cytaty z książki "Z powrotem czyli Fatalne skutki niewłaściwych lektur"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
A dom - to ciepło i może coś z obiadu.
- Zegary rzecz nabyta. I nietrwała. Mam większe plany – Będę sprzedawał czas. Jest popyt: ludzie nie mają go ostatnio zbyt wiele.
- Czas? – zdumiał się Królik. – Na wagę? Na metry? Na sztuki?
- W detalu na sekundy, w hurcie na lata. Ale żeby handlować czasem, trzeba go mieć. A mieć go będę, jak przejdę na emeryturę.
- A kiedy to nastąpi? – zaciekawił się Królik jako potencjalny nabywca.
- No, nie tak prędko. Mam jeszcze czas.
- A skąd się tam wzięli? – powrócił do pytań.
- Nie wiem. A skąd pan tu się wziął?
-Zawsze tu byłem. Nie musiałem się brać.
- A co robią konfidenci?
- Konfidenci denuncjują konspiratorów. (…)
- A co robią konspiratorzy? – zapytał naiwnie Królik.
- Konspiratorzy likwidują konfidentów.
Wszystko to czyniłoby ów zakątek rajem dla ludzi miłujących spokój, harmonię i ład, gdyby nie fakt, że ludzi tu w ogóle nie ma. Gdyby zaś byli, nie istniałby zapewne spokój, harmonia i ład.
W tłumie panowało radosne podniecenie – pozdrawiano się, wymieniano ukłony i cichcem wyciągano sobie wzajemnie portfele. Nie było w tym Broń Boże nic zdrożnego: okradani kradli, kradnących okradano, co w sumie składało się na pożądane ekonomicznie zjawisko zwane cyrkulacją pieniądza.
Tylko niektórzy dorośli dostrzegali ich, tylko niektóre dzieci nie dostrzegały. Byli tacy, którzy widzieli, a udawali, że nie widzą i na głośne okrzyki dzieci reagowali wzruszeniem ramion. Inni nie widzieli, ale nadrabiając miną, utrzymywali że widzą. W końcu potworzyły się stronnictwa, w stronnictwach frakcje i odłamy, wzniesiono barykady i wybuchła rewolucja.
Zazwyczaj pisze się: „Mijały tygodnie” lub „Mijał dzień za dniem”. W najlepszym razie – „godziny mijały”. Największe lenie piszą nawet: ”Mijały lata”. Rzadko kto pamięta o sekundach, a one przecież też istnieją.
Emerytowany stuletni pług, który chciał się jeszcze na coś w życiu przydać, czynił żałosne wysiłki, aby błysnąć zardzewiałym lemieszem.
Sytuacja pogarszała się z każdą godziną. Jeszcze niedawno brakowało żywności dla jednej osoby, teraz dla dwóch.
Pismo zaadresowane było do ob. ob. Księżniczki Na Ziarnku Grochu, Kopciuszka i Czerwonego Kapturka w/m. Główny Urząd ds. Rozmaitych komunikował, że „lokatorzy domku k/Źródła w osobach ob.ob. Księżniczki, Kopciuszka i Kapturka winni opuścić zajmowany lokal w nieprzekraczalnym terminie do zachodu słońca. Decyzja o eksmisji w/w podjęta została w wyniku ustaleń, iż ww. są postaciami całkowicie fikcyjnymi, anachronicznymi, a co za tym idzie, zbędnymi, a nawet szkodliwymi".
Na urozmaiconą rzeźbę terenu składają się na przemian pagórki i doliny bądź górki i dołki. Tam zaś, gdzie górka wypada w tym samym miejscu co dołek – rozpościera się równina.
Koń apatycznie obgryzał paznokcie. Był to jego pierwszy posiłek tego dnia.
Trzeba było koniecznie coś powiedzieć:
- Piękną mamy pogodę, nieprawdaż? To znaczy, chciałem powiedzieć, pogodę mamy fatalną.
Cisza.
Królik długo i starannie obmyślał następne pytanie.
- Jak szanowna mamusia? W domu wszyscy zdrowi?
-…
- Święta, święta i po świętach - zaczął nieco bardziej refleksyjnie.
Żadnej reakcji.
- Daruj życie, bierz co chcesz! – wychrypiał, tamten zaś wziął rower i pojechał.
Nie działo się nic szczególnie ciekawego, i nie bez powodu – książka skończyłaby się za szybko, gdyby wszystko zdarzyło się od razu.
Oddychał tak cicho, że aż przestraszył się, czy jeszcze żyje. (…) - Ręce do góry – krzyknął Koń tak głośno, że zdrętwiał ze strachu.
Kiedy zajrzeli do środka, okazało się, zgodnie zresztą z przewidywaniami, że w zegarze nie ma kukułki. (…)
- Jutro rozlepimy w lesie ogłoszenia: „Uwaga, kukułki, mieszkanie do wynajęcia” – planował Królik.
- Potrzeba jest matką wynalazków - pocieszał Konia Słoń. – Coś nam podpowie, mam nadzieję.
- Nadzieja jest matką głupich – zmartwił Słonia Koń. – A ja już naprawdę muszę za potrzebą.
Nie mieli dokąd iść, a zatem mogli iść dokądkolwiek. Nie mieli domu, wiec mogli go mieć wszędzie.
(Stryj) zarekomendował mnie u znajomego właściciela składu z porcelaną jako sprzedawcę. Kiedy pierwszego dnia potłukłem trzy serwisy do kawy, nikt się tym przesadnie nie przejął; pocieszano mnie, że to z braku wprawy. Istotnie, z czasem zacząłem jej nabierać – po miesiącu tłukłem przeciętnie sześć serwisów dziennie.