cytaty z książki "Do latarni morskiej"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) nasz zewnętrzny wygląd, cechy charakterystyczne, po których się nas poznaje, to po prostu dziecięca zabawka dla oka. Pod nimi wszystko jest ciemne, skłębione, nie do zgłębienia; znacie nas tylko z tego, że od czasu do czasu wypływamy na powierzchnię. (...)
Nazywał ją kobietą bez serca, bo mu nigdy nie mówiła, że go kocha. Ale to nieprawda - to nie była prawda. Po prostu nie potrafiła nigdy wyrazić tego, co czuła.
To dziwne, myślała, że gdy przebywa się w samotności, lgnie się do natury: drzew, strumieni, kwiatów, i czuje się, że one nas wyrażają, że stają się nami, że nas znają – i w pewnym sensie – są nami; ma się dla nich taką czułość, jak dla siebie samego (patrzyła na to długie, równe światło). Trzymając druty bezczynnie, patrzyła i patrzyła; w głębi jej umysłu z jeziora istnienia wstawała mgła, jak oblubienica wychodząca naprzeciw ukochanemu
Udręka potrafi zaprowadzić człowieka na samo dno głupoty
Teraz już nie musiała myśleć o nikim. Mogła być sobą i sama dla siebie. Tego właśnie często ostatnio pragnęła – móc myśleć, a może nawet nie tyle myśleć, co siedzieć samotnie w ciszy. Powłoczka istnienia – chłonna, hałaśliwa, lśniąca – odpadała i człowiek kurczył się do własnych rozmiarów; z nabożnym skupieniem zwracał się w głąb siebie, ku klinowatemu trzonowi ciemności, niewidocznemu dla innych
(…)życie to wir- można być wewnątrz niego i można być poza nim; ona już była poza nim.
Nigdy nie mówi się dokładnie o tym, co jest najważniejsze. Celownik rozmowy nie jest precyzyjnie nastawiony i słowa nigdy nie trafiają w środek celu. Więc się daje za wygraną i znika chęć wypowiedzenia swej istotnej myśli; człowiek staje się taki, jak większość ludzi w średnim wieku: ostrożny i skrywający swe uczucia; marszczy mu się czoło, a twarz przybiera taki wyraz, jakby się bez przerwy spodziewał czegoś niedobrego. Bo jak można wyrazić w słowach to, co czuje nasze ciało? Jak wyrazić panujące tam uczucie pustki?
(…)pomyślał, że ludziom, którym prywatne życie nie daje zadowolenia, sprawia wielką ulgę, kiedy mogą się zwrócić ku sprawom publicznym.
Kiedy odjęty jej został na chwilę ciężar życia, możliwości doznania zdawały się nie mieć granic.
Pojęcie, jakie mam o Tansleyu, jest bez wątpienia groteskowe, myślała Lily, rozgniatając pędzlem liście babki. Z resztą, większość naszych wyobrażeń o innych ludziach jest groteskowa. Służą jedynie do naszych własnych celów.
(…) był najbardziej nieponętnym okazem ludzkim, z jakim się kiedykolwiek spotkała (…). Wobec tego, co ją obchodziły jego poglądy?
To, co w myśli wydawało się proste, w praktyce od razu się komplikowało; to było tak jak z falami: z wysokiego brzegu wydają się regularną masą, płynący wśród nich człowiek natomiast widzi głębokie zapadliska i pieniste grzbiety. Ale nie ma rady - trzeba podjąć ryzyko, trzeba wykonać pierwszy ruch.
Nikt nigdy nie wyglądał tak smutno jak Pani Ramsay w tej chwili. Pośród ciemności szybu, w połowie drogi między światłem a głębiną, jakaś łza bólu i goryczy zaszkliła się, być może spłynęła; wody zafalowały, wchłonęły ją i zastygły w bezruchu. Nikt nigdy nie wyglądał równie smutno.
Jej córka musiała być szczęśliwsza od córek innych ludzi.
Człowiek jest jak pszczoła, która, przyciągana przez łagodne lub ostre wonie w powietrzu, niepoznawalne dla dotyku i smaku, to nawiedza kopulasty ul, to buja samotnie wśród przestworzy nad światem, by znów wrócić do uli pełnych brzęku i ruchu, do uli, które są ludźmi.
I oto znów czuła się samotna w obliczu starego przeciwnika- życia.
Lecz czymże jest jedna noc? Krótką przestrzenią czasu, zwłaszcza gdy ciemność przeciera się tak szybko, kogut pieje, ptaki zaczynają śpiewać, a ledwie dostrzegalna zieleń nabiera koloru liścia obracanego przez grzebień fali. Jednakże dziś noc jest zwycięska. Zima ma ich w zapasie całą talię i rozdaje je równo, gładko - niezmordowanymi palcami; a one stają się coraz dłuższe i coraz ciemniejsze.
Kobiety zawsze są takie same- pomyślał- ich umysły są beznadziejnie niedokładne. Nigdy nie mógł tego pojąć, ale było to niezaprzeczalnym faktem.
Teraz już nie potrzebowała myśleć o nikim. Mogła być sobą i sama dla siebie. Tego właśnie często ostatnio pragnęła - móc myśleć, a nawet i nie myśleć, tylko siedzieć samej w ciszy. Świadomość istnienia i działania - pochłaniająca, błyszcząca i głośna - znikała, a człowiek kurczył się do własnych rozmiarów z głęboką świadomością, że jest ostrym jądrem ciemności, niewidocznym dla innych. Chociaż siedziała nadal wyprostowana i robiła na drutach, tak właśnie odczuwała siebie, a jej istota, zrzuciwszy wszelkie krępujące ją więzy, była wolna i dostępna dla najdziwniejszych przygód. Kiedy odjęty jej został na chwilę ciężar życia, możliwości doznania zdawały się nie mieć granic.
To dziwne, myślała, że gdy się przebywa w samotności, lgnie się do natury: drzew, strumieni, kwiatów, i czuje się, że one nas wyrażają, że stają się nami, że nas znają i - w pewnym sensie - są nami; ma się dla nich taką czułość, jak dla siebie samego (patrzyła na to długie, równe światło). Trzymając druty bezczynnie patrzyła i patrzyła, w głębi jej umysłu z jeziora istnienia wstawała mgła, jak oblubienica na spotkanie ukochanego.
Ponieważ była kobietą, dzieci przychodziły do niej cały dzień i stale czegoś chciały- to tego, a tamto owego; dorastały; często miała wrażenie, iż jest gąbką nasiąkniętą uczuciami innych ludzi.
(…) nie chciał, by te niemądre kobiety zniżały się- w swym przekonaniu- d niego.
Paul Rayley i Minta Doyle znaleźli swoją miłość, a ona miała tylko nieskończenie długi stół z talerzami i nożami.
(…)uważał, że mężczyźni tak właśnie powinni się trudzić, ryzykując życie w walce ze sztormem, a kobietom przystoi, by zajmowały się gospodarstwem i pilnowały dzieci śpiących w domu.
Była w tym podobna do przewodniczącego zebrania, który, chcąc doprowadzić do zgody, a widząc, że języki zaczynają nadmiernie szermować, proponuje, by wszyscy mówili po francusku. Może będą mówili kiepską francuszczyzną, może nawet w języku tym nie ma odpowiednich słów dla wyrażenia ich myśli, jednakże z natury swej mówienie po francusku narzuca pewien porządek i sposób prowadzenia dyskusji.
Trwała jeszcze zima tylkoś był imieniem, więc igrałam z nimi, jakby z twoim cieniem.
Gdy go kiedyś spytała, o czym są książki jego ojca, wyjaśnił: „O podmiocie i przedmiocie oraz o naturze rzeczywistości”. A kiedy powiedziała: „Boże kochany, nie mam pojęcia, co to znaczy” — doradził jej: „Niech pani pomyśli o stole kuchennym wtedy, gdy go pani nie widzi”.
Taki był jego sposób patrzenia, inny niż jej. To jednak, że patrzyli jednocześnie, stważało więź między nimi.