cytaty z książek autora "Grzegorz Kalinowski"
- Słuchaj no, Oluś, weź się w garść!
- Trzymam się, ale pomoże mi, jak rozwalę mu łeb, a pełną ulgę poczuję, jak ona do mnie wróci!
- A jak nie wróci?
- Wróci, bo mnie kocha, rozumiesz? Ko-cha, KO-CHA!
- Jak wróci, to ją kopnij w tyłek i niech idzie w kibinimatry.
- Ja jej wszystko wybaczam, ja wiem, że zbłądziła.
- Wypijmy za nas!
- Nie, wypijmy za nią! Za jej powrót!
- Dobra, za nią i za wszystkie inne rzeczy, bo kobieta to też rzecz - rzucił Heniek i patrzył, jak twarz jego kolegi od flaszki tężeje.
- Rzecz nabyta. Raz jest, a raz jej nie ma. Może i wróci, ale ja ci, Oluś radzę: wyglądasz mi na mądrego obrotnego chłopa przy kasie, więc znajdź sobie nową albo jeszcze lepiej: oszczędź nerwy i chodź na dziwki, bo póki będziesz miał pieniążki, to nigdy cię nie zdradzą.
- Słuchaj no - wycedził przez zęby Olek. - Tylko przez wzgląd na twoją matkę nieboszczkę i żałobę nie wypruję ci flaków.
Ostra jak brzytwa stal czyniła rzeczy nieodwracalne.
Z nierozwartości to ja umiałemem leczyć, ale nie szafy, tylko piękne panie.
Nie wszyscy mieli szczęście, bo kilkanaście osób zginęło. Widocznie tak musiało być, mieli pecha, bo jak ktoś ma pecha, to, jak wiadomo, i w kościele w mordę dostanie (s.107).
(...) Zygmunt Gwizdalski, nie orzeł, miał nawet opinię cokolwiek tępawego, ale dzięki temu skończony i kompletny służbista. Wiadomo było, że nikogo nie wpuści. Nawet gdyby w wigilijną noc przyszła pod sklep Święta Rodzina, to odmówiłby prośbie o nocleg (s.349).
Szefie, co szef mówi o krakoskiej kurturze, to raczej kulturwa (s.368).
Z początku Narcyza zachłysnęła się szczęściem, jakim było pojawienie się Ludwika, ale to szybko minęło. Nie cieszyła się tym, co miała, lecz zjadało ją rozmyślanie o tym, co utraciła. To, co niedokonane, wzięło górę nad teraźniejszością (...) (s.84).
Najchętniej by się pomodlił, ale wiedział, że gdyby Bóg pomagał w takich sytuacjach, to zaprzeczałby swojemu istnieniu. Jeśli jest, to lepiej go tak bezczelną prośbą nie wnerwiać (s.451).
-No jak tam teges z tą panienką?-Stryjek był nieustępliwy.-Żaden teges, znamy się z księgarni.-Ho ho, z księgarni-zahuczał stryjek.-I co, chodzicie razem po księgarniach i bibliotekach, a jak się zmęczycie, to się położycie?-Stryjek wybuchnął na koniec głośnym śmiechem. Heniek spojrzał na niego z politowaniem.-Stryjek to chyba powinien maglem zawiadywać, a nie warsztatem-powiedział gniewnie.-No, kochany, nie unoś się bo nie ma o co.-Jan Wcisło był wyraźnie rozbawiony.
- Powiedz no, Tata, a co Ty w zasadzie robisz, bo ja mam warsztat, a Ty?
- Jak to, co ja robię? Od lat jestem w partii!
- Ale to nie robota!
- Jak to nie robota?
(...)
- To ty jesteś zawodowy polityk!
(...) Tasiemka zupełnie jak Król Słońce mógł powiedzieć: Partia to ja! [s.169].
Z roku na rok 1 Maja, święto robotników, kończy się coraz większymi awanturami. (...) Socjaliści biją komunistów i narodowców, a narodowcy komunistów i socjalistów, komuniści zaś biją narodowców i socjalistów, a do tego wszystkiego dołącza się policja, która tłucze komunistów. Każdy bije się z każdym i to nie na żarty.
(...)
- Spokojnie, panie aspirancie. To nie my będziemy zbierać, tylko pogotowie i magistrat - zaśmiał się Stolarczyk - A jak już ich pozbierają do karetek i karawanów, to będzie luźniej na ulicach - ze stoickim spokojem ciągnął swoje wyjaśnienia doświadczony policjant.
- Pewnie się pan zastanawiasz, czy tak można? Można, można drogi panie aspirancie, bo tam nie ma przypadkowych ofiar, oni są między sobą ustawieni, tak jak chłopaki z Targówka albo Czerniakowa, na bitkę. Jakbyśmy chcieli się w takie rzeczy angażować, to musielibyśmy też obstawiać wszystkie wesela i chrzciny. A najlepiej to ich zabronić i jeszcze tak jak w Ameryce zakazać picia alkoholu. Jak to się nazywa?
- Prohibicja - podpowiedział Denhel.
- No właśnie, prohibicja - wycedził z nieukrywanym wstrętem Stolarczyk. - Wiadomo, że jak jest wódka, to są kłopoty, a jak jej nie ma, to jeszcze większe. Się wie, czym to grozi. Tak samo jest z pochodami, jak kogo tam ciągnie, to wie, co jest grane, to nie jest tak, że ktoś na kogoś napada. Oni się spotykają i naparzają, ot tak po prostu.
- A jeżeli jednak się trafi ktoś naprawdę przypadkowy?
- To przypadkowo oberwie [s.172-176].
Pamiętaj, nie można być rozrzutnym, ale największy błąd, to
robienie oszczędności na ludziach.