cytaty z książki "Dziennik. Tom 2"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Inteligencja bez serca i moralności - wydaje mi się większym chamstwem niż serce i honor bez intelektualnego polotu.
Szczęśliwi ci, którym instynkt od razu wskazuje właściwą drogę, którzy nie widzą złych i dobrych stron każdej sprawy z tą samą jasnością.
Nie tylko miłość, ale przyjaźń, podziw, każde prawdziwe uczucie - żyje poezją, traci swą cenę, gdy tę poezję zbruka się, gdy ulotni się coś, co można by nazwać elegancją uczucia. Wszystkie istotne stosunki między ludźmi wymagają bezustannej czujności, aby tej elegancji nie naruszyć.
Niezapomniane, definitywnie najlepsze, co z ust jego wyszło, powiedzenie Anatola Mühlsteina: "Jak ktoś coś mówi na PANA TADEUSZA - to w mordę".
Szczęśliwe narody nie mają historii - to stara prawda. Ale nie mają również sztuki, która rodzi się w walce, w cierpieniu, w buncie.
Oświęcim, Buchenwald - to zbrodnia nie tylko Himmlerów, ale i sceptycznych Francuzów, zatykających uszy na głos cierpiących, i Anglików, dumnych ze swej Anglii, i wszystkich nas, którzy myśleliśmy, że załatwiamy nasze obowiązki myśląc tylko o sobie.
W polityce też nie ma próżni. Jeśli my czegoś nie zrobimy - inni zrobią zamiast nas coś, czego możemy potem żałować.
Ludzkość prosperuje w jednym z najfałszywszych złudzeń, że świat prowadzą ludzie mądrzy. Byłoby to niemożliwe choćby dlatego, że większość tej ludzkości to przeciętność - jeśli już nie ludzie głupi. Skoro mówimy z lekarzem np. o jakimś pisarzu - jest on przekonany, że ten pisarz jest dobrym pisarzem. My pisarze wiemy, że dobrych pisarzy jest może 10 procent, reszta to miernoty i idioci. Tak samo pisarz przypuszcza, że nie znany mu bliżej lekarz jest wziętym fachowcem - gdy najczęściej jest on miernotą. Jest to zdumiewające, że mimo tego świat wygląda, jak wygląda.
W "Buddenbrookach" jest scena, kiedy stary Tomasz na krótko przed śmiercią dostaje jakiegoś ataku (już nie pamiętam, co to było) i robiąc później rachunki ze sobą - uświadamia sobie, że zmarnował życie, że mógł je przeżyć piękniej i pożyteczniej. Postanawia więc, że schyłek życia spędzi inaczej, że choć przez te ostatnie lata będzie żył tak, jak był powinien. Po czym powraca do zdrowia, zapomina o wszystkim i umiera nic w sobie nie zmieniwszy. Nie pamiętam, abym czytał gdzie indziej coś podobnego. A przecież - to jest rewelacja o życiu większości ludzi. 90 procent ludzkości żyje tak właśnie jak Tomasz Buddenbrook.
Stawiać się w położenie innych - to by nam uniemożliwiło być sobą. A tylko wczuwając się w kogoś - można być sprawiedliwym. Dlatego nie ma prawie sprawiedliwych. Legendarny Jan Stanisławski mówił: "Po co ja mam być sprawiedliwy. Pan Bóg jest od tego, żeby był sprawiedliwy".
Włodzio Perzyński, który napisał w młodości dobry tom i który był dlatego świetnym komediopisarzem, że był poetą, powiedział mi kiedyś: "Powinno się napisać dwa tomy wierszy w życiu - jeden w młodości - a drugi przed śmiercią". To prawda. Bo poezja - to albo marzenia i nadzieja, albo wspomnienia i zawody.
Moi rodzice zawsze zabierali na wakacje razem z nami któregoś z najbiedniejszych kolegów moich lub Zygmunta, którzy mieli wszystko to, co my, a poza tym odbierali jeszcze od rodziców specjalne pochwały, bo byli to zwykle najlepsi uczniowie. Widać jednak - przyjmować coś jest to największe upokorzenie. Było ono prawie nieszczęściem tych chłopców, którzy zawsze byli skwaszeni, jakby wszystkiego im było mało. Komunizm ma najmocniejszy fundament w tym kompleksie.
Roman Maciejewski, który spędził parę lat w Szwecji, opowiada o cudach opieki społecznej w tym kraju. Każdy obywatel po 60 roku życia dostaje emeryturę rządową - pomoc lekarska i lekarstwa są darmowe. Można by pomyśleć: raj na ziemi. Tymczasem Szwecja to kraj prawie bez słońca i owi syci, darmo leczeni, pewni przyszłości Szwedzi są najstraszliwszymi neurastenikami i narodem, jeśli tak można powiedzieć, urodzonych samobójców. Poza tym zaś cierpią na najcięższą chorobę ludzi sytych i materialnie szczęśliwych: na nudę. Gdyby były jakieś "happymetry", przyrządy do badania szczęścia, kto wie, czy przedwojenni gazeciarze warszawscy nie okazaliby się szczęśliwsi od zamożnych panów ze Sztokholmu.
Kiedyś, a raczej przeszło dwadzieścia pięć lat temu, gdym rozmawiał we Florencji z Robertem Passoglią o Sienkiewiczu i usiłowałem go broni, gdyż była wtedy moda, aby mówić o nim lekko - dowiedziałem się, że był on polskim Manzonim, co wydało mi się wtedy w ustach Passoglii raczej przyganą. W niedzielę na farmie u Kisterów - Cezare Lombroso, Radica i młody dr Morrow mówili o Manzonim z entuzjazmem, porównując go z Tołstojem. Czyż to możliwe, żeby nie było żadnej poważnej międzynarodowej hierarchii literackiej, że naraz taki Manzoni jest znany tylko przez rodaków i specjalistów - a o Tołstoju wiedzą wszystkie sekretarki w Nowym Jorku. Przeczytać koniecznie "I promessi sposi" - to podobne najlepsze, co Manzoni napisał. Ale po jakiemu to czytać i co to da w przekładzie.