cytaty z książki "Obok Julii"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ale pragnienie śmierci ze śmiercią nic nie ma wspólnego. Ona nie przychodzi dlatego, że jej pragniemy. Odwrotnie - zjawia się, gdy pociąga nas życie i jego atrakcje.
Nie znali zalet mizantropii, wśród których główna to niewinność.
Trzymałem się zasady, by nie palić na czczo, lecz bywały dni, kiedy ją unieważniałem.
Mój pesymizm osiągnął wartość krytyczną i wprawdzie na przeciwnej krawędzi równoważni rozpanoszone we przyjemności i zdumiewające piękno świata trzymały mnie przy ziemi, to przez skórę czułem, że długo to już nie potrwa.
Ludzie nie lubią mieć do czynienia z kimś, kto upada, bo u w jego upadku jest niepewność co do własnego trwania.
Któregoś czerwcowego przedpołudnia, gdy usiedliśmy z wilczycą w cieniu skarpy z dalekim widokiem na cerkwie i kościoły Drohiczyna, jastrzębie zaatakowały wilgę próbującą odciągnąć je od gniazda, jak sądzę, i usłyszałem przejmujący krzyk mordowanego ptaka. Poczułem apokaliptyczną wręcz tragedię, jakiej przed sekundą nic jeszcze nie zapowiadało, i przyszło mi do głowy, że w pięknie, którym się tak cieszę, jest coś diabelskiego, że być może istnieje ono po to, by znieczulić nasz ból związany z okrucieństwem egzystencji, i że służy złej sprawie. Że ten cud ma swoją cenę.
Sprawy przybierają zły obrót jeżeli nie rozwiążemy ich natychmiast, bo wymagają namysłu. Jeżeli nic nie przychodzi nam do głowy i wpadamy w panikę, to po nas.
Śmierć sumienia nie ma, ale ma poczucie formy; jeżeli nie musi, to się nie czepia.
Inteligencja to stan, przed jakim trzeba się mieć na baczności.
(...) przyszło mi do głowy, że w pięknie, którym się tak cieszę, jest coś diabelskiego, że być może istnieje ono po to, by znieczulić nasz ból związany z okrucieństwem egzystencji, i że służy złej sprawie.
Wywinę się życiu, jakie znają moje i nie moje strony, by zakotwiczyć w dziwactwach, mizantropii, biorącej się z tego wyższości, we wszystkim, czym gardzi norma, czemu nie ufa zasada, przed czym wieje porządek.
Śmierć dopada nas wszędzie. Nie ma miejsc od niej wolnych, ale powiedzmy, że szkoła należy do najmniej podejrzanych o związki z tą nieuchronnością.
Szósta rano to koszmarna godzina od października do kwietnia; sierpniowego dnia, który nie ma w planach żadnego załamania, żadnej zdrady w postaci deszczu lub trwałego zachmurzenia, jest równie przyjemna jak pozostałe.
Być wolnym od straty to wzbudzić zazdrość tylko nieco mniej jadowitą od tej, jaka asystowała powodzeniu.
Co to jest starość? – zapytałem wiele lat temu inżyniera, gdy już ją poznał.
– To brak przyjemności – odpowiedział.
Już wtedy nie znosiłem tego noworocznego obowiązku, tej idiotycznej radości z tego, że o rok bliżej nam do mety. Zawsze niezbyt schłodzonego bułgarskiego lub rumuńskiego szampana i obłudnych, a niechby i z serca płynących, życzeń, tego przekonania, że to, co nadejdzie, lepsze będzie od tego, co było.
Dobrze znoszę zimno u progu wiosny w przeciwieństwie do zimna w listopadzie lub grudniu.
Mężczyzna obejść się może bez wszystkiego z pieniędzmi i kobietami włącznie, lecz braku kumpli nie przeżyje, tego stanu, który nie zależy od pogody, dnia tygodnia, pory roku, gwiezdnych konstelacji i lat, które biorą nas w posiadanie.
Od najwcześniejszego dzieciństwa zamieszany byłem w starość. Chylące się ku ziemi ciała, powolniejący krok, niedokończone gesty, załzawione oczy i bezradniejące twarze, stan zagubienia w oswojonej przecież przestrzeni, niechęć do wymiany najpierw zdań, a potem myśli, zgoda na wszelką abdykację, kruchość zdychającego ptaka, który potrzepocze się nam w rękach i rozpadnie, to była norma, nie ewenement”.
Nikt nikomu, ma się rozumieć, dobrze nie życzył, codzienność rozjaśniała nadzieja na sąsiedzką chorobę, kalectwo i związane z tym upokorzenia, na dostrzegalną zapowiedź śmierci, na małżeńskie lub narzeczeńskie zdrady, ostatecznie na zawodowe niepowodzenia, mówiąc najogólniej, na stratę, od której nikt nie powinien być wolny. Być wolnym od straty to wzbudzić zazdrość tylko nieco mniej jadowitą od tej, jaka asystowała powodzeniu”.
Jak się nie jest przygotowanym na normalne życie,to trzeba być przygotowanym na jego wynaturzenia.
Poranek to nie jest dobra pora na śmierć. Choć nic o śmierci nie wiemy, to dajemy jej prawo do pewnych pór roku, miesięcy, dni, a nawet godzin.
Śmierć w listopadzie jest do przyjęcia, wobec śmierci w maju, czerwcu lub lipcu podnosimy bunt.
Śmierć po południu, wieczorem lub w nocy jest w stanie wynegocjować naszą zgodę, grudniowy, przejmujący zimnem, ciemnością i najgorszymi myślami świt, kiedy do dnia jest tak bardzo daleko, znieczula w nas żal za życiem, depresyjnością i brakiem perspektyw.
Ale jeśli dożyjemy poranka, to chcemy się dowiedzieć, w co on ma zamiar przejść i jaki będzie dzień, który nam szykuje. Godzimy się na śmierć, ale nie na jej kaprysy. Skoro nie wykończyła nas noc i nie zabił świt, który ze swej natury to lubi, to czemu miałby skończyć z nami poranek mało mający wspólnego z tą robotą.
O poranku się nie umiera.
Psuło to i tak względną przyjemność poranka, lecz moja niechęć do codziennych, drobnych nieodzowności, niemająca zbyt wiele wspólnego z lenistwem lub abnegacją, zapowiadała starość, jakiej za nic nie chciałem doczekać.
(...) magia świata uruchamia się tylko w złych sprawach i (...) pojawia się tylko tam, gdzie jest szalbierstwo, zdrada, brutalność, a brak miłosierdzia.
Życie nas wycenia. Jeżeli w skali od jednego do dziesięciu dostaniemy pięć, możemy być zadowoleni. Ja dostałem więcej i będę musiał za to zapłacić, gdyż życie wyceniło mnie ponad moją wartość.
Co to jest starość? - zapytałem wiele lat temu inżyniera, gdy już ją poznał. To brak przyjemności - odpowiedział. Nie uwierzyłem mu. Jak każdy, młody jeszcze, dureń.
(…) złe myśli podsuwa nam obecność innych, ale najgorsze – ich brak.