cytaty z książki "Kochanie, nie okłamuj mnie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dom to nie mury. Dom to kochający cię ludzie. Ludzie, którzy trwają przy twoim boku bez względu na wszystko.
Siedzę nieruchomo pogrążona w ciemności i mroku własnej duszy, który na moment wyrwał się z zamknięcia.
Przeżyliśmy wspólnie wiele pięknych, ale i gorszych chwil. Właściwie tych złych było o wiele więcej. Rozstawaliśmy się i wracaliśmy do siebie. Kochaliśmy się i raniliśmy za każdym razem coraz dotkliwiej. Jednak zawsze walczyliśmy o uczucie, które nas łączy, choć innym wydawało się zupełnie niezrozumiałe. Nasza znajomość przez wielu została skazana na niepowodzenie, ale przetrwaliśmy. Jesteśmy w miejscu, w którym wszystko się zaczęło. W miejscu, w którym wszystko się skończy.
I dopiero teraz możemy zacząć pisać nową historię.
Naszą historię.
Życie pokazało nam, jak potrafi być kruche. Udowodniło, że w ciągu kilku sekund może zupełnie zmienić swój bieg, stając się koszmarem i odwrotnie.
Uśmiecham się na wspomnienie swojej naiwności, która wciąż gdzieś tam we mnie siedzi. Naiwności, dzięki której Motyl stał się moją duszą. To ona pozwoliła mu zawładnąć moim światem i cieszę się, że nie zgubiłam jej całkowicie podczas wszystkich trudnych lekcji, jakie dostałam od życia.
Zamykam oczy i po prostu zasypiam, a moje usta układają się w cztery litery, które wryły się w moje serce jak tatuaż w skórę i po których rany nigdy nie zdążą się zagoić.
Mam miłość. Miłość, której wcale nie szukałam, a która leczy moją duszę za każdym razem, gdy ta tego potrzebuje.
Jego okrutne słowa niczym ostrza sztyletów przebijają na wskroś moje serce. Ten ból jest dosłownie wszędzie. Czuję go od czubków palców u stóp po cebulki włosów na głowie. Rozlewa się po moim ciele, paraliżując mięśnie, wzrastając jak rak, pożerając tkanki. Żywi się mną, a ja nie wiem, jak mam z nim walczyć.
Ta niewielka namiastka jego obecności sprawia, że czuję pewnego rodzaju złudny spokój. Jednak wiem, że to tylko chwilowe. Wiem, że za moment ponownie będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością, która mnie przerasta.
Wyobrażam sobie, że szyba, której właśnie dotykam obiema dłońmi, jest szczelną tarczą, która jest w stanie ochronić mnie przed dosłownie całym złem tego świata.
Chyba ktoś na górze tak sprytnie poukładał nasze drogi, że przypadkiem krzyżują się ze sobą za każdym razem, kiedy jesteśmy gotowi zapomnieć o sobie na dobre.
W tej chwili właśnie tak się czuję. Jakby cały świat obrócił się przeciwko mnie i żadna ludzka istota nie była w stanie zrozumieć mojego bólu, którego przyczyna leży głęboko zakorzeniona w najciemniejszych zakamarkach mojej duszy.
Wyglądam na zrezygnowaną i złamaną. Pozbawioną chęci do wszystkiego, łącznie z życiem, ale nie jest mi z tego powodu specjalnie smutno. Nie odnajduję również żadnych łez, dzięki którym mogłabym wypłakać to, co mnie boli.
Związek z tobą przypomina jazdę rollercoasterem. Potrafisz wznieść mnie na wyżyny szczęścia; pozwalasz poczuć mi prawdziwą nirwanę, tylko po to, by później zniszczyć mnie kłamstwami.
Kolejny raz podziwiam go za cierpliwość, której pokłady zdają mu się nie kończyć. Głos z tyłu głowy podpowiada mi, że uczył się jej bardzo długo, a nauka ta naznaczona była wieloma ranami, po których zostały jedynie złe wspomnienia i blizny. Naprawdę wiele blizn.
Może moja tarcza jest w stanie ochronić mnie przed całym złem tego świata, ale nie przed nim. Odrywam się od ściany, stając pewnie na nogach i napotykam spojrzenie, z którego nawet z tej odległości odczytuję wszystkie malujące się w nim uczucia. Ze wszystkich przeważa jednak wściekłość tak silna, że wycieka niemal każdym porem jego ciała. Ale są też inne, widzę je wyraźnie, ponieważ po raz pierwszy odsłonił się przede mną całkowicie. Widzę miłość, pożądanie, czułość i znowu miłość. Naszą miłość.
Utworzyłam w swojej głowie wyobrażenie o jego ogromnej sile i z każdym kolejnym spotkaniem tylko się w tym utwierdzałam. Wmówiłam sobie, że jest niezniszczalny, że nikt nie jest w stanie równać się z jego potęgą. Tak bardzo się myliłam... Przewrotny los pokazał, że jego życie jest tak samo kruche jak innych, a przez to, kim jest, o wiele bardziej narażone na niebezpieczeństwo.
....niemal widziałam, jak przez szczelinę w mojej rozdartej klatce piersiowej ucieka życie, czyniąc mnie niczym innym jak pustą skorupą. Bo właśnie tym bym się stała, gdyby odszedł.
Możemy znać kogoś całe życie i nie stworzyć z nim żadnej mocniejszej więzi, a czasem dopuszczamy kogoś do siebie tylko na moment, by chwilę później nie wyobrażać sobie bez niego życia.
To chyba ten moment w moim życiu, w którym czuję ulgę, odpuszczając nieustanną walkę o miłość, w której z góry byłam na przegranej pozycji. Wciąż jestem oszołomiona, nie do końca dociera do mnie, że od teraz będę musiała iść sama przez życie, ale obojętność, której teraz jest we mnie w nadmiarze, koi moje pogruhotane serce. Wiem, że ból przyjdzie później, bo nie można przestać kochać z dnia na dzień. To powolny i żmudny proces naznaczony morzem łez. Przejście żałoby po osobie, która wciąż żyje i gdzieś tam chodzi po tej samej planecie, ale nie potrzebuje już ciebie, jest trudne.
Błądzę wzrokiem po jego twarzy, starając się zapamiętać każdy szczegół, choć wiem, że nigdy jej nie zapomnę, ponieważ wryła się głęboko w moją duszę i pozostanie ze mną tak długo, jak długo będę oddychać. Będzie pojawiać się przed moimi oczami, kiedy będę zasypiać i będzie ze mną po tym, jak się obudzę.
Zastanawiam się, dlaczego miłość potrafi tak bardzo zmienić człowieka. To skomplikowane, niezwykle złożone uczucie tak bardzo różni się na wszystkich płaszczyznach życia. Od pierwszych chwil istnienia pragniemy jej, lgnąc do drugiego człowieka, przekonani, że w jego objęciach zastaniemy ukojenie i bezpieczne schronienie.
Miłość uskrzydla, lecz w rękach nieodpowiednich osób podcina nasze skrzydła, przez co niekiedy już nigdy nie uczymy się na nowo latać. Jest długą, nudną nauką o nas samych, naszych słabościach i nieudolnościach, jakie każdy nosi w sobie. Odsłania nasze największe słabe punkty, a my pozwalamy na to, przyglądając się wszystkiemu z boku. Rozpaczliwie pragniemy jej w swoim życiu, zapraszając ją ochoczo. Przymykamy oko na minusy, jakie niesie ze sobą jej obecność. W spokoju patrzymy, jak warstwa po warstwie rozbiera nas ze wstydu, bolących wspomnień, braku wiary w siebie i wydaje się nam, że jednym uśmiechem czy spojrzeniem ukochanej osoby tworzy nas na nowo.
Spotkałam miłość tak silną, że jej płomień parzył mnie boleśnie, lecz przyciągał i wabił swoim pięknem oraz hipnotyzującym karmelowym spojrzeniem. Niejednokrotnie włożyłam rękę w sam jego środek, udając, że nie czuję bólu, który mi sprawia.
W oczach wielu ludzi miłość czyni nas słabszymi, niż jesteśmy w rzeczywistości i myślę, że mają w tym trochę racji. Świadomość, że istnieje osoba, która stanowi centrum naszego wszechświata i kocha nas równie mocno, jest najpiękniejszym uczuciem na świecie. Jednak pozostaje ten dziwny lęk, momentami tak silny, że paraliżuje nasz każdy nerw. Lęk o życie i bezpieczeństwo tej drugiej osoby; lęk o to, że pewnego dnia ten ktoś zniknie, a wtedy nasz wszechświat po prostu przestanie istnieć.
Wraz ze łzami wylewam całą swoją miłość, wszystkie najpiękniejsze wspomnienia, których już nie chcę, a które będą mnie dręczyć do końca moich dni.
Myślałam, że prawdziwy strach jest lodowaty; że przychodzi znienacka i mrozi krew w żyłach, zatrzymując bicie serca. Tymczasem on parzy dotkliwiej niż uczucie...