cytaty z książki "Stróż krokodyla"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludzie pomagają wyłącznie wtedy, kiedy ich to nic nie kosztuje. Ratują cię, kiedy tego wcale nie potrzebujesz.
Czasem nie dostrzegamy tego, co jest najbliżej nas. Bo tak bardzo pragniemy czegoś innego.
Pisanie kryminału przypomina plecenie warkocza z pajęczyny:tysiące nitek lepią się do palców i rwą,jeśli nie jest się dostatecznie skupionym.
Gdy stajemy się jednością z drugim człowiekiem, to kiedy on odchodzi, zostaje tylko połowa nas.
Kiedy dostatecznie długo patrzymy w przepaść, to przepaść zaczyna patrzeć w głąb nas.
Ludzie, którzy noszą w sobie smutek czy tajemnice, są ciekawsi od tych normalnych, harmonijnych.
Dziecinne dusze mogą wpaść na pomysł, żeby spytać siebie, co zrobiłyby, gdyby wiedziały, że jutro umrą. Zdobyłyby szczyt górski, wypiły ogromną butelkę cristala, znalazły pustą plażę i całowałyby się tam ze swoim ukochanym aż do utraty tchu. Gdyby ona wiedziała, że nie dożyje jutra, pewnie zdecydowałaby się pójść do biblioteki.
Kiedy zaczęła chodzić do szkoły, w orszaku św. Łucji szły zawsze dzieci z piątej klasy. Stała przyklejona do ściany z mandarynką w dłoni i patrzyła na świece i przechodzące obok niej anioły. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie jej kolej. Ale kiedy trafiła do piątej klasy, zmienił się dyrektor i odtąd to uczniowie czwartej klasy mieli iść w orszaku. Nagle była za duża. Zawsze albo przed wszystkimi, albo idąca gdzieś z tyłu, nigdy nie tam, gdzie trzeba.
Nie może się doczekać, kiedy w końcu znajdzie swoje miejsce w życiu, nie poza nim. Ten czas musi w końcu nadejść.
Powieki pociągnęła świeżą warstwą błękitu, wyglądała jak po dobrym seksie, dobrym jedzeniu i ośmiu godzinach niczym niezakłóconego snu.
Miał pewien instynkt artystyczny, ale nigdy nie traktował sztuki serio, więc się nie rozwijał. Człowiek nie staje się artystą przycinając żywopłoty.
(Opiekun, stróż krokodyla) Kupuje moje dzieła. Pomaga nawiązywać kontakty. A ja w zamian bywam na jego przyjęciach, chodzę z nim na polowania. Opromieniam go swoim blaskiem.
Ciągłe bieganie po schodach, zapach ich włosów i beztroskie uśmiechy budziły wspomnienia letnich nocy nad kanałem i namiętnych pocałunków. Tego, co już należało do przeszłości albo w ogóle się nie wydarzyło, bo człowiek czekał na jutro i za późno orientował się, że życie zaczęło już zmierzać ku końcowi.
Nie potrafi skleić pięciu zdań, żeby nie były banalne.
Płomień zamigotał, po chwili w pokoju zapaliła się lampa. I wtedy ją zobaczył. [...] Za nią szedł John z tacą, na której stały kieliszki i butelka. Rozmawiali ożywieni, ona wkładała naczynia do zmywarki, on stał, trzymając w rękach tacę. Był spokojny, tylko wyraz twarzy mu się zmieniał. Nagle Anna odchyliła głowę i roześmiała się radośnie, pewnie z czegoś, co przed chwilą powiedział. Po chwili dołączył do niej z pewną wstrzemięźliwością, jak na autora dowcipu przystało. Anna wytarła oczy i dalej się śmiała, wyglądała niczym mała dziewczynka.
Jej śmiech był szczery. John odstawił tacę, dotknął jej karku, po czym zgasił światło i zniknął. Patrzyła za nim, uśmiechając się. To spojrzenie! Jeppe dobrze je znał. Kiedyś pewna kobieta też tak na niego patrzyła. Anna przeszła przez kuchnię, kierując się w stronę okna, w jego stronę i palącej się na parapecie świeczki. Zobaczył, jak ściągnęła usta, a potem jej twarz rozświetlił płomień. Twarz anioła! Zdmuchnęła świeczkę i zniknęła.