Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki
- Kategoria:
- poradniki
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Naukowe PWN
- Data wydania:
- 2016-11-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-11-25
- Liczba stron:
- 304
- Czas czytania
- 5 godz. 4 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788301190422
- Tagi:
- domowe kosmetyki zdrowie uroda kosmetyka
„Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki” to książka przede wszystkim dla kobiet, które lubią decydować o tym, co wsmarowują we własną skórę. Zawiera 50 receptur na naturalne kosmetyki, które możesz wykonać samodzielnie we własnym domu. Może nie brzmi to zbyt porywająco wiec powiem, że nie są to wcale przepisy na maseczki z płatków owsianych czy okład z dziurawca. O nie. To prawdziwe kremy, balsamy, sera, mydła i perfumy! To spora dawka wiedzy o tym jak bezpiecznie robić naturalne kosmetyki niezawierające niepotrzebnych konserwantów czy dodatków jedynie wypełniających pudełko. To receptury, które możesz modyfikować tak by dopasować gotowe produkty idealnie do twoich potrzeb i skóry.
W książce znajdziesz sporą dawkę porad i wskazówek jak stworzyć w domu małe laboratorium, w którym będziesz mogła wyprodukować nawet własną linie kosmetyków. Takie produkty to nie tylko świadoma decyzja dotycząca składników jakie będziesz stosować na własne ciało, ale też dobra zabawa. Możesz zaangażować własne dzieci i zrobić z nimi np. żelowe mydełka rozwijając w ten sposób pasję do eksperymentowania. Własnoręcznie zrobione produkty, w ozdobnych opakowaniach to świetny sposób na oryginalny prezent.
W książce znajdziesz też dodatkowe wskazówki tyczące się modyfikacji receptur, by zachęcić cię do coraz większej kreatywności, tak byś w przyszłości stała się autorką własnych unikatowych receptur. Przedstawię zasady jakimi należy się kierować robiąc różne rodzaje kosmetyków.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 100
- 49
- 9
- 5
- 3
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
Opinia
Tak wygląda efekt mojej ciężkiej pracy z tym i poradnikiem, i przewodnikiem. Nie jest to książka kucharska i nie jest to pucharek galaretki, ale pachnące mandarynkami mydełka w żelu. Użyłam wyrażenia „ciężkiej pracy”, ponieważ procedury przygotowywania kosmetyków w domowych warunkach przypominają gotowanie, którego nie lubię. Do tego stopnia, że autorka jeden z produktów po prostu zjadła ze smakiem. To dowód na to, jak bezpieczne są proponowane przez nią kosmetyki. Przez nią skomponowane, i co najważniejsze, sprawdzone na sobie. Jak donosi z autoironią – nadal żyje!
Jest ich aż 50!
Począwszy od kremów, balsamów, szminek poprzez olejki, maseczki, szampony, peelingi i mydła na pastach do depilacji i perfumach skończywszy. Wybór przeogromny! Najfajniejsze jest w nich to, że autorka niuanse pozostawia kreatywności czytelniczki – kolor, zapach, konsystencja, czas planowanego zużycia i wybór – dodawać konserwanty czy nie? A jeśli tak, to jakie wybrać najbezpieczniejsze? Stopień trudności przygotowywania kosmetyków zależy od umiejętności kucharskich. Tak – kucharskich! Jak wcześniej wspomniałam, przygotowywanie receptur przypomina stosowanie przepisów. Jest tu odważanie i dawkowanie składników, podgrzewanie, schładzanie, łączenie, komponowanie oraz oczywiście mieszanie,roztrzepywanie i formowanie. Jak widać na licznie dołączanych ilustracjach, ułatwiających podglądanie etapów czynności, można pomylić je na przykład z kręceniem polewy kakaowej. Na dodatek wiele przyrządów do ich przygotowywania znajdują się w każdej kuchni.
Zanim jednak autorka przeszła do meritum, odpowiedziała na podstawowe pytanie, które zadałam sobie, zanim zajrzałam do środka tego laboratorium – po co to robić? Po co tworzyć produkty, skoro półki w sklepach uginają się od ich ilości i różnorodności? Na dodatek są wśród nich i te dla alergików, i te ekologiczne.
Przekonała mnie dwoma argumentami.
Po pierwsze jest chemiczką z wykształcenia, która czyta i rozumie „magiczne” formuły na opakowaniach, a drogeria jest dla niej dobrze znaną dżunglą chemiczną, w której swobodnie się porusza, pisząc – „Ja mam ten luksus, że „ogarniam” znaczenie hieroglifów opisujących skład, ale jak łatwo się domyślić, jestem tu w mniejszości”. Efektem tego luksusu jest takie doświadczenie, a dla mnie drugi argument – „...z reguły marnuję w sklepie godzinę, analizując krem za 99,99 zł z górnej półki i ten za 15,20 – z dolnej. A po kolejnej godzinie sfrustrowana stwierdzam, że mogę wziąć pierwszy lepszy z brzegu, bo większość z nich ma podobny skład albo podobne działanie, a bujny opis na opakowaniu można włożyć między bajki. Okazuje się, że część kosmetyków zawiera sporo zbędnych i niekiedy szkodliwych składników, jak spulchniacze, silikony czy ogrom konserwantów. Czasami nawet połowa składu w ogóle nie ma znaczenia praktycznego, ale jest dodawana w celach „marketingowych” lub żeby wypełnić opakowanie”. Przypomniało mi ono o publikacji „Bezpieczeństwo żywności” o zafałszowywaniu produktów spożywczych w celach „marketingowych”. Okazuje się, że ten zabieg dotyczy również branży kosmetycznej. Wprawdzie kosmetyków nie jemy, ale za to pochłaniamy poprzez skórę.
Co robić?
Autorka podsuwa dwa wyjścia. Pierwsze dla kobiet tak zajętych, że nawet , jeśliby chciały skorzystać z jej rad, to brak czasu na to nie pozwala i siłą rzeczy są skazane na producentów. Im dedykuje w dużej mierze rozdział wprowadzający do „tajemnic” kosmetyków oferowanych w sklepach, prawa i jego wytycznych w ich oznakowaniu, trochę rozszyfrowując skład i symbolikę na nich umieszczane, po to, by przynajmniej świadomie kupowały. Pozostałe czytelniczki zachęca do produkcji własnych kosmetyków, pisząc – „Nie trzeba do tego doktoratu, wystarczy trochę zaradności i chęci, a gwarantuję, że będziesz zadowolona z efektów swojej pracy. Zatem, do roboty!”
Ale nie tak zaraz i natychmiast!
Najpierw było kilka rozdziałów na temat bezpieczeństwa ich tworzenia. Wprawdzie niektóre można zjeść, ale są i takie, które wymgają podczas pracy higieny (kremy) lub dużej ostrożności (mydła). To nie jest tworzenie maseczek z płatków owsianych z dodatkiem miodu, ale prawdziwa chemia kosmetyczna. Źle dobrane składniki na przykład mydła mogą poparzyć!
Po tym wstępnym rozdziale mój entuzjazm lekko osłabł.
Szybko jednak zrozumiałam, że to konieczność i gwarancja jakości oraz bezpieczeństwa. Zwłaszcza po teście mycia rąk, do którego zagoniła mnie autorka. Odłożyłam książkę tak, jak mi kazała i pomaszerowałam do łazienki. Nie było źle, ale rewelacyjnie też nie. Wiem, co muszę zmienić i poprawić w moim nie do końca prawidłowym nawyku mycia rąk. Zniechęcały mnie też procedury receptur przypominające gotowanie, które nie sprawia mi przyjemności. Pojawiło się też pytanie o dostępność składników. Nie mieszkam w dużym mieście, w którym do wszystkiego jest dostęp, łącznie z profesjonalnymi sklepami.
Niepotrzebnie martwiłam się!
Składniki są dostępne w sklepach spożywczych, a w ostateczności ratują sklepy internetowe. Receptury są tak zróżnicowane, że można wybrać te na miarę swoich możliwości, umiejętności, potrzeb i chęci. Wybrałam najłatwiejszy w moim mniemaniu i najbezpieczniejszy – dla dzieci. Bo w kuchni jestem trochę, jak dziecko we mgle. Pamiętając o „fioletowych” ostrzeżeniach, uwagach i zachętach, których autorka nie żałowała w tekście, wybrałam recepturę na mydło w żelu. Wszystkie składniki były dostępne w zwykłym sklepie, a mi pozostał „ból głowy”, jaki życzę sobie mieć kolor, kształt, zapach i wielkość.
Miałam ogromną frajdę!
Najlepsze jest to, że po tak pozytywnym doświadczeniu i ogromnym sukcesie „kulinarno-chemicznym” (bo dla mnie to ogromny sukces!) mam ochotę podnieść sobie poprzeczkę i spróbować skomponować własne perfumy.
Jedyny mankament to koszty.
Nie ukrywa tego autorka, ale świadomość, że wiem, co sobie aplikuję na skórę i co przenika do mojego organizmu, jest tego warta. Ogromne znaczenie ma to zwłaszcza dla matek karmiących i alergików. Poza tym, kosmetyk własnej produkcji, to dobry pomysł na oryginalny prezent.
Książka zresztą też!
http://naostrzuksiazki.pl/
Tak wygląda efekt mojej ciężkiej pracy z tym i poradnikiem, i przewodnikiem. Nie jest to książka kucharska i nie jest to pucharek galaretki, ale pachnące mandarynkami mydełka w żelu. Użyłam wyrażenia „ciężkiej pracy”, ponieważ procedury przygotowywania kosmetyków w domowych warunkach przypominają gotowanie, którego nie lubię. Do tego stopnia, że autorka jeden z produktów po...
więcej Pokaż mimo to