-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-11-27
2019-07-31
2019-07-26
2019-07-24
2019-05-29
2019-05-27
2019-05-26
2019-05-22
2019-05-20
2019-05-17
2019-04-13
2019-02-17
2017-05-27
2019-01-08
2018-12-31
Świat Dysku ma swoje uroki, można w nim znaleźć wiele zabawnych elementów, co jest głównym powodem jego sukcesu. Jednak po nieco szerszym spojrzeniu na twórczość Prachetta, można dostrzec nie tylko małe mankamenty, jak zbytnie przerysowanie, oraz absurdy tak absurdalne i niedorzeczne że aż nie śmieszne. Nawet miłośnicy słodzonej herbaty nie lubią kiedy herbata z cukrem zamienia się w cukier z herbatą. Rośliny nazywane zeszłorocznymi, które kiełkują na rok przed ich wsadzeniem w ziemię, łamiąc tym samym kilka praw natury, pozostawiają dość nieprzyjemny zgrzyt w dojrzałym umyśle.
No, ale przecież Świat Dysku jest idealną rozrywką, właśnie dla najmłodszych, prawda? Otóż chciałbym to zakwestionować, gdyż podczas lektury tego zbioru cytatów i kilku innych pozycji związanych z cyklem, doszedłem do wniosku, że książki autora są wręcz przesiąknięte ideologią. Tylko że o ile wszyscy wiedzą Kogo symbolizuje Lew Aslan, z cyklu o Narni, autorstwa C.S. Lewisa, to niewielu zdaje sobie sprawę, że tak jak Lewis stara się swoją fantastyką promować chrześcijaństwo, tak fantastyka Prachetta wielokrotnie wyraża sądy jednoznacznie opowiadające się za nihilizmem i radykalnym materializmem.
W „Wiedźmikołaju”, który jest wyraźnym odniesieniem do „Świętego Mikołaja”(nie tego żyjącego na przełomie III i IV wieku katolickiego biskupa, lecz tego wykreowanego przez kulturę masową), jeden z bohaterów nazywa wiedźmikołaja wraz wróżką zębuszką - małymi kłamstwami, w które ludzie muszą uwierzyć jako dzieci, aby jako dorośli zaczęli wierzyć w wielkie kłamstwa takie jak sprawiedliwość czy miłosierdzie, za argument podając to że choćby cały wszechświat przepuścić przez sito o najdrobniejszych dziurkach, to nie znajdzie się nawet jeden atom czy molekuła tych rzeczy. Tego typu materializm można łatwo obrócić przeciw niemu samemu, wskazując że obala on sam siebie, ale nie jest to celem mojej recenzji. Moim celem jest wskazanie, że Pratchett nie tylko ma na celu bawić czytelnika, ale też uprawia pewną filozofię, o czym należy wiedzieć i pamiętać, zwłaszcza jeśli daje się jego książki młodemu czytelnikowi, który z reguły chłonie takie rzeczy jak gąbka.
O ile trudno obalić jakąkolwiek filozofię w kilku zdaniach, to jednak pozwolę sobie wskazać autorowi jawną ignorancję. W książce „Świat finansjery”, jedna z bohaterek wysuwa twierdzenie że ziemniaki są cenniejsze niż złoto, bo można je jeść, a zakopane w ziemi, po pewnym czasie, mnożą się. Zaś, będąc na bezludnej wyspie, z pewnością, wolelibyśmy worek ziemniaków niż worek złota. Chwilę potem, bohaterka stwierdza, że złoto ma wartość, jedynie dlatego że się tak umówiliśmy. A co najgorsze, nazywa jego wartość sennym marzeniem (sic!).
Otóż jest to jawna bzdura, bo jeśli na bezludnej wyspie mam jezioro z ławicą ryb, wokół którego rośnie kilkaset drzew owocowych, a dodatkowo żyją tam stada zwierzyny łownej, lecz nie ma tam ani uncji złota. To z pewnością wolałbym nieco złota, aby, ot choćby, zrobić z niego sobie ozdoby, bo mogę się zająć się tymi potrzebami kiedy natura wprost podsuwa mi jedzenie pod nos. Nie potrzebuję żadnej umowy aby uznać złoto za cenniejsze od ziemniaków!
Wiedziałem o tym, nawet zanim zacząłem studiować ekonomię. Toż to proste jak budowa cepa! No ale jeśli pisarz jest ignorantem, to z pewnością znajdzie się i ignorant-czytelnik. I tak żyją sobie ludzie śmiejący się z „żartu” o mechaniku, który naprawiając samochód, uderzył go raz młotkiem, mówiąc że za usługę należy się 100 złotych, z czego uderzenie młotkiem kosztuje 1 grosz, ale to że wiedział gdzie uderzyć, kosztuje 99,99 zł. Wprost ręce opadają! Jakkolwiek wypowiadanie się o sprawach o których nie ma się zielonego pojęcia, jest samo w sobie niewłaściwe, to gorsze jest wypowiadanie się na tematy w których nie jest się obeznanym, używając przy tym autorytetu czerpanego z biegłości z zupełnie innej dziedzinie. Nawet nieświadomie, a zwłaszcza gdy wypowiadana opinia jest rażąco błędna, oraz skierowana do rzesz odbiorców. Opinia wkrada się do ich umysłu, i szkody są początkowo raczej niewielkie, lecz kiedy odbiorcy okazują się wyborcami, wtedy dzieją prawdziwe się katastrofy.
Nie chciałbym jednak krytykować zmarłego bardziej niż jest to konieczne. Czy Pratchett jest złym autorem, niekoniecznie, choć czasem czytając jego dzieła czułem się jakbym oglądał „Świat według Bundych”. Choć niektórzy z pewnością lubią jego styl o wiele bardziej niż ja. Co się zaś tyczy ideologii, to trzeba pamiętać że jeśli snajper zastrzeli kilkanaście przedszkolaków bawiących się w piaskownicy, z odległości mili, to pomimo że jest mordercą zasługującym na wszelkie wyrazy potępienia, to jest też wybitnym snajperem. Nie wolno nam odbierać mu tego tytułu.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę miłośników Pratchetta na innego autora, a jest nim Jonas Jonasson i jego „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”, oraz inne powieści jego autorstwa. Pratchettem zainteresował mnie mój przyjaciel, któremu styl Jonassona spodobał się tak samo, jeśli nie bardziej niż Pratchetta. Mi zaś podoba się to że Jonasson zna autonomię swojego dzieła i zachowuje obiektywizm. O czym powinien pamiętać każdy, kto kieruje swe słowa do szerokich mas.
Świat Dysku ma swoje uroki, można w nim znaleźć wiele zabawnych elementów, co jest głównym powodem jego sukcesu. Jednak po nieco szerszym spojrzeniu na twórczość Prachetta, można dostrzec nie tylko małe mankamenty, jak zbytnie przerysowanie, oraz absurdy tak absurdalne i niedorzeczne że aż nie śmieszne. Nawet miłośnicy słodzonej herbaty nie lubią kiedy herbata z cukrem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-29
2018-08-19
2018-08-19
2018-05-18
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż okrucieństwa. Kiedy czytamy o grupach ludzi zdziczałych, dopuszczających się rozbojów i morderstw w nadzwyczaj bestialski sposób, wnioskujemy że dopuszczają się również gwałtów, choćbyśmy nie czytali o wprost. Kiedy widzimy kogoś nadzwyczaj zepsutego, raczej nie kłócimy się odnośnie tego czy dopuszcza się również innych pomniejszych i pospolitych aktów zła, nie potrzebujemy ultra-dokładnej analizy każdego aspektu życia złoczyńcy aby go potępić.
Jednak kiedy autor próbuje pokazać wizję Dobra, sprawa się komplikuje po tysiąckroć (albo więcej). Jeżeli ukazywana nam postać przedstawia najszlachetniejsze cechy charakteru, które pragniemy kształtować u samych siebie, oraz dokonuje wyraźnych aktów cnoty i heroizmu. Zapewne uznamy że jest taka osoba godna naśladowania. Tyle że jeśli chodzi o drobiazgi takie jak stosunek do zwierząt, dyscyplina w wypełnianiu obowiązków domowych, sposoby spędzania czasu wolnego, wypoczynek po pracy, możemy w większości przypadków tylko snuć domysły.
Przedstawienie wartości, oraz ludzi reprezentujących te wartości, jest o wiele łatwiejsze w przypadku ukazywania Zła niż Dobra. Sfera rzeczy których nie należy robić, jest o wiele szersza niż sfera rzeczy które należy robić. Ukazanie zaś całego świata, rzeczywistości mającej reprezentować sobą Dobro jest wręcz niewykonalne dla człowieka. Chyba że zastosuje on pewien manewr który ocali całość wywodu przed nie kończącym się kwestionowaniem aspektów ukazanej wizji. Ponadto, manewr ten pozwala na uniknięcie przypisywania sobie niesamowitej wiedzy i autorytetu. Manewrem tym w książce "Świt nowej ziemi" jest prolog i epilog.
O zasadności jego użycia wiedział również C.S. Lewis kiedy pisał książkę "Podział Ostateczny".
Co do zaś treści samej książki, to trudno się utożsamiać z głównym bohaterem, pomimo że w wyniku utraty pamięci świat w którym się znajduje jest mu tak samo obcy jak czytelnikowi. Kolejną przeszkodą, za którą nie możemy winić autora, jest niezgodność jego wizji przyszłości z tym jak ją widzieliśmy jako przeszłość (książka została napisana ponad sto lat temu).
Opisy są wystarczające a czasem nawet męczące, lecz nie o nie chodzi. Rozterki głównego bohatera są na całe szczęście nadal aktualne, a odpowiedzi na pytania jakie stawia, w większości satysfakcjonujące.
Całość czyta się szybko, choć miejscami trzeba przystanąć. Ostatni rozdział zamyka sprawę bardzo sprawnie, gdyż tuż przed nim odniosłem wrażenie że akcja jest niedostateczne rozwinięta. A epilog działa jak środek ułatwiający trawienie po obfitym i ciężkim posiłki. Pozostawiając nas ubogaconych o kolejne wartościowe doświadczenie.
Gorąco polecam.
Autor podjął się o wiele trudniejszego zadania niż poprzednio, kiedy w powieści "Władca Świata" ukazał Zło (nie przypadkiem z wielkiej litery), które stanowi zagrożenie dla ludzkości i prowadzi ją w linii prostej ku zagładzie. Ukazanie przerażającego obrazu bólu i rozpaczy, oraz ludzi dopuszczających się okrucieństwa, pozwala nam snuć domysły na temat innych form tegoż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Słyszałem że zarzuca się tej książce, że jest bardzo "drewniana". No cóż, jeśli chodzi o tych którzy tak twierdzą, to trudno mi nie przyznać im racji. Jednak twierdzę, że książek które się czyta, bynajmniej nie wybiera się na ślepo, a raczej, nie powinno się tego robić, o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności. Dlatego, do przeczytania tej pozycji podszedłem z nieco bardziej praktycznymi oczekiwaniami, niż dostarczenie wzniosłych wrażeń estetycznych. Już sam autor zaznacza, że do napisania powieści zainspirowała go książka „Socjalizm” Ludwiga von Misesa, po której opisie trudno się spodziewać czegokolwiek co można określić jako wzniosłe, pociągające, intrygujące i tym podobne, jeśli mówimy o powszechnych oczekiwaniach co do tego typu produktów wyobraźni.
Wiedza o tym, że autor jest ekonomistom, jest tutaj absolutnie niezbędna, gdyż inaczej możemy skończyć jak dzikus patrzący na przedmioty codziennego użytku w krajach Europejskich, widzący w nich mechanizmy tak dla niego niezrozumiałe, że uznaje je za magiczne. Podobne wrażenia będzie mieć również małe dziecko, ale przed fałszywymi przekonaniami o działaniu sił nadprzyrodzonych, będzie je chronić pokora wypływająca ze świadomości własnej niewiedzy. Bez takiej pokory, lektura tej książki dla osoby nie obeznanej z ekonomią, będzie jak zwiedzanie galerii, której ścian zapisane są piękną poezję, tyle że w języku którego nie rozumie.
Jako że sam z ekonomią jestem zaznajomiony na tyle by ją rozpoznawać, kiedy ją widzę, a jednocześnie na tyle by w wielu miejscach być zaskoczony nową wiedzą i czerpać radość z jej odkrycia, uważam się za wzorowego czytelnika tej książki. Ci którzy zaznajomieni są z ekonomią lepiej niż ja, mogą ją uznać za nudną, a ci którzy gorzej, za niezrozumiałą (i nudną). Jednakże ci drudzy mają jeszcze szansę docenić zdolność autora w zakresie przekazywania znanej im treści, więc im odradzam w mniejszym stopniu, niż drugiej grupie.
Hazlitt izoluje tylko te aspekty rzeczywistości, które uznaje za stosowne, dlatego powinniśmy wybaczyć mu pewne braki u głównego bohatera – Petera (i pozostałych z resztą też). Uproszczenia są nieuniknione. Ale myślę, że osoba która sama ma w sobie co nie co z twórcy, jest w stanie zrekompensować sobie pewne braki i usunąć niedopowiedzenia przy pomocy własnej wyobraźni. Zwłaszcza, jeśli jest ona wspomagana materiałem źródłowym, czyli socjalizmem, tym razem bez cudzysłowu, bo mam na myśli historię, która wskazała wielokrotnie, do czego prowadzi socjalizm i komunizm w rzeczywistości. Kilka przykładów z ZSRR, takich jak przybierające na wadze żyrandole, w fabryce gdzie płacono za nie w zależności od wagi, czy też fabryka która otrzymała nie mniej niż siedemdziesiąt różnych oficjalnych instrukcji od dziewięciu komitetów, czterech rad ekonomicznych i dwóch narodowych komitetów planowania – wszystkich upoważnionych do wydawania poleceń odnośnie produkcji w owej fabryce. Albo plany dla pewnej huty w obejmują 91 tomów zawierających 70 tysięcy stron, precyzujących dokładnie rozmieszczenie każdego gwoździa, lampy, czy umywalki. A to tylko kilka zdań ze wstępu.
Myślę że sednem opowieści jest reakcja zdrowego pod względem moralnym i umysłowym człowieka (choć główny bohater jest dodatkowo geniuszem), na życie w komunizmie. Z czasem następuje zmiana, czyli część druga, w której zadawane są pytania, i część trzecia w której bohaterowie odkrywają odpowiedzi. Sama część trzecia stanowi około 30% objętości książki, jednak w moich liczących 33 strony notatkach, zajmuje prawie 50%, czyli ostatnie 16 stron. W miarę postępu historii (która coraz mniej przypomina historię, a coraz bardziej traktat ekonomiczny) książka męczy, lecz o ile rozumie się jej język, zmęczenie to zapewnia satysfakcję. Wiśnią na torcie jest również dobrze napisane zakończenie, choć pozostaje otwarte, to jednak zamyka opowieść w hermetyczną i satysfakcjonującą całość. W której możemy się dopatrzyć wielu odniesień co do tego, kto chce zniszczyć wolności, i jakie są przyczyny tego, że systemy chcące objąć człowieka w całości jego życia gospodarczego, jak i prywatnego, nie działają.
Jednak mimo genezy i celu książki, kilka scen naprawdę poruszyło moje serce, zwłaszcza opis pola nieużytków z dziko rosnącymi słonecznikami, kwiatostan każdego z nich został pozbawiony nasion przez głodujących. A wspomniane zaskoczenie, stanowiło niewielki, choć znaczący wstrząs. Nie jest to powieść doskonała, ale moja wiedza ekonomiczna i może nie tylko ona, sprawiła, że mimo wszystko uważam ją za lepszą niż „Rok 1984” Orwella. Patrząc na jej strukturę, widzę odniesienia do prawdy (sytuacja w ZSRR) i rozwinięcie, wiele razy. U Orwella jest podobnie, lecz czasem dodatek od wyobraźni, jest zdecydowanie przerośnięty. Ponadto tam, główny bohater nienawidzi zła, ale prawnie nie kocha dobra. Peter z kolei, jest zdolny do tego by go pragnąć, i nawet wyrazić kilka uczuć, pomimo brzemienia władzy nadal pragnie zostać pianistą i się ożenić. Choć wydaje się być niekompletnym człowiekiem, nie mam wątpliwości, że rzeczywiście jest człowiekiem. Podczas gdy Orwellowski Winston, budzi we mnie podobne uczucia, co u C.S. Lewisa, który twierdził, że jest on zdecydowanie mniej ludzki, niż zwierzęta w innym, moim zdaniem niedocenionym, dziele Orwella „Folwark Zwierzęcy”.
Dlatego mam szczerą nadzieję, że „Cofnięcie Czasu” zastąpi kiedyś wizję Orwella, które można przeczytać, wzruszyć się, a następnie iść prosto drogą w stronę stworzenia piekła jakie przedstawił, myśląc: "ja taki nie jestem, jestem dobrym człowiekiem, to ludzie zawiedli a nie system, gdyby władza była w rękach kogoś takiego jak ja, wszyscy byliby szczęśliwi". Książka Hazlitta jest inna, zawiera sobie większą część prawdy. Prawdy, którą należy czasem się karmić, a nie jedynie ją zgłębiać do wyczerpania sił, w co sam czasami daję się wciągnąć.
Serdecznie polecam. zwłaszcza zaznajomionym z dziełami ekonomistów reprezentujących austriacką szkołę ekonomii.
Słyszałem że zarzuca się tej książce, że jest bardzo "drewniana". No cóż, jeśli chodzi o tych którzy tak twierdzą, to trudno mi nie przyznać im racji. Jednak twierdzę, że książek które się czyta, bynajmniej nie wybiera się na ślepo, a raczej, nie powinno się tego robić, o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności. Dlatego, do przeczytania tej pozycji podszedłem z nieco...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to