cytaty z książki "Kto, jak nie ja? cz.1"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Najpierw zaprzeczasz faktom, potem udajesz, że ich nie widzisz, a jak już nie da się ich nie zauważyć, to uznajesz, że nie mają znaczenia.
A jak nie dam rady, to i tak nie będę miała wyjścia. Jak się powiedziało a, to trzeba powiedzieć b i tak do końca alfabetu.
- A ty, Igor? Kim ty chcesz być w życiu, co? (...)
- Ja? - zastanowił się chwilę. - Ja chcę być po prostu dobrym człowiekiem.
- Ambitnie - stwierdziłam z podziwem.
- A ty, ciocia? Kim chcesz być?
- Ja? - pomyślałam przez moment, po czym odpowiedziałam z pełnym przekonaniem: - Piosenkarką!
Jeżeli o fajności życia decyduje to, ilu się miało kochanków, ile wypiło się alkoholu, ile prochów się wzięło i ile imprezowało, to tak, moje było fajne. (...) Alkohol, balety, wyuzdany seks, a nawet pewne ilości używek są w wieku dwudziestu lat akceptowalne. (...) W wieku czterdziestu lat alkohol, prochy i balety są już niesmaczne i trudno znaleźć do nich kompanów, a po pięćdziesiątce wręcz żenujące. Obecnie wolę robić to sama i tak, aby nikt nie widział. (...) przestało mi też zależeć na towarzystwie innych ludzi.
Obiecałam sobie,że bedę odbierała co piaty telefon.Musiałam czasem odbierać.W przeciwnym razie istniało ryzyko,ze ktoś się włamie,aby szukać trupa.
Chorobę można sobie jakoś wyjaśnić. Choroba może się zdarzyć każdemu. Ale nałóg to co innego. Przyznanie się do nałogu to przyznanie się do słabości.
Każdemu dziecku należy się mama jak psu buda! I koniec! Nie miałam żadnej wiedzy na temat macierzyństwa, ale po trzydziestu latach pracy jako ginekolog wiedziałam, że jak jest dziecko, to jest gdzieś i matka. To dziecko matki nie miało i mieć nie będzie. To zabolało mnie bardziej niż moje przytknięte żyły. Było mi jej cholernie żal.
Każde z tych czterdzieściorga dzieci miało swoją historię. Przerażającą lub bardzo smutną. Zaskakujące było to, że przeżywały te swoje tragedie cierpliwie i cicho. Przyjmowały życie takim, jakie jest. Dorośli tak nie potrafili.
Siedziałam i patrzyłam na to, co się dzieje w świetlicy. Wydawało się, że są tam normalne dzieciaki, bawią się, szaleją. Ale było w nich coś takiego, że nie mogłam spokojnie na nie patrzeć. Może to te ubrania, niedopasowane, za małe, biedne. Albo wychudzone buzie. Może to te oczy. Niektóre z dzieci mnie dostrzegły i przyglądały mi się, ale żadne nie patrzyło wprost. Zerkały z boku, ukradkiem, udawały, że mnie nie ma albo że mnie nie widzą. Mimo to tkwiłam tam jak na celowniku. Wszędzie dookoła wyczuwało się smutek i tęsknotę.
Chcę spokoju, powrotu do swojego smutnego, samotnego i przegranego życia! Za to mam codzienne histerie po kilka godzin, sikanie na dywany i do łóżka. Mam rzyganie po jedzeniu, przed jedzeniem, na spacerze i po spacerze. Mam wysypki, kupy, nieprzespane noce i setki trudnych pytań, na przykład, gdzie jest mama! (...) ja już po prostu nie daję rady.
Już teraz rozumiałam, co jest nie tak w sali za szybą. Po prostu było tam za dużo nieszczęścia na jeden centymetr kwadratowy.
Żeby móc codziennie spojrzeć w lustro, musiałam przestać nadawać tak wielkie znaczenie śmierci. Każdej śmierci. Każde umieranie, czy to, przed którym kogoś obroniłeś, czy to, które spowodowałeś własną ręką, w końcu zaczyna ci obojętnieć. Wszystko powszednieje i staje się po prostu sposobem zarabiania pieniędzy, do którego niepotrzebnie dorabia się filozofię.