cytaty z książek autora "Aleksandra Pezda"
Żyjemy w czasach, kiedy można legalnie umrzeć, ale nie można legalnie się leczyć.
Trzyma go świadomość, że kiedy leki znowu zawiodą i zrobi się gorzej, będzie mógł zapalić.
W szpitalu ostatnio lekarka zapytała go zdziwiona:
– Pan ma crohna, jakim cudem ma pan takie świetne wyniki krwi?
Mateusz wie, jakim „cudem” ma dobre wyniki. Ale jej nie powie. Niech mu da ten zastrzyk w brzuch z biologicznym leczeniem, niech go zakwalifikuje jak zwykle. Może po tym cyklu przyzna się jej, że jest palaczem. Że waży za mało, bo jego choroba wiąże się z niedożywieniem, ale wyniki i ogólną kondycję ma dobre wyłącznie dlatego, że zdecydował się zostać ćpunem.
O marihuanę dla Markusa modlił się ksiądz proboszcz na niedzielnych mszach. Miejscowe siostry zakonne zbierały podpisy pod projektem ustawy legalizującej marihuanę do celów medycznych. Zbiórkę pieniędzy na jej zakup prowadzili policjanci. Sołtys organizował
bale charytatywne i loterie, żeby zebrać jeszcze więcej. Pomagali wszyscy. Niezależnie od religii i przekonań oraz nie bacząc na powszechne antymarihuanowe lęki i fobie.
Na spotkanie z L. umawiałam się tygodniami. Czekaliśmy, aż konopie zakwitną, poza tym trudno nam się było dogadać. Miał przy mnie popełnić przestępstwo, bał się je planować przez telefon.
Marihuana utrzymuje jego chorobę w uśpieniu od ponad pięciu lat. Żadne inne leki tak dobrze nie działają. I właśnie dlatego L. nie poprzestanie na jednorazowym pokazie dla mnie, lecz będzie produkował ekstrakt regularnie.
Ale jest z tego powodu wściekły. Na system, na prawo. Na państwo, w którego interesie – nie rozumie dlaczego – jest utrzymywanie go w chorobie i wydawanie pieniędzy na nieskuteczne leczenie, byle tylko nie miał do czynienia z marihuaną.
A przecież nie jest gangsterem. Wyprodukujemy ten olej nie w wynajętej dziupli, ukrytym garażu czy opłaconym przez siatkę dilerów podziemnym hangarze, ale w jego mieszkaniu. W niedzielę, jedyny dzień, kiedy L. może wyekspediować z domu żonę z kilkuletnią córeczką.