cytaty z książki "Komornik. Arena dłużników #1"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- i chuj - warknąłem sam do siebie i poszedłem się wysrać.
- A mimo to chce pan ich uratować - odezwał się Reggie.
- ...Tak, bo sam fakt bycia bydłem nie oznacza, że można ich bezkarnie szlachtować. Dawajcie, przebierajcie nogami, bo kawał świata przed nami do przejścia.
Mówią, że ból się nie stopniuje. Że nie ma dla mężczyzny większego bólu niż uderzenie w słabiznę. Powiadają też, że kobieta odczuwa przy porodzie ból podobny do tego, jaki musieli czuć Słowianie usiłujący budować swoje państwa z gówna i patyków, zanim na ich ziemie przybyli pierwsi Wikingowie.
Ale jeśli wam to nie przeszkadza, to jako wasz ojciec chrzestny ja wam nadam numerki od razu: ty będziesz Druga, ty Trzeci, a ty Pierwszy. W ten sposób mamy drużynę idealną.
– Bez sensu. – Cat wydęła policzki. – Dlaczego akurat tak?
– Ten mem jest z przyszłości, nie zrozumiesz go, Ojcze Święty.
Na przykład coś w chuj prostego, nie wiem: dostaniecie po pińcet szekli na dziecko. Przecież ludzie są tak, kurwa, bezdennie głupi, że nawet jakby cena oliwy do lampek skoczyła do ośmiu szekli za litr, to można im wmówić, że to wszystko wina Światłodzierżcy siedzącego w Rewersie.
Mówią, że ból się nie stopniuje. Że nie ma dla mężczyzny większego bólu niż uderzenie w słabiznę. Powiadają też, że kobieta odczuwa przy porodzie ból podobny do tego, jaki musieli czuć Słowianie usiłujący budować swoje państwa z gówna i patyków, zanim na ich ziemie przybyli pierwsi Wikingowie.
– Dziękuję wam za słowa wsparcia, kłaniam się nisko po samo piździsko. Skończyliście już swoje pedagogiczne smęty, możemy iść? Bo chciałbym sobie gdzieś w spokoju pokrwawić.
Autentycznie, zapominałem o tym, że nie jestem już – jeszcze?! – Komornikiem. Nawyki, brawura i pewien radosny pochuizm pozostały: no co z tego, że dostanę kulkę? Przecież się zaleczy, wstanę i odjebię ich, rzucając przy tym jakimś srogim punchlinem.
Tak by było. Ale raczej nie będzie. Na pewno nie będzie.
Na razie byłem jednoosobową watahą spierdolenia, zamierzającą bawić się w hardkor ’44 i palić czołgi.
– Żałuj za grzechy, Carter. No już, bij się w piersi i powtarzaj: „ach, żałuję za me złości”...
– Zek, pojebało cię! Kurwa! Czy ty myślisz, że to coś da?!
Odetchnąłem głęboko.
– Carter, powtarzaj za mną: „ach, żałuję za me złości”...
– Ach, żałuję za me złości – zawarczał Carter, ewidentnie przekonany, że siedzi właśnie w transporterze opancerzonym z najprawdziwszym świrem.
– „Jedynie dla Twej miłości”.
– Zek, to głupie... A chuj tam, jedynie dla Twej miłości.
– „Bądź miłościw mnie grzesznemu, dla Ciebie odpuszczam bliźniemu”... Brawo. I dawaj, na drugą nóżkę. Teraz akt, nie wiem, czegośtam: „wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy Jedyny prawdziwy...”.
Powoli złapaliśmy tempo, zgraliśmy się, jak chórek starych bab z pijanym organistą. Przerobiliśmy komplet aktów, powtórzyliśmy sobie przykazanie miłości, sześć prawd wiary, siedem sakramentów, Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo... Potem profilaktycznie sieknęliśmy koronkę do Najświętszego Serca, a na koniec zacząłem uczyć go śpiewać Godzinki.
– Zaawitaj, peeełna łaaa-ski, przeeeślicznaaa światłooo-ści! – darłem się w interkom. – Paa-ani, na pomoc świaaa-taaa...!
– Macie farbę? – zawołałem, kiedy wyłonił się znów.
– Jest na warsztacie, po co ci?
Nie odpowiedziałem, tylko puściłem się cwałem. Wróciłem do naszej terenówki z całą torbą wyładowaną puszkami farby w sprayu, wrzuciłem na tył. Od razu wybrałem jedną w kolorze jasnego brązu, zacząłem mazać po masce samochodu.
– Jan... Paweł... drugi... był... wielkim... człowiekiem... – mruczałem do siebie, pisząc koślawe litery łacińskich zdań.
Nie tylko ja widziałem Apokalipsę po raz drugi. Był też Szemizjaja... Szejamija... Szezajamiasz... No nieważne, był Anioł-socjopata i jego kibolscy siepacze z kółka wzajemnej masturbacji. Ale to przecież nie koniec! Bo skąd niby brały się przepowiednie, skąd brali się prorocy, tacy jak... no, tacy jak ja?!
Nie było go jakiś czas, a potem wyłonił się w zawiązanej na głowie czerwonej chuście i przepasce na oczodół, zrobionej na mój gust z koronkowych damskich stringów.
– Do abordażu, dzielni korsarze! – zawołał radośnie, machając ręką. – Zrabować bydło, zgwałcić bydło i spalić kobiety! Skarb Sinobrodego jest w naszym zasięgu!
Westchnąłem ciężko, nie mając już nawet siły kontestować otaczającej rzeczywistości.
– Daj ten wąż... No daj, mówię!
– Kurwa, daję przecież! Złap i podciągnij, a nie daj...
– No to daj tak, żebym sięgnął! I teraz... O tak, o tak! Dobra, mam go, teraz powoli... Powoli mówię, kurwa mać! Zabić mnie chcesz?!
– Ciężki jest, jak chuj diabła!
– Nie wiem, nie trzymałem, wierzę ci na słowo! I po trochu teraz, jeszcze... Dobra, jest! Jest, mamy to, czekaj umocuję go tylko!
– Chłopcy, pomóc wam? – odezwała się Cat ze szczytu schodów do maszynowni.
– Nie! – odkrzyknęliśmy zgodnym chórem.
No co? Dawaliśmy przecież radę, a niepotrzebne nam było krytyczne, rzeczowe spojrzenie kobiety, która nie daj Boże pokazałaby nam, że można było zrobić to lepiej i prościej.
Wejściu, czy może wyjściu – to naprawdę nieistotne, kiedy funkcjonuje się poza czasem i przestrzenią, będąc obecnym zarazem wszędzie i nigdzie, nigdy i zawsze.
Ja pierdolę, nie macie nawet pojęcia, jakie to jest kurewsko nudne.
– Powoli. – Podniosłem ręce. – Nie jestem może jakimś tam wielkim ekspertem, ale coś wiem, parę książek w życiu przeczytałem na kiblu. Einstein w życiu o niczym takim nie mówił.
– Owszem, mówił. Albert Einstein, największy naukowiec i umysł dwudziestego wieku stwierdził wyraźnie, że ta teoria jest wysoce prawdopodobna. Mówimy o człowieku, który wynalazł reaktor jądrowy, przewidział czarne dziury i loty na Marsa. Nie będziesz chyba dyskutować z Einsteinem, Zek?
Kurwa, nie będę. Nie będę też jej mówił, że Einstein zrobił wiele rzeczy, ale raczej nie wynalazł reaktora jądrowego. Nie będę w ogóle się z nią kłócił, bo kobieta miała ewidentnego pierdolca.
Jebani foliarze, że też wszędzie się wcisną.
...To wszystko wasza wina, bando grzeszników i nicponiów! Mówiłem tyle razy, tyle lat wam tłumaczyłem: nawracajcie się i wierzcie, kurwa mać, w Ewangelię, bo to kiedyś jebnie! I co, pytam się, no i co? No i w końcu jebło! A teraz dziwicie się, łapiecie za te tępe łby i uwierzyć nie możecie! I każdy teraz mądry po szkodzie, przyłazi tutaj i płacze, w piersi się bije, pyta: ojcze Fernando, co teraz będzie? A skąd ja mam, kurwa, wiedzieć co będzie?! Biblię se weźcie i przeczytajcie, to może coś tam znajdziecie... Ech, z wami taka rozmowa, jak z moim butem, ja się do was pruję, a wy ani me, ani be, ani kukuryku. No już, na kolanka i strzelimy sobie jedną krótką.