Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać3
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński27
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marc Laidlow
1
7,1/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,1/10średnia ocena książek autora
69 przeczytało książki autora
157 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Kroki w nieznane. Almanach fantastyki 2013 Kir Bułyczow
7,1
Gdzies w glebokich latach siedemdziesiatych swietem, przed swietami Bozego Narodzenia, byly kolejne premiery Krokow w Nieznane. Wydawnictwo byloby znakimitym prezentem pod choinke, gdyby mozna bylo tak dlugo czekac. Bylo inaczej, trzeba bylo czytac natychmiast. Otworzyc zgrzebnie wydany tom i zaglebc sie w najlepsze co swiatowe i krajowe SF mialo do zaoferowania.
Niezastapiona Wikipedia podaje, ze pierwsza seria byla wydawana w latch 1970 do 1976 co sie mniej wiecej zgadza z moimi wspomnieniami oraz ze “po wydaniu sześciu tomów cykl został zamknięty z przyczyn politycznych” do wydaje sie dosc oczywiste zwazywszy na praktyke tamtych lat i bardzo nie ortodyksyjny wybor tekstow.
Jak zwykle w takich antologiach, czesc opowiadac trafia w gusta konkretnego czytelnika, inne nie. Tak i bylo w moim przypadku. Czesc zgromadzonego materialu oceniam bardzo krytycznie. Dla mnie zdecydowanie bajlepsze to „Mapy zostawmy innym” – Michaela Swanwick, „Nowa dusza cesarza” Brandona Sandersona i fenomenalne „Zalozyciel” – Orsona Scotta Card’a.
Musze wlaczyc Kroki w Nieznane w moj roczny cykl czytelniczy. Czekam na edycje 2014.
Kroki w nieznane. Almanach fantastyki 2013 Kir Bułyczow
7,1
Stare, PRL-owskie "Kroki w nieznane" były gwiazdą błyszczącą wśród kamyków literackiej SF, rzucanych skąpą ręką przez naszych wydawców. Było tak nie tylko ze względu na bogactwo tematów, ale i na potoczystość języka oraz zwięzłość historii. Nowe antologie zaś... No cóż... Są przede wszystkim grubsze. Jednak grubość na ogół nie przekłada się na jakość.
Edycja z 2013 roku, nosząca numerek 9, przedostatnia z wydanych przez Solaris, boryka się z klasycznymi bolączkami obecnych antologii. Jest workiem z grochem i kapustą. Nie ma tu rzeczywiście najlepszych, błyskotliwych czy najbardziej poruszających tekstów. Są tylko opowiadania trochę lepsze, i trochę gorsze. Nic wartego zakochania się i wracania raz po raz w następnych latach. I nie wiem, czy wynika to z nie dość wystarczającego oczytania selekcjonera antologii, czy może z ogólnego zjazdu jakości zagranicznej prozy fantastycznej.
Bardzo przyjemnie wypada "Sierżant Chip" Bradleya Dentona. Oparty na może niezbyt porywającym pomyśle (narracja jest prowadzona z punktu widzenia szkolonego psa wojskowego, potrafiącego telepatycznie porozumiewać się ze swoim ludzkim partnerem),posiada wciągającą, wartką akcję i dobrze przedstawionych bohaterów. W dodatku historia psa i jego oddziału rzeczywiście potrafi pod koniec wzruszyć.
Równie pozytywne wrażenia pozostawia "Broń promieniowa - love story" Jamesa Alana Gardnera, jedna z niewielu tutaj historyjek przypominających dawne opowieści SF - z pistoletem obcych, który przypadkiem spadł na Ziemię i dostał się w ręce nastolatka, zmieniając jego nastawienie do życia i praktycznie formując jego los samą swoją obecnością.
Kolejnym sympatycznym tekstem jest "Mapy zostawmy innym" K. J. Parkera (czyli Toma Holta). Aczkolwiek awanturnicza akcja, okraszona drobinkami bardzo miłego humoru, nie potrafi przykryć faktu, że za całą fantastykę robi tutaj fikcyjna kraina. Są żaglowce, armaty, białe plamy na mapach oraz kupieckie wyprawy - dokładnie tak, jak u nas w XVI czy XVII wieku. Tyle że lądy są inne, podobnie jak nazwy państw. O tyle więc opowiadanie to nie pasuje do zbioru, będąc raczej opowiastką historyczną w bardzo umownym kostiumie fantasy.
Ciekawe są także dwa teksty trochę niedorobione - "Puste przestrzenie" Grega Kurzawy, czyli zawieszona nieco w próżni space opera (jacy obcy? skąd się wzięli? gdzie konkretnie latają holowniki?),oraz "Jagannath" Karin Tidbeck, króciutka postapokaliptyczna historia, w której próżno szukać informacji, co z cywilizacją konkretnie poszło nie tak, ani czym tak naprawdę stali się ludzie. Obie opowieści potrafią jednak zbudować nietuzinkowy klimat i zaproponować bohaterów, którzy intrygują swoim tajemniczym zajęciem.
Zdecydowanie natomiast słabsi są "Martwi" Swanwicka, zbyt szkicowo odmalowujący przyszłość, w której umarli nie odchodzą i żyją sobie - jako zombie - w slumsach, czekając, aż ktoś wpadnie na to, jak ich wykorzystać w globalnej gospodarce. Rozczarowują "Zeznania Oli N." Bułyczowa, startujące jako przygnębiająca historia apokaliptyczna, a finiszujące w postaci żenująco tandetnego moralitetu. Z kolei "Lotny" Marca Laidlawa pozostawia czytelnika zupełnie obojętnym (lekarz zajmuje się chłopakiem posiadającym władzę nad ptakami i lotnymi owadami),a "Szczęśliwy Człowiek" Jonathana Lethema jawnie denerwuje płytką zagrywką pod amerykańską publiczkę (zmarli przeskakują świadomością między swoim ciałem - chyba formalnie martwym - a prywatnym piekłem, w którym raz za razem przeżywają tę samą rzecz). Jeszcze gorzej jest z "Gołąbkiem" Julii Zonis. Koncept opowiadania jest nieczytelny (kto kogo i dlaczego zniewolił?),realia bez sensu (jakaś alternatywna Ziemia?),fabuła nieciekawa (obóz pracy),a finał narzucający się praktycznie od pierwszych stron.
Zupełnie odrębnym przypadkiem jest "Nowa dusza cesarza" Sandersona. Fabularnie jest i ciekawa, i oryginalna, tyle że to najczystsza gatunkowa fantasy, co - przynajmniej w moim mniemaniu - jawnie się żre z ideą "Kroków w nieznane". Bo fantasy jako takie jest gatunkiem dość odpornym na rewolucyjne idee literackie, a frapujące koncepcje socjologiczne czy technologiczne to też raczej nie jej działka. Nie wiem, po co było umieszczać tu ten tekst, nawet jeśli sam w sobie dobry (poza drobnym potknięciem, czyli obecnością zegarka z sekundnikiem w świecie, w którym jeździ się konno i walczy na miecze).
A już kompletnym nieporozumieniem są dwa teksty zamykające antologię. "Wielkie marzenie" Johna Kessela w sposób absolutnie mglisty i nieuchwytny udaje przynależność do fantastyki (Raymond Chandler - tym razem jako poboczny bohater - być może ma zdalny wpływ na poczynania ludzi, którzy w jakiś sposób się z nim zetkną),zaś "Założyciel" Orsona Scotta Carda jest wściekle rozwleczonym (prawie sto stron!),nużącym hołdem dla "Fundacji" Asimova, na dokładkę nieudanie drapowanym na głębokie, wręcz filozoficzne dzieło.
W książce można więc znaleźć trochę ciekawej rozrywki, ale nie ma co liczyć na niezapomnianą lekturę, pochłanianą z wypiekami na twarzy.