cytaty z książek autora "Mariusz Maślanka"
Narodziłem się po raz wtóry. No, może nie ja, ale moja nadzieja. Ona rodziła się już we mnie wiele razy. Umiałem żyć tylko nią. Że coś. Że gdzieś. Że kiedyś. Że ktoś.
Bo ja codziennie wierzę, że jutro będzie lepiej.
Na pewno.
Bo jutro na pewno stanie się coś dobrego.
Trzeba tylko przetrzymać dziś. I to nic, że najczęściej jutro nie było lepiej i jutro zamieniało się w kolejne jutro.
Ale ja wiem, że kiedyś na pewno nastąpi to lepsze jutro.
Trzeba tylko poczekać.
Jak się czyta, to się nie myśli o sobie, tylko się wchodzi w inne światy, a w którymś z tych światów można znaleźć zgubionego siebie
(...) życie to tęsknota za czymś, co trudno nazwać, Jakieś niezrozumiałe szepty i krzyki, które trzeba odczytać lub nadać im nowe znaczenia. I mieć też przyczajony cel i czekać na impuls. I być cierpliwym.
Życie to kłamstwo i nie wiadomo, gdzie jesteśmy. Może w jakiejś książce, ale ja nie wiem której. Zgubiłam ją. Ale wiem, że gdzieś tam jest o mnie dużo liter, bo ja cała jestem z liter.
Pewnego dnia ojciec z synem wybrali się na targ do miasta. Ojciec wsiadł na osła, a syn szedł obok niego. Szli przez pustynię. Gdy weszli do miasta, słyszeli, jak ludzie mówili: „Patrzcie, jaki ojciec? Syn idzie, a on jedzie sobie na ośle”. Ojciec zsiadł z osła i na osła wsiadł syn. I wtedy słyszeli, jak inni ludzie mówili: ”Patrzcie, jaki syn? Ojciec idzie, a on jedzie sobie na ośle”. Wtedy syn zsiadł z osła i prowadził go za sobą. I zobaczyli to inni ludzie i powiedzieli: ”Patrzcie, jacy głupcy? Mają osła i nie jadą na nim, tylko prowadzą go za sobą”. Wtedy ojciec z synem wzięli osła i zaczęli go nieść. Zobaczyli to inni ludzie i powiedzieli: „Patrzcie, jacy głupcy? Mają osła i nie jadą na nim, tylko go niosą”. Ojciec z synem postawili osła na ziemi, po czym wsiedli na niego razem i ruszyli. Zobaczyli to obrońcy praw zwierząt i powiedzieli: „Co za głupcy? We dwóch jadą na ośle. Zamęczą osła. Trzeba coś zrobić, żeby pomóc temu biednemu zwierzęciu".
I gdybym chciał się przypodobać wszystkim ludziom, to bym chyba zwariował.
W zgubieniu widzi się najwięcej, nic nie jest zaplanowane, wszystko jest przypadkowe i wtedy ogarnia nas największy zachwyt.
Zawsze wierzyłem, że na tym świecie jest na pewno choć jedna osoba, która mnie zrozumie bez słów. Trzeba tylko być cierpliwym i czekać, by na siebie wpaść. A że po drodze mogę się ubrudzić i upodlić, wyrzygać siebie tysiąc razy i mogę paść, nie wpadłszy na tego kogoś, to nic, świat jest wielki, ale liczy się wiara i nadzieja, liczy się cel, który zawsze jest przyczajony i czujny jak dzikie zwierzę gotowe do skoku.
Raj jest tam, gdzie miłe człowiekowi rzeczy i chwile.
Czasem zdarza się, że w czyimś życiu nagle dzieją się tak straszne rzeczy, że od nich można zasnąć na jawie albo w cieple zamarznąć
Mój świat się bardzo skurczył. Skurczył się do takich rozmiarów, że mogłem się spokojnie zamknąć w sobie.
Nigdy nie decyduj o życiu, kiedy będziesz miał osiemnaście czy dwadzieścia lat. Bo dopiero później zaczyna się widzieć i rozumieć wiele rzeczy, ale jak masz dzieci, już jest za późno, bo o całym życiu zdecydowało się w chwili, kiedy myślało się, że o życiu wie się wszystko, a tak naprawdę nie wiedziało się nic.
W sercu odczuwałem pustkę i zimno. Coś mną od środka trzęsło. Coś się we mnie tłukło. Chciałem gdzieś biec. Byle gdzie, byle tylko biec. Poczuć na twarzy wiatr i pęd powietrza, bo wewnątrz mnie to już szalały wichury.
Życie w moim domu jest jak wieloetapowy wyścig kolarski i dzieli się na etapy nizinne i górskie.
Bo skąd ktoś może wiedzieć, jak ja się czuję? Kim jestem? Kogo mam? Że będę kimś. Że mam cel. Dlaczego nie może patrzeć na mnie jak na kogoś normalnego? Dlaczego swoimi oczami musi mi wmawiać, że jest tak, jak myśli, a nie inaczej? I dlaczego Ci ludzie nie mają wyobraźni? Dlaczego nie przyjdzie im do głowy, że na swój sposób mogę być szczęśliwy?
Ale byłem, jak stonoga, która rozmyślając o tym, którą nogą ma ruszyć, stoi w miejscu.
Kładłem sie pod kołdrę,a samotność mnie rozciągała.Zasypialiśmy złączeni,czasem sie pociłem.Ale czasem robiła sie nieznośna,myśli stawały sie niespokojne,więc zdradzałem ja z nadzieją oraz złudzeniem.
Bo wiadomo: im więcej wina,tym więcej pięknych kobiet;i im wiecej wina tym więcej przystojnych mężczyzn.Wtedy o bliskość na chwile nie jest trudno.A wielkość tych przygód nie świadczy o powodzeniu,lecz raczej o życiowej porażce.
Ale moje kredki nie były zaczarowane, bo to, co się nimi narysowało, nie ożywało.
Wpatrywałem się w rysunek zrobiony zwykłymi kredkami, zaklinałem go, ale nic.
Nic, tylko kolory.
Dużo błękitu i zieleni.
Wszystko zawieszone w przestrzeni.
Ogromnej przestrzeni.
Przestrzeni tak ogromnej jak czysta i biała kartka papieru.
Więc wpatrywałem się w tę przestrzeń i marzyłem o zaczarowanym ołówku.
I odlatywałem do innego świata.
I wyobrażałem sobie, że życie to jakaś tajemna gra.
Że ja jestem w tej grze główną postacią.
Że ktoś ze mną gra.
Że ktoś patrzy na mnie i czeka, co zrobię.
Że tam, gdzie mnie nie ma, ludzie stoją w miejscu.
Że są pionkami w wielkiej grze, w którą ktoś ze mną gra.
Że kiedy ja się pojawiam w danym miejscu, to ludzie, którzy tam byli, nagle ożywają,a ten ktoś, kto ze mną gra, patrzy, co zrobię.
Tak właśnie sobie wyobrażałem.
Ale nie mówiłem o tym nikomu, bo podejrzewałem, że ktoś, kto ze mną gra, na pewno ma wśród ludzi szpiegów i gdy komuś o tym powiem, wtedy gracz odkryje, że go rozszyfrowałem i wymyśli mi jeszcze gorszą grę.
Więc wolałem udawać głupiego, że nic nie wiem.
I czekałem, co będzie dalej.
I czekam nadal.
I wyobrażałem sobie, że życie to jakaś tajemna gra. Że ja jestem w tej grze główną postacią. Że ktoś ze mną gra. Że ktoś patrzy na mnie i czeka, co zrobię. Że tam, gdzie mnie nie ma, ludzie stoją w miejscu. Że są pionkami w wielkiej grze, w którą ktoś z mną gra. Że kiedy ja się pojawiam w danym miejscu, to ludzie, którzy tam byli, nagle ożywiają, a ten ktoś, kto ze mną gra, patrzy co zrobię. Tak właśnie sobie wyobrażałem. Ale nie mówiłem o tym nikomu, bo podejrzewałem, że ktoś, kto ze mną gra, na pewno ma wśród ludzi szpiegów i gdy komuś o tym powiem, wtedy gracz odkryje, że go rozszyfrowałem i wymyśli mi jeszcze gorszą grę. Więc wolałem udawać głupiego, że nic nie wiem.
Nic nie ryzykujemy, bo nic nie mamy. Ale z niczego możemy mieć "coś".
W emocjach gdzieś odpłynąłem i zatopiłem się we łzach. Jednak łzy nie spływały mi po policzkach, tylko jakby do wewnątrz. Byłem głuchy i nieobecny jak kamień, a łzy drążyły mnie od środka i chciały rozsadzić.
Zrozumiałem, że każdy ma swój język i swoje intymne słowniki. I zrozumiałem też, że czasem zdarza się, że w czyimś życiu nagle dzieją się tak straszne rzeczy, że od nich można zasnąć na jawie lub w ciepłe zamarznąć.
Bardzo rzadko w swojej samotni się nudziłem, a jeśli nie mogłem czytać i było mi źle, to zwijałem się w kłębek, zamykałem oczy i wyobrażałem sobie miejsca, w których kiedyś będę. Wyobrażałem sobie także miłość i zanurzenie się w nią we wszystkich możliwych konfiguracjach, kolorach, melodiach.
Ja jestem zwykłym śmiertelnikiem bez konserwantów i polepszaczy.
Ciągle myślę, jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy dojedziemy tam, gdzie mamy dojechać. Ciekawość potwornie mnie zżera. Robię się mniejszy i mniejszy. Jeszcze jestem, ale ciekawość niedługo mnie pożre. Nie będzie mnie. Dojedźmy już tam, gdzie mamy dojechać!
Rozglądam się wokół siebie i zaczynam bać się duchów, a po moim ciele przebiegają sobie spokojnie i powolutku dreszcze. Kurde! Musieliśmy z Marcinem przed chwilą rozmawiać o duchach? Cholera wie, czy istnieją, ale na wszelki wypadek lepiej się ich bać.
No i ukonczyłem szkołę podstawową i zarazem zdobyłem jakieś tam przyuczenie do zawodu ślusarza, ale nic nie umiem, bo przez całe dwa lata uczyłem się na zajęciach praktycznych, jak unikać zajęć praktycznych. Robiłem to w ten sposób, że przynosiłem zwolnienia lekarskie i byłem wolny, i mogłem sobie iść, gdzie mi się podobało. Toteż szedłem, gdzie mi się podobało, czyli do biblioteki.
Czy kobieta to jakiś koń wyścigowy? Albo jałóweczka, która potem ma się stać dojną krową? Jest wolną istotą i robi co jej się podoba.