cytaty z książki "Przedwiośnie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nikt nie zobaczy łez przez wnętrze płynących i nikt nie usłyszy skargi z warg zaciśniętych głucho.
Każdy ma swoje miejsce ulubione w dzieciństwie. To jest ojczyzna duszy.
Odzywa się we mnie głos jakiś wewnętrzny, który ilekroć się odzywa, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego"...
Od dawna wiedziała, że musi umrzeć z tej niezrozumiałej choroby, którą się zaraziła na widok tego obcego pana.
Smutek wewnętrzny zamieniał się z wolna na jałowy cynizm i podłą gnuśność.
-(...) będą tacy jak ty, których należy oświecić i wziąć w rękę.
- Mnie nikt nie będzie brał w rękę, bo ja nie jestem parasol ani łyżka."
Rozmowa Lulka z Baryką
Ale on nie powiedział jej nigdy ani słowa! Ani jednego westchnienia, ani jednego półsłóweczka! Tylko w tych ciemnych, głębokich oczach jego płonie miłość. Och, nie romans, nie miłostka, nie radosny flirt, lecz posępna miłość.
Czuł w całym ciele szczęście, jakby pocałunek oddany ustom przez usta krążył teraz we wszystkich jego żyłach i żarzył się w szpiku kości.
Wspominała sobie oczy Gajowca, oczy wzniesione na zeszłowieczny w głębi obraz. O Boże, tego człowieka odrzuciła, podeptała, zabiła na duszy!... Wspominała po raz tysięczny ów list jego okrutny, gdy się rozeszła wieść, że wychodzi za Seweryna - list na sześciu stronicach, błagalny, żebrzący, zamazany strugami łez, obłąkany list Gajowca. Podarła go wówczas, lecz słowa tego pisma żyły w jej duszy. Czytała je w pamięci swej, jak wtedy na strychu, gdy targała włosy i omdlewała z rozpaczy. Na wspomnienie imienia tego człowieka, któremu nigdy nie uścisnęła ręki, do którego nie wyrzekła jednego czulszego wyrazu, wiosna ojczysta pachniała w jej duszy. On to był jej nauczycielem, przewodnikiem, cichym mistrzem - ach, i wybranym ze wszystkich ludzi na ziemi!
W Moskwie - mówił - cuchnie zbrodnią. Tam wszystko poczęte jest ze zbrodni, a skończy sie na wielkich i świetnych karierach nowych panów Rosji, którzy zamieszkają w pałacach cesarskich (...), odzieją się w miękkie szaty i stworzą nową, czynowniczą i komisarską arystokrację, nową nawet plutokrację, lubującą się w zbytku i zepsuciu starej.
To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do pługa, do radła i motyki, pewnie, że nieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywać twardą, przerośniętą caliznę.(...) Wierzymy, że doczekamy się jasnej wiosenki naszej...
I oto Cezary poczuł leżąc na wznak na wygrabku siana, kryjącym szczerą, zmarzniętą ziemię, iż jest znów sam, jak niegdyś w Baku. Poczuł, że nie ma poza nim nic a nic, a przed nim niewiadome martwe pole, przez które wiatr ciągnie z końca świata w koniec świata.
Myślałem o tobie dniami i nocami. Wszędzie, zawsze! W prosektorium, w ciągu pracy, przy pisaniu cyfr u pewnego urzędnika, na ulicy, w domu, przy muzyce, w knajpie, w teatrze, przy stole, w rozmowach, w dysputach, w awanturach, wszędzie, gdzie tylko byłem. Stałaś przy mnie. Czułem cię, tuż za ramionami.
Jeszcze nie widział w swoim życiu takiego zjawiska, jak ten entuzjazm Polaków.
Skoro to, coś powiedział, nie jest niegrzecznością, więc eo ipso jest grzeczną uwagą. Uczymy się, mój mały, do starości. Ja na przykład dowiaduję się oto w tej chwili, jak wygląda grzeczność młodych rewolucjonistów.
Gdzież są twoje szklane domy? - rozmyślał brnąc dalej. - Gdzież są twoje szklane domy?
Odpuścić winę. Niech tam ten polski krzyż stanie nad popełnionymi zbrodniami. Tam jest ziemia ruska i lud ruski. Mamy tu, Polacy, ziemię polską i lud polski. Mamy wolność. O tym, żeby się tam z powrotem pchać, nawet nie należy marzyć, nie tylko myśleć.
Ksiądz sapał i wzdychał, a wreszcie ustał w drodze. Na niespokojne pytania panny Karoliny dawał odpowiedzi dziwnie niechętne i opryskliwe, a wreszcie nie dawał żadnych. Słychać było tylko jego sapanie coraz głośniejsze i złowrogie szamotanie się w mroku. Panna Szarłatowiczówna rzuciła się kapłanowi na ratunek i rzeczywiście wybawiła go z opresji. Podchmielony ksiądz Anastazy wlazł w ciemności na młodego świerka, który mu się cały wpakował pod sutannę i między nogi, a w sposób tak wyjątkowo uporczywy, iż żadną miarą nie można było ani przeskoczyć, ani ominąć, ani w ogóle przerwać tego dosiadania świerka z jego bujnymi i sprężystymi gałęźmi.
Tworzeniem nowych wartości i rozmnażaniem nowego dobra trzeba wyniszczać w ludziach samą zawiść i samą nienawiść.
A w głębi peronu, z dala, sam jeden, oparty o framugę okna - tamten. Jęk przerzynał duszę na nowo. Widziała jego oczy i uśmiech, pełen śmiertelnej boleści.
Dusza jego była jak rola rozorana, w której każde nasienie może korzeń zapuścić.
Przeżywała jedną z najsroższych tortur, torturę czynu narzuconą niedołężnej bierności.
Czasami wydawało mu się, że wszystko, co przeżył, to był sen zmysłowy i nic więcej.
żal - stan podobny do wszechwładnej gorączki, która poraża organizm zdrowy.
Ogólnie tylko zwalczał barbarzyński nacjonalizm, wyolbrzymianie czynów różnych historycznych postaci, tę, jak mówił, specyficznie polską, przewlekłą i wyniszczającą malarię dusz - historyzm - oparty przede wszystkim na rozgłaszaniu i rozmazywaniu sposobami sztuki mniemanych i rzekomych zasług polskiego militaryzmu.
Nadaremnie znakomici komisarze będą odwaniać zapach morderstwa perfumami postępu.