cytaty z książki "Dziennik hipopotama"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie wierzę nie tylko, że Polacy są społeczeństwem, ale nie wierzę już nawet w to, że są narodem - są wyłącznie ludem.
Im gorzej w służbie zdrowia i edukacji, tym większe wzmożenie budowania nowych muzeów i kościołów. Im gorzej z czytelnictwem, im szybciej kretynieje naród, a przyszłość jawi się w niebezpiecznych kształtach – tym więcej hołubienia przeszłości, tym głośniejsze o dawnej chwale i męczeństwie perory. Im ziemskie życie silniej dojmujące, tym głośniejsze zawodzenia z ambon o konieczności powrotu do wartości duchowych. Budować muzea, świątynie, kaplice, stawiać pomniki, ustanawiać nowe święta narodowe – oto pomysły władzy na walkę z wyzwaniami przyszłości. Zamknąć się w kruchcie oraz izbie pamięci i tam czekać na ostateczną klęskę.
Dopóki nie zobaczę, jak procesje obnażonych księży biczowników idą ulicami, szarpiąc sobie plecy kolcami pokutnych pejczy, wszelka rozmowa nie ma sensu.
Tak też właśnie Polskę postrzegam, Polskę dzisiejszą, Polskę wygrażającą wszystkim wkoło, sąsiadom, Europie, światu.
Dziś rocznica kapitulacji Powstania Warszawskiego. Świętowana z należytym zadęciem i bez większej refleksji. Jakie były korzyści z powstania? Żadne. Jakie straty? Zniszczone całe miasto, dwieście tysięcy zabitych cywilów, dziesięć tysięcy powstańców przy niemiecki stratach dziesięciokrotnie mniejszych. Na jednego zabitego Niemca - dziesięciu zabitych warszawiaków. Polityczne zyski? Mniej niż zero. Sława na świecie? Niemal żadna. Zyski reklamowe dla sprawy polskiej? Śmieszne. Jeśli ktoś pomógł Rosjanom zaprowadzić komunistyczne porządki w Polsce, to także ci, którzy zadecydowali o wybuchu powstania.
Wojny prowadzi się nie dla honoru, ale dla korzyści. Owszem, mówi się o honorze, macha sztandarami, wygłasza płomienne przemowy, ale każdy rozsądny wódz myśli o korzyściach, jakie może on sam i jego kraj osiągnąć. Dowódcy powstania, jeśli nawet myśleli o korzyściach - przejęcie kontroli nad miastem przed nadejściem Sowietów - to byli naiwnymi idiotami.
To najzwyczajniej nie działa, choć działało kiedyś, albowiem książki mają swój czas nie jako książki, ale jako etap rozwoju intelektualnego i emocjonalnego czytelnika.
Nie odpuszczać! Oto jedyna zasada, jaka powinna kierować każdym, kto się ze sztuką zmaga - aktorem, pisarzem, muzykiem. Nie odpuszczać, trwać i walczyć, z materią, z bylejakością, z chałturą i z „jakoś to będzie”. Trwać, by móc na łożu śmierci w ostatnim tchnieniu powiedzieć: Trwałem i walczyłem!
Jeśli jest miejsce w Polsce, które tak nisko spadło z pozycji legendy, miasta nawiedzanego, i zasiedlanego przez artystów, pisarzy - Witkacy i Żeromski, Makuszyński i Kasprowicz, Młoda Polska i międzywojnie - to nie ma bardziej upadłego niż ta straszliwa stolica Tatr.
Książek jest za dużo, z czego 9/10 to chłam którego żadna straż pożarna nie dałaby rady spalić.
Nigdy nie umiera się za Polskę, nie pada na placu boju za ojczyznę, bo to są byty teoretyczne. Zawsze ginie się za głupotę rządzących, za ograniczenie umysłowe przywódców państwa. Tak jak w czasie wojny dziadkowie, a może pradziadkowie (...) ginęli nie za wolną Polskę, ale za tępotę ministra Becka, za tchórzostwo i tromtadrację Rydza-Śmigłego, za biedę, indolencję i egotyzm Rzeczypospolitej. Tak samo ci czterej może za kilka, kilkanaście lat będą ginąć za arogancję obecnej władzy, za imbecylizm przedstawicieli tak zwanej klasy politycznej, za brak wyobraźni podbudowany retoryką godnościową.
Stało się tak, że każdy manifestujący religijność Polak wydaje mi się przepełnionym nienawiścią i uprzedzeniami fundamentalistą. Nie jest to moja wina- to wina Kościoła, bo robił wszystko, by jego wierni zaczęli być kojarzeni z zabobonem, nietolerancją, czarnosecinnością, myśleniem pogromowym.
Czytelnicy chcą fabuł nie wątłych , ale galopujących, pełnych zwrotów akcji, choćby niedorzecznych. Pożądają niewiarygodnych fabuł, które uwolnią ich z oków samodzielnego myślenia. Nie chcą poświęcać czasu na własną interpretację, ale łakną, by autor za nich zdecydował, w którą iść mają stronę.
To pozorny paradoks - tracić czas na ogladanie seriali, a zarazem uważać, że w ten sposób ratuje się przed uciekającym czasem.
W filmach Vegi nie ma żadnych postaci pozytywnych, a świat ukazany jest jako walka zła ze złem, zwalczanym przez jeszcze większe zło, wszystko jest brutalne, chamskie, prostackie. Po 3 miliony widzów meldują się na każdym prostackim filmie Vegi, czy też dwugodzinnym chaotycznym teledysku o kurewstwie, złodziejstwie i przemocy.Vega zrozumiał polskie społeczeństwo, żyjące w przekonaniu, że wszystko, co mu się nie udało, jest wynikiem działalności złodziei.
Osobiście rozpaczam, że w Polsce w zlotym wieku XVI zwyciężyła kontrreformacja, Polska nie jest dziś krajem luterańskim bądź kalwinskim.
Jak sobie Polacy stworzą własnego Boga, a nie czcić będą zapożyczonego, napiszą Stary Testament, stworzą własny dekalog i odpowiednią ilość przykazań i zakazów, doświadczą prawdziwych prześladowań, będą się błąkać po pustyni lat czterdzieści, przejdą przez Morze Czerwone i ten Bóg przez nich stworzony do nich osobiście się zwróci, to wtedy będą mogli mówić, że są narodem wybranym.
Nie jest prawdą, że istnieje jakaś rzekoma pogarda elity dla ludu, to lud lekceważy elitę, a przynajmniej czuje do niej nieufność. To nie tyle niechęć do wykształconych, do artystów, ale lekceważenie ich osiągnięć, albowiem istotą życia ludu jest trwanie w oderwaniu od perspektywy dłuższej niż życie ludzkie.
Nieznośne jest to gadanie, że lepiej, by ludzie czytali Lipińską i Mroza, niż nic nie czytali - otóż lepiej, żeby nic nie czytali.
Ktoś puszczający głośno przy otwartych oknach przeboje discopolowe nie będzie ofiarą prześladowań sąsiedzkich, nie tylko dlatego, że pewnie fan disco polo może dać w mordę, jak mu się grzecznie zwróci uwagę, ale też dlatego, że jest to akceptowalne. Paździerz ma większe prawo do istnienia.
Dlaczego tak jest, że czytelnictwo wciąż po dnie szoruje, kraj po prawdzie analfabetów, nikt nie czyta książek, a zarazem produkcyjniaki sensacyjne, kryminalne, erotyczne sprzedają się szaleńczo, są autorzy, którzy po kilka milionów egzemplarzy opchnęli? (...) Jasna sprawa, że proza użytkowa, rozrywkowa, jednorazowa, koślawa literacko, jałowa znaczeniowo, żadna jakościowo zawsze wiele znaczyła, ale dzisiaj niemal tylko taka znajduje admiratorów, z małymi wyjątkami. Niebywała degrengolada gustu czytelniczego nastąpiła, co zawsze jest objawem poważniejszej choroby społeczeństwa. Kapitalizm się w Polsce przyjął, ale za to mieszczaństwo nie chwyciło.To mieszczaństwo, które czyta, myśli, analizuje, to mieszczaństwo admirowane przez Manna czy Maraia, nawet jeśli ograniczone swymi uprzedzeniami, kabotynizmem i przyziemnością, to jednak posiadające aspiracje kulturalne.
Tymczasem biskupi zaapelowali o sto dni trzeźwości dla uczczenia stu lat niepodległości. To jest moment, kiedy mam nieprzepartą chęć natychmiast się urżnąć w trupa.
To wiara czysto obrzędowa, płytka jak kałuża, za to wrzaskliwa i agresywna. Bo jest emanacją nie potrzeb duchowych, ale braku poczucia bezpieczeństwa, pragnieniem plemiennej wspólnoty, wyrazem frustracji i przykrywką dla nienawiści, oportunizmu i tchórzostwa. Katolicyzm jest tu tylko sztafażem, cienką warstwą lakieru na brudnym, zardzewiałym wraku tożsamości.
Polacy tak naprawdę nie znoszą Zachodu za to, że jest Zachodem, a nie Wschodem, że nie jest słowiańskim wariactwem. Polakom bliżej do Rosji, tyle że nie mogą się do tego przyznać.(...) Ksenofobia polska ma swoje źródła w głębokim zruszczeniu. Och, gdybyż Rosja była przynajmniej katolicka! Wtedy moglibyśmy ją kochać otwarcie.
Gdybym chciał napaść na Polskę, to uczyniłbym to właśnie 15 sierpnia koło południa, gdy wszystko, co jeszcze jest w stanie jeździć, przewala się przez Aleje Ujazdowskie/Wisłostradę.
To nie wolność jest umiłowanym stanem Polaków, ale chaos i anarchia. W pętach wolności Polak nie jest w stanie wytrzymać, ponieważ wolnością dla niego jest wyłącznie jego własna, osobista, warcholska władza. Polacy są antypaństwowi, co wcale nie znaczy, że są antyrządowi. (...) Oni są przeciw instytucji państwa.
Papież żonaty i dzieciaty byłby prawdziwym uosobieniem chrześcijańskiej miłości i troski o rodzinę, która ponoć tak bardzo leży Kościołowi na sercu.
Wolność po polsku oznacza wolność od rozumu, od sztuki, od literatury, od refleksji. Wolność oznacza jedzenie, picie i popuszczanie pasa, albowiem żyjemy w nieustających czasach saskich i jedynie upadek państwa oraz utrata państwowości jest w stanie zmobilizować gnuśny intelektualnie naród do jakiegokolwiek ruchu mózgiem.
Pęd recenzentów i recenzentek do robienia cunnilingus autorkom nieudacznym kryminałów, wyścig do czynienia fellatio autorom niedorzecznych produktów sensacyjnych oraz sprawiania anilingus tym, którzy rodzą fałszywki prawdziwej prozy, przybiera na sile.
Zarówno prawicowi, jak i lewicowi publicyści są nade wszystko narcyzami, a z każdego niemal ich tekstu aż zionie wręcz samozadowoleniem i autoerotycznym sapaniem.
Dawało się zauważyć, jak to miasto osuwa się w bazarową taniość, jak dziadzieje, jak wraca jego bylejakość, tandetność – na Nowym Świecie słychać było disco polo, a prostackie dziewuchy w odpustowych i tanio seksownych ubraniach bluzgały bez wstydu, wiedzione swym dresiarskim instynktem. W knajpkach picie wódki i zbiorowe ryki, bez stylu, a raczej ze stylem remizowym.