cytaty z książek autora "Krystyna Habrat"
Dostrzega torebkę - tę najdroższą, kupioną na pocieszenie - na podłodze, koło nogi krzesła, ale biegnie dalej za czymś pilniejszym. Tylko nie pamięta za czym. Wtem zahacza o dywan. Nieposłuszna ręka jeszcze chce się uchwycić stołu, lecz reszta ciała leci na ziemię. Wyzwolone teraz łzy radują. Jedynie krnąbrne pięści zaczynają tłuc bezsilnie podłogę. W końcu podnosi się na kolana pełna nienawiści do siebie samej. Widzi na dywanie kilka podwójnych listeczków z wąsikami korzonków, nie większych od paznokcia. To znowu rozprzestrzenia się ta niebezpieczna roślina, której nazwy nie pamięta. Odkąd Wiktor stąd się wyprowadził, zapełniała pustkę mieszkania czym się dało, nawet zielenią. Wkrótce kwiatki rozpanoszyły się po całym domu. (...) Później przestraszyła się ich ekspansji. Mogły zarosnąć całe wnętrze. Zadusić! Choćby w nocy. Odkąd nazwała te rośliną >>rozwojnik dusiciel<< i bała się sypiących się listków z korzonkiem.
Dorota kroczy ulicą uśmiechnięta. Przyciąga tym spojrzenia. Jej promienna twarz zaraża radością. W dodatku obejmuje ramieniem olbrzymi bukiet żółtych kwiatów. Ale ona tylko sili się na ten skurcz mięśni przypominający uśmiech. Udaje. A ręka tak kurczowo przyciska kupione mimochodem kwiaty, że obwisły omdlałe. Mijają ją cienie ludzi. Jedynie spękania chodnika wbijają się jej w oczy przeraźliwie ostro. I każdy uszczerbek muru. Nogi niosą ją same. "Byle nie wpaść pod samochód" - powtarza sobie poruszając ustami i odsuwa się co chwilę lękliwie od jezdni aż pod ściany domów. "Nikt by nie uwierzył, że to nie samobójstwo - zaśmiała się drwiąco- A w takich okolicznościach byłoby to jakieś wyjście. Ale zarazem przyznanie się do przegranej". Nie chciała nawet, by jej kto towarzyszył dziś na rozprawie. Zresztą - kto?
Tej jednak nocy został wyrwany ze snu. Zaczął się zastanawiać: szaleniec tak sobie poczyna czy ktoś woła o pomoc? Wtedy przyszło mu do głowy, że i on odwrócił się niedawno od osoby wzywającej ratunku. Zobaczył wyraźnie błagające go oczy Doroty Olszakówny. Walnął się pięścią w czoło ze wstydu. Okazał się głupi i gruboskórny. To przecież nie on zawiódł się na Dorocie, bo okazała się zarozumiała, wyniosła, antypatyczna, ole ona na nim. Przecież go po coś zaprosiła. (>>>) Karcił się teraz, że jak ostatni ćwok posiedział u niej napuszony i zwiał bez wyjaśnienia. Nie wykazał za grosz empatii! Zaraz z rana w redakcji pomaszerował do jej pokoju.