cytaty z książki "Ekstradycja. Joanna Chyłka. Tom 11"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Jesteś jak żuk gnojowowy.
- Co???
- Cieszysz się z byle gówna.
-A jak powiem Ci, że nie mogłem bez ciebie żyć? I że nie mogłem bez ciebie spać, oddychać i...
-Ale jeść to ty mogłeś bez problemu - odparła i poklepała go po brzuchu.
- Pamiętasz, jak ci powiedziałam, że nie jesteś najgłupszy na globie, ale lepiej licz na to, żeby ta osoba nie umarła?
- No.
- Wiesz, co Wadryś odpowiedziała na podobne stwierdzenie? (...) Życzyła mi zdrowia.
Chwilę po tym jak weszli do mieszkania, postawiła na kuchennym stole butelkę tequili Espolón, a obok salaterkę. Wsypała do niej dwie paczki nerkowców, po czym z gracją zasiadła na krześle.
- Zordon! - krzyknęła. - Zrobiłam kolację.
Wyszedł z toalety i spojrzał niepewnie na dzisiejsze menu.
- Za bardzo się nie najemy.
- Nie, ale za to porządnie nawalimy.
- Nie mam zamiaru cię puszczać.
- To deklaracja na wieki, Zordon?
- Tak. Wypuściłem cię o kilka razy za dużo.
- YOLO - powiedziała.
- Naprawdę? To twoja odpowiedź? Że żyje się tylko raz?
- Tak. Chociaż właściwie całe to YOLO jesst trochę bezsensowne [...] W końcu żyje się każdego dnia. Umiera się tylko raz.
Jest jak zasrany pająk w środku nocy, którego złowiłeś gdzieś kątem oka i za którym ruszyłeś w bohaterski pościg. Tłuczesz kapciem po całym domu, wydaje ci się, że już zdechł, a potem nagle wyłania się w najmniej oczekiwanym momencie.
- Serce zdeponowane u mnie, komórka w samochodzie, mózg teź dawno dawno zaginął w akcji - mruknęła. - Jest coś, co nosisz przy sobie?
- Dzień dobry, panie kierowco.
- Dzień dobry. (Kordian)
- Wie pan, dlaczego pana zatrzymałem?
Joanna wychyliła się w kierunku funkcjonariusza.
- Bo trudno byłoby prowadzić tę rozmowę w ruchu?
Policjant drogówki zamrugał z pewnym niedowierzaniem, a potem mimowolnie się rozejrzał, zupełnie jakby się spodziewał, że jest w ukrytej kamerze.
- Nie.
- To może przez te zwłoki, które wieziemy w bagażniku? - zapytała Joanna.
Oczywiście, piękni i powabni zawsze mają w życiu łatwiej, jakby nie wyczerpali przydziału szczęścia i oprócz dobrych genów należało im się coś jeszcze.
Lepiej było nieco zakłamać rzeczywistość niż ugiąć się pod jej ciężarem.
- A ty co w tym czasie będziesz robić?
- Podkładać ładunki wybuchowe, drążyć tunele, wymyślać skomplikowane plany ucieczki i nadawać współpracownikom pseudonimy z nazw miejscowości.
Tym razem Żelazny się nie odzywał.
- Ja będę Barcelona, ty Szanghaj, a Zordon... może Kabul. - Podrapała się po bliźnie na szyi. - Kormak to Sromowce Wyżne.
- Gdzie jesteś? - spytał.
- A co? - odparła przekornie. - Chciałabyś usłyszeć, że w łóżku? I dowiedzieć się, co na sobie mam?
- Cóż...
- No dobra, skoro to ci pomoże. Pamiętasz te czarne stringi, które kupiłam sobie przed Poznaniem?
- Dość dobrze.
- Są na Argentyńskiej - rzuciła, zmieniając ton. - Dolna lewa szuflada w sypialni. Tyle się dowiesz o mojej bieliźnie, wstrętny zbereźniku.
Bez Chyłki nic nie miało sensu, każde zdarzenie wydawało się nieistotne, a wszystkie emocje stały się jedynie namiastką tych prawdziwych. Świat zdawał się zwykły, ludzie nijacy, wszystkie podejmowane decyzje zaś nic nieznaczące.
- Takie zaślepienie występuje tylko w dwóch wypadkach. Albo w prawdziwej miłości, albo w chorobie umysłowej.
- A to nie jedno i to samo?
Zazwyczaj najbardziej skomplikowane węzły powstają przy najmocniejszych związkach.
Tutaj było zbyt dużo ludzi. Ludzi, którzy chodzili po mieście, załatwiali swoje sprawy, żyli swoim życiem. I byli zupełnie nieświadomi tego, że czyjeś przed momentem się skończyło.
-Co ci za to grozi?
-Niewiele, biorąc pod uwagę, że mogę wygrać szczęście.
- Brawo, Zordoniątko – szepnęła mu do ucha, przesuwając dłoń na jego ramię. – Wieczorem będzie nagroda.
– Jaka?
– Pozwolę ci się sponiewierać.
Obrócił się do niej i uniósł brwi.
– Tak?
– Tak – potwierdziła zmysłowym głosem. – Zabierzesz mnie do wegetariańskiej knajpy na kolację.
Mruknął pod nosem, jakby rzeczywiście ta wizja była wyjątkowo kusząca.
- Palisz? – mruknął Żelazny.
– Prawnik nie pali, prawnik dokonuje immisji pośrednich.
-Skoro to już mamy załatwione,to przejdźmy do Chyłki-rzuciła.
-Nie ma sprawy -odparł szybko.-Lubi jeździć tak,jakby grała w Carmageddon;jeść,jakby sama upolowała swoje danie;pić jakby chciała zapełnić jakiś alkoholowy zbiornik retencyjny w swoim organizmie ;i traktować ludzi,jakby byli kośćmi do obryzienia.".
Istniał rodzaj pustki, której nie dało się zapełnić. Pustki tak absolutnej, że zdawała się wchłaniać wszystko inne - szczęście chęć życia, całe jestestwo Kordiana.
Obawiała się pierwszego spotkania po tak długim czasie. Zastanawiała się, czy będzie tak, jak wcześniej, kiedy serce biło szybciej, tchu brakowało, a świat wirował przed oczami.
- Zawód? – kontynuował Hebrowski.
– Postrach prokuratorów. Aktualnie w stanie nieczynnym.
- Jak będziesz dalej mnie poganiać, na następnej stacji benzynowej wleję ci do baku ekodiesel.
– Do łba sobie wlej – odparowała, rozglądając się po okolicy.
- Do starych lat jeszcze trochę mi brakuje. Tobie nie.
– Au – odparła i znów się sztachnęła. – Zobaczysz moje nowe stringi jak świnia niebo, Zordon. Już teraz się z tym pogódź.
Chyłka zadzwoniła do niego, kiedy mijał Brody.
– Raport – rzuciła.
– Melduję, że zapierdalam.
– I to mi się podoba. Za ile będziesz?
- Dlaczego? – zagaił.
– Naprawdę musisz pytać?
– Kto pyta, nie błądzi.
– Albo tak tylko sądzi.