rozwiń zwiń
godka

Profil użytkownika: godka

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
217
Przeczytanych
książek
217
Książek
w biblioteczce
7
Opinii
38
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

„Akwaforta” K. J. Bishop to pozycja wydana w ramach serii „Uczta Wyobraźni” wydawnictwa Mag, w której prezentowana jest fantastyka ambitniejsza i dająca do myślenia. Niestety wydaje mi się, że to jedna ze słabszych pozycji w tej serii. Słabsza nie oznacza jednak, że zła.

Akcja powieści zaczyna się w Krainie Miedzi, przypominającej skrzyżowanie afrykańskich pustyń i Dzikiego Zachodu. Przez ten pustynny kraj wędruje dwójka głównych bohaterów, Gwynn, rewolwerowiec i najemnik, oraz lekarka Raule. Oboje w trakcie niedawnej wojny stanęli po tej stronie konfliktu, której się nie powiodło, i są ścigani przez wrogą armię. Mamy walkę ze słońcem i gorącem oraz potyczki bohaterów ze ścigającymi ich żołnierzami. Jest to tylko pięćdziesiąt jeden stron, ale najprzyjemniej mi się je czytało z całych ponad trzystu dwudziestu stron książki.

Gdy bohaterowie opuszczają Krainę Miedzi i docierają do Ashamoil, dużego miasta na tropikalnym płaskowyżu nad rzeką Skamander, akcja zwalnia i do końca toczy się już leniwym tempem. Bohaterowie osiadają w tymże mieście i rzadko się poza nie ruszają.

Samo Ashamoil to zlepek elementów znanych lub kojarzących się z wieloma miastami rzeczywistego świata. Mamy tam robotniczą dzielnicę Limewood przypominającą fragment wycięty z XIX-wiecznego Londynu, Schody Żurawie, Łaźnię Koryncką, ulicę o nazwie Esplanada czy też bar Carrefour. Podobny kolaż znajdziemy także w nazwiskach bohaterów (np. Bethize Constanzin, Tareda Forever). Przez te zabiegi Ashamoil wydaje się jednocześnie dobrze znane oraz zupełnie obce i odrealnione. Efekt tyleż intrygujący, co zbijający z tropu.
W tymże mieście dwójka głównych bohaterów toczy swoje życie – Gwynn jako zblazowany najemnik od brudnej roboty na usługach handlarza niewolnikami, a Raule jako lekarka w ubogiej dzielnicy Limewood. Raule zostaje jednak odsunięta na bok i pojawia się tylko sporadycznie, a akcja powieści skupia się na Gwynnie, jego niezbyt przyjemnej pracy i romansie z tajemniczą rytowniczką Beth. Trochę szkoda, bo wątek Raule, zbierającej zdeformowane płody, sugerujące swymi kształtami i okolicznościami zaistnienia interwencję sił nadprzyrodzonych, mógłby zostać lepiej rozwinięty, nawet w swego rodzaju śledztwo. Tymczasem lekarka nawet nie próbuje zrozumieć skąd biorą się te deformacje. Po prostu je zbiera, konserwuje, a potem na nie patrzy. Można było wykorzystać ten wątek lepiej.

Trzecim głównym bohaterem jest wielebny, kapłan, dawniej cudotwórca, obecnie zajmujący się czuwaniem przy umierających, piciem, odwiedzaniem burdeli i rozpaczliwymi staraniami nawrócenia Gwynna. Niestety żadna z tych trzech postaci nie wzbudziła mojego zainteresowania. Gwynn i Raule są mało energiczni i pozbawieni empatii, co ma swoje uzasadnienie - wszak przeżyli wojnę. Wielebny z kolei, gdy nie nawraca Gwynna, głównie użala się nad sobą. Słowem, nie ma ich za co polubić. A przecież są postaci w kinie i literaturze, których się nie lubi, a mimo to z napięciem śledzi się ich losy. Najwyraźniej zawiodła kreacja postaci.

O akcji pisać nie ma sensu, bo niewiele się w niej dzieje, a czasem to, co się dzieje wydaje się nie mieć fabularnego uzasadnienia. Piszę „wydaje się”, ponieważ niektóre wydarzenia nabierają sensu, gdy się na nie spojrzy z innej perspektywy, lub też łączą się one z innymi wątkami i wydarzeniami, tworząc delikatną siatkę niejasnych zależności. Mnie ciężko było przebrnąć przez te pozornie niezwiązane ze sobą elementy, a w trakcie czytania często zadawałam sobie pytanie o co w tym wszystkim chodzi i czy autorka w trakcie pisania aby na pewno wiedziała dokąd zmierza. Dopiero pod koniec książki da się stwierdzić, że jednak gdzieś w tym wszystkim był jakiś sens, aczkolwiek trudno zdefiniować jaki.

Ciężko jednoznacznie stwierdzić o czym jest ta książka. Wspomnę tylko, że wydarzenia i rozmowy bohaterów obracają się wokół takich tematów jak natura miasta, życie a sztuka, Bóg i religia, zbawienie duszy itp., jednak we wszystkich motywach i dyskusjach przewija się temat zmian i metamorfoz, ich przyczyn, istoty i konsekwencji.

Trudno też tę powieść sklasyfikować gatunkowo. Biorąc pod uwagę realia, pasuje ona do gatunku urban fantasy, ale tematyka, sposób narracji, czy styl przywodzą na myśl literaturę piękną.

„Akwaforta” to dla mnie taka książka o wszystkim i o niczym. Widać, że autorka miała jakiś zamysł, chciała coś przekazać, ale do mnie to niestety nie trafiło. A jeśli coś trafiło, to raczej nie to, co trafić miało.

Wielbiciele snujących się leniwie, meandrujących od motywu do motywu powieści i patchworkowych uniwersów powinni być zadowoleni. Amatorzy mięsistych, konkretnych fabuł będą raczej zawiedzeni.

„Akwaforta” K. J. Bishop to pozycja wydana w ramach serii „Uczta Wyobraźni” wydawnictwa Mag, w której prezentowana jest fantastyka ambitniejsza i dająca do myślenia. Niestety wydaje mi się, że to jedna ze słabszych pozycji w tej serii. Słabsza nie oznacza jednak, że zła.

Akcja powieści zaczyna się w Krainie Miedzi, przypominającej skrzyżowanie afrykańskich pustyń i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnio często natykam się na trupy. W literaturze trupy, w telewizji trupy, w prasie trupy. Martwe trupy i chodzące trupy. Trupy także w książce dotyczącej leczenia, co już samo w sobie daje do myślenia. Jej mottem, myślą przewodnią i jednocześnie zwięzłą charakterystyką, mogłoby być stwierdzenie „Pacjent zmarł”.
Książka przedstawia sposoby leczenia różnych dolegliwości i chorób na przestrzeni wieków, od starożytności po wiek XIX, stosowanych na terenie Europy oraz w Ameryce (ów XIX wiek). Ma charakter przewodnika prezentującego poszczególne choroby i dolegliwości, ich przyczyny oraz odpowiednią kurację. Dużą zaletą są cytaty ze starych ksiąg, książek i czasopism medycznych, czy też wspomnienia lekarzy lub świadków leczenia (czy raczej „leczenia”). Uzupełniają one tekst o dodatkowe informacje przy okazji ukazując sposób myślenia medyków i ich podejście do pacjentów.
Książka napisana jest przystępnym prostym językiem bez specjalistycznej terminologii. Każde zagadnienie jest przedstawione krótko i konkretnie - rzadko trafia się choćby opis długi na dwie kartki. Jest to spora zaleta, zwłaszcza dla osób o słabszych nerwach – dzięki temu mogą dawkować sobie te makabrę w przystępniejszych dawkach, czasem więcej, czasem mniej, ile kto w danej chwili wytrzyma.
„Jak dawniej leczono” według mnie bije na głowę niejeden współczesny horror. Równie dobrze pacjenci mogli od razu iść w odwiedziny do szalonego psychopatycznego mordercy zamiast do medyka. Efekty byłyby podobne. Przyżeganie, puszczanie krwi, celowe jątrzenie ran, spożywanie przez pacjentów zwierząt oraz ciała ludzkiego w różnej postaci. Oprócz tego publiczne sekcje zwłok, walka o trupy wisielców pod szubienicami, samodzielne pozyskiwanie trupów (czyli bez pośrednictwa kata) i inne. Oto niewielka próbka dawnych praktyk medycznych.
Trochę brakowało mi w tej książce informacji o metodach leczenia, które były skuteczne i pomagały pacjentom (o ile oczywiście były). Przydałyby się tak dla równowagi, bo czytając te książkę można dojść do wniosku, że lepiej było od razu palnąć sobie w łeb niż dać się leczyć.
Rzadko zdarza się sytuacja, gdy zgadzam się z notkami na tylnej okładce, ale tym razem przyznaję wydawcy rację - rzeczywiście po lekturze tej książki człowiek inaczej zaczyna patrzeć na współczesnych lekarzy. Jak na dar z niebios.

Ostatnio często natykam się na trupy. W literaturze trupy, w telewizji trupy, w prasie trupy. Martwe trupy i chodzące trupy. Trupy także w książce dotyczącej leczenia, co już samo w sobie daje do myślenia. Jej mottem, myślą przewodnią i jednocześnie zwięzłą charakterystyką, mogłoby być stwierdzenie „Pacjent zmarł”.
Książka przedstawia sposoby leczenia różnych dolegliwości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moja ulubiona książka z cyklu o straży.
Wszystko w idealnych proporcjach: humor, absurd, groza, refleksja.
Poznać młodość Vetinariego - bezcenne.

Moja ulubiona książka z cyklu o straży.
Wszystko w idealnych proporcjach: humor, absurd, groza, refleksja.
Poznać młodość Vetinariego - bezcenne.

Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika godka

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Terry Pratchett
Ocena książek:
7,3 / 10
137 książek
8 cykli
Pisze książki z:
5288 fanów
Douglas Adams
Ocena książek:
7,4 / 10
33 książki
6 cykli
351 fanów
David Eddings Belgariada Zobacz więcej
David Eddings Belgariada Zobacz więcej
David Eddings Belgariada Zobacz więcej
Terry Pratchett Świat finansjery Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
217
książek
Średnio w roku
przeczytane
17
książek
Opinie były
pomocne
38
razy
W sumie
wystawione
92
oceny ze średnią 7,0

Spędzone
na czytaniu
1 302
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
18
minut
W sumie
dodane
3
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]