cytaty z książki "Zorze wieczorne"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
A nam, urodzonym pod znakiem Raka, sądzone jest do samego końca szamotanie się z gonitwą myśli, walka z niesforną, rozbudowaną wyobraźnią i bezskutecznie pacyfikowanie irracjonalnej, głupkowatej nadziei.
Nie lubię słów. Ja nie mam do nich zaufania. Nażyłem przez lata wiele uprzedzeń. Stałem się podejrzliwy i wszystkie one stłoczone w zdaniach cudzych i moich wydają mi się brzydkie, rachityczne, niezdolne do uniesienia myśli czy uczucia.
Tyle lat czekałem na ciebie (...). Przewaliło się nade mną wiele dni złych i takich sobie. Wspinałem się do góry i spadałem na samo dno. Kochałem i byłem nienawidzony. Ale stale czekałem na ciebie. Wiedziałem, że spotkam wreszcie ciebie, choćby to spotkanie zdarzyło się po końcu świata.
A mój dzień składa się tylko z tych chwil, kiedy jestem przy niej. I z kawałka nocy, kiedy myślę o niej. Dziś skrócę sobie czas przypominaniem jej włosów, oczu, ust i całej postaci, tak pełnej przeróżnych tajemnic.
W naszym dekalogu najważniejsze były takie przykazania: nie kłamać, nie chwalić się, nie przejawiać łapczywości wobec doczesnych powabów życia, nie okazywać nadmiaru uczuć i wystrzegać się tchórzostwa.
Ja tu jestem przejazdem, przelotem, przepełzem. Wy to też o sobie powiecie. Ale wy wrośliście tu na amen i kiedy będą was stąd wyrywać, zabierać na zawsze jak krzak kartofli, będziecie wyć i zapierać się ze wszystkich sił. Ja nie zapuściłem żadnego korzonka, ja tylko udaję, że obrosłem jakimś marnym życiem. Ja jestem przechodniem, zrzutkiem spadochronowym, cudzoziemcem, który zapomniał wskutek amnezji swojej pierwotnej ojczyzny.
(...) Ona powtarzałaby: nie wolno, nie trzeba, nie można, a ja szeptałbym zaschłymi wargami: chcę cię zobaczyć, tylko zobaczyć, całą, prawdziwą, a potem mogę umrzeć, umrzeć na zawsze i nigdy nie zmartwychwstać.
Ja ją spotykałem kiedyś i ona mnie mijała. Może otarliśmy się czasem o siebie na ulicy. Może ją czasem przyśniłem nad ranem podczas tych strasznych nocy w zgryzocie i zmartwieniu. Może chciałem się w niej zakochać, gdy zobaczyłem ją raptem w tłumie, pojawiającą się i znikającą w gęstwie cudzych twarzy. Może ją już opisałem kiedyś albo chciałem opisać. Ona mi towarzyszyła przez całe moje życie. Przez kilka, przez wiele moich żywotów. I nigdy nie mogłem jej powiedzieć paru prawdziwych słów, nie mogłem jej dotknąć, złączyć się z nią w tej przejmującej wspólnocie gasnącej świadomości.
(...) Ba, ale komu się chce rozmawiać o mnie. Mnie na pewno nie. Znudziłem się sam sobie. Najchętniej bym uciekł od siebie. Lecz wszędzie czyhają na mnie tacy nudziarze jak ja.
Chciałbym pani coś ofiarować, ale nic nie mam. Wobec tego daję pani na zawsze to niebo, ale niebo wieczorne albo lepiej nocne, pełne gwiazd, naszych dalekich znajomych.
Śmiech. To jedyny wartościowy prezent od opatrzności.
Dziś już trudno rozróżnić, co jest sztuką, a co mechanicznym podrażnianiem osłabionych zmysłów. Dziś już nikt nie wie, co jest literaturą, a co krociowym tekstem wyprodukowanym przez mało inteligentnych rzemieślników. Dziś wszystko jest jednego wzrostu i jednej wagi. Ale może tak jest dobrze?