cytaty z książek autora "Ekke Overbeek"
Był tylko jeden ksiądz o nazwisku Jajko w całej archidiecezji krakowskiej. Ergo: Wojtyła zastąpił katechetę oskarżonego o bicie dzieci księdzem oskarżonym o wielokrotne usiłowanie gwałtu.
Znaczenie kontekstu dla zatajania takich spraw trafnie ujął adwokat ofiar w filmie Spotlight. Trawestując angielskie powiedzenie, że do wychowania dziecka potrzebna jest wioska, powiedział: „Do molestowania dziecka potrzebna jest wioska”. Dla Polski tamtych lat można to rozszerzyć: do molestowania dzieci na taką skalę potrzebne było społeczeństwo – autorytarne, zastraszone i przemocowe. W tym, niezamierzonym, znaczeniu Jan Paweł II miał rację, mówiąc, że „społeczeństwo jako całość” ponosi odpowiedzialność za molestowanie dzieci w Kościele.
Innymi słowy papież Franciszek uważa, że biskupi podejrzani o tuszowanie seksualnych przestępstw swoich podwładnych powinni sami wyjaśniać swoje "zaniedbania". Według Franciszka polscy biskupi mogą być sędziami we własnej sprawie.
Polska nadal żyje w cieniu Jana Pawła II. Papież, który zaczął swój pontyfikat od słów "Nie lękajcie się" i który powtarzał, że prawda nas wyzwoli, budzi lęk u tych, którzy szukają prawdy.
Według Przewodnika Katolickiego zgorszenie to spowodowanie czyjegoś "potknięcia się i jego upadek", również symbol przewrotnego kuszenia. Więc mówiąc o "zgorszeniu dzieci", przyszły Jan Paweł II wyraża nie tyle współczucie dla zgwałconych dziewczynek, ile zmartwienie, że ksiądz katecheta mógł je sprowadzić na złą, grzeszną drogę.
Przyszły papież dwukrotnie używa słowa "przestępstwo". Zatem już w 1971 roku Karol Wojtyła wiedział, że wykorzystywanie seksualne dzieci jest przestępstwem, że nie należy do tej samej kategorii co relacja intymna z kobietą czy związek gejowski. Tymaczem przez ćwierć wieku jego pontyfikatu Kościół będzie traktował tego rodzaju przestępstwa jak zwykłe grzechy.
Wojtyła pozwala przestępcy pozostać duszpasterzem. Półtora roku po przyznaniu się Loranca do molestowania dziewczynek i rok po skazującym wyroku sądowym przywraca mu prawo do pełnienia funkcji kapłana. Nie wolno mu tylko uczyć religii. Wojtyła powołuje się na artykuł 2223, ustęp 3, punkt 2 prawa kanonicznego. Stanowi on, że sędzia kościelny może odstąpić od wymierzenia kary, "jeśli winowajca został doskonale poprawiony i naprawił zgorszenie, albo jeśli władza cywilna wymierzyła mu już wystarczającą karę lub może ją wymierzyć". W tym przypadku chodzi o tę drugą możliwość, bo o "naprawieniu zgorszenia" nie ma mowy.
Fakt, że Loranc nadal funkcjonował jako ksiądz, był i jest bardzo bolesny. Tym bardziej że ani ze strony Wojtyły, ani reszty krakowskiej kurii nie było żadnego gestu wobec Marty czy innych ofiar. Przyszły Jan Paweł II nie zainteresował się traumatycznymi doznaniami dzieci. Otoczył opieką gwałciciela i przywrócił go do roli kapłana.
W tym samym roku, w którym przyszły papież przywrócił skazanego pedofila do pracy duszpasterskiej, opiekę nad pewną górską osadą powierzył innemu księdzu, o którym wiedział, że molestuje nieletnich.
Powtórzmy raz jeszcze: kardynał Wojtyła daje księdzu, o którym wie, że molestuje, odrębną placówkę ze słabym nadzorem. Warto podkreślić, że robi to w 1971 roku, czyli w tym samym czasie, kiedy księdzu Lorancowi, skazanemu pedofilowi, przywraca uprawnienia duszpasterskie. Loranc, jako pedofil z wyrokiem, nie mógł uczyć dzieci. W przypadku nieskazanego molestanta Surgenta arcybiskup Wojtyła nie widzi przeciwskazań. Ksiądz Surgent ma pełne prawo, wręcz obowiązek w swojej nowej prawie parafii uczyć religii dzieci i młodzież. Ale nie ogranicza się do katechizacji. Z młodzieżą, przede wszystkim męską, robi dużo więcej.
W marcu 1986 r. do rodziców zaczęły napływać sygnały od dzieci 6-7 letnich uczęszczających na lekcję religii, że ksiądz Surgent zachowuje się nienormalnie, tj. chłopcom rozpina spodnie, ogląda ich narządy płciowe - wszystko pod pozorem poprawienia odzieży i bielizny rzekomo wystającej ze spodni.
Pytam go, co myśli o przerzucaniu księży pedofilów do kolejnych parafii.
- To tak, jakby ktoś kradł w banku, zamknęli go, udowodnili mu na pięć lat, potem wyszedł i do innego banku na pracę poszedł. Co tam będzie robił? To samo, co tam robił: kradł.
- I co pan myśli o biskupie, który puszcza takiego księdza do następnej parafii?
- Jeśli widzę, że ktoś popełnia niedobrą rzecz, nieważne jaką, i nie reaguję, to nie jestem lepszy niż on. To jest współpraca z przestępcą. Tak samo tu, jeżeli nie zareagował. Chyba że nie wiedział, ale powinien wiedzieć. Po co on tam jest? To tak samo jak kierownik, który nie wiedział, co jego pracownicy robią, a potem coś się stało i się tłumaczy: panie, ja nic nie wiedziałem. No to po co kierownikiem jesteś?
Pierwsza wersja tej książki była gotowa, gdy trafiłem na historię, która przebija poprzednie, jeśli chodzi o zaangażowanie przyszłego papieża w tuszowanie afer pedofilskich. Zarówno Lenart, jak i Loranc byli wikarymi. Surgent dopiero pod koniec kariery doczekał się probostwa. Za molestowanie nieletnich spotkała ich prędzej czy później kara - kościelna lub więzienia. Ale podobne przestępstwa popełniane były również na szczycie kościelnej piramidy. Okazuje się, że Jan Paweł II pozwolił uniknąć odpowiedzialności bliskiemu współpracownikowi, gdy został on oskarżony o molestowanie nieletnich.
Słowem, ksiądz doktor Bolesław Saduś, oskarżony o molestowanie uczniów w Polsce, żyje w Austrii jak pączek w maśle. Do tego cieszy się pełnym zaufaniem kardynała Wojtyły, któremu spłaca dług wdzięczności w twardej walucie. Na stare lata w Polsce będzie bogaty dzięki zarobkom w austriackich Schillingen.
Dobrze lub dość dobrze udokumentowanych historii seksualnych przestępstw duchownych nie ma w przetrzebionych archiwach wiele. Więcej jest rozproszonych wzmianek domagających się wyjaśnień. To jest miejsce, w którym góra lodowa molestowania nieletnich w krakowskim Kościele zaczyna znikać pod wodą. Tu i ówdzie prześwituje podwodna część tego masywu.
Takich wzmianek jest więcej: ksiądz, który przyznaje, że jest gejem, i otacza się chłopcami; inny, który bierze dzieci "pod swoje skrzydła"; ksiądz, który bierze prysznic z młodymi chłopcami i - jak twierdzą inni księża - nie tylko się z nimi myje; prowincjał zakonu, któremu na wakacjach "towarzyszył jakiś młody chłopczyk". A co z księdzem, który otwarcie przyznaje się do bycia gejem, a większość swojego wolnego czasu poświęca ministrantom i absolutnie nie chce mieć wikariusza - czy nie dlatego, że wścibskie oczy mogą zobaczyć jak wygląda jego "świecki styl życia"? To wszystko sugeruje, że mniej lub bardziej intymne stosunki z nieletnimi nie były wśród kleru rzadkim zjawiskiem.
Góra lodowa okaże się jeszcze większa, gdy rozszerzymy nieco kategorię nadużyć i włączymy do niej maltretowanie dzieci. Przypomnijmy: w tamtych latach bicie dzieci zdarzało się dość często, ale w szkole nie było dozwolone. Księża, którzy się tego dopuszczali na lekcjach religii, nie byli karani przez biskupa i rzadko przez państwo.
Można pokusić się o tezę, że kryzys związany ze skandalami seksualnymi w Kościele tak naprawdę zaczął się nie w Stanach Zjednoczonych, lecz w Polsce. Afery pedofilskie nie podważały tu jednak zaufania do Kościoła. Do kryzysu w pełnym tego słowa znaczeniu nie doszło dlatego, że zabrakło trzeciego koniecznego elementu: oburzenia opinii publicznej.
Warunki funkcjonowania Kościoła w państwie komunistycznym z pewnością kształtowały przyszłego papieża. Jeżeli Karol Wojtyła, wsiadając do samolotu przed pamiętnym konklawe, zabrał ze sobą lekcję z Polski, nie była to lekcja o fabrykowaniu oskarżeń o molestowanie nieletnich, żeby szkodzić Kościołowi. Przyszły papież wywiózł z Polski przekonanie, że wierni nie uwierzą w oskarżenia, a skoro tak, to będą dla Kościoła doskonałą tarczą.
Jan Paweł II trwał w przywiezionym z Polski wojennym trybie: instytucjonalne donosicielstwo, brak zaufania, nietolerancja wobec inaczej myślących, traktowanych jak zagrożenie dla Kościoła. Najsurowiej podchodził do wszystkiego, co wiąże się z seksem: żadnej antykoncepcji, żadnej aborcji, seks tylko między mężczyzną i kobietą i tylko w małżeństwie, bez możliwości rozwodu. Wierni nie mogli liczyć na złagodzenie tej sztywnej doktryny. Księża łamiący te zakazy - seksu z dziećmi nie wyłączając - mogli natomiast spodziewać się papieskiego miłosierdzia. Ich przestępstwa seksualne Jan Paweł II traktował jak pospolite grzechy.
Słowa Chrystusa są tu wykorzystywane do usprawiedliwienia kultury milczenia. Nie trauma dzieci jest "przedmiotem troski", tylko ich "zgorszenie". Nie przestępstwo stanowi problem, tylko skandal, jaki może wywołać. Nie sprawca jest zły, tylko ten, kto o jego działaniu mówi.
Nie mamy żadnych świadectw, że Karol Wojtyła kiedykolwiek chciał spotkać się z ofiarami księży molestantów. Ani że w inny sposób okazał im empatię. Wiadomo natomiast, jak łagodnie traktował sprawców. Dla biskupa Wojtyły poważnymi karami były rekolekcje, ostrzeżenie, przeniesienie i ewentualnie zawieszenie na jakiś czas w obowiązkach. Wykluczenie ze stanu duchownego nie wchodziło w grę.
Ksiądz kanclerz nigdy nie zmienił zdania. W latach 90., gdy był już na emeryturze, wspominał, że arcybiskup Wojtyła zamykał uszy, gdy mowa była o niecnych czynach księży: "[Wojtyła] brał udział we wspólnych obiadach i kolacjach, rozmawiał i żartował, ale była jedna rzecz, której bardzo nie lubił... nie lubił słuchać, kiedy mówiono źle o jakimś księdzu". Ciekawe, jakie jeszcze "grzechy" arcybiskup odpuszczał swoim podwładnym. Ile razy "nie lubił słuchać"? A ile razy był "za dobry" dla księży, którzy "coś przeskrobali"?
W rezultacie tej dwulicowości pod całym Kościołem rozciąga się dziś mroczny labirynt spraw przemilczanych. Można po nim błądzić bez końca. Na pewno jest więcej świadków, więcej dokumentów i więcej nowych wątków. Ale kiedyś trzeba postawić kropkę i pokazać choćby cząstkę tego, co ukrywa kościelna hierarchia.
Kościół głosi, że prawda wyzwala, tymczasem robi wszystko, aby ją ukryć.
Łagodność Franciszka wobec polskich biskupów, których udział w tuszowaniu nadużyć seksualnych został szeroko udokumentowany, ostro kontrastuje z jego własną obietnicą, że nie tylko ci, którzy molestowali, lecz także ci, którzy chronili molestujących, poniosą odpowiedzialność. Karane będzie zarówno zaprzeczenie przestępstwom pedofilskim kleru, jak i tuszowanie - zapewnia.