cytaty z książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Napisać taką książkę o wojnie, żeby niedobrze się robiło na samą myśl o niej, żeby sama myśl była wstrętna. Szalona. Żeby nawet generałom zrobiło się niedobrze.
Nie można mieć jednego serca do nienawiści, a drugiego - do miłości. Człowiek ma jedno, więc zawsze myślałam o tym, jak to serce ocalić.
Piszę nie o wojnie, ale o człowieku na wojnie. Piszę historię nie wojny, ale uczuć. Jestem historykiem duszy.
Kiedy mówią kobiety, nie ma albo prawie nie ma tego, o czym zwykle czytamy i słuchamy: jak jedni ludzie po bohatersku zabijali innych i zwyciężyli. Albo przegrali. Jaki mieli sprzęt, jakich generałów. Kobiety opowiadają inaczej i o czym innym. 'Kobieca' wojna ma swoje własne barwy, zapachy, własne oświetlenie i przestrzeń uczuć. Własne słowa. Nie ma tam bohaterów i niesamowitych wyczynów, są po prostu ludzie, zajęci swoimi ludzkimi-nieludzkimi sprawami. I cierpią tam nie tylko ludzie, ale także ziemia, ptaki, drzewa. Wszyscy, którzy żyją razem z nami na tym świecie. Cierpią bez słów, a to jest jeszcze straszniejsze…
Długo byłam człowiekiem książkowym - rzeczywistość przerażała mnie i zarazem pociągała. Nieznajomość życia sprawiła, że nie odczuwałam strachu.
Krzyknięto do nas: "Zwycięstwo!" (...) Pamiętam swoje pierwsze uczucie - radość. I od razu, w tej samej chwili - strach! Panika! Panika! Jak tu dalej żyć? (...) Przedtem bałyśmy się śmierci, a teraz życia - to było jednakowo straszne. (s. 272)
Dla mnie najstraszniejsze na wojnie było... noszenie męskich gaci. To właśnie było straszne. I to mi jakoś... Nie umiem tego wyrazić... No, po pierwsze, bardzo brzydkie... Jestem na wojnie, gotowa jestem polec za Ojczyznę, a na sobie mam męskie gacie. Wygląda się w tym śmiesznie. Niezgrabnie. Wtedy mężczyźni nosili długie kalesony. Szerokie. Satynowe. Było w naszej ziemiance dziesięć dziewczyn i wszystkie - w męskich majtach. O Boże! Zimą i latem. Przez cztery lata.
Bóg nie po to stworzył człowieka, żeby ten strzelał; stworzył go do miłości.
Zło jest bez wątpienia kuszące. Bardziej urozmaicone niż dobro. Bardziej atrakcyjne.
Mogę opowiedzieć, jak strzelałam. Ale o tym, jak płakałam - nie. To nie zostanie wypowiedziane. Wiem jedno: na wojnie człowiek staje się straszny i niepojęty. Jak go można zrozumieć? Pani jest pisarką. Niech Pani sama coś wymyśli. Coś pięknego. Bez wszy i błota, bez wymiocin... Bez zapachu wódki i krwi... Żeby nie było takie straszne jak życie...
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam rannego, zemdlałam. Potem mi przeszło. Kiedy pierwszy raz poszłam pod kule po żołnierza, wydawało mi się, że zagłuszam huk bitewny, tak krzyczałam. Potem się przyzwyczaiłam. Po dziesięciu dniach zostałam ranna, odłamek wyjęłam sobie sama, sama się opatrzyłam...
Zdarzenie sprzed wojny...
Byłam w teatrze. W przerwie, kiedy zapalono światło, zobaczyłam... Wszyscy go zobaczyli... Zerwała się burza oklasków. Grzmot! W loży rządowej siedział Stalin. Miałam aresztowanego ojca, w obozach przepadł starszy brat, a mimo to poczułam taki zachwyt, że łzy mi popłynęły z oczu. Zamierałam ze szczęścia! Cała sala... Cała sala wstała! Wszyscy stali i przez dziesięć minut klaskali.
Człowiek jest większy niż wojna. Zapamiętuje się właśnie te chwile, w których jest większy. Kieruje nim wtedy coś, co jest silniejsze niż historia. Muszę podejść do tego szerzej; pisać prawdę o życiu i śmierci w ogóle, a nie tylko prawdę o wojnie. Zadać pytanie Dostojewskiego: ile człowieka jest w człowieku i jak obronić w sobie tego człowieka. Zło jest bez wątpienia kuszące, bardziej urozmaicone niż dobro, bardziej atrakcyjne.
Po tym błocie, wszach, po śmierci... Chciało się czegoś pięknego. Efektownego. Ładnych kobiet... Miałem przyjaciela, którego na wojnie kochała pewna dziewczyna. Piękna, tak, dzisiaj zdaję sobie z tego sprawę. Pielęgniarka. Ale nie ożenił się z nią; kiedy zwolnił się z wojska znalazł sobie inną, ładniejszą. I nie jest z nią szczęśliwy. Teraz wspomina tamtą, swoją wojenną miłość, ona byłaby mu prawdziwą przyjaciółką. Po wojnie jednak nie chciał się z nią żenić, bo przez cztery lata widział ją tylko w rozdeptanych butach i męskim waciaku. Staraliśmy się zapomnieć o wojnie. Swoje dziewczyny też zapomnieliśmy...
Moja koleżanka zobaczyła dowódcę pułku i krzyczy: 'Stójcie, kto idzie? Przepraszam, ale będę strzelała!" Wyobraża sobie pani? Krzyczy: "Przepraszam, ale będę strzelała!
Szkoda mi tych, którzy przeczytają tę książkę, i tych, którzy jej nie przeczytają
Dawno już zrozumiałam, że jesteśmy ludźmi drogi i rozmowy...
Wiem jedno: na wojnie człowiek staje się straszny i niepojęty. Jak go można zrozumieć? Pani jest pisarką. Niech pani sama coś wymyśli. Coś pięknego. Bez wszy i błota, bez wymiocin... Bez zapachu wódki i krwi... Żeby nie było takie straszne jak życie...
Zdarzenie sprzed wojny...
Byłam w teatrze. W przerwie, kiedy zapalono światło, zobaczyłam... Wszyscy go zobaczyli... Zerwała się burza oklasków. Grzmot! W loży rządowej siedział Stalin. Miałam aresztowanego ojca, w obozach przepadł starszy brat, a mimo to poczułam taki zachwyt, że łzy popłynęły mi z oczu. Zamierałam ze szczęścia! Cała sala... Cała sala wstała! Wszyscy stali i przez dziesięć minut klaskali.
Bo mężczyźni na froncie traktowali nas wspaniale, zawsze się nami opiekowali. W normalnym życiu nigdy nie widziałam, żeby tak traktowali kobiety. A kiedy podczas odwrotu robiliśmy postój i leżeli na gołej ziemi, to zostawali w bluzach, a płaszcze nam oddawali: "Dziewczyny... Trzeba ukryć dziewczyny...". Jak znaleźli gdzieś kawałek waty, bandaż: "Masz, weź, przyda ci się...". Dzielili się z nami ostatnim sucharem. Na wojnie nie doznałyśmy od nich niczego prócz dobroci, prócz ciepła.
Ja mam więcej konkretnej wiedzy wojskowej, a ona uczuć. A uczucia są zawsze wyrazistsze, zawsze są silniejsze od faktów. U nas w piechocie też były dziewczyny. Wystarczyło, żeby chociaż jedna pojawiła się wśród nas, a od razu się prostowaliśmy. Nie wyobraża sobie pani... Nie wyobraża! (...) Nie ma pani pojęcia, jak piękny jest śmiech kobiety podczas wojny! Głos kobiecy.
Jeśli mężczyźni widzieli kobietę na pierwszej linii, ich twarze stawały się inne, nawet brzmienie kobiecego głosu ich zmieniało. Kiedyś w nocy usiadłam przy ziemiance i cichutko zaśpiewałam. Myślałam, że wszyscy śpią, nikt mnie nie słyszy, a rano dowódca powiedział: "Nie spaliśmy. Tak tęskno nam do głosu kobiety...".
Nawet dzisiaj można oszaleć, kiedy się to przypomni. Tyle że podczas wojny ludzie wytrzymywali, rozum tracili dopiero po wojnie. Chorowali po niej. A wtedy nawet wrzody żołądka się goiły. Spał człowiek na śniegu, w lichym szynelu, a nazajutrz nie miał nawet kataru.
Człowiek najbardziej jest widoczny, najbardziej odsłania się na wojnie, i może jeszcze w miłości. Odsłania aż do głębi, do podskórnych warstw. W obliczu śmierci bledną wszystkie idee i ukazuje się nieosiągalna wieczność, na co te kobiety nie są gotowe. Chociaż to im się wydarzyło i one to przeżyły.
Musze powiedzieć, żeby pani miała pojęcie... żeby pani wiedziała, co się działo w naszych duszach - takich ludzi, jakimi byłyśmy wtedy, na pewno już nigdy nie będzie. Nigdy! Takich naiwnych i takich szczerych. Z taką wiarą!
Nasza miłość nie dzieliła się na dzisiaj i na jutro, było tylko dzisiaj. Każdy wiedział, że kocha się teraz, bo za chwilę albo jego, albo tego kogoś może już nie być.
Nie wszystkie umiały podporządkować się dyscyplinie wojskowej, kobieca natura sprzeciwia się takim rygorom. Albo zapomni, co miała zrobić, albo dostała list z domu i przepłakała całe rano. Raz wlepi człowiek takiej karę, ale innym razem — odwoła, bo żal dziewuchy. Myślałem niekiedy: "Zginę z tymi babami!".
Nie byłam przyzwyczajona, żeby ktoś mnie obejmował. Przywykłam sama za siebie odpowiadać. Czekałam na miłe słowa, ale ich nie rozumiałam. Dla mnie brzmiały dziecinnie.
Historia jest na ulicy... W tłumie... Wierzę, że w każdym z nas tkwi fragment historii. U jednego pół strony, u innego parę stron. Razem piszemy księgę czasu. Każdy wykrzykuje swoją prawdę. Trzeba tylko to wszystko usłyszeć, trzeba się w tym wszystkim rozpłynąć i tym wszystkim się stać. Pozostając zarazem sobą. Nie zniknąć.
Często przyjeżdżały do nas partyzanckie łączniczki. Wyprzęgały konia i wchodziły do chaty. Czy pani myśli, że sąsiedzi tego nie widzieli? Widzieli albo domyślali się. Mówiłam im, że to od brata, ze wsi. Ale wszyscy doskonale wiedzieli, że nie mam na wsi żadnego brata. Jestem im wdzięczna, całej naszej ulicy powinnam się nisko kłaniać. Wystarczyło jedno słowo, żebyśmy zginęli, cała rodzina. Wystarczyło, żeby ktoś palcem pokazał na nas. Ale nikt... Ani jeden... Podczas wojny tak pokochałam ludzi, że nigdy kochać nie przestanę...