cytaty z książki "Konsulowie ich cesarskich mości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludzie nie chcą być szczęśliwi. Narody nie chcą rozumnego rządu ani szlachetnych władców.
- Nikt nie wie, co znaczy urodzić się i żyć na pograniczu dwóch światów, znać i pojmować zarówno jeden, jak drugi, a nie moc uczynić nic, by światy te zrozumiały się i zbliżyły, kochać i nienawidzić tak jeden, jak drugi, wahać się i wątpić przez całe życie, mieć dwie ojczyzny i żadnej, być wszędzie, jak u siebie w domu i na zawsze być obcym, krótko mówiąc: żyć rozpięty, jednocześnie jako ofiara i kat.
Odtąd przez wiele lat życie nie przestawało go poić tym samym gorzkim napojem, do którego nie sposób się było przyzwyczaić. Wprawdzie po dawnemu chodził, żył, pisał artykuły i krzyczał z tłumem, ale już teraz trawiony wewnętrznym rozłamem, do którego nie chciał nawet sam przed sobą się przyznać i który chętnie ukrywał przed każdym.
Miesiące letnie w Trawniku należą do nieszczęśliwych i przynoszą zaskakujące niespodzianki. (…) Letnie dni są dłuższe, ludzie mają więcej czasu, a zatem więcej możliwości na wszelkie głupstwa i wybryki, które są ich stałą potrzebą wewnętrzną.
Często się zdarza, że ludzie wpływowi wloką za sobą do końca tłum protegowanych, nie dla nich samych, bo ani ich znają, ani cenią, lecz dla samych siebie, gdyż poparcie i obrona, jakich udzielają tym ludziom, są widomym dowodem ich własnej mocy i potęgi.
Oznacza to, że nie istnieje droga środkowa, owa prawdziwa prosta wiodąca naprzód, do stabilizacji, do spokoju i godności, lecz wszyscy obracamy się w kółko, zawsze w tym samym złudnym kierunku, a tylko zmieniają się ludzie i pokolenia, które zdążają naprzód, wiecznie tumanione.
Wszystkie drogi tylko pozornie biegły naprzód, a właściwie był to krąg.
Bezgranicznie pokorny i do podłości uniżony wobec potęgi, władzy i bogactwa, był zuchwały, okrutny i bez serca wobec każdego, kto slaby, biedny i niedoskonały.
Trzeba jednak iść. A sens i godność drogi pozostaje tylko o tyle, o ile umiemy je znaleźć w sobie.
Teraz zaczyna kiełkować myśl, że i ta droga (Napoleon) mogłaby okazać się bezdrożem, jedną z wielu złud, że ta tak zwana prawdziwa droga wcale nie istnieje i że życie ludzkie zatraca się w wiecznej tęsknocie do prawdziwej drogi i w wiecznym prostowaniu ścieżek, którymi podąża.
Panowanie tureckie wytworzyło (..) u wszystkich poddanych chrześcijańskich pewne cechy charakterystyczne, jak obłudę, upór, nieufność, lenistwo myślenia, obawę przed wszelkimi zmianami, pracą i ruchem (…) Powstałe z konieczności i w ucisku, są i dzisiaj przeszkodą dla postępu, złym dziedzictwem ponurej przyszłości i przywarami, które należałoby wykorzenić.
Może rewolucje wydaja potwory?” – zastanawiał się z przerażeniem. „Tak, zaczynają się one w wielkości i czystości moralnej, lecz rodzą potwory” – często sam sobie odpowiadał.
W ciągu wieków wasz naród tak bardzo upodobnił się do swoich ciemiężców, że niewiele zyska, gdy Turcy pewnego pięknego dnia opuszczą go, zostawiając prócz wad poddanych własne przywary: lenistwo, brak tolerancji, kult przemocy. Właściwie nie byłoby to żadne wyzwolenie, gdyż nie bylibyście godni wolności ani nie umielibyście korzystać z jej owoców, i podobnie jak Turcy, nie umielibyście nic innego robić, jak żyć w niewoli lub innych ciemiężyć.
Znów nastały owe ciepłe, bogate dni schyłku lata, najpiękniejsze i najlepsze dla tych, którym zawsze jest dobrze, a najmniej przykre dla tych, którym jest źle i ciężko tak w lecie, jak w zimie.
Proszę mi wierzyć, gdy patrzę na tych ludzi i słucham ich, coraz bardziej dochodzę do przekonania, iż bardzo się mylimy podbijając Europę, kraj za krajem wszędzie chcemy przeszczepiać swoje poglądy, swój wyłącznie właściwy styl życia i metody panowania. Coraz bardziej wydaje mi się to nadludzkim bezmyślnym przedsięwzięciem, gdyż jest to nonsens chcieć usunąć nadużycia i przesądy, gdy się nie ma siły ani możliwości usunąć przyczyny które je wywołały i stworzyły.
Wraz z innymi Daville był upojony niepojętym szczęściem, jakim zwykli upajać się ludzie słabi, gdy uda im się znaleźć wspólną, ogólnie uznaną formułę, zapewniającą im zaspokojenie ich potrzeb i popędów kosztem cudzej straty i zagłady, a która jednocześnie zwalnia od wyrzutów sumienia i odpowiedzialności.
Człowiek, by nie stać w miejscu i nie upaść na duchu, sam siebie oszukuje, zarzuca niedokończone sprawy nowymi, których też nie dokończy, i w nowych przedsięwzięciach i nowych zmaganiach szuka nowych sił i więcej odwagi. Tak to człowiek sam siebie mami i z czasem staje się coraz większym i bardziej beznadziejnym dłużnikiem wobec siebie i wszystkiego dokoła.
Wchodził w utartą koleinę służby cesarskiej, kłusował nią bez radości i zapału, lecz także bez namysłu i szemrania.
Każdy z osobna baczy na całość, wszyscy zaś na każdego. Dom ma na oku dom, ulica pilnuje ulicy, gdyż każdy odpowiada za każdego, a wszyscy za wszystko; każdy jest całkowicie związany z losem nie tylko swych bliskich i domowników, lecz swych sąsiadów, współwyznawców i współobywateli. Na tym polega siła i niewola tych ludzi.
Zastanawiał się, czy to już jest najgorsze, jak człowiek mający poddać się jakiejś operacji, pyta się co chwila, czy jest to najwyższy stopień bólu, o którym mu mówiono, czy ma się spodziewać jeszcze większego i przykrzejszego.
Chociaż zamarły i odcięty od świata, kraj ten nie jest pustynią, lecz wprost przeciwnie, urozmaicony, pod każdym względem niebywale ciekawy i na swój sposób wymowny; lud, to prawda, rozdarty między trzy wyznania, pełen przesądów, podległy najgorszym rządom na świecie i dlatego pod wieloma względami zacofany i nieszczęśliwy, ale jednocześnie pełen nieprzebranych bogactw ducha, interesujących zalet charakteru i przedziwnych obyczajów.
Każdy płonął chęcią przyłożenia ręki do obrony wiary i ładu, i każdy w najlepszej wierze i w świętym oburzeniu chciał nie tylko na własne oczy, lecz i własnymi rękami uczestniczyć w mordowaniu i męczeniu zdrajców i złoczyńców winnych wszelkiemu złu w kraju, a także odpowiedzialnych za osobiste niepowodzenia i cierpienia każdego z nich. Ludzie szli na miejsce straceń jak do świątyni, gdzie można znaleźć cudowne uzdrowienie i ulgę we wszelkich cierpieniach. Każdy chciał osobiście sprowadzić jakiegoś buntownika lub szpiega, uczestniczyć w wyznaczeniu miejsca i sposobu kaźni i własnoręcznie go ukarać.
Potem jednak rozmowa utknęła, bo gdy dwoje ludzi rozmawia, słowa winny krzesać się jedno o drugie i rozpalać, ich słowa zaś rozchodziły się każde w swoją stronę.
(Konsul) czul się zawiedziony, niezrozumiany i opuszczony w tej lodowatej krainie, pośród podstępnych, złych, niepojętych ludzi, o których nigdy właściwie nie wiadomo, co myślą, co czują, u których pozostanie może równie dobrze oznaczać odejście, uśmiech nie jest uśmiechem ani +tak+ nie jest +tak+, podobnie jak +nie+ niezupełnie jest +nie+.
Trzeba jednak iść. A sens i godność drogi pozostaje tylko o tyle, o ile umiemy je znaleźć w sobie. Ani drogi, ani celu. Tylko się idzie. Idzie się, zużywa siły i męczy.