Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Chyba najdłużej czytana przeze mnie książka w życiu. O ile dylogia Hyperiona wymiatała, tak Endymiony zmęczyły, a szczególnie Triumf Endymiona. Książka przegadana, główny bohater ciepłe kluchy i irytujący, Enea "Później Wyjaśnię" jako niemal bóstwo też nie do strawienia, empatia i miłość spajające wszechświat, no litości. Nie dałam rady dokończyć, odpadłam po połowie.

Chyba najdłużej czytana przeze mnie książka w życiu. O ile dylogia Hyperiona wymiatała, tak Endymiony zmęczyły, a szczególnie Triumf Endymiona. Książka przegadana, główny bohater ciepłe kluchy i irytujący, Enea "Później Wyjaśnię" jako niemal bóstwo też nie do strawienia, empatia i miłość spajające wszechświat, no litości. Nie dałam rady dokończyć, odpadłam po połowie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo podobał mi się przedstawiony świat i wizja przyszłości, ciężki klimat, a z drugiej - totalna niekonsekwencja bohatera i banalny wątek miłosny, który zdominował książkę. No i "uśmiech bombelka" zmieniający bohatera i losy świata.

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo podobał mi się przedstawiony świat i wizja przyszłości, ciężki klimat, a z drugiej - totalna niekonsekwencja bohatera i banalny wątek miłosny, który zdominował książkę. No i "uśmiech bombelka" zmieniający bohatera i losy świata.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Futurystyczne wizje Stanisława Lema wykraczały poza epokę, w której przyszło mu spędzić najlepsze lata życia, także pod względem twórczym. Co ciekawe, sam nie był do końca zadowolony z tego, co pisał; nie uważał science – fiction za ambitny gatunek, często też dopadało go wypalenie i stany depresyjne. Ale czy nie wtedy, gdy człowiek przeżywa złe chwile, powstają najlepsze dzieła? Dziś Lema wstyd nie znać. O czytaniu nie mówię, bo przytwierdzona łatka zbyt trudnej literatury i „twardego sci-fi” sprawia, że ludzie znają,  kojarzą oczywiście, ale czy czytają – to już zupełnie inna para kaloszy. Sięgając po pierwsze w swoim życiu dzieła Lema czułam się bardzo mądrze, bo tak, to ja, czytam Lema! Ale zaraz, zaraz, jego książki są jednak przystępne i wciągające... Przecież w ubiegłym wieku Europa (i nie tylko) oszalała na jego punkcie, a ludzie chyba nie byli jacyś wybitniejsi intelektualnie niż dzisiaj. Może po prostu więcej się czytało.

I tak to obcując sobie z twórczością Lema, okazało się, jak to zwykle bywa, że o samym pisarzu i jego życiu w zasadzie to nic nie wiem. Żyłam w tej akceptowanej przez siebie rzeczywistości, aż w końcu pojawiła się na rynku pierwsza poskładana do przysłowiowej kupy biografia tego pisarza, pióra Wojciecha Orlińskiego. I żałuję, że wcześniej nie zgłębiałam tematu z innych źródeł, bo o wiele łatwiej byłoby przez pryzmat życiorysu Lema zinterpretować większość jego twórczości.

Nie jest to może wyczerpująca biografia, odkrywająca nowe sekrety, bo z tego, co wiem, autor bazował w sporej części na publikowanych już gdzieś rozmowach, wywiadach, artykułach, ale jest nowatorska w tym sensie, że zbiera to wszystko razem. I nie musimy gdzieś szperać, szukać w pocie czoła wcześniejszych publikacji, tylko mamy to poskładane w jedno.

Nie wiedziałam, że Lem był żydowskiego pochodzenia oraz że ledwo i jakimś cudem uniknął wraz z rodzicami śmierci w masowej eksterminacji w czasie wojny. Wojenną traumą nie chciał się dzielić z najbliższymi, a tym bardziej z rozmówcami z zewnątrz. Swoje zawoalowane przeżycia zawarł w wielu późniejszych utworach. Że w „Szpitalu przemienienia” to można się domyśleć, ale że na przykład w „Edenie”? Teraz widzę tę powieść w trochę innej perspektywie.
Poza tym oczywiście to, co w tego typu książce standardowo być musi – dzieciństwo, przyjaciele, rodzina, anegdoty, perypetie, przekrój przez twórczość. Trudne życie w PRL-u, tłamszenie przez ówczesną władzę, sukcesy za granicą. Nie brakuje też wzmianki o słynnym sporze z Philipem K. Dickiem, gdy ten ostatni złożył na Lema donos do FBI. Co mi do końca się nie podobało, to duża liczba cytowań albo na przykład szczegółowe wgłębianie się w przygody Lema z kolejnymi jego samochodami, co nie do końca mnie ciekawiło. Jednak  bardziej nużące fragmenty nie były zbyt długie, a Wojciech Orliński nadrobił żywą narracją, przystępnym językiem i autentyczną fascynacją postacią autora „Solaris”.

Czytelnikom, którzy znają jeden czy dwa utwory Lema, zbyt gorąco nie polecam, z uwagi na to, że po prostu zawarto dużo odniesień do jego powieści, esejów i opowiadań. Sama nieraz czułam się zielona, bo nie jestem znawcą i muszę sporo nadrobić. Ale jak ktoś chce się dowiedzieć czegoś z czystej ciekawości, droga wolna. Poleciłabym przede wszystkim osobom, które już coś z dorobku Lema przeczytały, a nic o cenionym przez siebie pisarzu nie wiedzą, oprócz tego, że był Polakiem i długo żył. Zdecydowanie warto się zapoznać z jego biografią, bo w szarej rzeczywistości wiódł życie naprawdę nie z tej ziemi.

Futurystyczne wizje Stanisława Lema wykraczały poza epokę, w której przyszło mu spędzić najlepsze lata życia, także pod względem twórczym. Co ciekawe, sam nie był do końca zadowolony z tego, co pisał; nie uważał science – fiction za ambitny gatunek, często też dopadało go wypalenie i stany depresyjne. Ale czy nie wtedy, gdy człowiek przeżywa złe chwile, powstają najlepsze...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czy Wielki Wybuch był głośny. 11 rozmów o historii i życiu codziennym Wszechświata Karolina Głowacka, Jean-Pierre Lasota
Ocena 7,4
Czy Wielki Wyb... Karolina Głowacka,&...

Na półkach: , ,

Ten, kto amatorsko próbuje się wgłębiać w zawiłości fizyki, astrofizyki, astronomii czy wreszcie kosmologii nie ucieknie przed masą piętrzących się w głowie pytań. Zaś o odpowiedź albo nie ma kogo się zapytać (jedynie Wuja Google), albo zwyczajnie jest wstyd – bo przecież ktoś wykształcony w tej dziedzinie może spojrzeć z politowaniem, słysząc jakieś głupie, ocierające się o nieznajomość podstaw, pytanie. Z ratunkiem przychodzi książka Karoliny Głowackiej i Jeana - Pierre’a Lasoty, której tytułem jest właśnie jedno z takich pytań żółtodzioba – Czy Wielki Wybuch był głośny?

Jest to podróż po meandrach współczesnej fizyki i astrofizyki, podana w bardzo lekko strawnej formie kilkunastu rozmów. Oto nie mająca zbyt dużej wiedzy, ale za to mnóstwo pytań i zapału, Karolina, bierze na spytki wybitnego profesora Jeana - Pierre’a i w dociekliwy sposób wyciąga od niego informacje o otaczającym nas Wszechświecie. Naukowiec zaś, o dziwo, nie ocenia pytań jako mniej i bardziej mądrych, ale ze stoickim spokojem, a jednocześnie z pasją, na nie odpowiada. Natomiast gdy profesor zaczyna się rozwodzić nad jakimś trudnym zagadnieniem, którego ani my, ani Karolina nie rozumiemy, ona po prostu mu przerywa i drąży – aż razem z nią zrozumiemy.

O czym rozmawiają? O wielu, wielu zagadnieniach, a ich dobór jest tak skonstruowany, by stworzyć ogólny, ale przy tym w miarę pełny obraz tego, czym zajmuje się współczesna (i trochę wcześniejsza) fizyka i astrofizyka. Od fundamentalnych kwestii tego, co było na początku, jak tworzyła się materia i gdzie się znajdujemy w tym ogromie Kosmosu, przez problematykę czasu, teorii względności,  czarne dziury, ciemną materię, po wreszcie płynne rozważania na temat miejsca Boga w fizyce. Ogrom wiedzy, zawartej w tej całkiem pokaźnej objętościowo książce, jest imponujący, ale nie powala czytelnika swym ciężarem. Jest to jedna z najlżej strawnych książek popularnonaukowych w zakresie astrofizyki, jaką miałam okazję czytać.

W książce zawartych jest też kilka zagadnień, których nie było w troszkę starszych pozycjach, jak na przykład detekcja fal grawitacyjnych, a także kwestie bardziej techniczne – właściwie skąd fizycy wiedzą, to co wiedzą. Nie brakuje również masy ciekawych anegdot o naukowcach i ich pracy. Lekturę ułatwiają liczne rysunki i wykresy, a także łopatologiczne i życiowe wyjaśnienie prezentowanyych tematów.

Do przebrnięcia przez książkę nie potrzeba jakiejś specjalnej wiedzy z fizyki i matematyki, i taki był też zamysł autorów. Wystarczy zwykłe wyczucie i intuicja, chociaż powiem szczerze, że przy brakach w podstawowej wiedzy lektura może być trudniejsza. Nie twierdzę też, że przeczytanie omawianej książki nie wymaga wysiłku, że można ją czytać w tramwaju, jednocześnie trzymając przy uchu telefon i rozmawiając z mamą. Jeżeli chcemy skorzystać z lektury, warto wygospodarować sobie więcej czasu, jakieś ciche miejsce, a także oderwać się od rozpraszających myśli. Wtedy po przewróceniu ostatniej strony poczujemy się chociaż trochę mądrzejsi.

Ten, kto amatorsko próbuje się wgłębiać w zawiłości fizyki, astrofizyki, astronomii czy wreszcie kosmologii nie ucieknie przed masą piętrzących się w głowie pytań. Zaś o odpowiedź albo nie ma kogo się zapytać (jedynie Wuja Google), albo zwyczajnie jest wstyd – bo przecież ktoś wykształcony w tej dziedzinie może spojrzeć z politowaniem, słysząc jakieś głupie, ocierające się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pisarz, poeta, filozof kojarzy się raczej z duszą wrażliwą i usposobieniem łagodnym, lecz Cyrano de Bergerac nie od parady nazwany został przez sobie współczesnych Kapitanem Czartem. Ten siedemnastowieczny mistrz pióra był przy okazji mistrzem szpady i nie lada awanturnikiem. Pojedynki, skandale, intrygi i afery stanowiły jego codzienność. Taki życiorys to gotowy materiał na książkę. Louis Gallet, dziewiętnastowieczny pisarz, wybrał fragment życia Cyrana i stworzył z niego klasyczną powieść płaszcza i szpady.

Fabuła obejmuje dość krótki, acz intensywny, okres w życiu poety. Nie wiem, na ile jest to legenda (wszak już w czasach Galleta była to całkiem odległa historia), na ile prawda, ale myślę, że z dużą dozą prawdopodobieństwa takie wydarzenia mogły mieć miejsce. Zatem w skrócie, Cyrano stara się wypełnić testament umierającego hrabiego – odnaleźć jego porwanego niegdyś przez Cyganów syna i przywrócić mu szlachecki tytuł. Poeta jednak nie spodziewa się, że napotka tak wiele przeciwności losu i że zadanie okaże się trudniejsze, niż się spodziewał.

Jak na porządną powieść przygodową przystało, mamy miłość – szczęśliwą i nieszczęśliwą, pojedynki, porwania, brawurowe pościgi i ucieczki. Nie każdy jest tym, kim się wydaje, a wzajemne uczucia i stosunki między bohaterami zmieniają się jak w kalejdoskopie. Poznajemy francuską cygańską bohemę, a także półświatek łotrów i przestępców. Warstwy społeczne nieraz przenikają się w niespodziewany sposób, a ich członkowie wchodzą ze sobą w szemrane układy. Są piękne, zwodnicze kobiety, zakochani, naiwni młodzieńcy oraz przeciwności losu, z którymi każdy musi walczyć. Na brak akcji nie można narzekać.

Jednak obfitość zdarzeń nie świadczy o tym, że książkę czyta się lekko i szybko. Lekko archaiczny styl nie należy do najłatwiejszych, ale bywa przy tym całkiem zabawny – wystarczy chociażby zapoznać się z uroczymi inwektywami, jakimi obrzucali się bohaterowie. Jest to też zasługa świetnego tłumaczenia Wiktora Gomulickiego. Mnie się podobało, choć nie przeczytałam tej książki w przysłowiowy jeden wieczór. Tak czy siak polecam czytelnikom, którzy mają sentyment to klasycznych powieści płaszcza i szpady i którzy lubią przenosić się w burzliwe czasy, które już dawno przeminęły.

Pisarz, poeta, filozof kojarzy się raczej z duszą wrażliwą i usposobieniem łagodnym, lecz Cyrano de Bergerac nie od parady nazwany został przez sobie współczesnych Kapitanem Czartem. Ten siedemnastowieczny mistrz pióra był przy okazji mistrzem szpady i nie lada awanturnikiem. Pojedynki, skandale, intrygi i afery stanowiły jego codzienność. Taki życiorys to gotowy materiał...

więcej Pokaż mimo to