cytaty z książki "Nieśmiertelność. Prometejski sen medycyny"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bo jest w nas muzyka. Zaczyna się z życiem, pierwszym uderzeniem serca. I z życiem się kończy. W zapisie nutowym - dwa tony, dwie pauzy o różnej długości. Tony nieco głuche: "bam, pam; bam, pam" U dziecka czasami ponadto niewinny ton trzeci. Dla dorosłego to zwiastun zła.
...są serca zbyt dobre, by pozwolić im umrzeć
Zmienia się wizja szpitala. Jeśliby oczyścić to słowo ze wszystkich nalotów i nawarstwień, jakie na nim przez wieki osiadły, to zostałby pierwowzór, abstrakcja: wydzielona, uzdrowicielska przestrzeń, w której chory spotyka się z lekarzem. To miejsc gościnne, ma to w swej nazwie (łac. hospitalitas - gościna). Mówiąc żartobliwie, szpital to wyłom w teorii Darwina, świat przyjazny, wyrosły z altruizmu, pozbawiony wrogości. Czy można więc winić lekarza, że iż w takim świecie niekiedy przetrzymuje chorego? Tak naprawdę po to, by zwolnić na chwilę tempo, złapać oddech.
I można śmiało powiedzieć, iż podczas gdy w skali wszechświata żyjemy w czasie po Wielkim Wybuchu (Big Bang), to na naszej planecie czas znaczy eksplozja medycyny.
Chore serce przestaje bić miarowo, w takt metronomu. Słychać potknięcia, jak w tańcu; to extasy-stole. W innej piersi serce w jeden dzień przyspiesza jak burza, a w drugi - wyhamowuje aż do omdlenia. Tak daje znać o swej chorobie skupisko komórek, które dyktuje cały rytm - rozrusznik, peace-maker. Kiedy indziej wiodący rytm zanika; nastaje chaos. To migotanie przedsionków, w którym żaden czas skurczu serca nie jest taki sam.
Paracelsus głosił, iż ciało nasze to laboratorium alchemiczne. Mieszka w nas mały alchemik, archeus, który oddziela w pokarmach to, co nas żywi, od tego, co bezużyteczne, a nawet szkodliwe. To była operująca w nas alchemiczna moc. Bo wszak "nie musimy jeść włosów, by wyrosła nam broda". I nie byłby sam alchemikiem najwyższych lotów, jeśliby w przemianie chleba w ciało nie dostrzegał znaku boskiego. Gdy jednak archeus sie mylił, rozwijała się choroba. Mikrokosmos przestawał być odbiciem makrokosmosu, nie współbrzmiał z nim w harmonii. W muzykę świata, łączącą wszystko z wszystkim w jedną symfonię, wdzierał sie dysonans.
Światopogląd szamanów różny jest od obrazu świata czarowników i zaklinaczy, którzy próbują przeganiać złe duchy z chorych. Tylko szaman szedł za chorym tam, dokąd inni nie wyobrażali sobie nawet, że iść można. Wyrwany z rzeczywistości przez muzykę i halucynogeny, w ekstatycznym uniesieniu ruszał za duszą chorego do "tamtego świata". Wznosił się na jego kolejne poziomy, a dotarłszy do miejsca właściwego, składał dary i z duszą wracał na ziemię. Ten mit o człowieku udającym się samotnie w zaświaty, by odzyskać duszę chorego, pozostaje piękną osnową medycyny.