.
Ogólnie rzecz biorąc, wcale nie zła książeczka, poruszająca mnóstwo tematów, choć raczej nie wyczerpująca żadnego (i dobrze, bo wtedy byłby to drugi "Przewodnik Apologetyczny"). Niska ocena czytelników jest zapewne skutkiem tytułu który przyciągnął ateistów skuteczniej niż katolików, a to przecież do nich właśnie jest skierowana.
Podejrzewam że ateista myśli sobie: "A, więc tutaj są argumenty mające mnie przekonać i nawrócić, dobra, zobaczmy co też ci katole przygotowali", po czym czyta i odkłada nieporuszony, jeszcze bardziej utwierdzony w swoich poglądach.
"Katolicki Pomocnik Towarzyski" jednak ma inny cel, a przynajmniej w moim mniemaniu jest nim nie to aby przekonać ateistę o racji Kościoła, lecz raczej zapewnić katolikowi arsenał argumentów który pozwoli mu zachować opinie oczytanego i świadomego człowieka, kiedy znajdzie się w towarzystwie niezbyt religijnych dusz.
Tu nie chodzi o to aby ateista się nawrócił, ale o to aby katolik nauczył się bronić.
Na koniec dodam jeszcze że jest to bardzo dobry pomysł na dostarczenie wiedzy apologetycznej młodemu człowiekowi, wprost idealny prezent na bierzmowanie.
Lekko, szybko i przyjemnie. Czytając da się rozpoznać obszerną wiedzę autora,czego świadectwem są liczne wtrącenia z poza dziedziny (na przykład wspomnienie góry Tajget) lub też pewne rzadko spotykane pojęcia jak acedia czy anamneza. Wszystko to doprawione inteligentnym humorem, lecz nie prześmiewczym. Autor co nieco ośmiesza wrogą ideologie, ale samych ateistów nigdy nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-08
Listy Kasjela dorastają, a nawet nieco przewyższają "Listy starego anioła do młodego".
Trudno nie oceniać tego typu literatury przez pryzmat oryginału, który posłużył za wzór dla kilku następnych książek, o podobnej wartości.
Z pewnością Lewis nie byłby zawiedziony.
Ale jeśli chodzi o mnie, to brakuje mi tego co ma tylko dzieło Lewisa, a mianowicie fabuły. Fakt, tutaj też patrzymy na ludzkiego podopiecznego adresata listów, ale fragmenty jego historii są porozrzucane w taki sposób, że mam wrażenie że autor chciał tylko omówić konkretne tematy o jakich myślał, przypisując je kolejno człowiekowi którym opiekuje się Asjel. "Listy starego diabła do młodego" pozwalały nam na napisanie spójnego scenariusza życia kuszonego, od jego nawrócenie, po ślub, aż po śmierć. Mam nadzieję że przyszli autorzy podobnych "Listów" będą o tym wiedzieć i zastosują to w swoich pracach.
Ale tym co jest wspólne zarówno dla Lewisa, jaki i polskiego zakonnika, to relacja między autorami a adresatami listów, która stanowi wisienkę na torcie, przemycając czasem dwa pouczenia jednocześnie. W tym aspekcie polak z pewnością nie ma zaniedbań.
Tak czy inaczej, "Lisy Kasjela" stoją w tej samej lidze co dzieło prekursora. Polecam!
Listy Kasjela dorastają, a nawet nieco przewyższają "Listy starego anioła do młodego".
Trudno nie oceniać tego typu literatury przez pryzmat oryginału, który posłużył za wzór dla kilku następnych książek, o podobnej wartości.
Z pewnością Lewis nie byłby zawiedziony.
Ale jeśli chodzi o mnie, to brakuje mi tego co ma tylko dzieło Lewisa, a mianowicie fabuły. Fakt, tutaj...
2018-03-02
2017-11-23
Jak zwykle u Lewisa, nadzwyczaj przejrzyście, prosto i genialnie napisana książka będąca tym czym ma być, wprowadzaniem w chrześcijaństwo. Sam autor mówi nam że została ona poddana korekcie po konsultacjach z duchownymi: anglikańskim, katolickim, metodystycznym i prezbiteriańskim.
Zaczyna się od uświadomienia istnienia obiektywnej prawdy, następnie przedstawienia że ta prawda objawia się w osobie Jezusa Chrystusa, a kończy na wyjaśnieniem kim jest i w co wierzy chrześcijanin.
Czyta się bardzo szybko, gdyż książka jest napisana w mojej ulubionej formie, czyli trzydzieści trzy rozdziały po - średnio - sześć stron każdy.
Jedyną rzeczą jaka mnie zupełnie zaskoczyła było jedno zdanie, a mianowicie: "Zarówno ateizm, jak i rozwodnione chrześcijaństwo to filozofie dobre najwyżej dla dzieci".
No cóż, z drugą częścią trudno się nie zgodzić, przecież nikt na świecie nie uważa się za wyznawcę "rozwodnionego chrześcijaństwa". Lecz pierwsza budzi wątpliwości, odnośnie nadziej na to czy ta pozycja jest odpowiednia dla tych którzy odczuwają dumę z tego że są ateistami. Z drugiej strony jednak, jedno zdanie nie czyni z całej książki paszkwilu, ateista coś z chrześcijaństwa tu znajdzie, a czasami warto użyć ostrzejszych słów aby ktoś zrozumiał powagę sytuacji.
Jednak największy potencjał "Chrześcijaństwo po prostu" ma w odniesieniu do tych którzy za chrześcijan się uważają, a nimi nie są, oraz... młodzieży, gdyż to właśnie w okresie dojrzewania człowiek zadaje sobie pytania i pragnie dokładniejszej wiedzy, jeśli rodzic czy opiekun nie wyjaśni o co chodzi z harfami i koronami w niebie, dziecko myśląc że niebo to miejsce w którym śpiewasz w nieskończoność, prawie na pewno straci wiarę.
Z pewnością to tylko podstawy wiary, ale biorąc uwagę, jak wiele ludzi pozostaje na poziomie wiedzy dziecka, z pewnością książka jest godna polecenia. Wprost nie wyobrażam sobie - w przeciwieństwie do Lewisa który pozwalał nawet pomijać konkretne rozdziały - jak można nie skorzystać na lekturze.
Polecam!
Jak zwykle u Lewisa, nadzwyczaj przejrzyście, prosto i genialnie napisana książka będąca tym czym ma być, wprowadzaniem w chrześcijaństwo. Sam autor mówi nam że została ona poddana korekcie po konsultacjach z duchownymi: anglikańskim, katolickim, metodystycznym i prezbiteriańskim.
Zaczyna się od uświadomienia istnienia obiektywnej prawdy, następnie przedstawienia że ta...
2018-01-21
Bardzo ciekawa i wciągająca historia (nie zmęczyłem się czytając ponad sto stron dziennie) nawrócenia pewnej kobiety która z uporem maniaka szukała prawdy i nieoczekiwanie ją znalazła. Ponadto doprawiona sporą dawką inteligentnego humoru. Podana w czterdziestu lekkostrawnych rozdziałach.
Wszystko zaczęło się od podniesienia skamieniałości wymarłego miliony lat temu bezkręgowca, wtedy pani Fulwiler jako ateistka zaczęła się zmagać z kryzysem egzystencjalnym. Najpierw kiedy dotyczyło to tylko jej, postanowiła zagłuszyć go przyjemnościami życia. Jednak kiedy pojawiło się jej pierwsze dziecko, myśl o tym - że jest ono zlepkiem komórek i reakcji chemicznych którego egzystencja jako istoty żywej będzie trwała nic nieznaczący skrawek czasu, wobec niewyobrażalnego ogromu jaki minął przed nim, oraz minie po nim - wywołała gwałtowną reakcję.
Wtedy poszukiwania zaczęły się na dobre. Kupno kilku książek(w tym doskonałego "chrześcijaństwo po prostu" C.S. Lewisa) było tylko początkiem. Później bohaterka tej opowieści założyła bloga na którym zadawała ważne dla siebie pytania. Nie dała się przekonać w kilka chwil, ale zawsze pozostawała otwarta na Prawdę, dzień po dniu odkrywając kolejne odpowiedzi, zapraszając kolejne osoby do dyskusji. Tej otwartości jaką posiadała autorka brakuje dzisiejszym ateistą (choć raczej jeśli ktoś już jest gotów szukać to jest to agnostyk), liczącym że teolodzy przyjdą do ich drzwi i im wszystko wytłumaczą, podczas gdy sami nawet nie zajrzą na stronę internetową zajmującą się apologetyką (polecam apologetyka.info), o indywidualnych pytaniach do specjalisty nie wspominając.
Nawet jeśli u osoby niewierzącej, po lekturze, nie pojawią się żadne wnioski ani nowe postanowienia, to przynajmniej nauczy się ona jakie podejście należy mieć do Prawdy. Dla osoby już przekonanej, książka będzie umocnieniem i niewielką dawką wiedzy apologetycznej. Osobiście kupiłem ją jako prezent dla bliskiej mi osoby, lecz ja również skorzystałem podczas upewniania się czy autorka nie przyniesie mi wstydu.
Jako prezent, idealna!
Polecam!
Bardzo ciekawa i wciągająca historia (nie zmęczyłem się czytając ponad sto stron dziennie) nawrócenia pewnej kobiety która z uporem maniaka szukała prawdy i nieoczekiwanie ją znalazła. Ponadto doprawiona sporą dawką inteligentnego humoru. Podana w czterdziestu lekkostrawnych rozdziałach.
Wszystko zaczęło się od podniesienia skamieniałości wymarłego miliony lat temu...
2017-12-17
Jak wyjaśnia autor, ma on skłonność do tworzenia kontrowersyjnych tytułów po ojcu, który, co ciekawe, był jednym z czołowych kaznodziei i pisarzy metodystycznych w Anglii. Napisał on książkę „Katolicyzm protestantyzmu” więc to wyjaśnia śmiałość jego syna, który nazywa się w podtytule najsłynniejszym ateistom świata.
Książka nie jest łatwa. Autor zaznacza już na początku, że choć uznał że wszechświat pochodzi od Absolutu. To nadal pozostaje mortalistą, czyli nie wierzy w życie pozagrobowe. Ci którzy uważają, że uwierzył dla wygody, najpewniej nie przeczytali książki dokładnie.
Przeciwnie co do dociekań ateistów, którzy nazwali go dosłownie apostatom, Flew wspomina, że stracił wiarę już w młodości, co ukrywał, bo bał się konfrontacji z ojcem (zapewne z wielu powodów). Tak czy owak, uznał że nie warto ujawniać prawdy, kiedy przynosi ona ból, jemu i jego rodzinie, co pasuje jak ulał do konformizmu, który mu się zarzuca wobec jego nawrócenia.
Warto się zapoznać z treścią książki wierzącym w Boga chrześcijańskiego, gdyż obrazuje ona drogę niezupełnie do Niego, lecz do tak zwanego Boga Arystotelesa, czy też Absolutu, który jest czymś mniej niż Bóg w którego wierzą chrześcijanie, to Bóg w którego wierzą chrześcijanie jest Absolutem. Flew określa swoje rozumowania jako teologię naturalną, oraz pielgrzymkę rozumu. Co to znaczy dla przeciętnego czytelnika? No cóż, raczej niewiele, kiedy jest utrwalony w swoim ateizmie, jednak dla kogoś kto chce uzasadniać swoją wiarę na podstawie faktów naukowych, które przekonały przynajmniej jednego ateistę, książka może okazać się nadzwyczaj pożyteczna.
Sam Flew przez większość swojego życia był ateistom. Jak sam wspomina, wierzył kiedyś, że istnienie Boga, jest sprzecznością tego samego rodzaju co "okrągły kwadrat". Wierzył, że można udowodnić Jego nie istnienie. Dodatkowo, był kimś więcej niż filozofem-ateistom, był filozofem religii, i twórcą całego systemu filozoficznego uzasadniającego ateistyczny punkt widzenia. Podczas gdy ludzie pokroju Sartego, Camusa, czy Russella doszli do ateizmu, jako do wniosku pobocznego.
To kim jest autor, oraz jaka jest jego historia, pozwalają na stworzenie nowej, ulepszonej wersji zakładu Pascala, w której bierzemy pod uwagę to, że zarówno kapłan który prawie całe życie poświęcił obronie religii, i prawdopodobnie zna wszystkie argumenty apologetyczne, jakie my znamy, oraz prawdopodobnie więcej, może porzucić wiarę (choć przyznaję że nie znam takiego przypadku). Oraz, że profesor filozofii w Oksfordzie, który większość długiego życia, poświęcił krytyce religii, oraz znał prawdopodobnie wszystkie argumenty jakie znamy przeciw niej, a być może i więcej, może tę wiarę przyjąć. Cały zakład nie sprowadza się do jednoznacznego rozstrzygnięcia sprawy, ale raczej do pewnego ściągnięcia skrajności z obu stron do centrum, oraz kategorycznego dowodu, że jedynym pewnikiem w kwestii religii jest zdanie "To nie jest prosta sprawa, nawet dla najlepiej wykształconych ludzi na świecie".
Poza wywodami głównego autora, znajdziemy również kilka (naście) akapitów od dwóch chrześcijan: biskupa N. T. Wrighta, oraz apologety Roya Abrahama Varghese, o których też należy wspomnieć. Stanowią one jedynie dodatek, a argumentacja w nich przedstawiona specjalnie do mnie nie trafia. Ale być może wynika to z mojej nieznajomości rzeczy. Argumentacja tam przedstawiona z pewnością będzie miała większą siłę oddziaływania, na tych którzy są lepiej zaznajomieni z nieco szerszym spektrum postrzegania. Dla teistycznych fizyków kwantowych, noblistów, takich jak Max Planck cz też Warner Heisenberg, ich znaczenie z pewnością było o wiele większe, gdyż rozumieli o wiele lepiej konsekwencje uznania pewnych faktów. Jako że sam takiego rozumienia nie posiadam, nie będę stwierdzał kategorycznie, że dane argumenty są słabe, a jedynie nie przekonujące dla laika.
Jak wyjaśnia autor, ma on skłonność do tworzenia kontrowersyjnych tytułów po ojcu, który, co ciekawe, był jednym z czołowych kaznodziei i pisarzy metodystycznych w Anglii. Napisał on książkę „Katolicyzm protestantyzmu” więc to wyjaśnia śmiałość jego syna, który nazywa się w podtytule najsłynniejszym ateistom świata.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka nie jest łatwa. Autor zaznacza już na początku, że...