prof. dr hab. Ludwik Hirszfeld - polski lekarz żydowskiego pochodzenia. Studiował medycynę w Würzburgu i Berlinie. Specjalizował się w bakteriologii i immunologii. Był asystentem w Instytucie Badań Raka w Heidelbergu oraz w Zakładzie Higieny uniwersytetu w Zurychu. W czasie II wojny światowej został przesiedlony do warszawskiego getta, z którego udało mu się uciec. Po wyzwoleniu Lublina w 1944 brał udział w tworzeniu UMCS. Do jego najważniejszych osiągnięć naukowych należy praca nad grupami krwi. O życiu prof. Hirszfelda napisał Grzegorz Fedorowski w książce "Ludwik Hirszfeld" (Nasza Księgarnia, 1985),zaś o jego badaniach Paweł Jasienica w "Opowieściach o żywej materii" (PIW, 1954). Obecnie jedna z ulic na warszawskim Ursynowie nosi im. Ludwika Hirszfelda. Żona: Hanna (do 07.03.1954, jego śmierć),córka
Ważna i wybitna.
Jest bowiem głosem prawdziwego humanisty, gorącego i mądrego patrioty, rzetelnego naukowca, troskliwego męża i ojca, w przede wszystkim wrażliwego człowieka.
Autor z drobiazgowością kreśli obraz swej pracy naukowej, pozwala zajrzeć do laboratorium, na międzynarodowe kongresy, a potem za mury warszawskiego getta, na polską wieś podczas okupacji, obserwuje ludzi i ich naturę. Składa zarazem hołd wielkoduszności, piętnuje cynizm i próbuje dociec przyczyn okrucieństwa Niemców.
Bo ta książka to wielkie oskarżenie. Oskarżenie ideologii i ludzi, którzy zmuszają innych do wyborów: umrzeć teraz czy za godzinę? Co zrobić z ojcem staruszkiem, który oszalał i krzyczy, a więc sprowadza niebezpieczeństwo na innych ukrywających się? Wracać do swojego dziecka czy towarzyszyć w transporcie maluchom, które ma się pod opieką?
Zapominamy o historii, a Hirszfeld nam o niej przypomina. Zapominamy o tym, czym jest człowieczeństwo, a Hirszfeld odświeża nam pamięć. Ukazuje jednocześnie piękno: dobro, które można znaleźć i pielęgnować w młodych jak ogród, naturę i wiarę budującą relacje międzyludzkie.
I choć wspomnienia te mogą się wydać nieco chaotyczne, skażone czasem (wydano je w 1946r., a napisane zostały w 1943),to przecież nie da się podważyć świadectwa obserwacji i odczuć tego "jednego życia". Pisze o nich człowiek, któremu świat zniszczono, którego wiarę próbowano odebrać, a mimo to pozostał człowiekiem.
Dlatego to książka wybitna. I ważna.
"Historia jednego życia" to nie tylko autobiografia uczonego. To również cenny i ciekawy wykład na temat roli i zadań każdego badacza.
Ludwik Hirszfeld w wielką pasją i zaangażowaniem opowiada o swojej pracy - zarówno odkrywcy, bakteriologa jak i wykładowcy. Jego refleksje na temat uczenia się i nauczania innych mogłyby stać się przewodnikiem dla każdego, nie tylko początkującego pedagoga.
Hirszfeld podchodzi do zjawisk przyrody z uznaniem i pokorą, mając świadomość, że człowiek także jest jej elementem; jako jedyny obdarzony umysłem, ale przez to wcale nie najdoskonalszy.
O swoich zasługach dla bakteriologii i ummunologii oraz medycyny autor mówi z nieskrywaną dumą, ale bez zadufania w sobie. Przede wszystkim jednak wprowadza zwykłego czytelnika w świat zarazków i skomplikowanych procesów fizjologicznych w sposób zrozumiały i budzący zainteresowanie, okraszony wieloma dygresjami i anegdotami, np. na temat swojego udziału w słynnej sprawie Gorgonowej czy procesach o wykluczenie ojcostwa. Nigdy nie przypuszczałam, że opowieść o mikrobach tak mnie pochłonie:).
"Historia jednego życia" to również wartościowy dokument na temat życia Żydów w przedwojennej Polsce i w czasach Zagłady.
Szczególnie poruszające są opisy umierającego getta i próby zachowania godności w czasach pogardy.
Godne podziwu było zaangażowanie autora i innych uczonych w kontynuowanie badań podczas wojny oraz prowadzenie tajnego nauczania. Aż trudno uwierzyć, że dla niektórych zdobywanie wiedzy i dzielenie się nią było równie ważne jak zdobycie kromki chleba czy przeżycie kolejnego dnia.
Wspomnienia Hirszfelda to hołd złożony i pomordowanym naukowcom, i wielu bezimiennym ofiarom.
Opowieść Ludwika Hirszfelda porusza do głębi i daje wiele do myślenia. Ma też niewątpliwy walor dydaktyczny - chyba z żadnej naukowej publikacji nie dowiedziałabym się tyle o grupach krwi i zakaźnych chorobach, co z tej autobiografii.
Styl może już dziś nieco trąci myszką - wszak autor spisał większość wspomnień jeszcze podczas wojny, ale w żaden sposób nie umniejsza to wartości książki.