cytaty z książek autora "Sylwia Zientek"
Odczuwanie więzi z drugim człowiekiem to jak nawiązanie kontaktu z inną galaktyką - nie sposób wytłumaczyć, dlaczego się udało.
(...) całe szczęście zawierało się w przewidywaniu spełnienia, nie zaś w rzeczywistym momencie zaistnienia zdarzeń, na których temat snuła marzenia.
(...)Ale jeśli nauczysz się nie pragnąć niczego ponad to, co masz, oszczędzisz sobie bólu, rozgoryczenia i poczucia, że życie nie ma sensu.
To niewiarygodne! Gdyby kilku artystów tu, w Paryżu, nie odkryło statuetek wykonanych przed setkami lat przez jakiegoś czarnego człowieka, , który nie umiał pisać ani czytać, sztuka nowoczesna wyglądałaby dzisiaj zupełnie inaczej.
Ach, wy, Polacy! Nie mogę pojąć waszej namiętności do ziołowego naparu o wątpliwym zapachu.
Nie wiem co mi jest... Może to tylko fizjologia, jakieś seksualne przebudzenie? Może to obsesja, o jaką siebie nigdy nie podejrzewałam, może symptom choroby? Nieustannie potrzebuję jego ciała, muszę go dotykać, chcę czuć go w sobie, chcę, żeby ciągnął mnie za włosy i całował moje stopy. Jestem w takim stanie, jakbym przekroczyła granicę przepaści i spadała, wiedząc doskonale, jaki będzie finał tego lotu...
Mam taki defekt, ciągła gonitwa myśli, nadmiar wrażeń, to wszystko bardzo mnie meczy. Tylko w trakcie malowania mogę odetchnąć od siebie. To jest prawdziwe ukojenie.
Widzę w tobie rozbicie, rozdwojenie, które zresztą dostrzegałem od zawsze. Jest w tobie strona, która, czeka na coś, czego nie umie wytłumaczyć, która snuje rozmyte marzenia, nieustannie doznając rozczarowania, bo życie jest tylko tym, czym jest, a świadomość, że nigdy nie zdarzy się nic ponadto, wpędza cię w najgłębszą rozpacz. Ale jest też to drugie oblicze, dotąd dominujące, osoby ambitnej i skupionej na konkretnym długofalowym celu. Dzięki dążeniu w sprecyzowanym kierunku trzymasz się w garści, odsuwasz na bok pokusę nihilizmu, czekania na coś niezwykłego, co nigdy się nie przytrafi, na miłość, która zapiera dech i nadaje życiu sens. Pamiętaj, żeby trzymać się kurczowo tej drugiej opcji. Jeśli pozwolisz sobie na snucie niebezpiecznych marzeń, będziesz zgubiona.
Wieczorami gasną latarnie gazowe, ulice zalewa lawa ciemności, zaprawiając goryczą wspomnienie rozjarzonego Paryża, jaki zobaczyłam, gdy tu przyjechałam.
I tak, wystrojona jak nigdy dotąd, trafiłam do Miasta Świateł, jak słusznie nazywa się Paryż (zwłaszcza w porównaniu z ciemnym Krakowem) - miejsca przypominającego nierealne, skąpane w ostrym świetle barwne dekoracje.
Trzy lata ode mnie starszy Kazik nie zauroczył mnie bynajmniej aparycją, ale pracowitością i wrażliwością. Najbardziej urzekło mnie to, że ten żarliwy komunista o dużym bagażu życiowych doświadczeń pisał wiersze.
Teraz żałuję, że zgodziłam się na to pozowanie. Myśl o byciu uwiecznioną (dokładnie tak to widzę: uwiecznioną) na obrazie malarza była początkowo ekscytująca, nawet jeśli artysta jest nieznany. Kiedy Modigliani powiedział, że chce mnie namalować, ogarnęły mnie duma i euforia.
Otwieram parasolkę i dopiero teraz odwracam się, aby spojrzeć na jarzący się od środka żółtymi i czerwonymi światłami lokal. Widzę w nim tylko Modiglianiego. Cała reszta to tło.
(...) być zakochanym, to szczególny stan, kiedy mózg modyfikuje rzeczywistość, kiedy sama nadzieja na miłosne spełnienie wystarcza, aby najdrobniejsze zdarzenie zwiastujące powodzenie w tej kwestii uczyniło człowieka szczęśliwym, zadowolonym z życia, jakby siła pragnienia była na tyle duża, aby usunąć w cień wszelkie wątpliwości i pojawiające się niekiedy uczucie braku sensu.
Im dłużej trwała ich znajomość, tym większą w jej ocenie zyskiwała wartość. To było niezwykłe, że przyjaźń przetrwała, mimo że ich drogi życiowe poszły w różnych kierunkach, zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej.
I choć miał tak wiele możliwości, do końca nie mógł się zdecydować na żadną z nich.. Nie wiedział, w którym pójść kierunku(...).
Muzyka płynąca ze słuchawek wprowadzała ją w melancholijny nastrój. Towarzyszące jej emocje przypominały stan zakochania, jaki nieraz już przerabiała: wyśnione miłości do ludzi, którzy chwilowo użyczali swojej tożsamości tkwiącemu w niej od zawsze wymyślonemu na bazie literatury archetypowi kochanka na całe życie.
Krok po kroku, dzień po dniu, doszło do tego, że stała się czekaniem, czekaniem na to, że pojawi się w jej gabinecie, że będą rozmawiać, że będą sami tak blisko, odarci z masek, onieśmieleni ujawnieniem swoich pasji.
Świat zawsze będzie miał skrajnie różne oblicza. Gdzieś tam trwa wojna i ludzie walczą o to, aby przetrwać kolejny dzień, inni zaś żyją w willach nad turkusowymi wodami jeziora (...). Czy człowiek naprawdę ma wpływ na to, gdzie dopełni się jego los: w bogatym i spokojnym zakątku świata czy tam, gdzie cierpienie, strach i walka są codziennością kolejnych pokoleń?
Zdeterminowany przez macierzyństwo los kobiet czynił z każdej z nich męczennicę. Rolę tę odgrywały z poczuciem krzywdy, przez całe życie rozpamiętując swe niespełnione marzenia.
Zatem to już – szepnęła, czując się zaskoczona szybkim przemijaniem czasu. Kiedy jest dobrze, nigdy nie jesteśmy gotowi na świadomość końca – powiedziała sama do siebie.
Piękno jest owocem najwznioślejszego wysiłku duchowego.
(...) namalować nagą kobietę, to więcej, niż ją posiąść.
(...) najgorsza jest świadomość utraty, kiedy nawet nie wiedziało się, że pragnie się tego, co właśnie bezpowrotnie umknęło.
Kiedy jestem z Modiglianim w tym samym pomieszczeniu, całą sobą czuję jego obecność. Moje ciało jest inne, gdy jego ciało jest blisko. Gdy on tańczy wokół sztalug i dopieszcza swoje płótna, staję się jednym wielkim wyczekiwaniem na jego spojrzenie, gest, dotyk.
Po prostu kiedy maluję, odłączam się od swojego „ja”, rozumiesz? Istnieję tu i teraz, a jednocześnie ustaje bieg myśli. Mam taki defekt, ciągła gonitwa myśli, nadmiar wrażeń, to wszystko bardzo mnie męczy. Tylko w trakcie malowania mogę odetchnąć od siebie. To jest prawdziwe ukojenie.
Dla mnie szczęście jest jak pojedyncza, złota nitka w tkaninie (...). Widziałeś suknie z takich materiałów, gdzie wpleciona nić błyszczy się i mieni, zmienia charakter całego stroju, chociaż jest jej tak niewiele.
Przybliżam się do obrazów. Moje spojrzenie błąka się od jednej postaci do drugiej. Mam ochotę dotknąć chropowatej, pokrytej warstwami farb powierzchni. Obrazy wyzwalają spokój.
Podchodzę jeszcze bliżej. Chcę się przyjrzeć widocznym na płótnie śladom ruchów pędzla, pozornie niedbałych. Czuję wibracje w tych gestach, jakąś nerwowość podszytą bezgranicznym smutkiem.