cytaty z książki "Bóg, kasa i rock'n'roll"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Będę powtarzał do znudzenia, iż prędzej czy później pokaleczy się każdy, kto nie rozumie, że zasadą całego tego świata jest miłość...
(...) post nie ma sensu, jeśli nie łączy się też z modlitwą i jałmużną. Post bez modlitwy to dieta, modlitwa bez postu
i bez jałmużny to psychologia, a jałmużna bez tamtych dwu to
działalność charytatywna, a nie miłosierdzie.
Jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś o sobie i o świecie, to - paradosksalnie - powinieneś iść nie do maista, ale na pustynię. Kiedy człowiek skonfrontuje się z pustką, dokładnie widzi co ma w środku...
Bóg jest dobrem, które każdy okruch dobra w tym świecie rozpozna jako część siebie, jako swoje. Dlatego też na przykład mocno wierzę, że wszystkie zwierzęta, które dały nam w życiu choć odrobinę dobra, zmartwychwstaną wraz z nami. Ze względu na nas. To moja myśl ocala mojego psa od wiecznego nieistnienia. Mogę być jego panem nawet po śmierci. Wszyscy zmarli opuszczą swe groby.
W chrześcijaństwie zaś nie chodzi o to, żeby wierzyć w Boga – szatan też w niego wierzy – lecz o to, by wierzyć Bogu (i stąd tak ważne jest to zdanie-program świętej Faustyny: „Jezu, ufam Tobie”)!
Nie zrozumiesz Kościoła, jeśli będziesz nań patrzył jak na punkt obsługi podróżnych, gdzie można się zdrzemnąć, gdy zmęczy nas trasa, wciągnąć na szybko duchową parówkę z keczupem, zatankować trochę optymizmu i mocy. I będziesz mi się skarżył, że pan przy dystrybutorze był wredny.Te wszystkie fajne rzeczy, które tu można dostać, to niejako efekty uboczne tego, że wchodząc w Kościół, musisz zdecydować się na wejście w relacje. Możesz wpadać do nas na niedzielne obiadki, a nawet zostać na makowcu, nic jednak nie zrozumiesz z tego, co się tu dzieje, jeśli nie zaczniesz być częścią rodziny.
Wbito nam do głowy, że żeby uwierzyć, musimy zrozumieć, podczas gdy tak naprawdę jest odwrotnie – żeby zrozumieć, musimy uwierzyć. Powtarzałem to już wielokrotnie, ale chyba trzeba o tym mówić do znudzenia: chrześcijaństwo jest relacją z osobowym Bogiem przeżywaną we wspólnocie.
W ludziach jest dziś nieprawdopodobne lenistwo: idą do kościoła, słuchają kazania, które jest nędzne, i następnym ich krokiem jest porzucenie Kościoła, bo on nie zaspokaja żadnych ich potrzeb.
(...) współczesny Polak, gdy załatwia codzienne sprawy, jest jak skrzyżowanie husarii z topornikami Bolesława Chrobrego, wszystko jest w stanie wywalczyć, rozwalić, będzie się targował o każde pięć złotych, każdemu zrobi awanturę i tak dalej. Jednak gdy znajdzie się w kościele, zmienia się w pisklątko, które ma otwarty dziób i krzyczy: „Tata, daj”.
Ktoś spostrzegawczy powiedział, że Radio Maryja ma tyle wspólnego z katolickim głosem w naszych domach co „Trybuna Ludu” z ludem.
Najważniejsze jest to, byśmy dali sobie szansę, traktowali się z wyrozumiałością i cierpliwością, bo każdy z nas ma, kurczę, jakieś wady! Jeśli oczekujesz higieny i piękna w Kościele, to ci takie miejsce znajdę. Jeżeli chcesz cudownego duchowego doradcy, drugiej Matki Teresy, wybitnego intelektualisty, to ci wszystkich tych ludzi znajdę. Natomiast nie zagwarantuję ci nigdy tego, że w tym Kościele nie spotkasz również człowieka, który jest chamem, prostakiem czy pijakiem. I to też będzie twój brat, niestety.
To jest polska specyfika. Nie umiemy rozmawiać o kwestiach wiary inaczej niż na zasadzie: ten mi się podoba, a ten mi się nie podoba. Nie umiemy wznieść się ponad uliczny sentymentalizm: to czuję, a tego nie czuję. Jesteśmy zwyczajnie niedouczeni.
Człowiek, który w swoich oczach jest jedynym punktem odniesienia dla calego wszechświata, jest kosmicznym głupkiem...
Mówię tylko o tym, że każdą udrękę człowiek jest w stanie sobie jakoś zracjonalizować choćby po to, żeby przetrwać. Ewentualnie uciec w surrealizm, w smiech, będący często jedynym makijażem dla beznadziei...
wszędzie tam gdzie pojawia się myślenie: „Ofiary są konieczne”, kończy się człowieczeństwo.
(...) jesteś w Kościele, nie zgadzasz się z jakąś częścią jego nauczania? Zamiast się obrażać, powiedz: „To jest mój Kościół, ale czegoś w nim nie rozumiem. Spróbuję się dowiedzieć dlaczego. To jest mój dom, a nie jakieś atakujące mnie ciało obce. Pogadam ze spowiednikiem, umówię się z mądrymi ludźmi, których w Kościele nie brakuje. Poznam argumenty. Jeśli nawet dojdę do wniosku, że nadal istnieje protokół rozbieżności – będzie to decyzja świadoma, przegadana, przemyślana i przemodlona. Będę w sporze z Kościołem i z Bogiem, jednak nie będzie to spór wyniszczający, lecz otwarty na przyszłą komunikację – obie strony będą wiedziały, w czym się różnią i dlaczego”. Higieny w spieraniu się z Kościołem brakuje mi czasem jeszcze bardziej niż tego, by się ludzie z jego nauczaniem zgadzali.
Nigdy nie jest dobrym pomysłem siadanie do rozmowy z przekonaniem, że koniecznie musimy osiągnąć dogmatyczny kompromis. Więcej luzu. My jesteśmy tu, oni są tam. Możemy się szanować, ale nie musimy pozbawiać się czegoś, przystępując do dialogu. To do niczego nie prowadzi.
Jeśli masz wątpliwości że tam jest człowiek
Gdy kogoś naprawdę kochasz, upominasz go, spierasz się z nim, lecz ostatecznie nie zabronisz mu odejść.
Wchodząc w przestrzeń wiary, godzisz się na to, że tu rządzi inna matematyka. Ta, którą znasz, nie jest granicą świata. W Kościele doświadczasz dwóch rzeczywistości naraz: Boga, który jest całkowicie inny niż ty, a zarazem tak bliski, że już bliższy być nie może.
(...) przez całą historię ludzkości to, co stare, było cenne, patrząc wstecz, doszukiwano się mądrości. Od czasów rewolucji przemysłowej historia jest nieinteresująca, liczy się wyrażany w kategoriach postępu geometrycznego wzrost wszystkiego, co się da policzyć. Ma być więcej, szybciej, fajniej. Czasem skutkiem ubocznym takiego myślenia jest to, że ludzkość tworzy sobie problem, a następnie lekarstwo na ten problem. Z niego wyrasta kolejny problem, na który potrzebne jest kolejne lekarstwo. Historia jak z poprzedniej epoki, gdy tłumaczono nam, że w „komunizmie bohatersko walczymy z problemami nieznanymi w innych ustrojach”! Ja nie mówię, że należy siedzieć w miejscu. Mówię, że połówka banknotu, na której napisane jest „rozwój”, zyskuje realną siłą nabywczą, gdy sklei się ją z drugą z napisem „miłość”. Kto nam urządził cały ten kryzys ekonomiczny, jak nie panowie dążący do podkręcenia postępu
w bogaceniu się?
Czystość to uświadomienie sobie, że seks jest po to, żeby być dla kogoś darem, w całości - ciałem, duchem, wszystkim. Coś takiego ma miejsce tylko w rzeczywistości sakramentu.
Żeby zaczerpnąć z Jezusa, musisz Go najpierw uznać. To jest podstawowe, moim zdaniem, rozróżnienie pomiędzy idolem a Bogiem. Jeśli nauczysz się mądrze „obsługiwać” figurę idola, czegoś większego niż ty sam, może zdobyte narzędzia przydadzą ci się do odnalezienia prawdziwego Boga, jeśli wierzysz, że taki istnieje i chcesz go szukać.
Gdy Jezus przygotowywał ten Kościół, nie poszedł na uniwersytet i nie wziął prymusów. Wziął choleryków, kanciarzy, nadwrażliwca, byłą panią lekkich obyczajów i tak dalej. Pokazał, że w Kościele jest miejsce dla wszystkich, niektórzy pod wpływem łaski zmienią się wolniej, inni szybciej.
W końcu nawet Morrissey w jednej ze swoich najsłynniejszych piosenek śpiewa: ,,There is a light that never goes out". Gdzieś tam jest światło, które nigdy nie gaśnie.
Gdy Jezus przygotowywał ten Kościół, nie poszedł na uniwersytet i nie wziął prymusów. Wziął choleryków, kanciarzy, nadwrażliwca, byłą panią lekkich obyczajów i tak dalej. Pokazał, że w Kościele jest miejsce dla wszystkich, niektórzy pod wpływem łaski zmienią się wolniej, inni szybciej.
Ojciec Dyrektor nierzadko dobrze katechizuje ludzi w kwestiach zasadniczych, natomiast jego komentarze bieżące – od tych politycznych po te o dyktatorach mody, co każą przebierać się "kobitom” za parówki – są nie do przyjęcia.
Współczesne media chwilami przypominają mi terrorystów Al Kaidy. Niszcząc autorytety i podstawiając w ich miejsce sezonowe muppety, jak Lady Gaga, generują komunikat: „Nie ma dla nas świętości nie do obalenia, przed niczym się nie cofniemy, to my tak naprawdę rządzimy”.
(...) Władysław Bartoszewski zwrócił kiedyś uwagę, byśmy dali już sobie spokój z oczekiwaniem od Niemców, by wciąż w kontakcie z nami czuli wstyd za wojnę i wciąż nas przepraszali. Przeprosili już tyle razy, idźmy wreszcie do przodu. To już dawno nie są ci ludzie, to już dawno nie jest ten kraj.".
Ludzie - to zresztą żadna nowość, popatrz na (...) Izraelitów na pustyni - wcale nie chcą być wolni, chcą mieć poczucie bezpieczeństwa. Cisza i spokój bywają dla nich ważniejsze od sensu.