Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać140
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
- ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński9
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Lucy Ferriss
1
6,5/10
Pisze książki: literatura piękna
Jest utytułowaną autorką licznych powieści, opowiadań, esejów, wierszy, artykułów i recenzji. Ma dwóch synów, pracuje jako wykładowca uniwersytecki.http://www.lucyferriss.com
6,5/10średnia ocena książek autora
141 przeczytało książki autora
229 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Utracona córka Lucy Ferriss
6,5
Bardzo lubię czytać książki o tematyce życiowej,opisujące losy ludzi,ich dramatyczne przeżycia i radzenie sobie z konsekwencjami.Ta od samego początku bardzo mnie zaciekawiła a z biegiem rozgrywającej się akcji czytałam ją z zapartym tchem.Jest to powieść o miłości,pokutowaniu za dawne grzechy z młodzieńczych lat.Jest przesycona tragedią i melancholią,wzbudza u czytelnika wiele emocji.Nie brakuje tu zagadek,napięcia,silnych emocji i wstrząsających sytuacji.Poznamy tu najbardziej skryte tajemnice bohaterów i ich bieg zdarzeń.Dowiemy się jak żyli w ciągłej obawie przed przeszłością oraz jak zmagali się z przeciwnościami losu.Polecam!
Utracona córka Lucy Ferriss
6,5
Powieść Utracona córka autorstwa Lucy Ferriss zaczyna się od „trzęsienia ziemi”. I ani trochę w tym momencie nie przesadzam. Prolog książki jest wstrząsający, bardzo naturalistyczny i stawiający do pionu wszystkie czytelnicze emocje. Policzkuje, szarpie, niemal rozrywa umysł. Robi też oczywiście jeszcze jedną rzecz – niesamowicie przyciąga uwagę. Co będzie dalej? – zastanawiamy się. Co jeszcze można wymyślić? Czy można jeszcze bardziej zgnieść czytelnika niż niezwykle plastycznym opisem sztucznie wywołanego poronienia wspomaganego łyżką? Owszem, można.
Brooke O’Connor wydaje się spełnioną i szczęśliwą kobietą. Ma kochającego mężczyznę, wspaniałą córkę i pracę, która daje jej wiele satysfakcji. Jednak coś stoi na przeszkodzie, by bohaterka mogła osiągnąć pełnię szczęścia. Coś też przeszkadza jej ponownie zajść w ciążę, czego tak bardzo pragnie dla nich jej mąż. Jak zapewne nietrudno jest się wam domyślić, przyczyną tego wszystkiego jest wydarzenie sprzed lat, tak malowniczo przedstawione w prologu. Jednak w trakcie lektury przekonujemy się, że mimo jawnego połączenia teraźniejszości z przeszłością nie wszystko będzie takie oczywiste, jakby się mogło wydawać. Wydarzenia wieczoru i nocy sprzed lat będą ujawniane stopniowo, dzięki czemu będą nadawały powieści tajemniczości, a nas zachęcały do przewracania kolejnych stron. Pojawi się też kluczowy dla historii, napędzający machinę powiązaną z przeszłością Alex, dręczony wyrzutami sumienia dawny chłopak i ojciec niechcianego dziecka Brooke.
Wiem, brzmi to wszystko jak streszczenie fragmentu telewizyjnego tasiemca. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość Ferriss i napisać, że powieść ma posmak szlachetności i mimo niejakiej serialowości, czyli niespotykanych zwrotów akcji i wręcz hiobowych nieszczęść nękających bohaterów, czyta się ją z poczuciem, że nie tracimy czasu na coś podszytego tandetą. Ponadto książka porusza trudne i ważne tematy i nie mam tu na myśli wyłącznie problemu aborcji, czy jak kto woli – dzieciobójstwa. A te wszystkie problemy zostają skumulowane na pięciuset dwudziestu stronach i momentami tworzą wręcz swojego rodzaju grubaśny pitawal. A mi w trakcie pisania tego zdania przemknęło przez głowę, że dobrze, że książka Ferriss nie jest cieńsza, że daje czytelnikowi oddechy od tych nieszczęść, których jeszcze ciaśniejsze nagromadzenie tchnęłoby niemożliwym do przyjęcia fantazjowaniem.
Skoro bohaterowie Utraconej córki muszą się rozprawić z przeszłością, książka nie mogła się obejść bez retrospekcji. I nie bez przesady napiszę, że amerykańska pisarka jest mistrzynią w ich wplataniu w teraźniejszość. W jej prozie retrospekcje są myślami bohaterów zawieszonych w trakcie wykonywania jakiejś czynności. Brooke pracująca w ogrodzie przypominająca sobie zdarzenia sprzed lat… Spacerujący po wzgórzach Alex rozpamiętujący dramat decyzji podjętej w przeszłości… A myśli te są tak zgrabnie wplecione w rozmyślania bohaterów, że nie pamiętamy o tym, że to tylko wspomnienia. Niejednokrotnie przyłapywałam się na zapominaniu, że to, co czytam, jest zamierzchłą przeszłością postaci, tak jest ona niezwykle zgrabnie wpleciona w czas teraźniejszy.
Kolejną dużą zaletą powieści amerykańskiej pisarki jest sposób prowadzenia narracji. Mianowicie jest ona filtrowana przez przeżycia bohaterów i mimo że bywa głównie trzecioosobowa, jest zupełnie odmienna w przypadku poszczególnych postaci. Mistrzostwem pod tym względem jest rozdział pisany w oparciu na sposobie myślenia i wrażliwości kobiety z zespołem Downa, która ucieka z domu. Prostolinijne postrzeganie świata przez bohaterkę, bunt nakazujący jej tę dziwną „podróż” po jakże innym od czasu jej ostatniego w nim pobytu miasteczku i dramat, który ją spotyka, wręcz zapierały mi dech. Podobnie rzecz się miała w przypadku jedynej obecnej w książce narracji pierwszoosobowej, czyli tej z perspektywy niepełnosprawnej Najdy, dziewczyny o zdeformowanym ciele, ale o niezwykle żywym i sprawnym umyśle, pełnej pogardy dla tych, którzy mają ją za osobę niespełna rozumu. Bohaterka ta to właściwie temat na osobną książkę, tak jest wielowymiarowa i bogata wewnętrznie.
Skoro już o charakterystyce bohaterów książki Ferriss mowa, to – podobnie jak naturalistyczne opisy – jest ona niezwykle plastyczna. Czytając Utraconą córkę, widziałam twarze i sylwetki bohaterów: piękną, smukłą Brooke z garbkiem na nosie, wysportowanego Aleksa ze zmęczoną twarzą naznaczoną wewnętrznym cierpieniem czy męża głównej bohaterki, Seana, którego Ferriss opisuje niczym ulepionego z miodu i słońca, pełnego ciepła i wewnętrznego światła. Pięknie się o tym wszystkim czyta, a podczas lektury tych opisów moja wyobraźnia pracowała aż miło. Z radością powitałam też akapity streszczające przeszłość bohaterów, która doprowadziła ich do miejsca, w którym się znajdują. Najmilej wspominam historię wprowadzającą czytelnika w losy rodziny imigrantów z Polski (sic).
Tak, bohaterów w Utraconej córce odnajdziemy wielu i jak teraz o tym myślę, żaden z nich nie wydaje się zbędny. Każda postać, także drugo- czy trzecioplanowa, wprowadza istotne dla fabuły wątki, często zaskakujące i trzymujące w napięciu. Zresztą słowo „napięcie” rzuca się w oczy już z okładki książki, na której znajdziemy wypowiedź autora bestsellerów „New York Timesa” Wally’ego Lamba, którego pozwolę sobie zacytować:
"Poruszająca opowieść o winie i przebaczeniu, macierzyństwie i błędach młodości, trzymająca w napięciu od wstrząsającego prologu aż po ostatni akapit".
A teraz będę obrzydliwie czepialską recenzentką i napiszę, że powyższe słowa nie do końca są prawdą. Mimo mnożących się dramatycznych wydarzeń moja ciekawość malała ze strony na stronę od drugiej połowy książki. Łatwiej było mi się od lektury oderwać i stawałam się coraz bardziej obojętna na losy bohaterów. Zastanawiałam się, skąd wziął się ten spadek napięcia, żeby móc wam napisać coś więcej niż bełkotliwe wytłumaczenie, że Ferriss źle rozlokowała emocje czy też niewłaściwie wyeksponowała temat. I wpadłam na dwa możliwe wytłumaczenia. Pierwsze jest takie, że siostrą opisywanej w Utraconej córce historii jest przewidywalność i krocząca z nią ramię w ramię stylistyka, którą można by nazwać „do łzy ostatniej”. Więc gdy już wpadnie się w ten powieściowy rytm, kolejne wydarzenia zaczną się stawać dla nas, że tak powiem, normalne jak na ten typ prozy. Drugie wytłumaczenie spadku emocji jest bardziej konkretne i uważam je za ogromny błąd w historii opisanej przez Ferriss. Mam na myśli powody strachu Brooke przed tym, aby ponownie zajść w ciążę. Tłumaczenie jej decyzji nawiązaniem kontaktu z duchowym dzieckiem czy kimś/czymś w tym rodzaju (nie opiszę tego dokładniej, bo to po prostu przekracza granice mojego pojmowania) jest wręcz fantastyczne, a co za tym idzie – nieprzekonujące psychologicznie. Może to wytłumaczenie postępowania bohaterki będzie się podobało młodszym, bardziej fantazjującym czytelnikom albo też takim wierzącym w kontakt dusz. Dla mnie jednak jest to podstawową wadą fabuły powieści. W przeciwieństwie do niemal metafizycznego, bardzo Kieślowskiego mijania się bohaterów, gdy jeszcze nie wiedzą o tym, jak istotny mają/będą mieć na siebie wpływ. To jest piękne. I ze względu na tę cechę, a także na plastyczność opisów i świetnie poprowadzoną narrację Utraconej córki nie żałuję, że dane mi było przeczytać tę książkę.
Paulina Stoparek ----> http://www.noircafe.pl/author/stoparek/