cytaty z książki "Pasja według św. Hanki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tęsknota to jest słowo na Ż:/ Żaży się, żagwi, żałuje, żebrze./ Tęsknota to jest słowo na B:/ Boli, blisko, bardzo, beznadziejnie, bez końca./ Tęsknota to jest słowo na T:/ Ty.
Opiekuńczość mężczyzny wyzwala we mnie wielkie wzruszenie, które bardzo łatwo zamienia się w zauroczenie. Nie daj Boże odda mi on swój sweter, czapkę na uszy naciągnie, dłonie w dłoni ogrzeje! Nie daj Boże się zatroska, czy aby jadłam śniadanie, albo się bólem głowy zatrwoży! O, wtedy przepadłam!
Potrzebuję adresata, aby być. Bo naprawdę mocno być można tylko wobec kogoś(...). To inni nadają nam kształt. To dla nich trzymamy formę. Dlatego samotność bywa tak zabójcza. Dlatego ludzie trwają w złych związkach tak długo jak się da, aż z nich samo nie oblezie to obce ciało - partnera, który jest może najgorszy z możliwych, ale jest. Bo jak to tak - odejść do NIKOGO? Rozpadu się boimy, dezintegracji osobowości, bezimienności. Chyba że ktoś lub coś nas wyrwie, wyzwoli, na nowo stworzy.
Każdy jest zdolny jakoś kochać, choćby raz. Ale tylko wyjątkowi mężczyźni potrafią wielbić. Oni obdarowują swoją kobietę dzień po dniu jej własną siłą, jej własną urodą, ubierają ją i budują od środka, uzupełniając wszystko, o czym zapomniał Stwórca w nawale pracy.
Nie chce mi się z nikim rozmawiać. Nie czuję żadnych więzi społecznych. Ktoś mnie zagaduje, a ja wiem, co powinnam odpowiedzieć, co mogłabym, ale nie ma we mnie komunikacyjnej energii. Milczę więc albo używam słownej pieczątki, jakiegoś banalnego wyrażenia, stałego związku frazeologicznego, by zachować pozory dialogu.
Ze mną tak zawsze, teraźniejszość odurza mnie jak narkotyk. Poraża i obezwładnia. Nie umiem znaleźć właściwych słów, nie umiem przeżyć emocji we właściwym czasie, moje zmysły są znieczulone, a ja zagubiona w zgiełku biegnących sekund. Dopiero gdy to minie, zbieram się, jak po uderzeniu pioruna. I wtedy spokojnie mogę ocenić, co się naprawdę stało. I uwierzyć.
Życie jest po to, by je opowiadać (...). Kto skąpi siebie samego, nie mówi, co myśli, nie powierza skarbów swego ducha, nie dzieli tajemnic, nigdy nie ujrzy blasku w oczach bliźniego.
Można unikać miłości, ale nie można się od niej powstrzymać. Niech mi nikt nie mówi, że zakochał się bez pamięci, po czym wybił to sobie z głowy! W fazie zakochania niewiele zależy od postanowień. Możesz ustalić sam ze sobą, że sprawę ucinasz, a i tak nic nie zostaje ucięte, jesteś przywiązany niewidzialną liną, nawet jeśli uciekniesz, odlatując do obu ameryk jednocześnie! Bo ukochaną (ukochanego) masz w środku i wokół siebie.
(...) od dawna już nie staram się układać sobie życia, a tylko układać się z losem, gdy trzeba
Przyszliśmy nad morze, bo tu się czas zatrzymuje. Po to się przecież przychodzi nad morze; pod naporem wielkiej przestrzeni zegarki przestają działać, znikają kwadranse i godziny. Mamy wrażenie, że wyszliśmy ze swojego życia, zachowując jedynie podgląd długofalowych produkcji naszych losów.
Ten ból, który czuję wszędzie, we mnie, w tobie i za plecami na wodzie, ten ból mówi, że rozstanie jest jak śmierć, z której zmartwychwstaje się bez radości, ale się zmartwychwstaje.
Co z ciebie zostanie, gdy cię rozbiorę z mojej miłości? Jesteś moim wyobrażeniem, projekcją marzeń, piękny, dobry i mądry, ponieważ cię kocham.
Boję się zaufać miłości. Boję się zaufać miłości. Bo ona jest jak kwiatek maku, piękny, żywoczerwony w zbożu, kołyszący się w porozumieniu ze zwykłym wiatrem. Ale gdy tylko się go zerwie, gdy się go pozbawi kontekstu, pozostaje z niego wilgotna szmatka, zwiędła bibuła, która nie do wiary, że była kwiatem!
Czekanie to gęsta substancja, która oddziela nas od świata tak bardzo, że gdy wreszcie zjawia się ten oczekiwany ktoś, jesteśmy zaskoczeni!
Zakochany człowiek nie ma sumienia. Możesz mieć męża, żonę, dzieci, chorą matkę, debet w banku, czterdzieści lat, wszystko jedno. I tak dzielą cię od tego pradystans i lata gwiezdne. W dodatku masz tę absolutną pewność, jaką miewają prorocy, że wiesz, co robisz, i wszystko będzie, jak ma być. Jakbyś się sam ze sobą na dusze pozamieniał!
Oto kochasz bliźniego jak siebie samego i nie ma w tym ani miligrama hipokryzji. Tak go kochasz, że jakbyś miał pałac, to dałbyś mu pałac, a jakbyś nie miał nic, to dałbyś mu NIC. Mógłbyś się z nim na dusze pozamieniać, mógłbyś wpłynąć do jego krwi i się w niej rozpuścić!
...wtedy nie byłam w stanie pojąć czyjegoś bólu, bo co chwilę tonęłam we własnym.
Obecność wielkiej rzeki bardzo pomaga w miłości. W ogóle jakiegokolwiek żywiołu. Jeszcze lepsze jest morze albo mroczny las. Ale wystarczy też porządna ulewa czy solidna burza. Coś całościowego, co zagarnia, co jest silniejsze od nas, co nas skazuje na bycie razem i odgradza od reszty świata. Na przykład podczas jazdy autem w wielkiej ulewie następuje pełna integracja: oto jesteśmy jak ostatnia para ludzi na planecie Ziemia. W poczuciu misji, w obliczu końca świata. A cóż tą misją być może? Tylko miłosne zjednoczenie. Bo człowiek zakochany należy do żywiołu, nie do ludzkości.
Podam przykład ze świata zwierząt, co prawda skrajny. Ryby głębinowe z gatunku matronicowatych. Samiec i samica, gdy się wreszcie w odmętach odnajdą, nie chcą się rozstać już nigdy, bo bezdenna jest samotność na dnie oceanu...Samiec składa głęboki pocałunek na ciele samicy i tak już pozostaje. Wgryza się w nią i z nią zrasta. Jego układ krwionośny podłącza się do krwiobiegu wybranki serca i odtąd płynie w nich jedna krew. On patrzy na świat jej oczami (bo jego własne ulegają zanikowi) i karmi się jej pożywieniem, ponieważ nie ma już własnego żołądka. Są na zawsze razem, są jednym ciałem, jednym życiem. I z czasem - jedną śmiercią.
Każdy tak odmienny, że porównanie wypadało na korzyść ich obu.
Wiem, że to ja byłam zależna. To ja byłam na wózku. Mój dom był moim wózkiem, dzieci, brak pracy, brak pieniędzy latami, rola Matki Polki, którą pełniłam najpierw z entuzjazmem, potem z aprobatą, potem z niechęcią, żalem, złością, nienawiścią, rezygnacją. To wszystko było moje inwalidztwo.
Boję się wielkiej miłości tak samo, jak śmierci się boję. Obie są totalne, obie tak samo biorą wszystko.
Ja nie mam charakteru. Kiedy go miałam sobie wykształcić? U apodyktycznych rodziców? W domu wrzeszczącego Pawia? Byle spokój był - o to walczyłam, o chwilę ulgi od napięć. No i teraz mam - mam siebie jako istotę bezpostaciową, zdemobilizowaną, niezdecydowaną i autodestrukcyjną. Strzęp bolesny, śmieć płaczący.
Zawsze myślałam, że po czymś takim odchodzi się bez słowa na zawsze. Ja nie odeszłam. Jednak coś we mnie wtedy odeszło w głąb, ukryło się i nie powróciło już nigdy (...).
W amplitudzie od „nigdy” do „zawsze” huśta się miłość, piękny potwór.
Nie jestem winna. Nie jestem niewinna. Jestem poza kręgiem podejrzeń. Nikt mnie nie widział od środka. Ja sama tylko raz na jakiś czas miałam widzenia ze sobą uwięzioną w sobie.
To bardzo trudne kochać się z kimś przy użyciu kogoś innego.
Ja jestem bardzo północna. Chłodna. I całe życie z czułością pielęgnuję dystans.