cytaty z książki "Nagle trup"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pytam raz jeszcze – wycedził Mogiła. – Jak. Pani. Tu. Weszła?
– SKUTECZNIE!
- Nie żyje? – (...)
– Ale że tak... na śmierć?
– Inaczej byłoby trudno. To się tak jakby wiąże.
To jest książka... momentalna.
– W sensie, że krótka?
– Niekoniecznie. – Szumski wydawał się napawać każdą sekundą zmieszania śledczych.
– Szybko się czyta?
– Och, tak. Tak. Wręcz z wypiekami... tu i tam.
– Nie rozumiem. Ty rozumiesz?
– Nie – odparł Michał. – Może nam pan to wyłożyć? Jak krowie na rowie?
– Co, panowie nie wiedzą, co to znaczy, że momenty były?
Pozgonny mało ducha na miejscu nie wyzionął, a Mogiła wycharczał:
– PORNOS...?!
Nawet nie okazywał niezadowolenia z faktu, że znów mu zawracają tylną część człowieka.
- Chyba raczej sekretarzem?
– Sekretarką – powtórzył brodaty Krawczyk z wyżyn swej wyrzeźbionej cielesności. – Feminatyw to nie anabolik, jądra się od niego nie kurczą.
No która by nie chciała takiego faceta? Wszystkim
się zajmie, wszystko zorganizuje, wszystko objaśni biednemu kurczaczkowi. No, czasem coś między nimi zgrzytnie, ale w jakim związku nigdy nie zgrzyta? Och, jej. I nim się obejrzysz, najpierw przymykasz jedno oczko, żeby nie widzieć tego, potem przymykasz drugie oczko, żeby nie widzieć tamtego, a na koniec możesz się w zasadzie już tylko wypiąć i myśleć o ojczyźnie, bo i tak jesteś dymana po całości.
– Chyba zgubiłem się w metaforze.
Proszę się nie przemieszczać ani nie kontaktować z nikim
z zewnątrz w sprawie zajścia...
– Zejścia – poprawiła Daniela Majewska.
– Zajścia z zejściem – dorzucił Arkadiusz Krawczyk.
Kobieto, tobie gorzej? Przechodzisz na emeryturę, a nie do Krainy Wiecznych Łowów. Ogarnij dupę, bo ci na krzyż pęknie. Pani szanowna.
W jakich była pani stosunkach z denatem? – zapytał, gdy już zebrał się w sobie po
długim milczeniu.
– Przerywanych. Acz profesjonalnych. (...)
– Prosiłbym o rozwinięcie.
– Ustalałam terminy. Puszczałam przelewy. Szykowałam umowy. Czasem szczotki.
Ludzię są z zasady pierdolnięci. Czasem lepiej nie wiedzeć jak bardzo.
(...)PKP uważa, że w obliczu wakacji wszyscy powinni być równi i albo wstawać razem z kurami, albo powstrzymać się od życia zawodowego, i radośnie zawiesza część połączeń.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądało mu to na miejsce krwawej jatki. Ale to samo można by powiedzieć o pierwszym lepszym przedszkolu. Przedszkolaki bywały nieobliczalne, zwłaszcza tuż przed drzemką.
Feminatyw to nie anabolik, jądra się od niego nie kurczą.
(...) miał głos niski i aksamitny, mruczący niczym Barry White wieczorową porą. Aż się w człowieku budziła tęsknota za pościelą, miękkim blaskiem zapalonych świec i aktywnością fizyczną.
(...) ewidentnie urwał się z zupełnie innej bajki niż tamtych dwoje. Takiej o krasnoludkach, które odkryły odżywki białkowe i martwy ciąg.
Wychodził bowiem z założenia, że w przytłaczającej większości przypadków wystarczy uważnie słuchać. Ludzie mają to do siebie (...), że kiepsko słuchają, za to bardzo lubią mówić i zwykle mówią chętniej i więcej, niż powinni. Wystarczy dać im okazję i przestrzeń.
Ze strychu starej kamienicy z godnością zstąpiła Daniela Majewska z aparatem fotograficznym w czułych objęciach. Za nią podążały starszaki, czyli starszy sierżant ze starszym posterunkowym w roli jagniątek pogodzonych ze swym smutnym losem. Pochód zamykał ani chybi duch Izabeli Łęckiej, tyle że skromne sto trzydzieści lat, dwadzieścia kilogramów i trzy warstwy makijażu później.
- Chojnowski nie żyje, a żeby to jego mać... z całym szacunkiem - dodała naprędce.
- Żebyście widzieli, co ten człowiek mi zrobił z książką.
- Było aż tak źle?
- Tak dobrze! Jak mnie kopnął w dupę na rozpęd, to wymyśliłam całą klamrę i jeszcze uchyliłam sobie piękną furtkę do ciągu dalszego! A, co ja się produkuję - machnęła dłonią w rękawiczce - wy i tak nie zrozumiecie. Nie miał co robić, tylko mi umierać w połowie trzeciego konspektu, no żeby go...
Wokół portretu pyszniła się gęsta girlanda ze sztucznego iglaka ułożona w kształt wielkiego koła, w którą wpleciono ledowe światełka w kolorze białym, przez co kompozycja przypominała coś między wieńcem dla zwycięskiej klaczy a zapomnianą przez ludzi i bóstwa świąteczną ozdobą.
Redaktor Chojnowski, choć w pozie swobodnej, na sedesie prezentował się przede wszystkim niezaprzeczalnie sztywno. Przedstawiciele wydawnictwa w osobach zastygłego w drzwiach praktykanta Olafka oraz wyzierającej mu spod pachy Kasi przyglądali się sparagrafowanym zwłokom w głębokim oniemieniu.
- No, jak to mówią - wymamrotała w końcu Kasia - kiedy deadline wejdzie zbyt mocno...