Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant64
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński32
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Angelika Gumkowska
Źródło: https://ksiegarnia.pwn.pl/autor/Angelika-Gumkowska,a,88448397
3
6,7/10
Pisze książki: popularnonaukowa, poradniki
Z zawodu technik analityk, absolwentka Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego oraz podyplomowego studium chemii kosmetycznej Politechniki Warszawskiej i WSZKiPZ.
Jako studentka zaraziła się pasją popularyzacji nauki w ramach uczestnictwa w wielu piknikach i festiwalach naukowych. Potem jako animatorka współpracowała z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, gdzie obecnie zarządza edukacyjnym laboratorium chemicznym. W swojej pracy m.in. tworzy i prowadzi zajęcia dla młodzieży oraz dorosłych, na których uczestnicy robią plastik z mąki ziemniaczanej, badają ile prądu można wyciągnąć z metali czy wytwarzają wybuchowy wodór z folii aluminiowej. Tak więc z zawodu chemik, a z pasji popularyzatorka nauki z misją pokazania, że chemia nie jest wcale trudna i straszna, a ponadto z niej właśnie składa się świat.
Jako studentka zaraziła się pasją popularyzacji nauki w ramach uczestnictwa w wielu piknikach i festiwalach naukowych. Potem jako animatorka współpracowała z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, gdzie obecnie zarządza edukacyjnym laboratorium chemicznym. W swojej pracy m.in. tworzy i prowadzi zajęcia dla młodzieży oraz dorosłych, na których uczestnicy robią plastik z mąki ziemniaczanej, badają ile prądu można wyciągnąć z metali czy wytwarzają wybuchowy wodór z folii aluminiowej. Tak więc z zawodu chemik, a z pasji popularyzatorka nauki z misją pokazania, że chemia nie jest wcale trudna i straszna, a ponadto z niej właśnie składa się świat.
6,7/10średnia ocena książek autora
89 przeczytało książki autora
236 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki
Angelika Gumkowska
7,8 z 44 ocen
149 czytelników 12 opinii
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki Angelika Gumkowska
7,8
Czy nastała moda na bycie "eco"? Pewnie tak, a skoro coraz częściej zwracamy uwagę na to, by zdrowo się odżywiać, zacznijmy też przywiązywać uwagę do tego, co aplikujemy sobie na skórę, przez którą to przecież wszystko wnika w nasz organizm. Już jakiś czas temu, przy okazji lektury „Ja zołza” Urszuli Kędzi, kiedy to właśnie Ulka napisała o całej tej chemii zawartej w kosmetykach, i którą tak namiętnie, zupełnie nieświadomie wcieramy sobie do organizmu, zaczęłam bardzo skrupulatnie przyglądać się kremom i balsamom, bo tylko takowe stosuję. Tymczasem autorka tytułowej pozycji, o której dzisiaj Wam trochę opowiem, podaje wszystko na tacy i zachęca do produkcji własnych kosmetyków. Dlaczego?
„Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki” Angeliki Gumkowskiej, to doskonała pozycja nie tylko dla tych, którzy rozpoczęli przygodę z coraz to bardziej rozpowszechnianym stylem życia „eco”, ale też dla tych, którzy lubią eksperymentować z kosmetykami, bawić się w mieszanie składników. To pozycja bogata w porady, wskazówki, ale też świadome ukierunkowanie czytelnika i zachęta do działania, kreatywności, czy po prostu eksperymentowania.
Dbanie o siebie podwójnie, to nie tylko zdrowe odżywianie się, ale też zdrowe odżywianie swojej skóry, która służy nam całe życie, szybko się starzeje.
To książka dla każdej kobiety, bo każda jest wyjątkowa i zasługuje na wszystko co najlepsze :)
Zapraszam na całą recenzję na:
http://nietypowerecenzje.blox.pl/2016/12/8222Damskie-laboratorium-Przepisy-na-domowe.html
Damskie laboratorium. Przepisy na domowe kosmetyki Angelika Gumkowska
7,8
Tak wygląda efekt mojej ciężkiej pracy z tym i poradnikiem, i przewodnikiem. Nie jest to książka kucharska i nie jest to pucharek galaretki, ale pachnące mandarynkami mydełka w żelu. Użyłam wyrażenia „ciężkiej pracy”, ponieważ procedury przygotowywania kosmetyków w domowych warunkach przypominają gotowanie, którego nie lubię. Do tego stopnia, że autorka jeden z produktów po prostu zjadła ze smakiem. To dowód na to, jak bezpieczne są proponowane przez nią kosmetyki. Przez nią skomponowane, i co najważniejsze, sprawdzone na sobie. Jak donosi z autoironią – nadal żyje!
Jest ich aż 50!
Począwszy od kremów, balsamów, szminek poprzez olejki, maseczki, szampony, peelingi i mydła na pastach do depilacji i perfumach skończywszy. Wybór przeogromny! Najfajniejsze jest w nich to, że autorka niuanse pozostawia kreatywności czytelniczki – kolor, zapach, konsystencja, czas planowanego zużycia i wybór – dodawać konserwanty czy nie? A jeśli tak, to jakie wybrać najbezpieczniejsze? Stopień trudności przygotowywania kosmetyków zależy od umiejętności kucharskich. Tak – kucharskich! Jak wcześniej wspomniałam, przygotowywanie receptur przypomina stosowanie przepisów. Jest tu odważanie i dawkowanie składników, podgrzewanie, schładzanie, łączenie, komponowanie oraz oczywiście mieszanie,roztrzepywanie i formowanie. Jak widać na licznie dołączanych ilustracjach, ułatwiających podglądanie etapów czynności, można pomylić je na przykład z kręceniem polewy kakaowej. Na dodatek wiele przyrządów do ich przygotowywania znajdują się w każdej kuchni.
Zanim jednak autorka przeszła do meritum, odpowiedziała na podstawowe pytanie, które zadałam sobie, zanim zajrzałam do środka tego laboratorium – po co to robić? Po co tworzyć produkty, skoro półki w sklepach uginają się od ich ilości i różnorodności? Na dodatek są wśród nich i te dla alergików, i te ekologiczne.
Przekonała mnie dwoma argumentami.
Po pierwsze jest chemiczką z wykształcenia, która czyta i rozumie „magiczne” formuły na opakowaniach, a drogeria jest dla niej dobrze znaną dżunglą chemiczną, w której swobodnie się porusza, pisząc – „Ja mam ten luksus, że „ogarniam” znaczenie hieroglifów opisujących skład, ale jak łatwo się domyślić, jestem tu w mniejszości”. Efektem tego luksusu jest takie doświadczenie, a dla mnie drugi argument – „...z reguły marnuję w sklepie godzinę, analizując krem za 99,99 zł z górnej półki i ten za 15,20 – z dolnej. A po kolejnej godzinie sfrustrowana stwierdzam, że mogę wziąć pierwszy lepszy z brzegu, bo większość z nich ma podobny skład albo podobne działanie, a bujny opis na opakowaniu można włożyć między bajki. Okazuje się, że część kosmetyków zawiera sporo zbędnych i niekiedy szkodliwych składników, jak spulchniacze, silikony czy ogrom konserwantów. Czasami nawet połowa składu w ogóle nie ma znaczenia praktycznego, ale jest dodawana w celach „marketingowych” lub żeby wypełnić opakowanie”. Przypomniało mi ono o publikacji „Bezpieczeństwo żywności” o zafałszowywaniu produktów spożywczych w celach „marketingowych”. Okazuje się, że ten zabieg dotyczy również branży kosmetycznej. Wprawdzie kosmetyków nie jemy, ale za to pochłaniamy poprzez skórę.
Co robić?
Autorka podsuwa dwa wyjścia. Pierwsze dla kobiet tak zajętych, że nawet , jeśliby chciały skorzystać z jej rad, to brak czasu na to nie pozwala i siłą rzeczy są skazane na producentów. Im dedykuje w dużej mierze rozdział wprowadzający do „tajemnic” kosmetyków oferowanych w sklepach, prawa i jego wytycznych w ich oznakowaniu, trochę rozszyfrowując skład i symbolikę na nich umieszczane, po to, by przynajmniej świadomie kupowały. Pozostałe czytelniczki zachęca do produkcji własnych kosmetyków, pisząc – „Nie trzeba do tego doktoratu, wystarczy trochę zaradności i chęci, a gwarantuję, że będziesz zadowolona z efektów swojej pracy. Zatem, do roboty!”
Ale nie tak zaraz i natychmiast!
Najpierw było kilka rozdziałów na temat bezpieczeństwa ich tworzenia. Wprawdzie niektóre można zjeść, ale są i takie, które wymgają podczas pracy higieny (kremy) lub dużej ostrożności (mydła). To nie jest tworzenie maseczek z płatków owsianych z dodatkiem miodu, ale prawdziwa chemia kosmetyczna. Źle dobrane składniki na przykład mydła mogą poparzyć!
Po tym wstępnym rozdziale mój entuzjazm lekko osłabł.
Szybko jednak zrozumiałam, że to konieczność i gwarancja jakości oraz bezpieczeństwa. Zwłaszcza po teście mycia rąk, do którego zagoniła mnie autorka. Odłożyłam książkę tak, jak mi kazała i pomaszerowałam do łazienki. Nie było źle, ale rewelacyjnie też nie. Wiem, co muszę zmienić i poprawić w moim nie do końca prawidłowym nawyku mycia rąk. Zniechęcały mnie też procedury receptur przypominające gotowanie, które nie sprawia mi przyjemności. Pojawiło się też pytanie o dostępność składników. Nie mieszkam w dużym mieście, w którym do wszystkiego jest dostęp, łącznie z profesjonalnymi sklepami.
Niepotrzebnie martwiłam się!
Składniki są dostępne w sklepach spożywczych, a w ostateczności ratują sklepy internetowe. Receptury są tak zróżnicowane, że można wybrać te na miarę swoich możliwości, umiejętności, potrzeb i chęci. Wybrałam najłatwiejszy w moim mniemaniu i najbezpieczniejszy – dla dzieci. Bo w kuchni jestem trochę, jak dziecko we mgle. Pamiętając o „fioletowych” ostrzeżeniach, uwagach i zachętach, których autorka nie żałowała w tekście, wybrałam recepturę na mydło w żelu. Wszystkie składniki były dostępne w zwykłym sklepie, a mi pozostał „ból głowy”, jaki życzę sobie mieć kolor, kształt, zapach i wielkość.
Miałam ogromną frajdę!
Najlepsze jest to, że po tak pozytywnym doświadczeniu i ogromnym sukcesie „kulinarno-chemicznym” (bo dla mnie to ogromny sukces!) mam ochotę podnieść sobie poprzeczkę i spróbować skomponować własne perfumy.
Jedyny mankament to koszty.
Nie ukrywa tego autorka, ale świadomość, że wiem, co sobie aplikuję na skórę i co przenika do mojego organizmu, jest tego warta. Ogromne znaczenie ma to zwłaszcza dla matek karmiących i alergików. Poza tym, kosmetyk własnej produkcji, to dobry pomysł na oryginalny prezent.
Książka zresztą też!
http://naostrzuksiazki.pl/