cytaty z książek autora "Wojciech Sumliński"
Jeśli myślisz, nie mów,jeśli mówisz, nie pisz, jeśli piszesz, nie podpisuj.
Nie należę do strachliwych, lecz wiem, kiedy trzeba się bać - najlepsza ku temu okazja nadarza się wówczas, gdy człowiek dowiaduje się, że ma do czynienia z czystym złem.
Pokłosie”, mały film małych ludzi, którzy dla kariery napluli na własny kraj.
najtrudniejsze w życiu to nauczyć się, które mosty przekraczać, a które spalić.
Świat jest, jaki jest i tego nie zmienimy, ale to nie znaczy, że nie mamy się starać czynić go lepszym - bo jeśli nie możesz być gwiazdą na niebie, bądź przynajmniej lampą w domu.
Lis nigdy nie poluje na psy, bo życie jest ważniejsze od obiadu.
...kiedy modlisz się o deszcz, musisz przygotować się na błoto....
Czasami, by coś zrozumieć, nie trzeba wiele, wystarczy tylko impuls, błysk chwili.
(...) w ludzki los wpisane jest stałe dochodzenie do rozdroża, na którym każdego dnia trzeba dokonywać wyborów: czy wolimy zawisnąć na krzyżu, czy chcemy wbijać gwoździe.
To zresztą stara zasada - jeśli chcesz zablokować pochód, nie zatrzymuj go, ale stań na jego czele i poprowadź na manowce.
Co to jest prawdziwa mafia? Trzy firmy chcą wygrać przetarg na dwa miliardy. Jedna z wielkim doświadczeniem, działająca na rynku od lat, druga z wielkim kapitałem i zagranicznymi kontaktami, trzecia zarejestrowana miesiąc przed przetargiem, bez żadnego doświadczenia i żadnego kapitału. Przetarg wygrywa ta trzecia. To właśnie jest mafia.
Donald Tusk i jego koledzy z PSL mogli otwierać szampany, bo zrozumieli, że jeżeli Polacy uwierzyli w brednie o,, sukcesie''... To znaczy, że przy odpowiednim natężeniu propagandy uwierzą już we wszystko.
Lis nigdy nie poluje na psy, bo życie jest ważniejsze od obiadu.
Kłamstwa nigdy nie są niewinne.
Ale w życiu nie ma nic za darmo, bo zawsze za każdy obiad ktoś kiedyś musi zapłacić.
Spełnienie daje nie osiągnięcie celu, ale droga, którą pokonujemy. Bo to droga zmienia człowieka - nie cel.
... wielkie pieniądze lubią ciszę...
W 1939… […] Polacy w rozpaczy - Żydzi w euforii, kompletny rozbrat. Bo tu nigdy nie było żadnej wspólnoty, którą się nam na siłę wmawiało i wciąż wmawia. To piękne, ta wspólnota narodów polskiego i żydowskiego, tyle że kompletnie nieprawdziwe. Oto sedno sprawy. Kto tego nie zrozumie, nie pojmie, dlaczego Żydzi tak a nie inaczej zachowali się podczas kolejnych powstań, w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920, we wrześniu 1939, a potem w latach czterdziestych, gdy tysiącami mordowali polskich bohaterów - bo tu żadnej wspólnoty nigdy nie było, a jedynie dwie całkowicie obce sobie, a nawet niechętne, nacje, na jednej ziemi. Kropka. Dla Żydów Korona i Litwa były tylko tymczasowym miejscem zamieszkania. Nasze wołanie o wspólną walkę - kiedykolwiek i o jakąkolwiek walkę – trafiało w próżnię, ale my tego nie rozumieliśmy.
[…]
Żydzi nawet w modlitwach marzyli o powrocie, dla nich to cel nadrzędny - zachowanie życia i tożsamości narodowej, przetrwanie w obcych krajach i powrót do ojczyzny, mitycznego Izraela.
A Rzeczpospolita? To tylko Polin. Miejsce spoczynku - nie docelowe.
Walka o niepodległość Rzeczpospolitej była dla nich kompletnie obcą sprawą...
Tak więc Żydzi pod zaborami spadli na cztery łapy.
Dla Polaków nastał czas tragicznej, studwudziestotrzyletniej niewoli. Pamiętny i doniosły, a zarazem jakże tragiczny czas - wielu było w szoku, ale wszyscy byli bezradni.
[...] w Niemczech i właściwie we wszystkich innych państwach postsocjalistycznych w Europie komunistów od władzy odsuwano, a tymczasem u nas się z nimi dogadano. W tym kontekście Okrągły Stół, wybory 4 czerwca i cały ten cyrk postrzegałem jako jedna wielka dekorację dla ukrywania gigantycznego oszustwa i "wspaniałej" mistyfikacji, a może nawet zbiorowej lobotomii, którą przeprowadzono na całym narodzie, a której fatalne skutki zaciążyły na dziesięciolecia.
Jest faktem, że Żydzi w swojej masie zrobili bardzo niewiele dla odzyskania przez Polskę niepodległości, prawie nic. Tymczasem ledwo Polska odzyskała niepodległość, a już nazajutrz 12 listopada 1918, zażądali od Piłsudskiego autonomii.
Naczelnik państwa posłał ich do diabła - i słusznie, bo to była rozbijacka robota. Następnie to samo zrobił polski Sejm. Ale potem przyszła wojna i Żydzi tę wyśnioną autonomię zbudowali w Polsce sami - no może nie do końca sami, bo przy wydatnym udziale Niemców. Mówię oczywiście o żydowskich gettach, coś, co dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludzi, wyedukowanych na filmach rodem z Hollywood, które przedstawiają fikcję, jakby była prawdą, brzmi jak bajka o żelaznym wilku - a przecież to, co mówię o gettach, to najświętsza prawda. I dlatego ją powtórzę: Żydzi cieszyli się, że w okupowanej przez Niemców Polsce mają getta, bo uważali, że to jest ta ich wyśniona autonomia. I przez pierwszych kilkanaście miesięcy wojny naprawdę mieli tam autonomię i byli przez Niemców traktowani nieporównywalnie lepiej niż Polacy. Do tego stopnia, że Polacy, by poprawić swój los, zakładali opaski z gwiazdą Dawida. Oczywiście później historia zatoczyła koło i Niemcy radykalnie zmienili swój stosunek do Żydów, ale to zaczęło się w 1941 i ostatecznie uległo całkowitej przemianie dopiero w 1942. Żydzi wykonali gigantyczna pracę, by te fakty, które tu podaję - bo to są fakty i tylko fakty - ukryć przed światem. I w zasadzie to im się udało.
A udało się z tych samych powodów, dla których w świadomości opinii publicznej na całym świecie Powstanie Warszawskie i powstanie w warszawskim getcie to jedno i to samo powstanie - oczywiście żydowskie powstanie, bo w Polsce, rzecz jasna, tylko Żydzi z Niemcami walczyli, Polacy z Niemcami wyłącznie kolaborowali.
A gdyby ktoś miał w tym zakresie jeszcze jakieś wątpliwości, musiałby je stracić, czytając właśnie Grossa, który odniósł się do kwestii różnic, tłumacząc je krótko: to tylko nieistotne szczegóły! U znany przez świat „badacz", którego historyjka stała się aktem oskarżenia wymierzonym w cały naród, oświadczył, że sprzeczności, których nie da się wytłumaczyć, a które burzą cały fundament jego narracji, to nic nieznaczące szczegóły. Te pominięte „szczegóły" - to cała prawda o uczciwości i rzetelności Jana Tomasza Grossa.
[…]
Jeżeli zatem fundament, na którym oparł się Gross, jest funta kłaków warty, ile warte jest to, co powstało na takim fundamencie? To początek, a dalej jest jeszcze gorzej. Niezweryfikowane, bezwartościowe materiały, wybiórczy, zmieniający wersje świadkowie - w rzeczywistości przestępcy, szantażyści i kłamcy, których tragicznego dnia w ogóle nie było w Jedwabnem, więc nie wiadomo czego są świadkami, niesprawdzone poszlaki , tuszowane dowody podważające z góry ustaloną wersję, subiektywne wnioski.
[…]
No i te „szczegóły", o których z tak wielkim lekceważeniem mówił Gross - ale to właśnie te szczegóły stanowiły o różnicy, jak ta, która jest między życiem a śmiercią.
Jeśli coś tracisz, nie trać tej lekcji...
Jan Dobraczyński, pisarz , który ocalił przed śmiercią tysiące Żydów, a trzeba pamiętać, że przed wojną był przecież członkiem Stronnictwa Narodowego - ugrupowania uważanego przez wielu za wprost antysemickie.[… : ] „Proszę pani - powiada - nasz antysemityzm czy jakbyśmy tego nie nazwali, miał podłoże ekonomiczne. Dwanaście procent ludności Polski, Żydzi, opanowało całkowicie całe obszary gospodarki, w tym handel, który bez reszty znalazł się w rękach żydowskich kupców. Podobnie drobne rzemiosło, bankowość, przemysł. Były »wasze ulice, nasze kamienice« i to wszystko razem wzięte wywoływało konflikty społeczne, protesty czy bojkot. Ale jednak polski antysemityzm nigdy nie miał podłoża religijnego, jak na Zachodzie. A już ten „subtelny" antysemityzm niemiecki był najgorszy ze wszystkich, bo miał podłoże wprost rasowe i był nastawiony na fizyczną eliminację Żydów. W Polsce, na masową skalę, życia Żydom nie chciał odbierać nikt - w Niemczech chcieli tego prawie wszyscy. A jeśli chodzi o te żydowskie dzieci - cóż, były przez Niemców skazane na śmierć, a w takiej sytuacji obowiązkiem każdego człowieka, szczególnie każdego katolika, było zrobienie absolutnie wszystkiego, by je ocalić. I dokładnie to starałem się robić. Tylko tyle.
- Historia Dobraczyńskiego jest rzeczywiście niesamowita - antysemita ryzykujący życie swoje i najbliższych, by uratować tysiące żydowskich dzieci, a jednak przez Żydów przekreślony, bo „antysemita".
- Mówimy o XIX wieku, a mnie przypominają się słowa Marka Edelmana, do którego w 1976 zwrócili się sygnatariusze „Listu 1O1", protestu do władz PRL-u przeciwko zmianie Konstytucji. Do Edelmana przyjechała Teresa Bogucka, a on pyta, czemu właśnie do niego, skoro to nie dotyczy spraw żydowskich. Wspominając to wydarzenie napisał: „w ten sposób pod postacią przemarzniętej Teresy Boguckiej przyszła do mnie Polska". Facet urodzony w Polsce, całe życie mieszka w Polsce i okazuje się, że nigdy nie spotkał tej Polski?
- Bo nie chciał spotkać, nie obchodziła go, po prostu. I trzeba sobie uświadomić jedno: to, co się działo od rozbiorów, a co przez Polaków powszechnie utożsamiano ze zdradą, nie zostało zapomniane i w późniejszych latach stało się jedną z podwalin wielkiej niechęci, a niekiedy - antysemityzmu.
Obierając drogę służby w wojsku polskim, Joselewicz [żyd] poświęcił wszystko, bo służbę wojskową w armii polskiej utożsamiano z odejściem od żydostwa, oznaczała wręcz formalne wykluczenie z żydowskiej wspólnoty. Był jeszcze kilkusetosobowy oddział milicji żydowskiej, który walczył w obronie Pragi, ale na tym koniec.
Apele Kościuszki i Joselewicza, formułowane w odrębnych uniwersałach, nie odniosły większe go oddźwięku, bo […] Żydzi nie identyfikowali się z Rzeczpospolitą jako ojczyzną. Tak było, choć mieszkali tu od stuleci.
W kolejnych dziesięcioleciach, podczas kolejnych zrywów powstańczych, powstania listopadowego, wydarzeń z 1846, powstania styczniowego, Polacy potrzebowali w swoich dążeniach solidarności Żydów, właśnie na bazie wspólnego zamieszkiwania na tej samej ziemi, ale nigdy się jej nie doczekali. Przez setki lat Żydzi korzystali z ochrony swojej egzystencji przez I Rzeczpospolitą i to w dużo większym zakresie niż gdziekolwiek indziej, mieli prawa i przywileje, Polacy i Litwini mieli podstawy, by oczekiwać od nich uczestnictwa w walce o niepodległość wspólnego państwa. Wyglądało to jednak tak, jakby w nocy wychodzili szukać słońca. Nie rozumieli, że tego, czego szukali - u Żydów znaleźć nie mogli. A było jeszcze gorzej.
Przykład Zelmana Sznejora, pierwszego rabina Litwy, który współpracował z carem Aleksandrem i stworzył szpiegowską siatkę śledzącą ruchy wojsk francuskich, czy postawa lwowskich Żydów, którzy po upadku Napoleona w kwietniu 1814 wznieśli z tej okazji bramę triumfalną i świętowali do białego rana, są więcej niż wymowne.
Biuro Kubiaka było częścią siatki rozciągające się na cały kraj. Byli tam wszyscy: politycy, wojskowi, gangsterzy (...) Gromadzili haki, informacje, tajne dokumenty. Były też materiały z operacji (...) "Hiacynt". Chodziło o materiały zbierane od 1987, jeszcze na polecenie Kiszczaka (...) Szukano haków na tych, którzy, w oparciu o różne dane rokowali, że za chwilę mogą odgrywać ważną rolę w sądownictwie, biznesie, show- biznesie, polityce, mediach, kościele itp. Celem działań było uzyskanie kompromitujących informacji stanowiących źródło nacisku i szantażu na tych ludzi. Udało się zgromadzić prawie jedenaście tysięcy teczek, z których największa i najważniejsza część po '89 zniknęła bez śladu. Wiedziano, że ocalały, bo były zbyt cenne (...) Materiały te stały się później kamieniem węgielnym wielu karier i do dziś stanowią zabezpieczenie status Quo w polityce, biznesie i wielu innych dziedzinach życia (...).
Zacznijmy od tego, że polskie żydostwo jako zjawisko socjologiczno-historyczne stanowiło ewenement w skali świata. Osiedlając się w Polsce, Żydzi mieli zachowaną tradycję historyczną i zbiorową pamięć o własnym państwie oraz żydowskich władcach, mieli własne religię, język i pismo, mieli tradycję i kulturę - to, czego nie mieli, to ochota na asymilację z Polakami. Przyjeżdżali tu, by żyć - ale nie współżyć, w sensie społecznym, z miejscowymi. Światy polski i żydowski, mimo terytorialnego współistnienia, to były światy równoległe. I tak rodziły się getta - nie były to jednak miejsca, jak błędnie sądzi dziś wielu, w których Żydów zamykano, a enklawy, w których to Żydzi sami odgradzali się od gojów.
Mieszkający w Polsce Żydzi nigdy, przenigdy nie identyfikowali się z Polską. Mieszkali tu, to było miejsce ich pobytu, ale kompletnie nie interesowały ich polskie kultura, historia czy nawet język, do nauki podchodzili bardzo niechętnie, co wynikało z tradycji historycznej. Wyjaśnił to profesor Chone Szmeruk: „Jeśli już mówiący w jidysz Żydzi znali język sąsiadów, czyli Niemców - jidysz to język powstały na kanwie starogermańskiego dialektu i języka polskiego - to jednocześnie nie znali i nie chcieli znać alfabetu łacińskiego, bo kojarzył im się po prostu z chrześcijaństwem".
Żydzi polscy, choć od wieków tu mieszkali, nie myśleli o Polsce jak człowiek myśli o ojczyźnie, za wolność której, jeśli trzeba, warto oddać życie. Mieli mocno wpajaną przez religię świadomość przynależności do narodu wybranego i mieli własną historię - i własną ojczyznę: mityczny Izrael. Dla nich Polska oznaczała tylko Polin - miejsce tymczasowe. Nic trwałego.
[…]
W 1939 bramami z kwiatów witali Sowietów i przez długi czas mieli całkiem sporo sympatii do Niemców - rzecz, która wydaje się dziś nieprawdopodobna, a jest po prostu prawdziwa i której ślady można znaleźć w żydowskich pamiętnikach i kronikach. To dlatego tak wielu z nich nie chce, a nawet nie pozwala tłumaczyć z żydowskiego.
Mam nadzieję, że doświadczą, jak piękny jest świat, że zobaczą zachwycające rzeczy, że poczują niezwykłe emocje, poznają najróżniejszych ludzi, że będą dumne ze swojego życia, a jeśli nie, że zawsze znajdą w sobie siłę, by zacząć od nowa. Mimo wszystko, mam nadzieję.
... wszystkie bitwy naszego życia, zwłaszcza te przegrane, są po coś, czegoś nas mają nauczyć: w życiu nie ma przypadków.