cytaty z książek autora "Katarzyna Boni"
Czas wcale nie leczy ran. Sam w sobie nie ma właściwości uzdrawiających. Jedyne co potrafi, to mijać. To od nas zależy, jak go wykorzystamy.
Ci, którzy już zaplanowali własną śmierć, mówili, że czują się spokojniejsi. Teraz naprawdę mogą cieszyć się życiem.
Dzisiaj, kiedy chcesz włączyć ogrzewanie, naciskasz przycisk. Kiedy chcesz zjeść obiad, idziesz do supermarketu. Ludzie ciężko pracują, żeby mieć pieniądze, które oszczędzają czas. Ale to błędne koło. Pracujesz, żeby wydawać w supermarkecie? A może pracowałbyś mniej i miał godzinę więcej na przygotowanie obiadu razem z dziećmi?
Gdyby coś takiego wydarzyło się chociażby we Francji, w rejonie, w którym produkują słynne wino, powiedzmy w Szampanii, świat by się wkurwił (...). My też już nie możemy żyć na naszej ziemi. Produkować ryżu, doić krów, zbierać pędów bambusa. Świat milczy".
Jeśli ocalejemy, to nie dzięki własnej odwadze czy sprytowi, tylko dlatego, że na nas nie przyszedł jeszcze czas.
Pierwszy rok - przeżycie.
Drugi rok - więzi.
Trzeci rok - świadomość.
Czwarty rok - rozczarowanie.
Już niedługo ludzie będą mogli zapakować wszystkie rzeczy, które uzbierali przez te pięć lat, i wrócić do siebie do domu. Domu zarośniętego trawą, domu z przegryzionymi kablami, domu śmierdzącego odchodami myszy, domu z oknami wybitymi przez dziki i z legowiskami lisów. Dom można posprzątać. Spleśniałe belki zastąpi się nowymi, naprawi się dach, wyrówna ściany. Ubrań żadnych nie ma, mebli też nie. Wszystko poszło do spalenia.
Odnowa domu to nie problem. Ale ci, co myślą o powrocie, wahają się. Chcą zobaczyć, ilu sąsiadów wróci. No bo jak to tak? Mieszkać samemu wśród pustych domów?
Fali było dziesięć, może piętnaście. Kto by je liczył. Ludzie mówili, że w oddali woda przetaczała się tak, że chwilami widać było dno morza. Za pierwszym razem to sama woda -brudna, szara, spieniona. Ale każda kolejna fala pełna jest samochodów, fragmentów domów, telewizorów, stołów, krzeseł, kuchenek, skrzynek pocztowych, wanien, latarni, potłuczonych porcelanowych kubeczków, pluszowych foteli, czajników, szczotek do włosów i albumów pełnych zdjęć.
Ściana wody z tego, co przed chwilą było miastem.
Z trupami ryb, psów i ludzi.
Cały czas czują ból. Ból zimnej połowy łóżka. Ból jednej pary sztućców na stole. Ból pojedynczego biletu do kina. Ból ciszy w odpowiedzi na zadane pytanie. Ból odnalezionej w szufladzie listy zakupów zapisanej jej pismem. Ból, który nie pozwala odejść. Oszaleć można z bólu. Lepiej spróbować ze zmarłym porozmawiać.
To da się zrobić. Trzeba tylko pojechać na samą północ Tohoku, do prowincji Aomori, i odnaleźć itako.
Przed szczątkami warzywniaka mieszkańcy widzieli kolejki do nieistniejącej kasy. Kierowcy opowiadali o cieniach ludzi uciekających w stronę wzgórz, jakby nie mogły przestać odtwarzać ostatnich minut swojego życia. Matki twierdziły, że ich zatopione dzieci wracają do domu bawić się ukochanymi zabawskami, przesuwają klocki, włączają pozytywki. A jedna kobieta przestała wychodzić z domu, bo w każdej kałuży widziała oczy topielców.
Niektórzy wzywają egzorcystów. A inni specjalnie szukają duchów. Jeżdżą o zmroku nad morze, wyczekują na plaży albo tam, gdzie kiedyś stał ich dom. Chcą jeszcze raz zobaczyć ukochanych, których zabrała fala. Nie potrafią zapomnieć.
Przygotowywanie się na śmierć to jak szykowanie się do ślubu. Trzeba wybrać trumienny strój, sobrać makijaż, zdecydować się na kształt urny, do której przesypią nasze prochy.
(...)
Można pójść o krok dalej i zdecydować, co stanie się z naszymi prochami. Ułatwiają toi firmy turystyczne. Organizują wycieczki, podczas których w różnych miejscach Tokio rozsypuje się torebki z solą imitującą prochy. Gdzie chciałbyś, żeby cię rozsypano? W morzu? W parku? A może ze szczytu wieżowca?
Skoro trauma zostawia neurologiczny ślad w mózgu i może być przekazywana z pokolenia na pokolenie, to czy spełnianie marzeń też zmienia nam DNA?
Granica pomiędzy tym, kiedy potrzebujesz zachęty, a tym, kiedy potrzebujesz pomocy, jest bardzo cienka.
Co osiągnęliśmy przez ostatnie dziesięciolecia? Jak nam wychodzi zarządzanie milionami ludzi? Nauczyliśmy się rozwiązywać konflikty? Pozbyliśmy się systemu ekonomicznego, który wzmacnia nierówności? A czy nasze dzieci są szczęśliwe z ocenami i egzaminami? Jaki w ogóle jest nasz cel? I czemu jeszcze - pomimo religii, terapii i poradników do samorozwoju - nie jesteśmy szczęśliwi?
Może celem nie było zbudowanie miasta na pięćdziesiąt tysięcy ludzi, tylko stworzenie lasu? Nigdy się nie dowiemy. I póki Auroville istnieje, nie będziemy wiedzieć, dokąd tak naprawdę idziemy. Zawsze będzie można pójść o krok dalej.
Pomimo to Rogerowi zdarzało się wątpić. Te robaki, to proso w wodzie, ten kurz, ten brud. Czy to naprawdę jest to? Napisał do Matki: "W aśramie było nadzwyczajnie, przepełniała mnie atmosfera błogiej miłości. Wiesz przecież, że jestem z natury samotnikiem, spełniam się w medytacji. A tu jest brudno, jedzenie jest okropne, marnieję. Czy taki jest Twój plan?". Była jedenasta w nocy. Zakleił kopertę i położył się spać. List chciał wysłać do aśramu porannym autobusem. Ale odpowiedź przyszła szybciej. Roger mówił później, że o trzeciej w nocy usłyszał wyraźny głos: "Robisz dokładnie to, co powinieneś. To jest twoje miejsce. Jesteś tam, żeby budować nowy świat".
Czy można zabraknąć powrotu komuś, kto bardzo chce wrócić?
Matka ustaliła, że w Auroville nie będzie nazwisk, policji, sędziów i więzień. Nie będzie pędu za pieniędzmi, bo pieniądze nie będą stanowiły o wartości człowieka. Nie będzie religii, bo żeby iść własną drogą, każdy musi być sobie drogowskazem. Nie będzie żebraków (żebrzące dzieci - pisała - zostaną wysłane do szkoły, żebrzący starcy - do domu opieki, żebrzący chorzy -do szpitala, a ci, którzy żebrzą, choć są zdrowi - dostaną pracę). Nie będzie również rządzących ani struktur administracyjnych - w kontakcie z boską prawdą wszystko ułoży się samo. (....)
Choć każdy jest zaproszony, nie jest to miejsce dla leniwych i zdesperowanych. Andi dla tych, którzy chcą uciec od rzeczywistości albo szukają odpoczynku na starość. Miasto ludzkiej jedności wymaga wiary. I pracy.
To tu narodzi się nowy gatunek człowieka.
Codziennie też pojawiali się nowi ludzie. Wysiadali z rikszy pod drzewem banianiu, rozglądali się niepewnie naokoło. Ale gdzie jest miasto, pytali. Gdzie są ulice, gdzie domy, gdzie szkoły, gdzie urzędy, gdzie sklepy, gdzie parki, gdzie restauracje, gdzie teatry, gdzie kino? Gdzie elektryczność, gdzie kanalizacja, gdzie woda?
Miasto? Miasto jest w każdym z nas, słyszeli.
Większość odjeżdżała jeszcze tego samego dnia.
Nieustanne narzekanie to czysta strata czasu i energii.
Próbuję połapać się w aurovillskich kategoriach. Oficjalnych jest kilka: Mieszkaniec, Newcomer, Przyjaciel, Współpracownik, Małżonek, Stażysta, Wolontariusz, Gość. Każda z nich oznacza inne przywileje i inne obowiązki. Są jeszcze turyści, którzy nie wpadają do żadnej kategorii, bo nawet nie wyrabiają sobie aurovillskiej karty. A nieoficjalnych? Pionierzy, Leśnicy, Miastowi, Aurodzieci. Innych ciągle się uczę. Jestem w Indiach, porównanie z systemem kastowym nasuwa się samo.
Odkochiwanie to najsmutniejsza rzecz na świecie. Patrzysz na osobę, która była twoim światem, i widzisz tylko złudzenia, którymi się karmiłeś.
(...) Auroson przysłał mi wiadomość: czasem czujesz się lepiej, czasem gorzej. Czasem masz wątpliwości, czasem pewność. Czasem jesteś sam, czasem z kimś. Ale życie płynie dalej, a ty ciągle poruszasz się naprzód. Innej drogi nie ma. Jedyne, co masz, to ścieżka.
Ale to również on uczy mnie, że słowa są umowne i że to my nadajemy im znaczenie. I dzięki temu tworzymy własne światy.
Życie mogłoby być całkiem proste i łatwe, gdyby umysł człowieka nie wprowadzał do niego tylu zbędnych komplikacji.
(Matka, 1963).
Według niej różnice między płciami są sztuczne, to zwykłe konwenanse. Prawda jest taka, że każe z nas ma w sobie psychiczną istotę, która nie ma ani płci, ani rasy.