cytaty z książki "Halt. Zapiski z domu trzeźwienia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Chcę czuć głód alkoholowy, chcę, żeby chciało mi się pić, żeby mnie ciągnęło, szarpało, darło do chlania, tylko w ten sposób może uda mi się dziś nie napić. Proszę Cię, Boże, jakkolwiek Cię rozumiem, ześlij na mnie łaskę świadomego przeżywania głodu alkoholowego, żebym o nim nigdy nie zapomniał. Ten jeden raz pozwól mi wobec Ciebie powtórzyć słowo "nigdy". Spraw, bym nigdy nie zapomniał, jak trudno jest przestać pić, i by to "nigdy" nigdy nie pozwoliło mi zacząć pić od nowa.
Spraw, bym nigdy nie zapomniał, jak trudno jest przestać pić i, by to ‘nigdy’, nigdy nie pozwoliło mi zacząć pić od nowa.
To się chyba właśnie tak odbyło z tym piciem. Teraz się zastanawiam, czy ja swojego alkoholizmu sama nie wymyśliłam. Trochę jak aktorka, która chce zostać gwiazdą, zagrać rolę życia, napisaną specjalnie dla niej, ale nikt dla niej nie pisze, bo jest słaba, brzydka, charakterystyczna, więc postanawia zostać scenarzystką, aktorką i reżyserką swojej życiowej roli w jednym. Przebiera się za tę drugą - młodą, atrakcyjną i błyskotliwą, przez wszystkich podziwianą, aż w końcu zabawa w pozory zaczyna przynosić prawdziwe konsekwencje. Aktorka budzi się z ręką w nocniku i nie wie, czy to ona, czy ta wymyślona. I teraz musi to odkręcić, zmyć makijaż, opowiedzieć prawdziwą wersję. Nie, nie ludziom, sobie musi samą siebie wytłumaczyć, bo już wszystko, co było prawdziwe, i co o sobie wiedziała, zapomniała albo wymieniła na kłamstwo.
Są bowiem słowa-lekarstwa i słowa-trucizny. Słowa, których dźwięk jest jak szum łąki wokół dziecinnych rozmyślań. Są słowa jak kwiaty spadające pod stopy, jak kadzidlane obłoki i jak pobrzękujące dzwonki w rękach siedmiolatków na czele sennej, bożociałowej procesji.
Są słowa ciężkie jak przepocona kołdra, w której utulić można tylko chore ciało. Są słowa jak drut kolczasty, jak gryzące dymy i słowa jak klekot upuszczanych ze zmęczenia cegieł.
Są słowa jak "mama", "dom" i "paciorek", są słowa jak "brud", "krew" i "koniec".
Są słowa jak węże: "strych i strach", "pycha i pycha", "woda i wóda".
Niech ta tkanina alkoholowej opowieści, ten wielki zawomitowany i zmięty dywan fabuł, te haftowane wódką monologi śmierdzą nam zawsze przestrogą trzewi wołających każdej bezsennej i samotnej nocy. Chcę czuć głód alkoholowy, chcę, żeby chciało mi się pić, żeby mnie ciągnęło, szarpało, darło do chlania, tylko w ten sposób może uda mi się dzisiaj nie napić.
Planowanie schematu trzeźwienia rojone w zalanym spirytusem mózgu jest jak wiara w to, że utopiony w słoju formaliny embrion przepoczwarzy się w żywy organizm, zacznie wierzgać nogami i czerpać z roztworu niezbędne do życia soki.
Stałem się "Mrocznym rycerzem" jarzeniowej nocy, więźniem białego światła energooszczędnego ledu i niebieskiej poświaty komputerowego monitora. Nie był to mój wybór, a przeznaczenie.
Niepijący alkoholik to wybryk natury i kaleki paradoks - czytelnik - analfabeta, święty heretyk, pieprzony "pornoimpotent".
Alkoholizm to predyspozycja. Uśpiona i czekająca na przebudzenie potencjalność ludzi o specyficznej osobowości. Czuła struna duszy, która raz poruszona, rezonuje w pudle ziemskiej, cielesnej powłoki funeralnym c-moll.
Alkoholizm to brawura. Nieprzewidziana mutacja cierpliwie hodowanej rośliny, przekarmiony i zbyt długo żyjący knur, popis emerytowanego rajdowca, salto mortale kulawego akrobaty, hiperpijaństwo ad absurdum.
Alkoholizm to praca na pełny etat, całodobowy dyżur i nocna zmiana.
Alkoholizm to wypracowanie - wstęp, rozwinięcie i zakończenie.
Alkoholizm to przeznaczenie.
Choroba alkoholowa to dolegliwość, w przebiegu której nie uświadcza się fazy remisji, a stopień uzależnienia nie słabnie. Innymi słowy, nie sposób raz wszedłszy w fazę ostrzegawczą, wycofać się do towarzyskiej. Nie da się, zakosztowawszy fazy krytycznej, powrócić do poprzedniego stadium. Abstynencja to tylko zawieszenie rozwoju choroby i nie powoduje jej "wycofywania się". Ona, raz zająwszy swoją pozycję, pozostaje dokładnie w tym samym miejscu drogi, w którym zdecydowaliśmy się ją zatrzymać, a uruchomiona ponownie każdego z nas doprowadzić do swojego kresu.
...w Anglii też piłem, jakoś mi z tym widać do twarzy zawsze było...
...człowiek zalkoholizowany (homo alcoholicus) - zniewolony przez tego samego oprawcę, cierpiący na syndrom sztokholmski miłośnik swojego kata.
Jesteśmy zdobywcami, mistycznymi poszukiwaczami Świętego Graala , pełnego krwi Alkochrystusa. Zrealizowanie tej misji zdeterminuje całe nasze życie, wobec niej wszystkie pozostałe aktywności wydadzą się rojeniami istot tkwiących w iluzji.
Alkoholizmu nie leczy się psychoanalizą, ale behawioryzmem. Oducz się starej i naucz nowej ścieżki postępowania.
Utracone szczęście jest gorsze niż niezaznane nigdy.
Jak poniżającym uczuciem jest bezradność, wie najlepiej upokorzone dziecko postawione przed obliczem nieodwołalnej konieczności.
Doświadczanie świata to smutne powroty - ponowny angaż na piracką łajbę i książki na powrót ukryte, powrót na nudne, ogrodowe łoże utkane z lepkich pajęczyn niespełnionych marzeń.
Znalazłem spokój domu - ogrodu, uciekłem z pirackiej łajby chaosu i wrzasku, i ból przemieniłem w niepamięć usilną, i słabość przekłułem w rzeki żył na ramionach, by trzymały mnie z dala od morza ciemności. I mnie ten spokój i jeszcze go więcej uśpiły, i morze się ze mnie wylać musiało, więc wypłynąłem na nie ponownie, by sprawdzać i grzeszyć, ból światu i sobie zadawać. I miałem w uszach wołania indiańskie bez znaczeń, a w lędźwiach wulkan pożądań zgaszony, i łzy miałem w oczach, bo grzech niesie troskę.
Chory sypiałem, by nie pić. Uleczony sypiam, by pić, a na białej karcie bezsennej nocy odciskam wciąż ten sam, czarny charakter pisma.
Ekshibicjonistami nie jesteśmy oczywiście na pierwszej stacji naszej wódczanej krucjaty. Na tym etapie ukrywamy wstydliwą słabość nie tylko przed najbliższymi, ale też przed sobą samymi. Z początku nieudolni w tworzeniu iluzji, szybko stajemy się terminatorami, a później mistrzami. Dojrzały alkoholik to specjalista od kamuflażu i aranżacji sceny. Ileż talentów stworzyła, wykorzystała i zmarnowała choroba alkoholowa! Niektórzy z nas mogliby z pewnością przyjąć angaż przy charakteryzacji Johnny'ego Deppa w Alicji w Krainie Czarów albo stworzyć scenariusz do następnej części Jamesa Bonda.
Mnie wystarcza stwierdzenie, że świat to czas i miejsce, słowo i człowiek w drodze.
Alkoholik, pijąc, ucieka przed zagrożeniem, buduje mur i odgradza się od ludzi. Uzbrojony w "wyciszoną" świadomość, spowitą mgłą mamroczących niedomówień i owinięty etylowym aromatem, zamglonymi oczyma widza spogląda na pozbawione konturów widowisko pod tytułem "świat zewnętrzny".
Niczym samotni kolarze na trasie wielkiego Tour de Alcohol, jedziemy czas jakiś ramię w ramię i skupieni na swoim zadaniu nie dostrzegamy piękna otaczającego krajobrazu zarezerwowanego dla kibiców. Zostawiamy za sobą lasy obietnic, chmury gróźb i rwące potoki skarg, pedałujemy po kole własnego kołowrotu wprost do mety, na której przywita nas milczący aplauz skamieniałych przodków i brzęk upadających na barowy blat monet rzucanych na poczet kolejnego okrążenia.
"Jeszcze po jednym".