cytaty z książki "Toy Wars"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Co to jest, żołnierzu?!
- No... stanik.
- Co on robił na sznurku w umywalni?
- Jezu... Zachowywał się nieregulaminowo?
- O Matko Boska!
- No, nie. Najpierw nazwałaś mnie Jezusem, a teraz zmieniłaś mi płeć i jestem już tylko jakąś tam Matką Boską. Zdecyduj się.
- Boże, Boże, Boże...
- O, znowu awansowałem.
- Jak to: nie wystrzelił? Stańcie tak, żeby głowami pozasłaniać kamery.
Kiedy spełnili rozkaz, Dante złapał dłoń denata, ścisnął w niej broń i oddał strzał.
- No i jak? Nie strzelał? - spytał uprzejmie. - Strzelał, skurwysyn. Chciał nas pozabijać. Dyplomatów. I tak będziecie zeznawać w razie czego. A to, że strzelał pośmiertnie, to się pominie.
Jeśli łaska... Jeśli mogę was uprzejmie prosić o ruszenie dupska!!
Ich życie to po prostu jakiś błąd statystyczny, pomyłka mamusi.
- Ale nie mamy szans – Zamyśliła się na chwilę. – A w cholerę! W Alamo też nie mieli. Wszyscy zginęli. W wąwozie termopilskim trzystu Spartan broniło się przed całą armią. Wszyscy zginęli...
- A pod Westerplatte trzymali się przez cały tydzień i prawie nikt nie zginął. Też przeciwko całej armii. Kwestia użycia rozumu”.
- Tally-Ho - krzyknęła. - Pisz konstytucję.
- Co pisać?!
- Ustawę zasadniczą monarchii konstytucyjnej.
- Dlaczego ja?
- Bo jeśli każę to zrobić Hot Dogowi, to tam będzie stało tak: "Obowiązki obywatela. Punkt pierwszy. Każda kobieta ma dać każdemu mężczyźnie, jeśli ten zażąda!". Pisz!
Wyjęła papierosa, przypaliła i pierwsza wkroczyła do mrocznego wnętrza. Zaciągnęła się głęboko.
- Tu nie wolno palić.
- Jak nie? A ten dym to skąd?
- To kadzidło, proszę pani.
- Aha. Posłusznie zakiepowała w takiej dziwnej wodnej popielniczce przymocowanej do ściany przy wejściu. - Zaraz - mruknęła zdziwiona. - Nie wolno palić, a są popielniczki?
- To woda święcona, proszę pani.
- Aha. - Kiwnęła głową z uznaniem. - To mój pet też jest teraz święty? Taki wotum, co? - Pełna dumy dowiodła, że znajomość kościelnych zwyczajów nie jest jej tak do końca obca.
Jak rozmawiali z Urbanowiczem w krzakach podczas akcji w Afryce, to nikt nie miał pojęcia czy umawiają się na drinka wieczorem, czy chcą rąbnąć bombę atomową.
- Odwalcie się! - To była LeMoy. Stała w korytarzu, lecz nie miała żadnej broni w rękach.
- Daj mi chodź jeden powód, żeby nie przelecieć tej pindy! - warknął wyższy z najemników.
- Służę - LeMoy uśmiechnęła się lekko. - Ta pinda ma w dłoni ceramiczny granat.
Usłyszała kilka słów przez megafon. Drgnęła zaskoczona. To nie był białoruski – śpiewny, miękki język poetów i pieśniarzy. Słowa brzmiały twardo, szeleszcząco, ostro. Język wojowników. Mowa urodzonych żołnierzy. Instynktownie czuła, że kiepsko się pisało poezje w tym języku. Za to łatwo wydawało rozkazy do ataku. Facet przy megafonie przeszedł na poprawny, choć szkolny angielski.
–Czy jest pani zupełnie pewna, że chce uciec z Polski na Białoruś?