cytaty z książki "These Violent Delights. Gwałtowne pasje"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Może nie istniała prawda. Może nie było niczego tak prostego jak jedna prawda.
Astra inclinat - [...] - sed non obligant.
"Gwiazdy nas kierują, ale nie przymuszają".
Można walczyć nieczysto, ale należy walczyć odważnie. Nie należy walczyć z tymi, którzy nie rozumieją, na czym polega walka.
- Ja nie nienawidzę Białych Kwiatów -(…) - Nienawidzę tych, którzy krzywdzą moich bliskich. Najczęściej okazuje się, że są to Białe Kwiaty. Ale to różnica.
- Zostaw mnie - jęknął w odpowiedzi.
- Jakim cudem jesteś w takim stanie? - zapytała Juliette z niedowierzaniem. - Myślałam, że jesteś Rosjaninem.
- Jestem Rosjaninem, nie alkoholikiem.
Nadzieja była najbardziej złowrogą ze wszystkich istniejących rzeczy, czymś, co rozkwitało w puszce Pandory pomiędzy nieszczęściem, chorobami a smutkiem. Co mogłoby przetrwać wśród takich niebezpieczeństw, gdyby samo nie było równie groźne?
Chciałaby wypełnić pustkę w swoim sercu garściami żyznej ziemi, żeby coś dobrego mogło zapuścić korzenie i rozkwitnąć.
Wojna zabiera, rani i zabija, a ja mimo to nie potrafiłem przestać cię kochać nawet wtedy, gdy byłem pewien, że cię nienawidziłem.
Lojalność gra nieczysto, a przy tym jest kapryśna i wiecznie zmienna.
Właśnie dlatego nie powinniśmy kochać mocniej, niż to konieczne. Kiedyś po każdego przychodzi śmierć...
- Nawet się nie przestraszyłaś - szepnął Roma załamującym się tonem. - Wiesz dlaczego? Ponieważ wiedziałaś że nie mogę pchnąć tego noża. [...]
- Skoro wiesz, że się nie boję, to dlaczego wyjąłeś nóż? - zapytała Juliette.
- Gdyż właśnie dlatego... - Roma zacisnął powieki. Łzy. Łzy spływały mu po twarzy. - Dlatego moja zdrada była taka okropna. Ponieważ wierzyłaś, że nie mogę cię skrzywdzić, a ja to zrobiłem.
Żadne z nich nie chciało przyznać, że tego pragnie. Żadne z nich nie chciało przyznać, że to już się wydarzyło, że to po prostu powtórka z przeszłości.
Ulegli jednocześnie.
Problem z nienawiścią polega na tym, że nawet kiedy osłabną pierwotne emocje, pozostają odruchy. Zaciśnięte pięści, gorąco w żyłach, rozmywające się widzenie i przyspieszony puls.
- Na ile było to oszukiwanie?
Juliette odwróciła wzrok.
- Czy to naprawdę odpowiedni moment, żeby bronić swojego towarzysza niedoli?
- Jestem nieboszczykiem, skarbie. Co ci szkodzi odpowiedzieć na moje pytanie?
Mogło to zaszkodzić jedynie jej godności.
- Nic nie było oszukiwaniem, Marshallu Seo.
- Czy wyobrażałeś sobie kiedyś, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś nosił inne nazwisko?
- Cały czas. A Ty nie?
Juliette musiała się zastanowić.
- Tylko czasami. Wtedy myślę o tym wszystkim, co bym straciła. Czym bym była, gdybym nie należała do rodziny Cai?
Roma podparł się na łokciu.
- Mogłabyś należeń do rodziny Montagowów. [...] A może moglibyśmy wymazać oba nasze nazwiska i zapomnieć o tych idiotycznych rodzinach Cai i Montagow.
Nieważne, za jak okrutną się uważasz, całe serce oddałaś swoim ludziom. Właśnie dlatego go zastrzeliłaś. Właśnie dlatego zaryzykowałaś. Nie dlatego, że jesteś bezlitosna. Dlatego, że masz nadzieję.
Problem z nienawiścią polega na tym, że nawet kiedy osłabną pierwotne emocje, pozostają odruchy. Zaciśnięte pięści, gorąco w żyłach, rozmywające się widzenie i przyspieszony puls. Juliette nie miała żadnej kontroli nad tym, co mogło zrodzić się z tych odruchów.
Na przykład tęsknota.
- Zawrzyjmy rozejm - mruknęła tuż przy jego wargach. Powinni przestać. Nie mogła jednak. - Zadręczasz mnie.
- Nie toczymy ze sobą wojny - odparł cicho Roma. - Dlaczego mielibyśmy potrzebować rozejmu?
Tak bardzo go nienawidziła. Najbardziej za to, że miał rację. I za to, że wywołuje w niej taką reakcję. A ponad wszystko nienawidziła Romy za to, że musiała go nienawidzić. Gdyby było inaczej, nienawiść powróciłaby prosto do niej, a wtedy mogłaby nienawidzić tylko własnej słabej woli.
- Ma dobre serce - stwierdziła Rosalind.
- Daj jej spokój - odparła Juliette. - Zbyt wiele dobrych serc codziennie lodowacieje.
- Naprawdę? - zapytała przez szklane drzwi. - Wspiąłeś się na balkon mojego domu? Nie mogłeś po prostu rzucać kamykami?
Roma spojrzał na ogród poniżej.
- Nie macie tam żadnych kamyków.
Dawno temu Roma powiedział Juliette, że jej wściekłość przypomina zimny brylant. Była czymś, co Juliette mogła dać innym ludziom, aby zalśniło na ich skórze bogactwem i pięknem, zanim, zbyt późno, uświadomią sobie, że ten brylant potnie ich na kawałki.
- W obecnych czasach, Juliette - odezwał się cicho i ostrożnie - najbardziej niebezpieczni są wpływowi biali, którzy poczuli się urażeni.
Ta cząstka - ta, która marzyła o lepszym świecie, kochała bez cienia ostrożności - powinna była już dawno umrzeć.
Podobnie jak potwory powinny być tylko częścią baśni. Podobnie jak to miasto, migotliwe, nowoczesne i pełne technologii, powinno być bezpieczne od szaleństwa.
Nawet jeśli nienawidził przemocy, przemoc zawsze go znajdowała, a on musiał się jej oddać lub zostać zmieciony.
Zniszczyłeś mnie, a teraz mnie całujesz. Dałeś mi powód, żebym cię nienawidziła, a teraz dajesz mi powód, żebym cię pragnęła. Co jest kłamstwem, a co prawdą? To podstęp czy naprawdę coś do mnie czujesz?
Czy linia dzieląca wroga od przyjaciela była pozioma, czy pionowa? A może nie była linią, tylko ogromną równiną, przez którą trzeba było wędrować, lub wysoką, bardzo wysoką ścianą - na którą trzeba się wspiąć lub którą da się przewrócić jednym silnym kopniakiem?
Tym właśnie był Szanghaj. Balem na końcu świata.
Przez całe miesiące flirtowali, udawali i stąpali po cienkiej linii dzielącej wroga od przyjaciela. Oboje wiedzieli, kim jest to drugie, jednak żadne się do tego nie przyznawało. Oboje starali się coś an tej znajomości zyskać, lecz nie zachowali ostrożności, nieświadomie wpadli zbyt głęboko.
- Teraz może porozmawiamy jak cywilizowani ludzie. [...]
- Cywilizowani? - powtórzył Roma. Miał lekko ochrypły głos. - Trzymasz mi nóż na gardle.
- Ty trzymałeś mi pistolet na plecach.