cytaty z książki "Trzech panów w Niemczech (tym razem bez psa)"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tak jest zawsze na tym świecie, kto jest dobry i miły – cierpi.
(…)mężczyzna nigdy nie ceni szczęścia, które ma na wyciągnięcie ręki.
(…)nie ma nic gorszego dla mężczyzny, jak popaść w rutynę, bo wtedy niezłomne domatorstwo doprowadzi go do przesytu.
Mówi się, iż każdy, kto chce się nauczyć najlepszej niemczyzny, powinien jechać właśnie do Hanoweru. Problem w tym, iż poza tym księstwem, a nie jest ono wielkie, mało kto tę najlepszą niemczyznę rozumie. Każdy musi zatem sam podjąć decyzję, czy chce dobrze mówić po niemiecku i pozostać w Hanowerze, czy woli mówić nieco gorzej i podróżować bez kłopotów.
Hanower wydaje się bardzo nieinteresującym miastem, ale po chwili to wrażenie mija. Człowiek przekonuje się wtedy, że tak naprawdę są to dwa miasta — szerokie, nowoczesne aleje i z wdziękiem urządzone ogrody sąsiadują z szesnastowieczną starówką, gdzie stare domy z pruskiego muru patrzą sobie okno w okno, a przez wąskie bramy widać niewielkie podwórka, otoczone szerokimi galeriami, gdzie jeszcze nie tak dawno tłoczyli się konni posłańcy albo i sześciokonne karoce, oczekujące na bogatych kupców i ich tłuste Frau, lecz gdzie dziś snują się tylko dzieciaki i kury, a z ozdobnych niegdyś balkonów smętnie zwiesza się pranie.
Wiem — każda dolina, nawet jeśli jest w niej tylko jedna zagroda, ma własną opowieść. Jeśli chcecie, przedstawię jej zarys, a każdy niech sam ubierze ją w słowa, a nawet doda własną melodię i odśpiewa. A historia jest prosta: była sobie dziewczyna i był chłopiec, ona go pokochała, ale on odszedł.
Nie ma nic łatwiejszego do pisania niż opisy
przyrody i nic nudniejszego i bardziej zbędnego w lekturze.
Dziś jedyną ambicją łagodnych i potulnych jak baranki Niemców wydaje się być rzetelne płacenie podatków i słuchanie poleceń tych, których Opatrzność postawiła na wyższych szczeblach społecznej drabiny. Trudno doszukać się w tych ludziach dziedzictwa ich dzikich przodków, ludzi, dla których wolność osobista była jak powietrze; dawne germańskie plemiona powoływały ciała doradcze, ale egzekwowanie kar pozostawiły ogólnym zgromadzeniom, szły za swymi wodzami, lecz ślepe posłuszeństwo miały w głębokiej pogardzie.
W Niemczech nie ma pracy dla prawników. Jeżeli kupujesz
lub sprzedajesz dom czy gospodarstwo, Państwo załatwi za ciebie wszelkie formalności, a jeżeli zostałeś oszukany, państwo wystąpi w twojej obronie. Niemieckie państwo swata swoich obywateli, ubezpiecza ich, a nawet czasem pozwala im na trochę zabawy.
Odpowiedzialna za takie właśnie ukształtowanie niemieckiego charakteru jest głównie szkoła. Tutejsze szkoły za swój najwyższy cel uznają bowiem uczenie posłuszeństwa. Posłuszeństwo to bardzo szlachetna cnota — w tym momencie zapewne mógłbym usłyszeć — to prawda, ale wszystko zależy od tego, co przez to rozumiemy. Niemiecka jego odmiana to niestety nic więcej niż uległość wobec każdego, kto odziany jest w uniform z błyszczącymi guzikami.
Tu posłuszeństwo ma się we krwi. Można powiedzieć o Niemcach, że to naród zdolny do wszystkiego — Niemiec pojedzie wszędzie i zrobi wszystko, co mu się każe. Wyszkól go dobrze i wyślij do Afryki czy Azji, byle pod komendą kogoś w mundurze, a stanie się wspaniałym kolonistą i pokona wszelkie przeszkody, nawet samego szatana, jeśli taki dostanie rozkaz. Trudno jednak zrobić z Niemca pioniera. Pozostaw go samemu sobie, rychło zacznie marnieć w oczach i wkrótce wycieńczony zemrze. I nie zawini temu brak inteligencji, lecz nie zaspokojona potrzeba słuchania poleceń.
Niemki zawsze były doskonale wykształcone. Dziś też już w wieku osiemnastu lat płynnie władają dwoma lub trzema językami i każda z nich zdołała już zapomnieć więcej, niż przeciętna Angielka kiedykolwiek w życiu się nauczyła. Długo jednak wykształcenie to marnowało się zupełnie bez pożytku, bowiem po zamęściu tutejsze kobiety zajmowały się tylko kuchnią i czym prędzej musiały oczyścić umysł z całej zdobytej wcześniej wiedzy, by zrobić miejsce dla — bardzo zresztą nieciekawych — przepisów kulinarnych.
Dziś za to w Niemczech sporo da się słyszeć o socjalizmie, ale tak naprawdę socjalizm byłby tu despotyzmem pod inną nazwą. Niemiecki wyborca nie chce bowiem słyszeć o indywidualizmie — on woli, ba, pożąda wręcz, by kontrolować i regulować wszystko wokół niego. Jeśli waży się cokolwiek kwestionować, to nie samo istnienie rządu, lecz tylko jego formę. Policjant jest dla Niemca jak sam Pan Bóg i chyba już zawsze tak zostanie.
Trzeba przyznać, że w dzisiejszym spokojnym, potulnym Niemcu, którego jedyną ambicją wydaje się płacenie podatków i robienie, co mu każe ten, kogo Opatrzność postawiła u władzy, trudno jest dopatrzyć się jakiegoś śladu jego dzikich przodków, dla których indywidualność była potrzebna jak powietrze.
Jestem pewien, że powód, dla którego dziennikarstwo jest tak popularne, pomimo wielu jego niedociągnięć, jest taki: każdy dziennikarz czuje się jak chłopiec chodzący z trzciną tam i z powrotem. Rząd, klasy i masy, społeczeństwo, sztuka i literatura, a pozostałe dzieci siedzą na progu. On ich poucza i poprawia.
W rzeczywistości oczywiście istnieje angielska gramatyka i może pewnego dnia szkoły zaakceptują ten fakt i zaczną uczyć jej nasze dzieci, a wówczas — kto wie — wiedza ta dotrze nawet do dziennikarzy i literatów. W każdym razie na dzień dzisiejszy możemy się zgodzić, iż kwestie gramatyczne w przypadku języka angielskiego są nieistotne. Główną przeszkodą dla jego dalszych postępów jest wymowa.
Pisownia zaś w obecnym kształcie utrwaliła się chyba wyłącznie po to, by wszystkich zmylić co do prawid³owej wymowy.
Co przydarza się człowiekowi, który wędruje w środku nocy odziany w szlafrok i parę kapci - nie trzeba mówić. Wszystko, a szczególnie wszystko, co ma kanty, wpada w tchórzliwy zachwyt, mogąc mu przyłożyć. Kiedy masz na nogach parę solidnych butów, przedmioty schodzą ci z drogi; kiedy ryzykujesz wędrówkę między meblami w wełnianych kapciach bez skarpetek, one podkradają się do ciebie i kopią.
Mógłbym zatem poświęcić wiele kolejnych stronic opisowi
Schwarzwaldu. Ba, mógłbym nawet przetłumaczyć dla was strofy Hebla, barda tej krainy. Potrafiłbym bez trudu godzinami
opowiadać o skalistych wąwozach, uroczych dolinach, porośniętych sosenkami zboczach, skalistych turniach, wartkich strumieniach (przynajmniej tych, których ubóstwiający porządek Niemcy jeszcze nie zmusili do zdyscyplinowanego przesączania się przez uregulowane, wyłożone deskami spływy), o wioskach pełnych bielonych chałup i o oddalonych od świata górskich obejściach. Dręczy mnie jednak podejrzenie, że moi czytelnicy
raczej opuściliby te stronice.
Mój przyjaciel uznawał po prostu, iż tak, jak za pomocą barwy czy faktury trudno opowiedzieć jakąś historię, tak samo słowa nie są najlepszym środkiem dla przedstawienia rzeczy, na które zwykliśmy patrzeć oczyma.