„Moja chińska babcia”: podróż do przeszłości Larsa Saabye Christensena

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
31.08.2023

W „Mojej chińskiej babci” Lars Saabye Christensen tworzy niezwykły portret swojej rodziny. To kolejna już na polskim rynku książka nagradzanego norweskiego pisarza, przez zagranicznych krytyków okrzyknięta jedną z ważniejszych w jego dorobku.

„Moja chińska babcia”: podróż do przeszłości Larsa Saabye Christensena wydawnictwo Marginesy

Zaczynał od publikowania wierszy w rozmaitych czasopismach, aż wreszcie w 1976 roku wypuścił debiutancki zbiór poetycki. Niedługo potem Lars Saabye Christensen opublikował trzy powieści – bardzo dobrze przyjęte przez norweskich czytelników. Prawdziwą popularność zdobył jednak kilka lat później, w 1984 roku, za sprawą „Beatlesów”, historii czwórki przyjaciół z Oslo, którzy zafascynowani są muzykami z Liverpoolu i marzą, by podążać ich śladem. Książka, opowiadająca o trudach dorastania, przyjaźni i szukaniu swojego miejsca w świecie, przyniosła mu niemały rozgłos, błyskawicznie osiągnęła status bestsellera i uważana jest za wybitne norweskie dzieło literackie.

„Moja chińska babcia” to spisana przez Christensena historia rodzinna – po części biografia czy pamiętnik, po części nieco filozoficzna opowieść o upływającym czasie, wszechobecnej śmierci, otaczającej nas rzeczywistości, pięknie i przede wszystkim miłości. Miłości, o której nie można i nie powinno się zapomnieć, choć w ludzkiej pamięci wspomnienia stale się zacierają.

Ojciec Christensena umiera. Jego syn, towarzyszący mu w tych ostatnich chwilach, obserwuje wiszący na szpitalnej ścianie zegar. Wie, że kres życia ojca dobiega końca, że wkrótce nie będzie mógł go już o nic zapytać, i myśli, „że pisanie i łoże śmierci łączy czas”. Dlatego prosi rodzica, by opowiedział mu o Chinach. Przede wszystkim zaś chodzi mu o historię Huldy, jego „chińskiej babci”. Ponieważ jednak nie dostaje odpowiedzi na swoje pytania, sam wyrusza w swoistą podróż w czasie, by odkryć historię przodków, podczas której fakty mieszają się z fantazjami, rzeczywistość z wyobraźnią, proza z poezją. Nie zawsze domysłami da się wypełnić luki w historii, ale też zdaje się, że nie jest to dla autora istotne. Radości podczas tych poszukiwań towarzyszy melancholia. Christensen opowiada o losach swoich bliskich, ale przede wszystkim odkrywa przed czytelnikami siebie.

„Dziadek ratował statki i załogi. Ojciec projektował domy, w których ludzie mieli mieszkać i pracować. Ja pisałem powieści. Chcę wierzyć, że istnieje linia wiążąca ze sobą te zajęcia: łączy nas wyobraźnia.”

Choć dostęp do informacji o życiu krewnych jest dość ograniczony, Christensen się nie poddaje. Zaopatrzony w kilka cennych drobiazgów – w tym notatki i zdjęcia – rzuca się w wir przeszłości, podróżuje po meandrach wspomnień, sprawnie zapełniając kolejne strony historiami swojej rodziny i swoimi. Hulda, która w 1906 roku wyruszyła z Kopenhagi do Hongkongu, by spotkać się ze swoim mężem, od zawsze jawiła mu się jako kobieta fascynująca: „nosiła się z oczywistością wolną od wyższości czy wielkich wymagań, za to znamionującą osobę, która zna swoje miejsce, co wcale nie oznacza poddańczości, lecz wprost przeciwnie – siłę. Miejsce to sobie wywalczyła”.

Lecz jakie w zasadzie miejsce faktycznie zajmowała? Czy zawsze pozostawała w cieniu męża?

Christensen nie ukrywa:

„Chętnie bym o niej pozmyślał. Jest świetnym materiałem na fikcję. Zawsze to widziałem. Jest powieścią, którą zawsze chciałem napisać”.

Intuicja go nie zawodzi, a opowiadając o babce, opowiada równocześnie historię ówczesnych kobiet, wiążących je konwenansów, sposobu, w jaki były traktowane, ich dążeń, by odegrać ważną rolę. Nie chciały być niewidzialne, pragnęły odnaleźć swój głos. To też historia mężczyzn, którzy walczyli o swoją pozycję, próbowali przetrwać w trudnych czasach; opowieść o relacji ojca i syna, nie zawsze prostej. I częściowo również o chińskiej kulturze, jej zwyczajach i tradycjach, tak obcych i odmiennych dla Europejczyków.

„Właśnie ta podróż interesowała mnie, odkąd zacząłem pisać. Stała się niemal obsesją, cichą, niekończącą się obsesją: młoda kobieta, moja babcia, która w 1906 roku wyrusza sama w podróż z Kopenhagi do Hongkongu.”

Christensen stawia wiele pytań – między innymi o to, co tak naprawdę o sobie wiemy, o nasze wspomnienia. Zastanawia się, w jaki sposób kształtowało nas życie, jak staliśmy się tymi osobami, którymi jesteśmy. Wzrusza i porusza, zostawiając czytelnika po lekturze z refleksjami nad istotnymi kwestiami dotyczącymi zarówno przyziemnych, jak i metafizycznych spraw. A wszystko to robi we właściwym sobie stylu, emanującym wrażliwością, bogatym w odważne metafory, a równocześnie bardzo bezpośrednim. Ten „językowy maksymalizm”, jak nazywają to krytycy, pozostaje znakiem rozpoznawczym autora – albo się go pokocha, albo znienawidzi, choć warto zanurzyć się w jego twórczości i dać się jej porwać. A „Moja chińska babcia”, jak stwierdził Sindre Hovdenakk – i z czym trudno się nie zgodzić, to „lśniąca perła w przepełnionej już literackiej skrzyni skarbów” sygnowanej nazwiskiem Christensena. W Polsce powieść ukazała się w tłumaczeniu cenionej i nagradzanej Iwony Zimnickiej, która od trzech dekad zajmuje się przekładami literatury norweskiej i duńskiej (między innymi książek Karen Blixen, Josteina Gaardera czy Tove Ditlevsen).

Książka jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ewa Cieślik - awatar
Ewa Cieślik 31.08.2023 13:25
Bibliotekarz | Redaktor

Lubicie zgłębiać informacje o prywatnym życiu pisarzy po lekturze ich książek? W "Mojej chińskiej babci" Christensen łączy fikcję z faktami, a w całej książce czuć pióro prozaika. Jest to doskonała okazja, by lepiej poznać autora "Półbrata" i "Beatlesów". A czy macie w zwyczaju sprawdzać, ile w przeczytanej powieści było prawdziwego życia autora? Dajcie znać w dyskusji!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post