cytaty z książki "Sudeckie wędrówki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Górskie strumienie.
Któregoś dnia skała pod korzeniami świerka wilgotnieje, na jej powierzchni pęcznieją kropelki, jakby kamień się pocił, w chwilę później pierwsze krople wody odrywają się i wsiąkają w ziemię. Między źdźbłami trawy powoli tworzy się miniaturowe rozlewisko wypełniające nieckę pod skałą.
Albo inaczej: gdzieś na stoku spotyka się podmokłe miejsce, czasami lekko zagłębione, nierzadko zarośnięte charakterystycznymi trawami mokradeł – to wiele sąsiadujących ze sobą miejsc wycieku wody wprost z ziemi, zbyt słabych, żeby utworzyć bijące źródło. Rozmiękła ziemia schodzi zwężającymi się językami w dół zbocza, a niżej błyszczy woda maleńkiego strumyka odwadniającego mokradło.
Strumyk płynie powoli, zatrzymuje się często, wsiąka w cienką warstwę ziemi, czeka na posiłki, nabiera sił, a ruszając dalej, po trochu wypłukuje drobiny ziemi i niesie je w dół. Myszkując wśród traw i kamieni wybiera najlepszą drogę, czasami płynie prosto, czasami meandruje lub rozdziela się na bliźniacze strugi. Przywłaszcza mniejsze strumyki spływające ze zboczy, mości sobie koryto unosząc z niego ziemię, patyki i liście. Zatrzymany przez pień leżący na jego drodze, rozlewa się na boki, szuka obejścia, zostawia na zaporze niesioną ziemię i liście, w końcu przesuwa przeszkodę, albo przelewa się przez nią i z impetem płynie dalej. Mężniejąc, potrafi turkotać kamieniami. Chowa się coraz głębiej w wypłukiwanym jarze, ocienia drzewami, stroi kwiatami. Dźwięcznie spada z kamiennych progów, cicho szemrze wśród traw, błyszczy jasnymi kamykami na dnie, czernieje w zarośniętym rozlewisku. Omdlewa w suche dni lata (jest wtedy uroczy i orzeźwiająco chłodny), pędzi wzburzony w czas wiosennych roztopów, a czasami niemal zatrzymuje się skuty lodem, ale wtedy wystarczy zatrzymać się przy ciemnym śladzie na białym śniegu i uciszyć oddech, żeby usłyszeć delikatny dźwięk dobywający się spod lodu – szept mieszkającej w strumieniu najady.
Na szczycie zostawiłem zieleń i słońce ciepłego dnia wiosny i zszedłem w głębokie wąwozy, w wąskie szczeliny między skalnymi ścianami zionącymi przenikliwym zimnem, zasypane jeszcze śniegiem, o ścianach pokrytych zamarzniętym szkliwem, podparte lodowymi stalaktytami. Miałem wrażenie napierania na mnie szarych, mokrych i zimnych skał w ciasnych przejściach, czułem atawistyczny lęk i szukając ratunku, patrzyłem w górę, na wąską, poszarpaną linię świetlistego błękitu nieba między atakującymi mnie głazami, patrzyłem niczym na raj utracony z dna piekła.
Piekło nie jest gorące, nie. Tam jest lód i szare kamienie; i nie mieszkańcy raju patrzą w dół dla swojej radości (jakże wątpliwej moralnie), a ci z dołu patrzą na spacerujących mieszkańców asfodelowych łąk.
Schodząc kamienistym łożyskiem strumienia po wschodniej stronie zbocza, przechodziłem między dwoma grupami skał zwanymi Skalnymi Wrotami. Ich posępną, ale majestatyczną urodę, wielkość, przy której człowiek czuje się mały i bezwarunkowo podległy prawom przyrody, dobrze widać, gdy minąwszy je obejrzy się i podniesie głowę: pionowo wyrastają ze stromizny zbocza szare, surowe, posępne, groźne, wieczne; są jak strażnicy twierdzy z powieści fantasy, jak bramy czarodziejskiego świata.
Gdy patrzę na wąską i mało znaną, czasami nawet bez numeru, szosę meandrującą wśród pól, lasów i wzgórz, mam wrażenie jej lekkości, zwiewności nawet; wydaje mi się, że ta droga ledwie dotyka zieleni traw, a silniejszy powiew wiatru może ją zdmuchnąć, na powrót czyniąc ziemię dziewiczą. Te drogi są jej przyjazne: ocienione jaworami wspinają się bez protestów na pagóry i ochoczo opadają w doliny, wymijają stare domy i odwieczne kamienie, skręcają ku małej wiosce schowanej w fałdzie ziemi, wiosce, o której nikt nie pamięta poza nimi i garstką mieszkańców. Takie drogi uśmiechają się do podróżującego, są ciekawe ludzi i świata wokół.
Autostrada jest inna: obca, wyniosła, pyszna, ignorująca krajobraz. We wzgórzach ryje głębokie wąwozy wyglądające niczym rany ziemi zadane pługiem olbrzyma, dziurawi góry, zasypuje doliny lub wznosi się nad nimi estakadami, odsuwa się od ludzkich siedzib obwodnicami i ogrodzeniami, pędząc nieprzytomnie i nic nie widząc wokół siebie z wyjątkiem niedosiężnego horyzontu. Ją tylko pęd interesuje i pochłaniane kilometry.