cytaty z książki "Metro 2034"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dusza przecież nie jest czarna od urodzenia. Z początku jest przezroczysta, a potem stopniowo ciemnieje, plamka po plamce, za każdym razem, kiedy wybaczasz sobie zło, znajdujesz dla niego usprawiedliwienie, mówisz sobie, że to wszystko tylko gra. Ale w którymś momencie czerni jest coraz więcej. Mało kto potrafi wyczuć ten moment, od środka go nie widać.
Nadzieja to jak krew. Dopóki płynie w twoich żyłach, żyjesz. Chcę mieć nadzieję.
Wiesz, kiedy jeden dzień jest podobny do drugiego, to lecą tak szybko, iż zdaje się, że ostatni z nich jest już całkiem blisko. Boisz się, że nie ze wszystkim zdążysz. I każdy z tych dni wypełnia tysiąc drobnych spraw, załatwiłem jedną, odpocząłem - czas brać się za następną. Nie zostaje ani sił, ani czasu na to, co rzeczywiście ważne. Myślisz sobie: to nic, zacznę od jutra. A jutro nie nadchodzi, wciąż jest tylko jedno, niekończące się dzisiaj.
Kiedy prosisz o cud, musisz być gotowa w niego uwierzyć Bo możesz przegapić.
Strach i przerażenie to zupełnie nie to samo. Strach popędza, zmusza do działania, tworzenia. Przerażenie paraliżuje ciało, blokuje myśli, pozbawia ludzi człowieczeństwa.
Muzyka to najbardziej ulotna, najbardziej efemeryczna ze sztuk. Istnieje dokładnie tak długo, jak gra instrument, a potem w ułamku sekundy znika bez śladu. Ale nic nie zaraża ludzi tak szybko, jak muzyka, nic nie rani tak głęboko i nie goi się tak powoli. Melodia, która cię poruszyła, pozostanie z tobą na zawsze. To ekstrakt piękna. Myślałem, że można nim leczyć spotwornienie dusz.
Żeby zabierać ludziom życie, nie trzeba wielkiej potęgi. Zaś przywrócić go umarłym nie potrafi nikt.
Nie ma co kokietować losu, obiecywać mu, że poddamy mu się troszkę później, następnym razem... Drugi raz może się nie zdarzyć, więc jeśli nie zdecyduje się teraz, to po co się będzie potem żyć?
Naczelnik[...]cicho spytał:
-Będziesz miał ręce po łokcie we krwi. Nie przeraża Cię to?
-Krew łatwo się zmywa zimną wodą-oznajmił brygadier
(...) Zwyczajny człowiek. Okrutny, głupi, mściwy. Jak wszyscy.
Są ludzie, którzy nigdy nie widzieli swojego odbicia i dlatego przez całe życie biorą siebie za kogoś innego. Z wewnątrz często się zdarza źle widzieć, a nie ma kto podpowiedzieć… I dopóki nie natkną się przypadkiem na lustro, nadal będą błądzić. A nawet kiedy popatrzą na swoje odbicie, często nie mogą uwierzyć, że widzą samych siebie.
Prawdziwa miłość łamie całe twoje życie, nie obchodzą jej okoliczności. A grę zawsze można do nich dostosować...
Być szczerym, to najgorszy sposób, by uwieść dziewczynę.
- Będziesz miał ręce po łokcie we krwi. Nie przeraża cię to?
- Krew łatwo się zmywa zimną wodą - oznajmił brygadier.
Tak jest człowiek stworzony: treść szkolnych podręczników żyje w jego pamięci równo do egzaminów końcowych. I zapominając to, co wykuł, czuje szczerą ulgę.
Wiesz, kiedy jeden dzień jest podobny do drugiego, to lecą tak szybko, iż zdaje się, że ostatni z nich jest już całkiem blisko. Boisz się, że nie ze wszystkim zdążysz. I każdy z tych dni wypełnia tysiąc drobnych spraw, załatwiłem jedną, odpocząłem - czas brać się za następną. Nie zostaje ani sił, ani czasu na to, co rzeczywiście ważne. Myślisz sobie: to nic, zacznę od jutra. A jutro nie nadchodzi, wciąż jest tylko jedno, niekończące się dzisiaj.
Jak spodziewać się rozmowy od serca z kimś, kto serca nie ma?
-W takim razie po co grasz?
-Dla ludzi. Nawet nie, to nie tak. Dla tego co muzyka robi z ludzi.(...) Znam taką, która sprawia, że się kocha, i taką, która sprawia, że się płacze.
-A to, co grałeś poprzednim razem. Ten utwór bez tytułu. co on robi z ludźmi?
-Ten? Nic nie robi. Poprostu usuwa ból.
- A tata powiedział, że to nieprawda i nie ma żadnego Szmaragdowego Grodu - nieprzyjemnym głosem oznajmił na koniec chłopczyk.
- Może i nie ma - wzruszył ramionami Homer. - W końcu to bajka, Ale jak mamy żyć bez bajek?
Jej ojciec wierzył, że człowiek dostaje znaki. Trzeba tylko umieć je dostrzegać i prawidłowo odczytywać.
Czasem przydaje się popatrzeć na siebie z boku - uśmiechnął się Homer. - Można się wiele o sobie dowiedzieć.
Kiedy przez wiele lat żyje się w obliczu śmierci, strach przed umieraniem ustępuje obojętności, fatalizmowi, przesądom i zwierzęcym instynktom.
Chcę, żeby ludzie mnie zapamiętali. Mnie i tych, którzy byli mi bliscy. Żeby wiedzieli jaki był świat, który kochałem. Żeby dowiedzieli się najważniejszego z tego, co poznałem i zrozumiałem. Żeby moje życie nie poszło na marne. Żeby coś po mnie pozostało.
A czy ty i ja nie zasługujemy na przebaczenie? Każdy zasługuje. Każdemu trzeba dać szansę zmienić siebie i wszystko, spróbować od nowa, jeszcze jeden raz, choćby ostatni.
Kiedyś szczątki ludzkie miały prawo istnieć dokładnie tak długo, jak długo żywi pamiętali o tych, do których należały. Człowiek pamięta swoich krewnych, rówieśników, kolegów z pracy. Ale jego pamięci starcza tylko na trzy pokolenia. Właśnie na te nieco ponad pięćdziesiąt lat.
Z tą samą lekkością, z jaką każdy z nas wyrzuca z pamięci obraz swojego dziadka albo przyjaciela ze szkoły, ktoś kiedyś wyrzuci w absolutny niebyt i nas. Wspomnienie o człowieku może okazać się trwalsze od jego szkieletu, ale kiedy odejdzie ostatni z tych, którzy nas jeszcze pamiętali, razem z nim rozpłyniemy się w czasie i my.
- A po co w ogóle ludzie dają sobie prezenty?
- Żeby odpłacić za coś dobrego - odparła z przekonaniem Sasza - co już ktoś dla nich zrobił, albo o co poproszą później.
Kiedy masz dwadzieścia lat, do zabijania i do śmierci odnosisz się o wiele bardziej lekkomyślnie, a życie w ogóle wydaje ci się grą, którą, gdyby coś się stało, można zacząć od nowa. Nieprzypadkowo wszystkie armie świata rekrutowały się z wczorajszych uczniów. Bawiącymi się w wojnę chłopcami dowodził zaś ten, który umiał w tysiącach walczących i ginących ludzi widzieć niebieskie i czerwone strzałki na mapie. Ten, który umiał zapomnieć o urwanych nogach, o wyprutych wnętrznościach i roztrzaskiwanych czaszkach, kiedy podejmował decyzję, by poświęcić kompanię czy pułk.
Mogą być do nas podobne. W ich rysach twarzy możemy widzieć odbicie naszych własnych rysów, w cudowny sposób zlane w jedno z rysami tych, których kochamy. W ich gestach, w wygięciu brwi, w minach, jakie robią, będziemy z rozrzewnieniem rozpoznawać siebie. Przyjaciele mogą nam mówić, że nasi synowie i córki to skóra zdjęta z nas, że są wycięci z tej samej sztancy. I to ma jakoby zapewniać nam jakieś przedłużenie nas samych po tym, jak przestaniemy istnieć.
Ale przecież żaden z nas nie jest pierwotnym obrazem, na podstawie którego powstają kolejne kopie, lecz zaledwie chimerą, stworzoną po połowie z powierzchowności i wnętrza naszego ojca i naszej matki, dokładnie tak, jak z kolei oni składają się z połówek swoich rodziców. A więc nie ma w nas żadnej unikalności, a tylko niekończące się przetasowania maleńkich kawałków mozaiki, które istnieją same z siebie, składając się w miliardy przypadkowych, niemających specjalnej wartości i rozsypujących się na naszych oczach kompozycji?
Warto więc być tak dumnym, że u naszych dzieci widzimy wypukłość czy wklęsłość, którą przywykliśmy nazywać swoją, ale która tak naprawdę już od pół miliona lat wędruje po tysiącach ciał?
Czy zostanie coś właśnie po mnie?
Cały nasz świat utkany jest z czynów i myśli innych ludzi, zupełnie tak, jak każdy z nas jest stworzony z niezliczonych kawałków mozaiki pochodzących od tysięcy przodków.