cytaty z książek autora "Filip Zając"
Światu potrzebni są przedsiębiorcy, pieniądze i hierarchia. Ludzie dzielą się na dwa rodzaje. Na tych, którzy potrafią myśleć i ryzykować, oraz na tych, którzy potrafią słuchać i wykonywać polecenia.
Nie istnieje dobro ani zło, jeżeli sami personalnie nie nadamy im znaczenia.
Mamy tu centrum żywienia pod złotymi łukami, zaraz naprzeciwko pręgierza. Zderzenie przeszłości i teraźniejszości. Zestawienie miejsca średniowiecznej kaźni ku uciesze gawiedzi i współczesnego miejsca obżarstwa. – Tu przerwał, by wciągnąć nieco dymu. – Również ku uciesze gawiedzi. Dwa końce, a kij jakby ten sam.
Wiedza, że każda bliska nam osoba musi zginąć, jest co najmniej bolesna, napawająca lękiem. W takim wypadku miłość staje się niczym więcej, jak tylko udręką, której kres nadchodzi dopiero w momencie, gdy i nasze własne życie dobiega końca.
Nie ma lepszej przyprawy do życia, niż obcowanie ze śmiercią. Wyostrza zmysły. Podkreślając kruchość i wątłość ludzkiego bytowania, staje się błogosławieństwem, które pcha człowieka na złamanie karku. Zmusza do walki z nieuchronnym losem. Z nią każdy poranek jest zwycięstwem, bez niej: kolejnym zwykłym widokiem, jakich będzie jeszcze niezliczenie wiele.
Oskar gdy się ocknął jego głowa spoczywała na udach wcześniej napastowanej dziewczyny.
- Wstawaj – powiedział do niego facet w czarnej koszuli (wybawca damy w opresji) i podał mu dłoń.
Gdy znajdował się już w pionie zaczepiła go szatynka stojąca obok.
- Oj dałeś ciała chłopaczku.
- Nom… Trochę mnie obili. – Odparł Oskar, który wciąż jeszcze był lekko zaćmiony.
- Nie to miałam na myśli! Berenice już miała ci robić usta-usta!
Ruda dziewczyna się zarumieniła.
- Uch! NICOL! – Wystrzeliła z klęczek w jej kierunku z pazurami gotowymi do ataku.
- Stop! Dziewczyny! – Uspokoił je facet w czerni.
- Zostawcie ją!
Zakrzyknął robiąc groźną minę.
- Szczym ryj – odpowiedział jeden z napastników. Po czym obracając się wymierzył zamaszysty cios wprost w skroń Oskara.
Naszego bohatera od siedmiu boleści siła uderzenia powaliła na kolana. Zamroczony zdążył jeszcze wydusić z siebie:
- Dziękuję, dobranoc.
Lecz następną rzeczą jaką dostrzegł był biały przód tenisówki zmierzający w kierunku jego twarzy. Potem stracił przytomność...
Mimo że uświadamiałem sobie, jak podłe jest życie, że nasza kultura gnije i pożera samą siebie, nie chciałem się ogłupiać. Nie szukałem ucieczki. Pragnąłem upadku dziś, by jutro cierpieć, a pojutrze żyć w nowym, lepszym świecie. Niszczyć, by budować na nowo. Bo tylko wtedy będzie miejsce na nową budowlę.
Wszak wiedza, że każda bliska nam osoba musi zginąć, jest co najmniej bolesna, napawająca lękiem. W takim wypadku miłość staje się niczym więcej, jak tylko udręką, której kres nadchodzi dopiero w momencie, gdy i nasze własne życie dobiega końca.
Owszem, czasem wszystkich nas los wgniata w ziemię. Lecz pokładanie nadziei, że miłość zaleczy rany, które odnieśliśmy, jest co najmniej beznadziejnym powodem do miłości. Zamiast smęcić, zadręczać się, każdy powinien się zaangażować w coś nowego, coś w czym można odnieść sukces i zająć myśli. Dla samego stawiania oporu. Dla walki przeciwko smutkowi i śmierci. Zróbmy mały eksperyment, panie Draculo, dobrze?
Ty się boisz klęski! Ja uważam, że jest nam potrzebna. Upadek zmusza do powstania. Upodlenie wzbudza w człowieku chęć uwznioślenia. Trzeba być biednym, by marzyć o bogactwie. Trzeba umierać, by marzyć o życiu. Od marzeń już niedaleko do tworzenia planów. Od planów do działania. Od działania do ziszczenia.
Każdy ma swoją prawdziwą osobowość, która go rzeczywiście definiuje, a której nie może pokazać światu, bo byłoby to źle przyjęte lub nieakceptowane.
No cóż, takie jest życie. Upadamy i wznosimy się. Za każdym jednak razem wchodzimy wyżej. W końcu dobijemy się do celu...