cytaty z książek autora "Karen Armstrong"
Odmiennie niż religia oparta na dogmatach, która podatna jest na sekciarskie spory, mistycyzm często głosi, że tyle jest dróg do Boga ile ludzi.
Z chwilą, gdy Biblię zaczyna się interpretować nie symbolicznie, lecz dosłownie, jej idea Boga staje się nie do przyjęcia. Wyobrażenie bóstwa, które odpowiedzialne jest dokładnie za wszystko, co dzieje się na ziemi, wikła je w niemożliwe do rozwiązania sprzeczności. Bóg Biblii przestaje być symbolem transcendentnej rzeczywistości i zmienia się w okrutnego i despotycznego tyrana.
Nie do przyjęcia jest przekonanie o wyższości własnej wiary nad inną,gdyż żadna religia nie zawiera całej prawdy o Bogu.
Poszukiwacz prawdy nie może, "unikać żadnej wiedzy,pogardzać żadną książką ani trzymać się kurczowo żadnego wyznania".
Przekonaliśmy się,że mistycyzm często uznawano za dyscyplinę ezoteryczną,nie dlatego by mistycy chcieli odciąć do niego dostęp prostackiemu plebsowi,lecz ponieważ prawdy te uchwycić może jedynie intuicyjna sfera mózgu po specjalnym szkoleniu.Gdy dochodzi się do nich tą szczególną drogą,która nie jest dostępna logicznemu,racjonalnemu rozumowaniu - oznaczają one coś innego.
Obecnie w krajach zachodnich przekonanie, że religia jest z zasady brutalna, traktuje się jako pewnik i coś oczywistego. Jako ktoś, kto wypowiada się na temat religii, nieustannie słyszę, jak okrutna i agresywna była i jest religia. Pogląd ten, co przerażające, jest formułowany niemal za każdym razem w podobny sposób: "Religia stanowi przyczynę wszystkich największych wojen w historii". Słyszałam tę tezę powtarzaną jak mantra zarówno przez amerykańskich komentatorów i psychiatrów, londyńskich taksówkarzy, jak i profesorów Oxfordu. To bardzo dziwne spostrzeżenie. Przecież z całą pewnością można stwierdzić, że konflikty religijne nie były przyczyną żadnej z wojen światowych. Kiedy historycy wojskowości omawiają powody, dla których ludzie prowadzą wojny, przyznają, że ważną rolę odgrywają bardzo ściśle powiązane ze sobą czynniki społeczne, materialne oraz ideologiczne, wśród których najistotniejsza okazuje się rywalizacja o niewystarczające bogactwa naturalne. Specjaliści zajmujący się przemocą polityczną czy terroryzmem również utrzymują, że ludzie dopuszczają się bestialskich czynów z wielu różnych powodów. Jednak agresywny obraz wierzeń religijnych odcisnął tak wyraźne piętno na naszej świeckiej świadomości, że niemal odruchowo kładziemy wszystkie brutalne grzechy XX stulecia na barki religii i usuwamy ją z życia politycznego (s. 9-10).
Słowo "joga" pochodzi od czasownika 'judź': "ujarzmiać" lub "wiązać". Celem jogi było połączenie umysłu jogina z jego Jaźnią i okiełznanie wszystkich psychicznych sił i impulsów, aby świadomość zjednoczyła się w sposób zazwyczaj dla ludzi nieosiągalny.
(...) Mędrcy i prorocy epoki osiowej uświadamiali sobie coraz bardziej, że największą przeszkodą w doświadczeniu poszukiwanej przez nich absolutnej i świętej rzeczywistości jest egoizm. Mężczyźni i kobiety chcący pojąć istotę Boga, brahmana czy nibbany musieli porzucić tak powszechną ludzką przywarę, jaką jest samolubstwo. Chińscy filozofowie nauczali, że chcąc osiągnąć oświecenie, trzeba podporządkować swoje pragnienia i zachowanie podstawowym rytmom życia.
Historia wykazuje, że nie można pogodzić tak zwanej dobroci Boga z jego wszechmocą. Z powodu braku spójności idea Boga musi się rozpaść.
Nawyk oddzielania od siebie religii i polityki jest obecnie tak rozpowszechniony na Zachodzie, że trudno nam zrozumieć, jak nierozłączne były te dwie sfery w przeszłości. Tak naprawdę nigdy nie chodziło o kwestię państwa "wykorzystującego" religię, gdyż obie te dziedziny były po prostu nierozdzielne. Oddzielanie ich od siebie przypominałoby próbę wyodrębnienia dżinu z koktajlu.
W świecie przednowożytnym religia przenikała wszystkie wymiary życia. Powinniśmy uświadomić sobie, że mnóstwo czynności obecnie postrzeganych jako doczesne, traktowano jako głęboko święte: oczyszczanie lasu, polowanie, mecze piłki nożnej, gra w kości, astronomia, uprawa roli, tworzenie państw, przeciąganie liny, planowanie miast, handel, picie mocnego alkoholu, a w szczególności działania wojenne. Starożytne ludy uznałyby, że nie sposób określić, gdzie kończy się "religia", a gdzie zaczyna "polityka". Nie działo się tak dlatego, że ludzie ci byli zbyt głupi, aby pojąć to rozróżnienie, ale ponieważ pragnęli nadać wszystkiemu, co robili, najwyższą wartość (s. 12-13).
Przed pojawieniem się państwa narodowego [XVIII w.] ludzie myśleli o polityce w kategoriach religijnych. Imperium Konstantyna pokazało, co może się stać, jeśli tradycja, w zamierzeniu miłująca pokój, zbyt mocno połączy się z władzą. Imperatorzy chrześcijańscy wprowadzali "Pax Christiana" tak samo brutalnie, jak ich pogańscy poprzednicy "Pax Romana" (s. 551).
Tanha (tryszna): "Pragnienie" lub "pożądanie", które jest najpotężniejszą przyczyną cierpienia.
Niechaj wszystkie istoty będą szczęśliwe! Słabe czy silne, wysokiego, średniego czy niskiego stanu,
małe czy wielkie, widzialne czy niewidzialne, bliskie czy odległe,
żyjące czy dopiero mające się narodzić - oby wszystkie były w pełni szczęśliwe!
Niech nikt nigdzie nie okłamuje nikogo ani nie pogardza żadną istotą.
Oby nikt z powodu złości czy nienawiści nie życzył źle ani jednemu stworzeniu!
Troszczmy się o wszystkie istoty jak matka o swoje jedyne dziecko!
Oby nasze pełne miłości myśli przenikały cały świat - w górę, w dół
i wszerz - bez granic; niezmierzona życzliwość dla całego świata,
nieograniczona, wolna od nienawiści i wrogości!.
- wiersz z kanonu palijskiego.
Kościół katolicki nie potępił teorii heliocentrycznej dlatego,że podważała wiarę w Boga,lecz ponieważ była sprzeczna ze Słowem Bożym zawartym w Piśmie świętym.
Jesteśmy słabymi istotami o okrutnych sercach, które pragną pokoju.
Żarliwy,zaangażowany ateizm może mieć wydźwięk bardziej religijny niż znużony bądź nie spełniający oczekiwań teizm.
(...) Jogini uważali, że Jaźń można w sobie wyzwolić tylko wtedy, gdy zniszczy się normalne procesy myślowe, wygasi myśli i uczucia oraz usunie nieświadome wasany, które stawiają opór oświeceniu.
Pratjahara: W jodze "wycofanie, powściągnięcie zmysłów", czyli zdolność kontemplowania przedmiotu samym intelektem.
Samsara: "Nieustanna wędrówka", cykl śmierci i odrodzenia, który popycha ludzi od jednego żywota do drugiego; ulotność i niepokój doczesnej egzystencji.
Ahimsa: "Niekrzywdzenie", zasada etyczna wyznawana przez wielu ascetów w północnych Indiach w celu przeciwdziałania agresji nowych państw.
Religia,która krzywo patrzy na połowę rodu ludzkiego, a każdy mimowolny odruch serca, ciała i umysłu uznaje za objaw nagannej pożądliwości, może tylko doprowadzić do wyobcowania człowieczeństwa od jego doli.
Według D'Holbacha religia zrudziała się ze słabości, lęków i przesądów, ludzie stworzyli bogów, by wypełnić luki swojej wiedzy, tak więc wiara jest aktem intelektualnego tchórzostwa i rozpaczy.
Moglibyśmy się wiele nauczyć, badając dawne sposoby myślenia o religii. Jak się przekonaliśmy, żydzi, chrześcijanie i muzułmanie wcale nie uważali objawienia za stałe, raz na zawsze utrwalone i niezmienne. Wiedzieli, że prawda objawiona ma symboliczny charakter i że świętych ksiąg nie można rozumieć dosłownie, bo zawarte w nich teksty są wieloznaczne i mogą ujawnić całkiem nowe rzeczy. Objawienie nie zdarzyło się raz, w odległej przeszłości, ale jest ciągłym twórczym procesem, wymagającym współudziału człowieka. Nie przekazuje nam też żadnych informacji o bóstwie, które zawsze pozostanie dla nas nie do pojęcia (s. 322-323).
Przywykliśmy uważać, że religia powinna dostarczać nam informacji. Czy Bóg istnieje? Jak powstał świat? Ale to nowoczesny wymysł, religia nigdy nie miała dostarczać odpowiedzi na pytania, z którymi mógł sobie poradzić ludzki umysł. To była rola rozumu. Religia, podobnie jak sztuka, miała pomóc nam żyć twórczo, w spokoju czy nawet radośnie, w zgodzie z rzeczywistością, dla której nie ma prostych wyjaśnień, oraz jej nierozwiązywalnymi problemami: śmiertelnością, bólem, smutkiem, rozpaczą i gniewem, jaki budzi niesprawiedliwość i okrucieństwo życia. Ludzie odkryli, że aby doświadczyć transcendencji, muszą wytężyć umysł i dotrzeć do granic możliwości językowych oraz przestrzegać pewnych zasad moralnych i mieć na względzie dobro bliźniego. Dopiero kiedy spełnią te wymogi, będą mogli odważnie i z pogodą znosić cierpienie. Nauka wyjaśni nam, dlaczego chorujemy na raka, a może nawet nas wyleczy, ale nie ukoi towarzyszącego diagnozie strachu czy rozczarowania i smutku, nie pomoże nam też przy umieraniu, bo to nie jej zadanie. Jednak religia nie działa automatycznie, wymaga od nas wielkiego wysiłku i nic nam nie da, jeśli jest powierzchowna, fałszywa lub bałwochwalcza (s. 317).
Religia nigdy nie była prostą sprawą. Widzieliśmy, jaki ogromny wysiłek podejmowali jogini, hezychaści, kabaliści, egzegeci, rabini, rytualiści, mnisi, uczeni, filozofowie, kontemplatorzy i świeccy podczas liturgicznych praktyk. Dzięki temu potrafili osiągnąć "ekstasis", która, wprowadzając nas w odmienny stan świadomości, sprawia, że "wychodzimy poza własne granice". Również w okresie nowoczesnym uczeni, racjonaliści i filozofowie doświadczali podobnych uczuć. Einstein, Wittgenstein i Popper, którzy nie byli wyznawcami żadnej konwencjonalnej "religii", czuli się całkiem swobodnie na granicy między racjonalnością i transcendencją. Doznanie religijne wymaga nie tylko wielkiego wysiłku intelektualnego umożliwiającego odejście od "idoli myśli", ale także życia pełnego współczucia, pozwalającego nam zerwać z ograniczeniami egoizmu (s. 318).
Jednak dziś wielu ludzi nie zadowala już apofatyczna powściągliwość. Uważają, że wiedzą dokładnie, czym jest Bóg. Definicja z katechizmu, której nauczyłam się w wieku ośmiu lat – że "Bóg jest Najwyższym Duchem, jedynym, który istnieje sam z siebie i jest nieskończenie doskonały" – była nie tylko oderwana od rzeczywistości, ale także niepoprawna. Dawała do zrozumienia, że Bóg jest faktem, który można "określić", i stanowiła zaledwie pierwszy krok w potrójnej metodzie dialektycznej Dionizego. Nie nauczono mnie drugiego kroku – że Bóg nie jest duchem, że nie ma rodzaju oraz że w ogóle nie wiemy, o czym mówimy, kiedy twierdzimy, że "istnieje" jakiś byt nieskończenie doskonały. Proces, który powinien doprowadzić do uświadomienia sobie "inności" znajdującej się poza zasięgiem języka, kończył się zbyt wcześnie. Po raz pierwszy mówiono nam o Bogu mniej więcej w tym samym czasie co o Świętym Mikołaju, ale podczas gdy nasze pojmowanie tej alegorycznej postaci rozwijało się i dojrzewało, rozumienie Boga pozostało na dawnym poziomie. Nic więc dziwnego, że kiedy osiągnęliśmy dojrzałość intelektualną, wielu z nas odrzuciło Go i zaprzeczyło jego istnieniu (s. 319).
Moglibyśmy się wiele nauczyć, badając dawne sposoby myślenia o religii. Jak się przekonaliśmy, żydzi, chrześcijanie i muzułmanie wcale nie uważali objawienia za stałe, raz na zawsze utrwalone i niezmienne. Wiedzieli, że prawda objawiona ma symboliczny charakter i że świętych ksiąg nie można rozumieć dosłownie, bo zawarte w nich teksty są wieloznaczne i mogą ujawnić całkiem nowe rzeczy. Objawienie nie zdarzyło się raz, w odległej przeszłości, ale jest ciągłym twórczym procesem, wymagającym współudziału człowieka. Nie przekazuje nam też żadnych informacji o bóstwie, które zawsze pozostanie dla nas nie do pojęcia (s. 322-323).
Dziś, gdy nauka coraz rzadziej opiera się na pewnikach, czas powrócić do teologii, która mniej polega na twierdzeniach, a częściej ucieka się do milczenia i nieświadomości. Być może dialog z głębszymi formami ateizmu sokratejskiego pomógłby usunąć bałwochwalcze idee. W przeszłości często wielu ludzi nazywano ateistami w okresach, gdy społeczeństwo zmieniało swoją wizję religii. O ateizm oskarżano też Eurypidesa i Protagorasa, gdy odrzucali bogów olimpijskich, zwracając się ku bardziej transcendentnej teologii. Pierwszych chrześcijan i muzułmanów, którzy odchodzili od tradycyjnego pogaństwa, współcześni również uważali za ateistów. Kiedy w restauracji zjemy jakąś ostro przyprawioną potrawę, często dostajemy sorbet, który przepłucze nasze podniebienie i pozwoli nam należycie ocenić smak następnej potrawy. Inteligentna krytyka ateistyczna pomogłaby nam oczyścić umysły z płytkiej teologii, utrudniającej właściwe pojmowanie boskości. Może stwierdzimy wówczas, że powinniśmy zagłębić się w sferę, którą mistycy nazywają ciemną stroną duszy albo obłokiem nieświadomości. Nie będzie to łatwe dla ludzi przywykłych do otrzymywania informacji po jednym kliknięciu myszką (s. 325-326).
... Bóg osobowy może stanowić wielkie obciążenie. Istnieje niebezpieczeństwo, że stanie się zwykłym bożkiem, ukształtowanym na nasz obraz, ucieleśnieniem naszych ograniczonych potrzeb, lęków i pragnień. Jeśli założymy, że kocha i nienawidzi to samo co my, będzie aprobował nasze uprzedzenia miast zmuszać nas do ich przezwyciężania. Jeśli nie zapobiegnie katastrofie albo wręcz będzie jej sobie życzył, wyda się nam nieczuły i okrutny. Łatwa wiara, że to Bóg sprowadził nieszczęście, może skłonić nas do zaakceptowania rzeczy, które zasadniczo są nie do przyjęcia. Sam fakt, że jako osoba Bóg ma rodzaj, również narzuca ograniczenia, znaczy to bowiem, że płeć połowy ludzkości jest uświęcona kosztem kobiet, co może prowadzić do neurotycznej, szkodliwej nierównowagi w ludzkich zachowaniach seksualnych.